które
można odczuć jedynie w promieniach miłości’
Kroniki Proroka Codziennego 015:
Tak! To już ostatni
rozdział! Sama nie mogę uwierzyć, ale naprawdę. Jednak moja przygoda z dramione
nie dobiega końca. Postanowiłam wrócić do czasów Hogwartu i kto wie może ten
pomysł być naprawdę dobry. Wszystko zależy jak pokażę tę nową historię. Tymczasem
zapraszam was do czytania.
. *~*~*
Draco
miał niewiele czasu.
Cokolwiek zaplanowali Śmieciożercy to z pewnością nic
dobrego. Musiał coś zrobić by uratować ukochaną dziewczynę i synka. Swoją
przyszłą rodzinę. Bez niej był nikim. Niestety postanowili mu w tym
przeszkodzić. Zastawili pułapkę w którą wpadł jak małe dziecko. Zaklął pod
nosem będąc uwięziony gdzieś głęboko pod ziemią. Czuł zapach zgnilizny, który
przyprawiał go o mdłości. Musiał stąd uciec. Pozbawiono go wszystkiego co
mogłoby mu pomóc. Nie miał jednak pojęcia, że miał anioła stróża. Człowieka,
który od dłuższego czasu śledził jego rodzinę. Ojca Hermiony. Henrego Snep’a.
Mężczyzna chciał mieć pewność, że jego córka wyszła cało. Nie mógł pomóc
chłopakowi, gdy był atakowany, ale teraz mógł go uwolnić. Bez wahania
teleportował się i uwolnił go z więzienia.
- Hermiona
jest w niebezpieczeństwie – wyszeptał cicho. Henry pokiwał głową pomagając mu
wstać. Musieli działać razem. W tym momencie nie mieli wyjścia. Dodatkowo Draco
nie miał różdżki. Kiedy teleportowali się od dom płonął w ogniu. Zaklął
wściekły pod nosem. Jakby przeszłość stanęła mu prze doczami. A jeśli przybył
za późno? Może już nie żyła? Nie chciał o tym myśleć. Jak szalony wpadł do
środka. Właśnie zobaczył opiekunkę wraz z zapłakanym Jamiem. Henry teleportował
się by pomóc ich wyciągnąć. Wszystko działo się naprawdę bardzo szybko. Draco z
trudem odnalazł Hermionę. Była przytomna, ale w oczach kobiety błyszczały łzy
rozpaczy. Uwolnił ją i pomógł wstać. Wtuliła się nie kryjąc radości na jego
widok. A jednak przybył. Zdążył. Niestety Dafne czuwała. Wcale nie odeszła jak
myśleli. Pojawiła się w najmniej oczekiwanej chwili. Wyglądała jak szalona
ubrana w długą białą sukienkę. Niczym zjawa przychodząca po śmierć.
- Daj nam
odejść – poprosił cicho Draco. Miał nadzieję, że przemówi jej do rozumu. W
końcu kiedyś mieli całkiem dobre stosunki. – Nie masz dość? Astoria nie żyje.
Nasza śmierć nie przywróci tego. Nic nie osiągniesz.
- Sprawię, że będziesz cierpiał! Kiedy ją zabije na
twoich oczach – wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Dlaczego
myślisz iż jej śmierć sprawi mi ból? – Draco zaśmiał się brutalnie. Mocniej
ścisnął dłoń kobiety. Chciał by w ten sposób zrozumiała jego słowa. Nie myślał
tego co mówił. Pragnął by zrozumiała intencje nim oboje spłoną. Gdzieś koło
nich trzasnęły schody. Drewniane części mebli rozsypywały się niczym domek z
kart. Jego ukochany dom, który budował z tak wielką troską właśnie popadał w
ruinę. – Nie zależy mi na niej. Nie kocham jej w ogóle. Nigdy nie zastąpi mi
Astorii.
- Mówisz tak
by uratować jej życie – pokręciła głową. Nie ufała mu. Dafne nie należała do
głupich idiotek. Wręcz przeciwnie. Zawsze wykazywała się zadziwiającą
bystrością. Już w szkole przerażała go sowim zachowaniem. – Kochasz ją. Nie
okłamiesz mnie. Podobnie jak tego bękarta. Syna Liama. Nie rozumiem jak mógł
spłodzić dziecko z taką szlamą.
- Ona nigdy
nie była szlamą! – Cichy, ale stanowczy głos Henry’ego zaskoczył wszystkich.
Nim do Dafne dotarło, że ktoś za nią stoi padło rzucone zaklęcie. Ciało kobiety
osunęło się na ziemię. Coś huknęło z tyłu za nimi. Ogień coraz bardziej trawił
pomieszczenie.
- Tato –
wyszeptała zaskoczona dziewczyna. Powoli dławiło ją w gardle. Jeśli nie uciekną
sama się udusi. Jęknęła cicho poruszona jego widokiem. Zamykały się jej
powieki. Wspólnie uciekli z płonącego domu. Ktoś z zewnątrz gasił magią ogień.
Kilka gapiów spoglądało na nich. Przybyli również Aurorzy a wśród nich
Kingsley. Wyglądał na zaniepokojonego.
- Dafne Greengrass? – pokręcił głową z
niedowierzaniem wysłuchawszy relacji Dracona. Zostawił Hermionę ze swoim ojcem
by mogli porozmawiać spokojnie. Sam musiał wyjaśnić wszystko Kinsgleyowi. Wciąż
czuł gorycz w sercu gdy pomyślał, że znów mógł stracić ukochaną. Tak wiele
ostatnio przeszli. Zdecydowanie za wiele. Zasługiwali na odrobinę szczęścia we
własnym życiu. – Nie mogę w to uwierzyć
jak wszystko się tak potoczyło. Nie miała łatwego życia, ale że stoczy się tak
drastycznie? Zasługiwała na coś więcej. Niestety los nie oszczędził tej
kobiety.
- Nie będę nic
tu mówić – mruknął Draco. Myślał zupełnie inaczej, ale nie jego w tym głowa.
Nie miał się zbytnio gdzie zatrzymać z Hermioną i dzieckiem. Dlatego pomyślał o
matce. Do ojca nie chciał jechać. Jednak wkrótce będzie musiał skonfrontować
się z nim. Ojciec chciał poznać Jamiego. Synka ulubionego dziecka. – Ani
oceniać. Dafne sama wybrała sobie taki los. Nikt jej nie zmuszał. Uznała mnie
winnego śmierci Astorii, a przecież nie ja ją zabiłem.
- To logiczne.
– Kingsley nie ukrywał swojego współczucia. Kiedyś może myślał inaczej o
Malfoyu, ale zauważył jak wielkie zmiany zaszły w chłopaku, już dorosłym
mężczyźnie. Stał się prawdziwym, odpowiedzialnym mężczyzną. Takie zmiany są
prawdziwą rzadkością, a on umiał je docenić. – Będziesz odbudowywał dom?
- Nie –
pokręcił głową. – Ziemię oddam miastu. Mam na wsi rezydencje, która wymaga
napraw. Należała do mojej babki ze strony matki. Wspaniałe miejsce do
zamieszkania z rodziną. I początek nowego życia. Oczywiście liczę, że
przyjdziesz na ślub?
- Jak najbardziej – przytaknął Kingsley. Odruchowo
spojrzał w stronę Hermiony. Niezwykle dzielna i odważna kobieta. Dzisiaj rzadko
takie osoby się spotyka. W przeszłości przeszła prawdziwe piekło, ale teraz
miała szansę na szczęście. I tego im życzył z całego serca. W końcu zapanuje
spokój. Przynajmniej na to liczył. – Powodzenia, Malfoy.
- Dziękuje –
przytaknął z uśmiechem. Po raz pierwszym od dawna naprawdę szczerze. Podszedł
do Hermiony i jej synka. We trójkę udali się do Narcyzy. Oczekiwała ich
zadowolona z tej niespodziewanej wizyty. Zdążyła pokochać małego chłopca jakim
był Jamie. Mimo swoich ponurych korzeni to niezwykle ciepły i uroczy chłopiec.
Wykazywał się inteligencją jakiej nie miało wielu dorosłych.
- Wszystko
spłonęło – wyszeptała ściszonym głosem Hermiona. – Wciąż nie mogę w to
uwierzyć. W pewnym momencie bałam się, że zginę.
Narcyza pokręciła głową ze współczuciem. Siedziały
właśnie w nowym pokoju gościnnym
Hermiony. Jamie już spał, więc zostały same. Dochodziła druga w nocy. Draco
kończył pisać sprawozdanie. Gdyby ktoś kiedyś powiedział Narcyzie, że będzie
prowadziła rezolutną rozmowę z Granger nie uwierzyłaby. Takie niespodzianki
bywają mocno zaskakujące.
- To tylko
rzeczy – odezwała się cicho gładząc ją jak córkę po włosach. – Rzeczy, które
nie powinny mieć żadnego znaczenia. Ważne jest wasze szczęście w które bardzo
wierzę.
- Dziękuje,
mamo – uściskała kobietę czując łzy płynące po policzkach. Dawno nie była taka
wzruszona. Naprawdę miała rodzinę. Tworzyła przyszłość. W tym momencie nic nie
miało dla niej żadnego znaczenia.
. *~*~*
Dochodziła szósta nad ranem, gdy obudził ją
dziki krzyk.
Musiała minąć chwila nim uświadomiła sobie, że
wydobył się z jej własnego gardła. Przerażona, spocona drżała ze strachu we
własnym łóżku. Z oczu kobiety wyciekły łzy. Koszmar. Kolejny tej nocy. Czy już
nigdy nie zaśnie spokojnie? Od kiedy znów została opętana przychodziły do niej
co noc. Jednak teraz do środka wpadł Blaise. Z początku wystraszona jego obecnością
zaczęła się przed nim bronić, ale nie trwało to długo. Przespał całą noc
otaczając swoją opieką. Wcześniej długo rozmawiali. Opowiedział jej o
wszystkim. Chyba nigdy przed nikim nie zwierzył się tak bardzo. Ta spowiedź
była dla niego niezwykle ważna. Potrzebował tego.
Ginny słuchała go ze łzami w oczach. Nie sądziła, że
ukochany człowiek przeżył w swoim życiu tak wiele. Nic dziwnego, że połączyła
go niezwykła przyjaźń z Draconem. Łączyło ich bardzo wiele. I obojgu udało się
odejść od piekła zgotowanego przez własnych rodziców. Nie każdy miał takie
szczęście. W końcu zaczynała rozumieć przeszłość. Straciła dziecko, przeżyła
wiele, ale dzisiaj odzyskała szczęście. Naprawdę. Blaise wyznał swoją miłość.
Wciąż odszedł tylko z powodu Harry’ego. Wciąż miała żal do dawnego chłopaka.
Kiedyś może go kochała. Łączyło ich coś więcej, ale niestety. Ich drogi dawno
się rozeszły. Po prostu nie czuła tego co teraz. Blaise otworzył ją na inny rodzaj uczucia.
Niestety kłopoty jakie do nich przyszły niemal zniszczyły szczęście jakie
mieli. Czy zdoła pozbierać się po tym wszystkim? Miała wrażenie, że zbyt wiele
na nią nałożono. Przecież nie chciała zbyt wiele. Westchnęła cicho podnosząc
głowę.
- Musimy iść
do Zakazanego Lasu – powiedziała zdecydowanym głosem. Blaise spojrzał z
zaskoczeniem na dziewczynę. – To prawda. Wezwij Harry’ego. Jutro odkryjemy
wszystkie karty.
Nie do końca przekonany chłopak pokiwał głową. Trochę
rozumiał wszystko. Chciała zakończyć całą sytuacje. Wrócić do tańca, ich
związku. Ostatecznie wszystkiego co mieli przed sobą. Wciąż nie mógł uwierzyć,
że odzyskał dawne życie. Kiedyś nawet o tym nie myślał. A teraz? Rzeczywistość wyglądała
jeszcze inaczej niż myślał. Kiedy zakończą wszystkie próby i wybiorą głównych
tancerzy poprosi ją o rękę. Tym razem nie ucieknie. Wspólnie stworzą swój dom
UW Londynie. Zasługiwali na szczęście. I nikt im tego nie odbierze.
- Nie jestem
do końca przekonana, czy pomysł jest dobry – powiedziała cicho McGonagall kiedy
na drugi dzień w gabinecie dyrektorki przedstawili swój plan. Niby wszystko
wyglądało proste i dokładne. Jednak coś nie pasowało. Nie umiała powiedzieć co.
Od zawsze miała przeczucia, które często się sprawdzały. Taki tajemniczy i
niebezpieczny dar.
- Ja też – przyznała Ginny stojąc u boku Zabiniego.
Skutecznie ignorowała Harry’ego. Wciąż czuła się zdradzona. Nie mieli jeszcze
okazji wyjaśnić sobie wielu rzeczy. Jednak nie była gotowa. Ostatecznie
powiedziała mu, że to koniec. Zniszczył jej przyszłość, okłamał w wielu
sprawach. Tak było najlepiej dla nich wszystkich. Widziała jego spojrzenie
jakie rzucał w ich stronę, ale zignorowała go.
Pół godziny później wyszli na zewnątrz. Towarzyszyli
im również Katherine i Corie. Dziewczynka bardzo chciała pomóc im w walce.
Ostatecznie czuła się winna wszystkiemu. Zadzieranie z duchami zawsze było
niebezpieczne.
Zakazany las niewiele się zmienił. Wciąż pozostawał
mroczny, tajemniczy i niebezpieczny. Zachowali wszelką ostrożność. Doszli do
miejsca, które duch pokazywał Ginny w swym nawiedzeniu. Harry wysunął się
naprzód. Nerwowo rozglądał się dookoła. Czuć było napięcie jakie wisiało w
powietrzu.
- Wreszcie
jesteś, Potter! – znajomy syk rozniósł się echem po lesie. Potter nie krył
swojego zaskoczenia. Bellatriks Leastrange. Mógł podejrzewać, że ona stała za
tym wszystkim. Zaklął pod nosem.
- To ty… -
wyszeptał unosząc różdżkę. – Od początku stałaś za wszystkim? Ty zabiłaś
Atvooda? Rzuciłaś zaklęcie na dzieciaki? Bawiłaś się nami wszystkimi!
- Tak –
przyznała z wyraźnym zadowoleniem. Kiedy jej twarz pojawiła się w świetle
księżyca Harry wzdrygnął się mimowolnie. Wyglądała strasznie. Niczym upiór z
tych wszystkich przerażających książek. Musiała zapłacić wysoką cenę za swój
powrót. Jeśli naprawdę umarła. – Widzisz Harry Molly naprawdę mnie zabiła, ale
wcześniej rzuciłam zaklęcie. Bardzo specjalne zaklęcie i obiecałam komuś twoją
duszę. Ponieważ masz krew niewinnych na rękach nie jesteś taki święty jak
wszyscy myślą. Idealna karta przetargowa bym mogła zostać na zawsze.
- Mówisz o
diable? – Harry pokręcił głową. W tym momencie nie zwracał uwagi na
pozostałych. Byli tylko oni. Nadszedł czas rozwiązać wszystkie kłopoty. – Tak
myślisz Potter? Niebo i piekło istnieje naprawdę. Tylko ktoś, kto znalazł się
po drugiej stronie i wrócił może to potwierdzić. Sam się przekonasz.
- Nigdzie nie
odchodzę, ale ty na pewno. Avada Kedavra! – cisnął mocnym zaklęciem. Jednak
Bella je zablokowała. Kolejne i następne również. Mało tego. Wyczarowała wokół
nich tarczę. Nikt z zewnątrz nie mógł jej przekroczyć. Mogli tylko biernie
obserwować całą sytuację. Rozpacz w ich oczach mieszała się z przerażeniem.
Nikt nie sądził, że będą świadkami tego wszystkiego.
- Może jednak
zmienisz zdanie? – Bella wybuchła swoim szaleńczym śmiechem. – Ja straciłam
wszystko w chwili, gdy zabiłeś Czarnego Pana. Dlatego sprawie, że ty również
zostaniesz całkiem sam. Śmierć byłaby dla ciebie wybawieniem, prawda? Tak wiele
poświeciłeś. Powiedz jak wiele i kogo? Przyznaj się….
Harry nerwowo zacisnął dłonie. Wiedział o czym Bella
mówiła. Śmierć Freda nie była przypadkowa. Nigdy o tym nie mówił. Nigdy do tego
nie wracał. Całkowicie wymazał to ze swojej pamięci. Popełnił tak wiele błędów,
że ta jedna wydawała mu się być błahostką.
- Jesteś z
siebie dumna, prawda? O to ci chodziło? Chciałaś mnie zniszczyć. Niczego
bardziej nie pragnęłaś… - Harry mówił coraz słabszym głosem. Różdżka w jego
ręku się trzęsła. Czuł, że nie da rady
dłużej tego ciągnąć. Pogubił się w tym wszystkim. Miał zbyt wielką
odpowiedzialność na sobie, ale to nie było dla niego. Zbyt wiele stracił. – Na
tym świecie nie ma miejsca dla nas dwojga – wyszeptał. Dotarł do niego słaby
krzyk Ginny, ale było za późno. Rzucił zaklęcie. Silne, mocne. Odbiło się przez
barierę Belli i cisnęło w nich oboje. Upadli na ziemię wydając z siebie
ostatnie tchnienie. W tym momencie bariera pękła. Wszyscy podbiegli w ich
stronę.
- Harry – załkała cicho Ginny. Nie chciała wierzyć w
rzeczy o których słyszała od Belli. Harry nie był aż taki zły. Poświęcił się
dla nich wszystkich. Miała wrażenie, że właśnie odeszła część jej własnej
duszy.
. *~*~*
Minęło kilka ciepłych dni.
Hermiona powoli przyswajała się do życia w domu
Narcyzy. Owszem brakowało jej tamtego domu w którym była szczęśliwa. Bała się
również relacji z matką mężczyzny. Kiedyś nie miały najlepszych stosunków. Na
całe szczęście wszystko minęło. Narcyza okazała się być wspaniałą kobietą i
cudowną babcią. Kolejną rzeczą, którą bardzo przeżyła była śmierć Harry’ego.
Nie sądziła, że najlepszy przyjaciel tak skończy. Ginny zdała jej całą
wstrząsającą relacje. To bolało. Naprawdę, bardzo. Jednak musieli pogrzebać
przeszłość.
- Panienko
Granger – drgnęła słysząc głos lokaja pana Steela. Od niedawna pracował dla
Narcyzy. Był charłakiem i wiernym pomocnikiem. W dodatku został prawdziwym
przyjacielem Jamiego. Mały chłopiec umiał zjednać sobie wszystkich. Była z
niego naprawdę dumna. Niestety wciąż pozostawał jeden cień. Ojciec Malfoya,
Lucjusz. Osoba której naprawdę się bała. – Panicz chciałby porozmawiać w
bibliotece.
Skinęła głową. Za tydzień mieli wziąć ślub, a jutro
miał być pogrzeb Harry’ego. Zdecydowanie za wiele w tak krótkim czasie.
- Coś się
stało? – zapytała wchodząc do okazałej biblioteki. Ponieważ Narcyza została
typową Bizneswoman świetnie radziła sobie z gotówką. Dzięki temu umiała
operować każdą gotówką. I stać ją było
na luksusy. Łatwo było się przyzwyczaić do takiego życia.
- Mój ojciec
umiera – powiedział Draco zmęczonym głosem. Ostatnie wydarzenia odcisnęły na
nim swoje piętno naprawdę się o niego martwiła. Człowiek nie może znieść zbyt
wielu rzeczy na raz. To by każdego zabiło. Tak jak w przypadku Harry’ego. Wciąż
czuła smutek na samą myśl o przyjacielu, ale Lucjusza nie było mu żal. W żaden
sposób. Wiele osób wycierpiało przez niego. Teraz nadszedł czas zapłacić za
swoje błędy. A jednak nie miała sumienia pozbawiać go ostatniego spotkania z
wnukiem. I tak zbyt długo to odwlekali. Lucjusz miał prawo poznać swojego
wnuka.
- Może w ten
weekend zabierzemy go do dziadka – zaproponowała, a na twarzy Draco pojawił się
lekki uśmiech. Ta dziewczyna była naprawdę niezwykła. W końcu nie każdy by tak
zareagował. A Hermiona już na pewno miała prawo odmówić.
- Czy mówiłem
ci już kiedyś jak bardzo cię kocham? – zapytał cicho. Hermionie oczy
rozszerzyły się z zaskoczenia. Spoglądała na niego niedowierzając. Naprawdę to
powiedział? Ten Draco Malfoy? Prześladowca ze szkoły? Powiedział, że ją kocha?
Naprawdę? Poczuła jak własne serce zaczęło bić mocniej. Kompletnie zaskoczenie
i wyprowadzenie z równowagi. Ktoś ją kochał. Miała dla kogo żyć.
Najszczęśliwsza chwila w jej życiu. Nie mogła w to uwierzyć.
- Ja też cię kocham
– odważyła się wyznać. Tego wieczora kochali się długo i namiętnie. Nie
potrzebowali własnych słów. Wypowiadali je dotykiem, rękami i wszystkim innym. To
jedna z najpiękniejszych dni w jej życiu. A czekały ją również kolejne, kolejne
i wiele innych. Nie mogła uwierzyć jak wiele zmieniło się w jej życiu. Gdyby
rok temu ktoś powiedział jej, że będzie tak niewymownie szczęśliwa z pewnością
nie uwierzyłaby. Jednak czas zatarł wszystkie koszmary. Już nie budziła się ze
strachem. Całkowicie wymazała postać Williama ze swoich wspomnień. Oboje
zdecydowali, że jeśli Jammie kiedykolwiek zapyta powiedzą mu prawdę. Zasługiwał
na to, chociaż nie będą go w tej prawdzie wychowywać. Powinien mieć szczęśliwe,
niespaczone dzieciństwo. A teraz kiedy Lucjusz Malfoy umierał miał ku temu
szansę. Może w końcu zaznają udanego zakończenia.
Ranek powitał ją wyjątkowo słoneczny jak na tę porę
roku. Draco był już na nogach kiedy wstała. Niezwykle wypoczęta i zadowolona.
Postanowiła wyręczyć skrzaty domowe i przygotować śniadanie dla całej rodziny.
Nie kryła swojego zaskoczenia widząc w kuchni Narcyzę. Właśnie szykowała
jajecznicę.
- Pani tutaj?
– pokręciła głową. – Myślałam, że gotują tylko skrzaty.
- Głównie sprzątają i narzekają, że mają mało
obowiązków – zaśmiała się lekko rozbawiona. – Snape nauczył mnie
odpowiedzialności i samodzielności. Zupełnie inaczej niż w związku z Lucjuszem
do którego mnie zmuszono. Wpajano mi różne rzeczy. Kiedy przebywałaś u nas
uwięziona nie mogłam pokazać swojej lepszej strony. Wszystko było dobrze, gdy
Lucjusz znęcał się tylko nade mną. Nie przeszkadzało mi to zbytnio. Wolałam niż
robił to ze mną, ale niestety. Nie zdołałam ochronić Dracona przed nim i
Williamem. Chciałam kochać ich obydwu. Tak samo. Jednak ta szansa nie została
mi dana. Obserwowałam Willa przez lata. Widziałam jak rosła w nim kopia mego
męża. Nie mogłam nic zrobić. Nim po raz pierwszy odważyłam się postawić. Wciąż
nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam.
Naprawdę wygrałam życie. Wierzę, że przy tobie Jamie również dostanie
taką samą szansę. Jest ofiarą. I nie zapominaj o tym.
- Nie zapomnę
– szepnęła poruszona. Zaczęła zupełnie inaczej patrzeć na rodzinę Malfoyów.
Wcześniej przeżyła koszmar z ich strony. Dzisiaj o nim zapomniała. Stała się
pewniejsza siebie, bardziej doświadczona. Owszem przeszłość zawsze z nią
zostanie. To nie jest rzecz, którą da się wymazać z pamięci na zawsze. Zdołała
jednak pogodzić się ze wszystkim. Miała
nową rodzinę. Ukochanego mężczyznę, którym okazał się jej największy wróg i
synka za którego oddałaby swoje własne życie. Czy można chcieć więcej? Ona nie
chciała. Wszystko już osiągnęła. Dołączała do grona, którzy mogą nazywać się
szczęśliwcami. I pragnęła by to szczęście trwało dłużej. Wszystko Dodatkowo
Draco odwzajemniał jej uczucia. Nigdy nie sądziła, że jest zdolny do miłości.
Tymczasem zaskakiwał ją coraz bardziej. Wkrótce zbliżał się ślub. Naprawdę
zostanie żoną. Na świadka poprosiła oczywiście Ginny. Zasługiwała na to. Były
sobie bliskie kiedyś i znów mogą być. Sądziła, że Draco poprosi Zabiniego, ale
ku jej zaskoczeniu poprosił Rona. To miła odmiana. Szczególnie teraz, gdy
odzyskali dawną przyjaźń. Poczuła, że wszystko będzie zupełnie inaczej, a
przeszłość rysowała się w mniej czarnych barwach jak myślała wcześniej.
- Hermiono? –
drgnęła, gdy pół godziny później do pokoju wszedł Draco. Ubrany był w luźny
domowy strój. Właśnie zakończył swoje wszystkie prace. Czekało go jeszcze sporo
zadań. Odbudowywał dom, gdyż żadne z nich bez względu na wszystko nie chciało
mieszkać w Malfoy Manor. Nie mogli jednak się go pozbyć. To dziedzictwo jej
synka. Draco oficjalnie przyjął Jammiego i został jego ojcem. Mały wyglądał na
szczęśliwego tym faktem. – Ktoś czeka na ciebie. Pomyślałem, że najwyższa pora
by rodzina była w komplecie.
Kiedy zobaczyła swojego ojca poczuła łzy wzruszenia.
Czy można być aż tak szczęśliwym? Najwyraźniej można. Przytuliła się do niego i
wyszeptała słowa miłości. Tak. Los zdecydowanie się do niej uśmiechnął. I
zamierzała czerpać z niego garściami. Tak długo jak tylko się da.
. *~*~*
Katherine zerknęła na spakowane rzeczy.
Zakończyła wszystkie swoje sprawy tutaj. W Hogwarcie
wybrano zwycięzców do wielkiego tańca. Wkrótce rozpocznie się konkurs, ale jej
już tu nie będzie. Zamierzała wyjechać. Tym razem do Hiszpanii. Potrzebowała
urlopu. Chciała uciec od tego wszystkiego.
Szczególnie od Scotta. W przypływie chwili odwiedziła grób Setha.
Przeprosiła za wszystko. Tak bardzo go kochała. Byliby szczęśliwi gdyby nie
Selina. Pozbawiła ją wszystkiego. Jednak zostawiła to za sobą. Przeszłość, która
już nie wróci. Powinna się cieszyć, że wszystko tak wyszło. Dokonała
niemożliwego. Osiągnęła sukces. Miała przed sobą wielką przyszłość. Dostała
kilka propozycji. Nie zamierzała rezygnować z tańca. Blaise oczywiście zostanie
tutaj. Kochał Ginny. Rozumiała go. Oboje sporo przeszli. Zostali oszukani przez
kogoś komu ufali. Również zakopali przeszłość i mieli szansę na szczęście.
Kibicowała im, chociaż trochę się martwiła. Będzie musiała znaleźć odpowiednie
zastępstwo, a to nie będzie łatwe wyzwanie. Napisała już ogłoszenie. Poczeka
kilka dni. Zrobi casting. Ktoś może zechcę zmienić swoje życie? Tak samo jak
zrobiła to ona. Nie umiała jednak zapomnieć o Sethu. Tak bardzo go kochała. Chyba
nigdy o nim nie zapomni. Jednak pokochała jego brata. Tak samo jak wcześniej
jego. Niestety ta miłość nie została
odwzajemniona. Właściwie nigdy mu nie powiedziała. Nie byłaby w stanie znieść
odrzucenia. Za wiele ją spotkało w życiu, a złamane serce naprawdę ciężko
wyleczyć. Miała okazje się o tym przekonać po stracie Setha. Drugi raz na to
nie pozwoli. Z westchnieniem kończyła pakowanie, gdy ktoś zapukał. Drgnęła
zaskoczona. To był Scott. W ręku trzymał kartkę. Nie spodziewała się go tutaj.
W ogóle ostatnia osoba o jakiej by pomyślała.
- Co tu
robisz? – zapytała cicho. – Jak trafiłeś do szkoły? – Nigdy o tym nie
wspomniała, ale oboje byli czarodziejami. Dość zdolnymi, ale żaden z nich nie
chodził do Hogwartu. Rodzice postanowili sami nauczać chłopców. Nie ufali
wówczas zbytnio Dumbledorowi i nie dziwiła się wcale. Sama wiele słyszała
różnych rzeczy na jego temat a poznając historię „Chłopca, który przeżył” wcale
w nie, nie wątpiła.
- Poznałem Bleis’a – wyznał wciąż będąc w
lekkim szoku. Zabini Blaise odwiedził go tydzień temu. Nie krył swojego
zaskoczenia. Długo rozmawiali. Przede wszystkim o Katherine. Scott musiał
przyznać, że myślał o niej dość często. Ku swojemu zaskoczeniu zdążył coś
poczuć do dziewczyny. Kompletnie się tego nie spodziewał, a jednak. Ta miłość
wybuchła całkowicie znienacka. Jednak
Katherine była inna od reszty dziewczyn jakie znał. Inna niż wcześniej gdy o
niej myślał. Zawsze uważał brata za szczęściarza i zazdrościł mu powodzenia u
kobiet. On nie należał do aż takich przystojnych mężczyzn. Miał sporo obaw, czy
ona również odwzajemnia jego uczucia. Jednak musiał postawić kropkę nad I.
ostatecznie nic nie tracił. – Rozmawialiśmy na twój temat. Masz naprawdę
dobrego przyjaciela. Uświadomił mi parę rzeczy.
- Rzeczy? – Katherine uniosła brwi. W myślach szukała
jakiś skutecznych tortur dla Zabiniego. Tak. Zamierzała zrobić wszystko by ją
popamiętał. Uśmiechnęła się na samą myśl. Jednak gdzieś w głębi duszy czuła
nadzieję. Czy to możliwe by naprawdę coś do niej czuł? Bardzo tego pragnęła. –
Jakich rzeczy?
- Widzisz nigdy tak naprawdę nie byłem zakochany –
wyznał z przerażającą szczerością. – Owszem mówiłem, że kocham, ale nie
brzmiało to zbyt szczerze. Od takie puste słowa jakie mówią sobie ludzie, gdy chcą coś osiągnąć.
Nigdy nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę zakochany. Gdy widziałem ciebie
z Sethem naprawdę mu zazdrościłem. Pragnąłem tego co on ma. Nie rozumiałem jak mógł
tak po prostu cię zostawić. Przecież był zakochany. Tak przynajmniej mówił. I
nagle wielkie bum. Selina rzuciła naprawdę mocne zaklęcie. Zniszczyła całe
wasze uczucie. Wciąż się we mnie gotuje. A potem poznałem ciebie. Początkowa
nienawiść zmieniła się w rozumienie, przyjaźń, wszystko inne. Na końcu przyszło coś innego. Długo próbowałem
zrozumieć co. Gdy do mnie dotarło było
już bardzo późno.
- Nie rozumiem
– wyszeptała cicho. Bała się powiedzieć cokolwiek innego. Robić sobie nadzieję.
W końcu zawieść się można bardzo łatwo.
Ciężej jest wyleczyć złamane serce.
- Kocham cię
Katherine – Kiedy już powiedział te dwa najpiękniejsze słowa okazały się być
niezwykle łatwe. Kochał ją. Naprawdę. Nigdy do żadnej kobiety nie był bardziej
szczery niż w tym momencie.
-Kocham cię – wyszeptał miękko. – Naprawdę kocham. - Z
początku nie mogła uwierzyć jego słowom. Dopiero pocałunek uświadomił jej
prawdziwe uczucia mężczyzny. Poczuła jak łzy spływają jej po policzkach. Była
szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. W tym momencie niczego bardziej nie pragnęła.
*~*~*
Ginny położyła kwiaty na grobie Harry’ego.
Przychodziła tu od dłuższego czasu. Nie mogła w to
uwierzyć. Dlaczego wszystko się tak potoczyło? Harry tak wiele dla nich zrobił.
Owszem popełnił mnóstwo błędów. Nie zawsze mogła mu ufać. Jednak był przy
niej w trudnych chwilach. Czy fakt, że
do nich doprowadził czyni go gorszym? Nie umiała powiedzieć. Kilka dni temu
znalazła jego pamiętnik. Nawet nie miała pojęcia, że go prowadził. Przeczytała
go dopiero wczoraj. Długo się wahała, czy powinna. Czytając płakała rzewnymi
łzami. Nie spodziewała się aż takich uczuć. Harry ją kochał. Był gotów wiele
poświęcić dla siebie i innych. I naprawdę to robił. Raz za razem poświęcał
swoją duszę. Może teraz znalazł odkupienie, ale nie była do końca tego pewna. Czytając
pamiętnik rozumiała jak mało znała swojego dawnego chłopaka. Sprawa z Blaisem
wyglądała zupełnie inaczej. Czy kiedykolwiek sądziła, że się w nim zakocha?
Ostatecznie kiedyś należeli do swoich największych wrogów. Podobnie jak
Hermiona z Draconem. To największe zaskoczenie. Jednak wyglądali na
szczęśliwych. Lucjusz Malfoy zmarł. Jego wnuk Jammie został jedynym dziedzicem
Malfoyów. Draco kompletnie wydziedziczył. Nie uważała tego za sprawiedliwe, ale
ostatecznie został opiekunem małego chłopca. Wszystko zaczynało się układać.
Czuła, że będzie dobrze.
- Brakuje
ciebie – wyszeptała cicho. – Nie mogę uwierzyć, że cię nie ma. Wszystko tak źle
się potoczyło. Nie zrozumieliśmy się jak trzeba. Ja nie byłam odpowiednią
kobietą dla ciebie. Może w innym życiu i owszem, ale nie teraz. Nie dzisiaj.
Kiedyś bardzo cię kochałam. To jedyne co mogę powiedzieć, jednak ta miłość
została pogrzebana żywcem. Nie mieli
szans na szczęście. Nie żałowała swoich decyzji. To przeszłość o których
pragnęła zapomnieć.
- Ginny,
idziemy? – Blaise trzymający się z tyłu podszedł do niej. Uśmiechnął się
ciepło. Pokiwała głową. Teraz kiedy dała mu drugą szansę mogli zacząć wszystko
od początku. Naprawdę ją kochał. Nie wyobrażał sobie nikogo innego na jej
miejscu. Wkrótce mieli się pobrać. Katherine zamierzała wyjechać. On
zrezygnował z kariery, ale pragnął założyć szkołę taneczną w Londynie. Być
bliżej siostry z którą stracił cały kontakt. Ginny popierała ten pomysł. Sama
zaangażowała się w pracę z Luną. Postanowiła też grać w miejscowej drużynie
Quiddicha. Przynajmniej dopóki nie zajdzie w ciążę o co bardzo się starali.
Pragnął znów być ojcem. Często myślał o swoim nienarodzonym dziecku, ale czasu
nie da się cofnąć.
- Tak –
skinęła głową. O Harr’ym wiedziało niewiele osób. Postanowili nie nagłaśniać
mrocznej sprawy Wybrańca. Jak się okazało za śmiercią Atvooda również stała
Bella. To ona zadbała o każdy szczegół zniszczenia Złotego Chłopca. Postanowili
ukryć mroczne sekrety tej części. Prawda nikomu nie pomoże, a mogłaby wiele
osób skrzywdzić. – Myślisz, że uda nam się odkupić Grimlandium Place?
Po śmierci Harry’ego dom został wystawiony na
sprzedaż. Ginny nie miała żadnych praw, a Harry nie sporządził testamentu. Nie
sądził, że umrze tak młodo. Dla wszystkich to było wielkie zaskoczenie. Niestety tu los okazał się wyjątkowo okrutny.
- Rozmawiałem z nowym właścicielem – przyznał Blaise.
Uzgodnili, że nie będzie miał przed nią żadnych sekretów. Sporo opowiedział jej o sobie. Nie były to
łatwe wyzwania. Ginny mogła w każdej chwili tego odejść, ale tego nie zrobiła.
Była przy nim. I zamierzała zostać. Drugiej szansy nie zmarnuje. Podobny los
uśmiechnął się również do Katherine. Ona również zasługiwała na szczęście po
wszystkim co przeszła. Ostatecznie każdy mógł znaleźć odrobinę szczęścia w
życiu. – Chcę się z nami spotkać dzisiaj wieczorem. Nie zależy mu na domu.
Kupił go pod wpływem chwili. Nie zażąda nawet zbyt dużej kwoty stać nas na to.
Ginny pokiwała głową. Grimlandium Place powinno
zostać w rodzinie. Oni zawsze nią byli. Od kiedy Harry po raz pierwszy
przekroczył próg Nory. Taka przyjaźń nie umiera, chociaż w ostatnich latach za
wiele z Ronem go nie łączyło. Długo wspominała szczęśliwe szkolne lata.
Brakowało jej Hogwartu. Neville to szczęściarz, że mógł być w nim cały ten
czas. Jako nauczyciel świetnie się sprawdzał. Naprawdę miał ukryty talent.
Termin ślubu wyznaczyli na czerwiec. Draco i Hermiona mieli zostać ich
świadkami. W ten sposób jeszcze bardziej scementowali tę przyjaźń. Pozostałych
Śmieciożerców złapano i postawiono przed sądem. Niektórym groziła nawet kara
śmierci. Nott postanowił z nimi współpracować. Sporo ryzykował, ale chciał
zacząć od nowa. Ginny nie do końca mu ufała, ale każdy zasługiwał na drugą
szansę. Nawet ktoś taki jak on. Podejrzewała jednak, że robił to po to by
uniknąć kary.
Dwa dni później przekroczyli próg nowego domu. Wymagał
sporego remontu. Rzeczy Wybrańca zostały spakowane i schowane w piwnicy. Ginny
nie miała serca by się nim zająć. Może później. Na razie czas musiał wyleczyć
wszystkie rany. Teraz leżała w łóżku. Blaise spał obok niej. Była naprawdę
szczęśliwa, że wszystko tak się ułożyło. Jeszcze kilka lat temu nie uwierzyłaby
w to. Straciła tak wiele. Ukochanego, dziecko. Teraz odżywała. Własne szczęście
układało się lepiej niż myślała do tej pory. Naprawdę. Przeszła wielką drogę od
małej zagubionej dziewczynki, która stała na peronie 1 i ¾. Dorosła. Została kobietą. Przez chwilę
nawet matką. Blaise mówił, że chciałby jeszcze mieć dzieci. Ona również o tym
myślała. Świat nigdy nie będzie wolny od zła. Zawsze znajdą się tacy, którzy
będą chcieli zniszczyć ich szczęście. Jednak tym razem los okazał się o wiele
łaskawszy. Zamierzała czerpać jak najwięcej przyjemności każdego innego dnia.
Jeśli tylko będzie miała dalej tak wielkie szczęście jak na chwilę obecną.
- Dziękuje ci,
że jesteś – wyszeptała tego wieczora do Zabiniego. Leżeli razem w łóżku po
wspólnie spędzonej nocy. Kochali się długo i namiętnie. Blaise był pierwszym
mężczyzną, który pokazał jej świat seksu. Dzięki niemu została prawdziwą
kobietą.
- To ja
dziękuje tobie – pocałował ją długim pocałunkiem. Myślał kim by został gdyby
nie ona. Może skończyłby jak Nott lub pozostali jego poplecznicy? Nie miał
zielonego pojęcia. W jego życiu również zaszło sporo zmian. Mógł się nazywać
prawdziwym szczęściarzem. Zmienił swoje pochodzenie. Odzyskał rodzinę.
Szczęście. A wszystko było dopiero przed nim. Długo rozmawiał również z Draco
Malfoyem. Ich przyjaźń dostała nową szansę. Postanowił mu wybaczyć. Zrozumieć
jego postępowanie. W końcu będąc synem Lucjusza Malfoya nie można mieć łatwego
życia. Zaczynał inaczej patrzeć na wiele rzeczy. A to wszystko dzięki
najbardziej niezwykłej kobiecie jaką znał. Ginny. Kochał ją jak nikogo ta
świecie. Ta miłość bardzo wiele dla niego znaczyła.
- Już nikt nas nie rozdzieli, prawda? – zapytała już
sennym głosem. Wciąż miała wiele obaw o ich wspólną przeszłość. Mrok nigdy nie
dawał za wygraną. Zawsze się znalazł ktoś, kto będzie chciał te szczęście
zniszczyć.
- Będę o ciebie walczył wraz z ostatnim
oddechem – zapewnił ją szczerze. Ginn spokojnie zasnęła tuląc się w jego
ramionach. Ta noc jak i wiele innych
miały się okazać najlepszymi w jej życiu.
*~*~*
Na zakończenie:
Zdecydowanie tak właśnie chciałam zakończyć tę historię. Owszem nie
była idealna od początku do końca. Postaram się jednak by następna zaskoczyła
was jak najbardziej pozytywnie. Przed nami krótki epilog. Małe podsumowanie
wszystkiego i zaproszenie na następne opowiadanie. Tytuł brzmi : „Wybranka
śmierci”. Oczywiście jak najbardziej dramione. Jakoś nie umiem rozstać się z tą
serią. Będę pisać dopóki będę miała jakieś pomysły. Pozdrawiam i zapraszam
wkrótce.