niedziela, 30 kwietnia 2017

Rozdział 014„Pożegnanie bohatera cz.2” – Miłość, która wszystko zwycięży




                                                                                                                                „Jest ta­kie szczęśli­we piękno,
które można od­czuć je­dynie w pro­mieniach miłości’

Kroniki Proroka Codziennego 015:
Tak! To już ostatni rozdział! Sama nie mogę uwierzyć, ale naprawdę. Jednak moja przygoda z dramione nie dobiega końca. Postanowiłam wrócić do czasów Hogwartu i kto wie może ten pomysł być naprawdę dobry. Wszystko zależy jak pokażę tę nową historię. Tymczasem zapraszam was do czytania.

    . *~*~*
                Draco miał niewiele czasu.
                Cokolwiek zaplanowali Śmieciożercy to z pewnością nic dobrego. Musiał coś zrobić by uratować ukochaną dziewczynę i synka. Swoją przyszłą rodzinę. Bez niej był nikim. Niestety postanowili mu w tym przeszkodzić. Zastawili pułapkę w którą wpadł jak małe dziecko. Zaklął pod nosem będąc uwięziony gdzieś głęboko pod ziemią. Czuł zapach zgnilizny, który przyprawiał go o mdłości. Musiał stąd uciec. Pozbawiono go wszystkiego co mogłoby mu pomóc. Nie miał jednak pojęcia, że miał anioła stróża. Człowieka, który od dłuższego czasu śledził jego rodzinę. Ojca Hermiony. Henrego Snep’a. Mężczyzna chciał mieć pewność, że jego córka wyszła cało. Nie mógł pomóc chłopakowi, gdy był atakowany, ale teraz mógł go uwolnić. Bez wahania teleportował się i uwolnił go z więzienia.

                 - Hermiona jest w niebezpieczeństwie – wyszeptał cicho. Henry pokiwał głową pomagając mu wstać. Musieli działać razem. W tym momencie nie mieli wyjścia. Dodatkowo Draco nie miał różdżki. Kiedy teleportowali się od dom płonął w ogniu. Zaklął wściekły pod nosem. Jakby przeszłość stanęła mu prze doczami. A jeśli przybył za późno? Może już nie żyła? Nie chciał o tym myśleć. Jak szalony wpadł do środka. Właśnie zobaczył opiekunkę wraz z zapłakanym Jamiem. Henry teleportował się by pomóc ich wyciągnąć. Wszystko działo się naprawdę bardzo szybko. Draco z trudem odnalazł Hermionę. Była przytomna, ale w oczach kobiety błyszczały łzy rozpaczy. Uwolnił ją i pomógł wstać. Wtuliła się nie kryjąc radości na jego widok. A jednak przybył. Zdążył. Niestety Dafne czuwała. Wcale nie odeszła jak myśleli. Pojawiła się w najmniej oczekiwanej chwili. Wyglądała jak szalona ubrana w długą białą sukienkę. Niczym zjawa przychodząca po śmierć.

                 - Daj nam odejść – poprosił cicho Draco. Miał nadzieję, że przemówi jej do rozumu. W końcu kiedyś mieli całkiem dobre stosunki. – Nie masz dość? Astoria nie żyje. Nasza śmierć nie przywróci tego. Nic nie osiągniesz.

                - Sprawię, że będziesz cierpiał! Kiedy ją zabije na twoich oczach – wycedził przez zaciśnięte zęby.

                 - Dlaczego myślisz iż jej śmierć sprawi mi ból? – Draco zaśmiał się brutalnie. Mocniej ścisnął dłoń kobiety. Chciał by w ten sposób zrozumiała jego słowa. Nie myślał tego co mówił. Pragnął by zrozumiała intencje nim oboje spłoną. Gdzieś koło nich trzasnęły schody. Drewniane części mebli rozsypywały się niczym domek z kart. Jego ukochany dom, który budował z tak wielką troską właśnie popadał w ruinę. – Nie zależy mi na niej. Nie kocham jej w ogóle. Nigdy nie zastąpi mi Astorii.

                 - Mówisz tak by uratować jej życie – pokręciła głową. Nie ufała mu. Dafne nie należała do głupich idiotek. Wręcz przeciwnie. Zawsze wykazywała się zadziwiającą bystrością. Już w szkole przerażała go sowim zachowaniem. – Kochasz ją. Nie okłamiesz mnie. Podobnie jak tego bękarta. Syna Liama. Nie rozumiem jak mógł spłodzić dziecko z taką szlamą.

                 - Ona nigdy nie była szlamą! – Cichy, ale stanowczy głos Henry’ego zaskoczył wszystkich. Nim do Dafne dotarło, że ktoś za nią stoi padło rzucone zaklęcie. Ciało kobiety osunęło się na ziemię. Coś huknęło z tyłu za nimi. Ogień coraz bardziej trawił pomieszczenie.

                 - Tato – wyszeptała zaskoczona dziewczyna. Powoli dławiło ją w gardle. Jeśli nie uciekną sama się udusi. Jęknęła cicho poruszona jego widokiem. Zamykały się jej powieki. Wspólnie uciekli z płonącego domu. Ktoś z zewnątrz gasił magią ogień. Kilka gapiów spoglądało na nich. Przybyli również Aurorzy a wśród nich Kingsley. Wyglądał na zaniepokojonego.

                - Dafne Greengrass? – pokręcił głową z niedowierzaniem wysłuchawszy relacji Dracona. Zostawił Hermionę ze swoim ojcem by mogli porozmawiać spokojnie. Sam musiał wyjaśnić wszystko Kinsgleyowi. Wciąż czuł gorycz w sercu gdy pomyślał, że znów mógł stracić ukochaną. Tak wiele ostatnio przeszli. Zdecydowanie za wiele. Zasługiwali na odrobinę szczęścia we własnym życiu.  – Nie mogę w to uwierzyć jak wszystko się tak potoczyło. Nie miała łatwego życia, ale że stoczy się tak drastycznie? Zasługiwała na coś więcej. Niestety los nie oszczędził tej kobiety.

                 - Nie będę nic tu mówić – mruknął Draco. Myślał zupełnie inaczej, ale nie jego w tym głowa. Nie miał się zbytnio gdzie zatrzymać z Hermioną i dzieckiem. Dlatego pomyślał o matce. Do ojca nie chciał jechać. Jednak wkrótce będzie musiał skonfrontować się z nim. Ojciec chciał poznać Jamiego. Synka ulubionego dziecka. – Ani oceniać. Dafne sama wybrała sobie taki los. Nikt jej nie zmuszał. Uznała mnie winnego śmierci Astorii, a przecież nie ja ją zabiłem.

                 - To logiczne. – Kingsley nie ukrywał swojego współczucia. Kiedyś może myślał inaczej o Malfoyu, ale zauważył jak wielkie zmiany zaszły w chłopaku, już dorosłym mężczyźnie. Stał się prawdziwym, odpowiedzialnym mężczyzną. Takie zmiany są prawdziwą rzadkością, a on umiał je docenić. – Będziesz odbudowywał dom?

                 - Nie – pokręcił głową. – Ziemię oddam miastu. Mam na wsi rezydencje, która wymaga napraw. Należała do mojej babki ze strony matki. Wspaniałe miejsce do zamieszkania z rodziną. I początek nowego życia. Oczywiście liczę, że przyjdziesz na ślub?

                - Jak najbardziej – przytaknął Kingsley. Odruchowo spojrzał w stronę Hermiony. Niezwykle dzielna i odważna kobieta. Dzisiaj rzadko takie osoby się spotyka. W przeszłości przeszła prawdziwe piekło, ale teraz miała szansę na szczęście. I tego im życzył z całego serca. W końcu zapanuje spokój. Przynajmniej na to liczył. – Powodzenia, Malfoy.

                 - Dziękuje – przytaknął z uśmiechem. Po raz pierwszym od dawna naprawdę szczerze. Podszedł do Hermiony i jej synka. We trójkę udali się do Narcyzy. Oczekiwała ich zadowolona z tej niespodziewanej wizyty. Zdążyła pokochać małego chłopca jakim był Jamie. Mimo swoich ponurych korzeni to niezwykle ciepły i uroczy chłopiec. Wykazywał się inteligencją jakiej nie miało wielu dorosłych.

                 - Wszystko spłonęło – wyszeptała ściszonym głosem Hermiona. – Wciąż nie mogę w to uwierzyć. W pewnym momencie bałam się, że zginę.

                Narcyza pokręciła głową ze współczuciem. Siedziały właśnie  w nowym pokoju gościnnym Hermiony. Jamie już spał, więc zostały same. Dochodziła druga w nocy. Draco kończył pisać sprawozdanie. Gdyby ktoś kiedyś powiedział Narcyzie, że będzie prowadziła rezolutną rozmowę z Granger nie uwierzyłaby. Takie niespodzianki bywają mocno zaskakujące.

                 - To tylko rzeczy – odezwała się cicho gładząc ją jak córkę po włosach. – Rzeczy, które nie powinny mieć żadnego znaczenia.  Ważne jest wasze szczęście w które bardzo wierzę.

                 - Dziękuje, mamo – uściskała kobietę czując łzy płynące po policzkach. Dawno nie była taka wzruszona. Naprawdę miała rodzinę. Tworzyła przyszłość. W tym momencie nic nie miało dla niej żadnego znaczenia.

    . *~*~*
                Dochodziła szósta nad ranem, gdy obudził ją dziki krzyk.
                Musiała minąć chwila nim uświadomiła sobie, że wydobył się z jej własnego gardła. Przerażona, spocona drżała ze strachu we własnym łóżku. Z oczu kobiety wyciekły łzy. Koszmar. Kolejny tej nocy. Czy już nigdy nie zaśnie spokojnie? Od kiedy znów została opętana przychodziły do niej co noc. Jednak teraz do środka wpadł Blaise. Z początku wystraszona jego obecnością zaczęła się przed nim bronić, ale nie trwało to długo. Przespał całą noc otaczając swoją opieką. Wcześniej długo rozmawiali. Opowiedział jej o wszystkim. Chyba nigdy przed nikim nie zwierzył się tak bardzo. Ta spowiedź była dla niego niezwykle ważna. Potrzebował tego.

                Ginny słuchała go ze łzami w oczach. Nie sądziła, że ukochany człowiek przeżył w swoim życiu tak wiele. Nic dziwnego, że połączyła go niezwykła przyjaźń z Draconem. Łączyło ich bardzo wiele. I obojgu udało się odejść od piekła zgotowanego przez własnych rodziców. Nie każdy miał takie szczęście. W końcu zaczynała rozumieć przeszłość. Straciła dziecko, przeżyła wiele, ale dzisiaj odzyskała szczęście. Naprawdę. Blaise wyznał swoją miłość. Wciąż odszedł tylko z powodu Harry’ego. Wciąż miała żal do dawnego chłopaka. Kiedyś może go kochała. Łączyło ich coś więcej, ale niestety. Ich drogi dawno się rozeszły. Po prostu nie czuła tego co teraz.  Blaise otworzył ją na inny rodzaj uczucia. Niestety kłopoty jakie do nich przyszły niemal zniszczyły szczęście jakie mieli. Czy zdoła pozbierać się po tym wszystkim? Miała wrażenie, że zbyt wiele na nią nałożono. Przecież nie chciała zbyt wiele. Westchnęła cicho podnosząc głowę.

                 - Musimy iść do Zakazanego Lasu – powiedziała zdecydowanym głosem. Blaise spojrzał z zaskoczeniem na dziewczynę. – To prawda. Wezwij Harry’ego. Jutro odkryjemy wszystkie karty.

                Nie do końca przekonany chłopak pokiwał głową. Trochę rozumiał wszystko. Chciała zakończyć całą sytuacje. Wrócić do tańca, ich związku. Ostatecznie wszystkiego co mieli przed sobą. Wciąż nie mógł uwierzyć, że odzyskał dawne życie. Kiedyś nawet o tym nie myślał. A teraz? Rzeczywistość wyglądała jeszcze inaczej niż myślał. Kiedy zakończą wszystkie próby i wybiorą głównych tancerzy poprosi ją o rękę. Tym razem nie ucieknie. Wspólnie stworzą swój dom UW Londynie. Zasługiwali na szczęście. I nikt im tego nie odbierze.

                 - Nie jestem do końca przekonana, czy pomysł jest dobry – powiedziała cicho McGonagall kiedy na drugi dzień w gabinecie dyrektorki przedstawili swój plan. Niby wszystko wyglądało proste i dokładne. Jednak coś nie pasowało. Nie umiała powiedzieć co. Od zawsze miała przeczucia, które często się sprawdzały. Taki tajemniczy i niebezpieczny dar.

                - Ja też – przyznała Ginny stojąc u boku Zabiniego. Skutecznie ignorowała Harry’ego. Wciąż czuła się zdradzona. Nie mieli jeszcze okazji wyjaśnić sobie wielu rzeczy. Jednak nie była gotowa. Ostatecznie powiedziała mu, że to koniec. Zniszczył jej przyszłość, okłamał w wielu sprawach. Tak było najlepiej dla nich wszystkich. Widziała jego spojrzenie jakie rzucał w ich stronę, ale zignorowała go.
                Pół godziny później wyszli na zewnątrz. Towarzyszyli im również Katherine i Corie. Dziewczynka bardzo chciała pomóc im w walce. Ostatecznie czuła się winna wszystkiemu. Zadzieranie z duchami zawsze było niebezpieczne.

                Zakazany las niewiele się zmienił. Wciąż pozostawał mroczny, tajemniczy i niebezpieczny. Zachowali wszelką ostrożność. Doszli do miejsca, które duch pokazywał Ginny w swym nawiedzeniu. Harry wysunął się naprzód. Nerwowo rozglądał się dookoła. Czuć było napięcie jakie wisiało w powietrzu.

                 - Wreszcie jesteś, Potter! – znajomy syk rozniósł się echem po lesie. Potter nie krył swojego zaskoczenia. Bellatriks Leastrange. Mógł podejrzewać, że ona stała za tym wszystkim. Zaklął pod nosem.

                 - To ty… - wyszeptał unosząc różdżkę. – Od początku stałaś za wszystkim? Ty zabiłaś Atvooda? Rzuciłaś zaklęcie na dzieciaki? Bawiłaś się nami wszystkimi!

                 - Tak – przyznała z wyraźnym zadowoleniem. Kiedy jej twarz pojawiła się w świetle księżyca Harry wzdrygnął się mimowolnie. Wyglądała strasznie. Niczym upiór z tych wszystkich przerażających książek. Musiała zapłacić wysoką cenę za swój powrót. Jeśli naprawdę umarła. – Widzisz Harry Molly naprawdę mnie zabiła, ale wcześniej rzuciłam zaklęcie. Bardzo specjalne zaklęcie i obiecałam komuś twoją duszę. Ponieważ masz krew niewinnych na rękach nie jesteś taki święty jak wszyscy myślą. Idealna karta przetargowa bym mogła zostać na zawsze.

                 - Mówisz o diable? – Harry pokręcił głową. W tym momencie nie zwracał uwagi na pozostałych. Byli tylko oni. Nadszedł czas rozwiązać wszystkie kłopoty. – Tak myślisz Potter? Niebo i piekło istnieje naprawdę. Tylko ktoś, kto znalazł się po drugiej stronie i wrócił może to potwierdzić. Sam się przekonasz.

                 - Nigdzie nie odchodzę, ale ty na pewno. Avada Kedavra! – cisnął mocnym zaklęciem. Jednak Bella je zablokowała. Kolejne i następne również. Mało tego. Wyczarowała wokół nich tarczę. Nikt z zewnątrz nie mógł jej przekroczyć. Mogli tylko biernie obserwować całą sytuację. Rozpacz w ich oczach mieszała się z przerażeniem. Nikt nie sądził, że będą świadkami tego wszystkiego.

                 - Może jednak zmienisz zdanie? – Bella wybuchła swoim szaleńczym śmiechem. – Ja straciłam wszystko w chwili, gdy zabiłeś Czarnego Pana. Dlatego sprawie, że ty również zostaniesz całkiem sam. Śmierć byłaby dla ciebie wybawieniem, prawda? Tak wiele poświeciłeś. Powiedz jak wiele i kogo? Przyznaj się….

                Harry nerwowo zacisnął dłonie. Wiedział o czym Bella mówiła. Śmierć Freda nie była przypadkowa. Nigdy o tym nie mówił. Nigdy do tego nie wracał. Całkowicie wymazał to ze swojej pamięci. Popełnił tak wiele błędów, że ta jedna wydawała mu się być błahostką.

                 - Jesteś z siebie dumna, prawda? O to ci chodziło? Chciałaś mnie zniszczyć. Niczego bardziej nie pragnęłaś… - Harry mówił coraz słabszym głosem. Różdżka w jego ręku się trzęsła.  Czuł, że nie da rady dłużej tego ciągnąć. Pogubił się w tym wszystkim. Miał zbyt wielką odpowiedzialność na sobie, ale to nie było dla niego. Zbyt wiele stracił. – Na tym świecie nie ma miejsca dla nas dwojga – wyszeptał. Dotarł do niego słaby krzyk Ginny, ale było za późno. Rzucił zaklęcie. Silne, mocne. Odbiło się przez barierę Belli i cisnęło w nich oboje. Upadli na ziemię wydając z siebie ostatnie tchnienie. W tym momencie bariera pękła. Wszyscy podbiegli w ich stronę.

                - Harry – załkała cicho Ginny. Nie chciała wierzyć w rzeczy o których słyszała od Belli. Harry nie był aż taki zły. Poświęcił się dla nich wszystkich. Miała wrażenie, że właśnie odeszła część jej własnej duszy.

    . *~*~*
                Minęło kilka ciepłych dni.
                Hermiona powoli przyswajała się do życia w domu Narcyzy. Owszem brakowało jej tamtego domu w którym była szczęśliwa. Bała się również relacji z matką mężczyzny. Kiedyś nie miały najlepszych stosunków. Na całe szczęście wszystko minęło. Narcyza okazała się być wspaniałą kobietą i cudowną babcią. Kolejną rzeczą, którą bardzo przeżyła była śmierć Harry’ego. Nie sądziła, że najlepszy przyjaciel tak skończy. Ginny zdała jej całą wstrząsającą relacje. To bolało. Naprawdę, bardzo. Jednak musieli pogrzebać przeszłość.

                 - Panienko Granger – drgnęła słysząc głos lokaja pana Steela. Od niedawna pracował dla Narcyzy. Był charłakiem i wiernym pomocnikiem. W dodatku został prawdziwym przyjacielem Jamiego. Mały chłopiec umiał zjednać sobie wszystkich. Była z niego naprawdę dumna. Niestety wciąż pozostawał jeden cień. Ojciec Malfoya, Lucjusz. Osoba której naprawdę się bała. – Panicz chciałby porozmawiać w bibliotece.

                Skinęła głową. Za tydzień mieli wziąć ślub, a jutro miał być pogrzeb Harry’ego. Zdecydowanie za wiele w tak krótkim czasie.

                 - Coś się stało? – zapytała wchodząc do okazałej biblioteki. Ponieważ Narcyza została typową Bizneswoman świetnie radziła sobie z gotówką. Dzięki temu umiała operować każdą gotówką.  I stać ją było na luksusy. Łatwo było się przyzwyczaić do takiego życia.  

                 - Mój ojciec umiera – powiedział Draco zmęczonym głosem. Ostatnie wydarzenia odcisnęły na nim swoje piętno naprawdę się o niego martwiła. Człowiek nie może znieść zbyt wielu rzeczy na raz. To by każdego zabiło. Tak jak w przypadku Harry’ego. Wciąż czuła smutek na samą myśl o przyjacielu, ale Lucjusza nie było mu żal. W żaden sposób. Wiele osób wycierpiało przez niego. Teraz nadszedł czas zapłacić za swoje błędy. A jednak nie miała sumienia pozbawiać go ostatniego spotkania z wnukiem. I tak zbyt długo to odwlekali. Lucjusz miał prawo poznać swojego wnuka.

                 - Może w ten weekend zabierzemy go do dziadka – zaproponowała, a na twarzy Draco pojawił się lekki uśmiech. Ta dziewczyna była naprawdę niezwykła. W końcu nie każdy by tak zareagował. A Hermiona już na pewno miała prawo odmówić.

                 - Czy mówiłem ci już kiedyś jak bardzo cię kocham? – zapytał cicho. Hermionie oczy rozszerzyły się z zaskoczenia. Spoglądała na niego niedowierzając. Naprawdę to powiedział? Ten Draco Malfoy? Prześladowca ze szkoły? Powiedział, że ją kocha? Naprawdę? Poczuła jak własne serce zaczęło bić mocniej. Kompletnie zaskoczenie i wyprowadzenie z równowagi. Ktoś ją kochał. Miała dla kogo żyć. Najszczęśliwsza chwila w jej życiu. Nie mogła w to uwierzyć.

                 - Ja też cię kocham – odważyła się wyznać. Tego wieczora kochali się długo i namiętnie. Nie potrzebowali własnych słów. Wypowiadali je dotykiem, rękami i wszystkim innym. To jedna z najpiękniejszych dni w jej życiu. A czekały ją również kolejne, kolejne i wiele innych. Nie mogła uwierzyć jak wiele zmieniło się w jej życiu. Gdyby rok temu ktoś powiedział jej, że będzie tak niewymownie szczęśliwa z pewnością nie uwierzyłaby. Jednak czas zatarł wszystkie koszmary. Już nie budziła się ze strachem. Całkowicie wymazała postać Williama ze swoich wspomnień. Oboje zdecydowali, że jeśli Jammie kiedykolwiek zapyta powiedzą mu prawdę. Zasługiwał na to, chociaż nie będą go w tej prawdzie wychowywać. Powinien mieć szczęśliwe, niespaczone dzieciństwo. A teraz kiedy Lucjusz Malfoy umierał miał ku temu szansę. Może w końcu zaznają udanego zakończenia.

                Ranek powitał ją wyjątkowo słoneczny jak na tę porę roku. Draco był już na nogach kiedy wstała. Niezwykle wypoczęta i zadowolona. Postanowiła wyręczyć skrzaty domowe i przygotować śniadanie dla całej rodziny. Nie kryła swojego zaskoczenia widząc w kuchni Narcyzę. Właśnie szykowała jajecznicę.

                 - Pani tutaj? – pokręciła głową. – Myślałam, że gotują tylko skrzaty.

                - Głównie sprzątają i narzekają, że mają mało obowiązków – zaśmiała się lekko rozbawiona. – Snape nauczył mnie odpowiedzialności i samodzielności. Zupełnie inaczej niż w związku z Lucjuszem do którego mnie zmuszono. Wpajano mi różne rzeczy. Kiedy przebywałaś u nas uwięziona nie mogłam pokazać swojej lepszej strony. Wszystko było dobrze, gdy Lucjusz znęcał się tylko nade mną. Nie przeszkadzało mi to zbytnio. Wolałam niż robił to ze mną, ale niestety. Nie zdołałam ochronić Dracona przed nim i Williamem. Chciałam kochać ich obydwu. Tak samo. Jednak ta szansa nie została mi dana. Obserwowałam Willa przez lata. Widziałam jak rosła w nim kopia mego męża. Nie mogłam nic zrobić. Nim po raz pierwszy odważyłam się postawić. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam.  Naprawdę wygrałam życie. Wierzę, że przy tobie Jamie również dostanie taką samą szansę. Jest ofiarą. I nie zapominaj o tym.

                 - Nie zapomnę – szepnęła poruszona. Zaczęła zupełnie inaczej patrzeć na rodzinę Malfoyów. Wcześniej przeżyła koszmar z ich strony. Dzisiaj o nim zapomniała. Stała się pewniejsza siebie, bardziej doświadczona. Owszem przeszłość zawsze z nią zostanie. To nie jest rzecz, którą da się wymazać z pamięci na zawsze. Zdołała jednak pogodzić się ze wszystkim.  Miała nową rodzinę. Ukochanego mężczyznę, którym okazał się jej największy wróg i synka za którego oddałaby swoje własne życie. Czy można chcieć więcej? Ona nie chciała. Wszystko już osiągnęła. Dołączała do grona, którzy mogą nazywać się szczęśliwcami. I pragnęła by to szczęście trwało dłużej. Wszystko Dodatkowo Draco odwzajemniał jej uczucia. Nigdy nie sądziła, że jest zdolny do miłości. Tymczasem zaskakiwał ją coraz bardziej. Wkrótce zbliżał się ślub. Naprawdę zostanie żoną. Na świadka poprosiła oczywiście Ginny. Zasługiwała na to. Były sobie bliskie kiedyś i znów mogą być. Sądziła, że Draco poprosi Zabiniego, ale ku jej zaskoczeniu poprosił Rona. To miła odmiana. Szczególnie teraz, gdy odzyskali dawną przyjaźń. Poczuła, że wszystko będzie zupełnie inaczej, a przeszłość rysowała się w mniej czarnych barwach jak myślała wcześniej.

                 - Hermiono? – drgnęła, gdy pół godziny później do pokoju wszedł Draco. Ubrany był w luźny domowy strój. Właśnie zakończył swoje wszystkie prace. Czekało go jeszcze sporo zadań. Odbudowywał dom, gdyż żadne z nich bez względu na wszystko nie chciało mieszkać w Malfoy Manor. Nie mogli jednak się go pozbyć. To dziedzictwo jej synka. Draco oficjalnie przyjął Jammiego i został jego ojcem. Mały wyglądał na szczęśliwego tym faktem. – Ktoś czeka na ciebie. Pomyślałem, że najwyższa pora by rodzina była w komplecie.

                Kiedy zobaczyła swojego ojca poczuła łzy wzruszenia. Czy można być aż tak szczęśliwym? Najwyraźniej można. Przytuliła się do niego i wyszeptała słowa miłości. Tak. Los zdecydowanie się do niej uśmiechnął. I zamierzała czerpać z niego garściami. Tak długo jak tylko się da.

. *~*~*
                Katherine zerknęła na spakowane rzeczy.
                Zakończyła wszystkie swoje sprawy tutaj. W Hogwarcie wybrano zwycięzców do wielkiego tańca. Wkrótce rozpocznie się konkurs, ale jej już tu nie będzie. Zamierzała wyjechać. Tym razem do Hiszpanii. Potrzebowała urlopu. Chciała uciec od tego wszystkiego.  Szczególnie od Scotta. W przypływie chwili odwiedziła grób Setha. Przeprosiła za wszystko. Tak bardzo go kochała. Byliby szczęśliwi gdyby nie Selina. Pozbawiła ją wszystkiego. Jednak zostawiła to za sobą. Przeszłość, która już nie wróci. Powinna się cieszyć, że wszystko tak wyszło. Dokonała niemożliwego. Osiągnęła sukces. Miała przed sobą wielką przyszłość. Dostała kilka propozycji. Nie zamierzała rezygnować z tańca. Blaise oczywiście zostanie tutaj. Kochał Ginny. Rozumiała go. Oboje sporo przeszli. Zostali oszukani przez kogoś komu ufali. Również zakopali przeszłość i mieli szansę na szczęście. Kibicowała im, chociaż trochę się martwiła. Będzie musiała znaleźć odpowiednie zastępstwo, a to nie będzie łatwe wyzwanie. Napisała już ogłoszenie. Poczeka kilka dni. Zrobi casting. Ktoś może zechcę zmienić swoje życie? Tak samo jak zrobiła to ona. Nie umiała jednak zapomnieć o Sethu. Tak bardzo go kochała. Chyba nigdy o nim nie zapomni. Jednak pokochała jego brata. Tak samo jak wcześniej jego.  Niestety ta miłość nie została odwzajemniona. Właściwie nigdy mu nie powiedziała. Nie byłaby w stanie znieść odrzucenia. Za wiele ją spotkało w życiu, a złamane serce naprawdę ciężko wyleczyć. Miała okazje się o tym przekonać po stracie Setha. Drugi raz na to nie pozwoli. Z westchnieniem kończyła pakowanie, gdy ktoś zapukał. Drgnęła zaskoczona. To był Scott. W ręku trzymał kartkę. Nie spodziewała się go tutaj. W ogóle ostatnia osoba o jakiej by pomyślała.

                 - Co tu robisz? – zapytała cicho. – Jak trafiłeś do szkoły? – Nigdy o tym nie wspomniała, ale oboje byli czarodziejami. Dość zdolnymi, ale żaden z nich nie chodził do Hogwartu. Rodzice postanowili sami nauczać chłopców. Nie ufali wówczas zbytnio Dumbledorowi i nie dziwiła się wcale. Sama wiele słyszała różnych rzeczy na jego temat a poznając historię „Chłopca, który przeżył” wcale w nie, nie wątpiła.

                 - Poznałem Bleis’a – wyznał wciąż będąc w lekkim szoku. Zabini Blaise odwiedził go tydzień temu. Nie krył swojego zaskoczenia. Długo rozmawiali. Przede wszystkim o Katherine. Scott musiał przyznać, że myślał o niej dość często. Ku swojemu zaskoczeniu zdążył coś poczuć do dziewczyny. Kompletnie się tego nie spodziewał, a jednak. Ta miłość wybuchła całkowicie znienacka.  Jednak Katherine była inna od reszty dziewczyn jakie znał. Inna niż wcześniej gdy o niej myślał. Zawsze uważał brata za szczęściarza i zazdrościł mu powodzenia u kobiet. On nie należał do aż takich przystojnych mężczyzn. Miał sporo obaw, czy ona również odwzajemnia jego uczucia. Jednak musiał postawić kropkę nad I. ostatecznie nic nie tracił. – Rozmawialiśmy na twój temat. Masz naprawdę dobrego przyjaciela. Uświadomił mi parę rzeczy.

                - Rzeczy? – Katherine uniosła brwi. W myślach szukała jakiś skutecznych tortur dla Zabiniego. Tak. Zamierzała zrobić wszystko by ją popamiętał. Uśmiechnęła się na samą myśl. Jednak gdzieś w głębi duszy czuła nadzieję. Czy to możliwe by naprawdę coś do niej czuł? Bardzo tego pragnęła. – Jakich rzeczy?

                - Widzisz nigdy tak naprawdę nie byłem zakochany – wyznał z przerażającą szczerością. – Owszem mówiłem, że kocham, ale nie brzmiało to zbyt szczerze. Od takie puste słowa jakie  mówią sobie ludzie, gdy chcą coś osiągnąć. Nigdy nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę zakochany. Gdy widziałem ciebie z Sethem naprawdę mu zazdrościłem. Pragnąłem tego co on ma. Nie rozumiałem jak mógł tak po prostu cię zostawić. Przecież był zakochany. Tak przynajmniej mówił. I nagle wielkie bum. Selina rzuciła naprawdę mocne zaklęcie. Zniszczyła całe wasze uczucie. Wciąż się we mnie gotuje. A potem poznałem ciebie. Początkowa nienawiść zmieniła się w rozumienie, przyjaźń, wszystko inne.  Na końcu przyszło coś innego. Długo próbowałem zrozumieć co. Gdy  do mnie dotarło było już bardzo późno.

                 - Nie rozumiem – wyszeptała cicho. Bała się powiedzieć cokolwiek innego. Robić sobie nadzieję.  W końcu zawieść się można bardzo łatwo. Ciężej jest wyleczyć złamane serce.
                 - Kocham cię Katherine – Kiedy już powiedział te dwa najpiękniejsze słowa okazały się być niezwykle łatwe. Kochał ją. Naprawdę. Nigdy do żadnej kobiety nie był bardziej szczery niż w tym momencie.

                -Kocham cię – wyszeptał miękko. – Naprawdę kocham.  -  Z początku nie mogła uwierzyć jego słowom. Dopiero pocałunek uświadomił jej prawdziwe uczucia mężczyzny. Poczuła jak łzy spływają jej po policzkach. Była szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. W tym momencie niczego bardziej nie pragnęła.

*~*~*
                Ginny położyła kwiaty na grobie Harry’ego.
                Przychodziła tu od dłuższego czasu. Nie mogła w to uwierzyć. Dlaczego wszystko się tak potoczyło? Harry tak wiele dla nich zrobił. Owszem popełnił mnóstwo błędów. Nie zawsze mogła mu ufać. Jednak był przy niej  w trudnych chwilach. Czy fakt, że do nich doprowadził czyni go gorszym? Nie umiała powiedzieć. Kilka dni temu znalazła jego pamiętnik. Nawet nie miała pojęcia, że go prowadził. Przeczytała go dopiero wczoraj. Długo się wahała, czy powinna. Czytając płakała rzewnymi łzami. Nie spodziewała się aż takich uczuć. Harry ją kochał. Był gotów wiele poświęcić dla siebie i innych. I naprawdę to robił. Raz za razem poświęcał swoją duszę. Może teraz znalazł odkupienie, ale nie była do końca tego pewna. Czytając pamiętnik rozumiała jak mało znała swojego dawnego chłopaka. Sprawa z Blaisem wyglądała zupełnie inaczej. Czy kiedykolwiek sądziła, że się w nim zakocha? Ostatecznie kiedyś należeli do swoich największych wrogów. Podobnie jak Hermiona z Draconem. To największe zaskoczenie. Jednak wyglądali na szczęśliwych. Lucjusz Malfoy zmarł. Jego wnuk Jammie został jedynym dziedzicem Malfoyów. Draco kompletnie wydziedziczył. Nie uważała tego za sprawiedliwe, ale ostatecznie został opiekunem małego chłopca. Wszystko zaczynało się układać. Czuła, że będzie dobrze.

                 - Brakuje ciebie – wyszeptała cicho. – Nie mogę uwierzyć, że cię nie ma. Wszystko tak źle się potoczyło. Nie zrozumieliśmy się jak trzeba. Ja nie byłam odpowiednią kobietą dla ciebie. Może w innym życiu i owszem, ale nie teraz. Nie dzisiaj. Kiedyś bardzo cię kochałam. To jedyne co mogę powiedzieć, jednak ta miłość została pogrzebana żywcem.  Nie mieli szans na szczęście. Nie żałowała swoich decyzji. To przeszłość o których pragnęła zapomnieć.

                 - Ginny, idziemy? – Blaise trzymający się z tyłu podszedł do niej. Uśmiechnął się ciepło. Pokiwała głową. Teraz kiedy dała mu drugą szansę mogli zacząć wszystko od początku. Naprawdę ją kochał. Nie wyobrażał sobie nikogo innego na jej miejscu. Wkrótce mieli się pobrać. Katherine zamierzała wyjechać. On zrezygnował z kariery, ale pragnął założyć szkołę taneczną w Londynie. Być bliżej siostry z którą stracił cały kontakt. Ginny popierała ten pomysł. Sama zaangażowała się w pracę z Luną. Postanowiła też grać w miejscowej drużynie Quiddicha. Przynajmniej dopóki nie zajdzie w ciążę o co bardzo się starali. Pragnął znów być ojcem. Często myślał o swoim nienarodzonym dziecku, ale czasu nie da się cofnąć.

                 - Tak – skinęła głową. O Harr’ym wiedziało niewiele osób. Postanowili nie nagłaśniać mrocznej sprawy Wybrańca. Jak się okazało za śmiercią Atvooda również stała Bella. To ona zadbała o każdy szczegół zniszczenia Złotego Chłopca. Postanowili ukryć mroczne sekrety tej części. Prawda nikomu nie pomoże, a mogłaby wiele osób skrzywdzić. – Myślisz, że uda nam się odkupić Grimlandium Place?

                Po śmierci Harry’ego dom został wystawiony na sprzedaż. Ginny nie miała żadnych praw, a Harry nie sporządził testamentu. Nie sądził, że umrze tak młodo. Dla wszystkich to było wielkie zaskoczenie.  Niestety tu los okazał się wyjątkowo okrutny.
               
                - Rozmawiałem z nowym właścicielem – przyznał Blaise. Uzgodnili, że nie będzie miał przed nią żadnych sekretów.  Sporo opowiedział jej o sobie. Nie były to łatwe wyzwania. Ginny mogła w każdej chwili tego odejść, ale tego nie zrobiła. Była przy nim. I zamierzała zostać. Drugiej szansy nie zmarnuje. Podobny los uśmiechnął się również do Katherine. Ona również zasługiwała na szczęście po wszystkim co przeszła. Ostatecznie każdy mógł znaleźć odrobinę szczęścia w życiu. – Chcę się z nami spotkać dzisiaj wieczorem. Nie zależy mu na domu. Kupił go pod wpływem chwili. Nie zażąda nawet zbyt dużej kwoty stać nas na to.

                Ginny pokiwała głową. Grimlandium Place powinno zostać w rodzinie. Oni zawsze nią byli. Od kiedy Harry po raz pierwszy przekroczył próg Nory. Taka przyjaźń nie umiera, chociaż w ostatnich latach za wiele z Ronem go nie łączyło. Długo wspominała szczęśliwe szkolne lata. Brakowało jej Hogwartu. Neville to szczęściarz, że mógł być w nim cały ten czas. Jako nauczyciel świetnie się sprawdzał. Naprawdę miał ukryty talent. Termin ślubu wyznaczyli na czerwiec. Draco i Hermiona mieli zostać ich świadkami. W ten sposób jeszcze bardziej scementowali tę przyjaźń. Pozostałych Śmieciożerców złapano i postawiono przed sądem. Niektórym groziła nawet kara śmierci. Nott postanowił z nimi współpracować. Sporo ryzykował, ale chciał zacząć od nowa. Ginny nie do końca mu ufała, ale każdy zasługiwał na drugą szansę. Nawet ktoś taki jak on.  Podejrzewała jednak, że robił to po to by uniknąć kary.

                Dwa dni później przekroczyli próg nowego domu. Wymagał sporego remontu. Rzeczy Wybrańca zostały spakowane i schowane w piwnicy. Ginny nie miała serca by się nim zająć. Może później. Na razie czas musiał wyleczyć wszystkie rany. Teraz leżała w łóżku. Blaise spał obok niej. Była naprawdę szczęśliwa, że wszystko tak się ułożyło. Jeszcze kilka lat temu nie uwierzyłaby w to. Straciła tak wiele. Ukochanego, dziecko. Teraz odżywała. Własne szczęście układało się lepiej niż myślała do tej pory. Naprawdę. Przeszła wielką drogę od małej zagubionej dziewczynki, która stała na peronie  1 i ¾. Dorosła. Została kobietą. Przez chwilę nawet matką. Blaise mówił, że chciałby jeszcze mieć dzieci. Ona również o tym myślała. Świat nigdy nie będzie wolny od zła. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli zniszczyć ich szczęście. Jednak tym razem los okazał się o wiele łaskawszy. Zamierzała czerpać jak najwięcej przyjemności każdego innego dnia. Jeśli tylko będzie miała dalej tak wielkie szczęście jak na chwilę obecną.

                 - Dziękuje ci, że jesteś – wyszeptała tego wieczora do Zabiniego. Leżeli razem w łóżku po wspólnie spędzonej nocy. Kochali się długo i namiętnie. Blaise był pierwszym mężczyzną, który pokazał jej świat seksu. Dzięki niemu została prawdziwą kobietą.

                 - To ja dziękuje tobie – pocałował ją długim pocałunkiem. Myślał kim by został gdyby nie ona. Może skończyłby jak Nott lub pozostali jego poplecznicy? Nie miał zielonego pojęcia. W jego życiu również zaszło sporo zmian. Mógł się nazywać prawdziwym szczęściarzem. Zmienił swoje pochodzenie. Odzyskał rodzinę. Szczęście. A wszystko było dopiero przed nim. Długo rozmawiał również z Draco Malfoyem. Ich przyjaźń dostała nową szansę. Postanowił mu wybaczyć. Zrozumieć jego postępowanie. W końcu będąc synem Lucjusza Malfoya nie można mieć łatwego życia. Zaczynał inaczej patrzeć na wiele rzeczy. A to wszystko dzięki najbardziej niezwykłej kobiecie jaką znał. Ginny. Kochał ją jak nikogo ta świecie. Ta miłość bardzo wiele dla niego znaczyła.

                - Już nikt nas nie rozdzieli, prawda? – zapytała już sennym głosem. Wciąż miała wiele obaw o ich wspólną przeszłość. Mrok nigdy nie dawał za wygraną. Zawsze się znalazł ktoś, kto będzie chciał te szczęście zniszczyć.

                 - Będę o ciebie walczył wraz z ostatnim oddechem – zapewnił ją szczerze. Ginn spokojnie zasnęła tuląc się w jego ramionach.  Ta noc jak i wiele innych miały się okazać najlepszymi w jej życiu.

*~*~*
Na zakończenie:
Zdecydowanie tak właśnie chciałam zakończyć tę historię. Owszem nie była idealna od początku do końca. Postaram się jednak by następna zaskoczyła was jak najbardziej pozytywnie. Przed nami krótki epilog. Małe podsumowanie wszystkiego i zaproszenie na następne opowiadanie. Tytuł brzmi : „Wybranka śmierci”. Oczywiście jak najbardziej dramione. Jakoś nie umiem rozstać się z tą serią. Będę pisać dopóki będę miała jakieś pomysły. Pozdrawiam i zapraszam wkrótce.