„Każdy jest przekonany,
że jego śmierć będzie końcem świata.
Nie wierzy, że będzie
to koniec tylko i wyłącznie jego świata...”
- Janusz Leon Wiśniewski
Kroniki proroka
codziennego nr: 24
Liczyłam, że rozdział pojawi się nieco wcześniej, ale
sporo jest mojej winy w tym, gdyż przed świętami był nawał obowiązków.
Na całe szczęście jakoś udało się wszystko doprowadzić
do końca i rozdział jeszcze w starym roku.
A z okazji zbliżającego się Nowego Roku życzę
wszystkim czytelnikom dużo zdrowia, i weny, a także szampańskiej zabawy w tę
niezwykle wyjątkową noc!
Zapraszam wszystkich do czytania.
P.s. Pomysł na tytuł zaciągnięty od jednej z
najlepszych filmowych klasyków dla mnie „Gwiezdne wojny – Imperium kontratakuje”
i jakże pasujący do rozdziału!
~^~^~
George siedział przy Kate obserwując jej
bladą twarz.
Mieli tak mało czasu, żeby jej pomóc. Medycy zapowiedzieli,
że niewiele życia jej pozostało. Góra kilka dni? Nie chciał by umarła.
Zasługiwała na drugą szansę i on pragnął jej ją dać. Niestety,nie miał pojęcia
jak znaleźć brata i zmusić go do poddania. Czuł, że ta sytuacja go przerasta. Nigdy
jeszcze nie znalazł się w sytuacji, gdy musiał walczyć z własnym bratem. To nie
było w porządku.
- Wszystko w
porządku, George? – Do szpitalnej sali weszła Angelina. Spojrzał na nią dość
ponuro. Był jej wdzięczny za wszystko, co dla niego robiła. Gdyby nie ona, już
dawno by się poddał. I często miał chęć to zrobić. Ta sytuacja z
bratem przytłaczała go. Teraz jeden z nich musiał wygrać, a drugi polec. Alice
niewiele im pomogła. Na szczęście znała kogoś potężniejszego, kto będzie
wiedział, co zrobić.
- Myślę, że
niedługo będzie – powiedział cicho, patrząc na nią. Na twarzy Angeliny pojawił
się lekki uśmiech,
po czym George wstał i przyciągnął ją do siebie. Złożył na jej
ustach namiętny pocałunek. Obiecał sobie
częściej stwarzać podobne sytuacje, gdy tylko będzie już po wszystkim. – Muszę
już iść. Życz mi powodzenia.
- Zostanę przy
niej – obiecała mu, patrząc na bladą twarz Kate. George westchnął cicho i
wyszedł z pomieszczenia. Percy czekał na niego przed szpitalem. To niecodzienne
zbliżenie ze starszym bratem, nieco wytrąciło go z równowagi. Mimo
wszystko cieszył się z tego. Sam pewnie
nie dałby rady przez to przebrnąć. Samochodem zajechali w umówione miejsce.
Mężczyzna, który obiecał im pomóc był starym łowcą potworów. W czasach wojny z
Voldemortem pomagał Zakonowi Feniksa. Teraz był na emeryturze i praktycznie
odciął się od świata. Dan Gavin był typem samotnego ekscentryka. W czasie Bitwy
o Hogwart w pojedynku ze Śmieciożercą stracił lewą rękę. George z lekką obawą
szedł do niego. Nigdy nie wiadomo było czego spodziewać się po tym człowieku.
- To tutaj –
powiedział cicho Gegorge. Percy zatrzymał samochód przed starym z pozoru
opuszczonym domem. Jego brat skinął głową i wspólnie przekroczyli próg domu. Dan
czekał na nich już w salonie. W powietrzu unosił się zapach cygara, które palił
niemal nałogowo.
- To wy
szukacie sposobu na pozbycie się ducha? – spytał, gdy tylko ich zobaczył. Obaj
pokiwali głowami, ale to George opowiedział całą sytuację. Mówił dokładnie, nie
chcąc niczego pominąć. Dan wysłuchał go, po czym pokręcił głową. Jego mina nie
wróżyła nic dobrego.
- Kosiarze nie
ustąpią tak łatwo – odezwał się po chwili milczenia. – Jednak jest jeden
sposób, żeby
powstrzymać ducha i uratować tę młodą dziewczynę. – Bracia wymienili
porozumiewawcze spojrzenia ze sobą. Sposób, o którym powiedział im Dan wydawał się
być przerażający, ale tylko w tak mogli pomóc Kate. Umówili się o północy na
miejskim cmentarzu. George bardzo często tu przychodził, gdy potrzebował
samotności. Wtedy też dużo rozmawiał z bratem i myślał, że to właściwe. Dzisiaj
był z zupełnie innego powodu i nie było mu z tym dobrze. Wymienili między sobą
ponure spojrzenia i przenieśli się prosto na cmentarz.
- Przykro mi, Fred –
wyszeptał cicho, patrząc na grób brata. Były na nim świeże kwiaty i płonący
znicz. Podejrzewał, że ktoś z rodziny lub przyjaciół musiał tu być. Wiedział,
że ojciec często odwiedzał grób syna. Artur Weasley był kolejną osobą, która
nigdy nie pogodziła się ze śmiercią najstarszego dziecka. Nie dziwił mu się wcale. Każdy z nich
po trochu odczuwał ból.
- To mnie jest
przykro, braciszku – drgnął rozpoznając głos brata. Mógł podejrzewać, że brat
będzie chciał im przeszkodzić. Miał nadzieję, że Percy za chwilę się pojawi. –
Spodziewałem się, że chcesz mojego powrotu.
- Ty wiesz, że
to niemożliwe – pokręcił głową. – Ty umarłeś Fred. Taka jest kolej rzeczy. Nikt
nie dostaje drugiej szansy.
- Ja ją
dostanę – rzucił chłodno, a jego oczy przybrały ciemny kolor czerni. Odsunął się
trochę wystraszony. Wiedział, że brat pod wpływem czarnej magii był zdolny do
wszystkiego. Nie chciał kłopotów z nim. Percy pojawił się w ostatniej chwili,
gdy Fred usiłował go zabić. Z pomocą specjalneej broni sprawił,
że jego duch na moment zniknął.
- Mamy
niewiele czasu zanim się pojawi – krzyknął i rzucił bratu łopatę. Kopanie grobu
nie było przyjemnym zadaniem. Pomagali sobie z pomocą różdżek, co przyspieszyło
tryb ich pracy. Złowrogi wiatr zawiał tuż nad ich głowami. Wszystko wskazywało
na to, że Fred postanowił przybyć z posiłkami. Z oddali widać było jaskrawe
postacie, które zbliżały się w ich stronę.
- Cholera
jasna – zaklął George, widząc jak zostają otoczeni. Sytuacja nie wyglądała
najlepiej. Percy’emu udało się wyciągnąć trumnę, która z głośnym hukiem wylądowała na ziemi. W ręku starszego
brata znalazła się zapaliczka.
- Pogódź się z
tym – krzyknął do niego Percy. – To naprawdę już koniec. Gdyby sytuacja była
inna, to
nigdy bym tego nie zrobił. Niestety, nie można poświęcać życia niewinnej
dziewczyny.
- Chciałbyś –
syknął gniewnie. Ciało Percy’ego uniosło się gwałtownie. Starszy Weasley miał
wrażenie, że za moment się udusi. Jego ciałem wstrząsnął przeraźliwy ból.
Zapalniczka wypadła mu z ręki. Był pewien, że długo nie wytrzyma. Czuł jak
ulatują z niego iskierki życia. Nie miał pojęcia jak brat to robił. Miał wrażenie, że był całkowicie w jego
władzy. – Już wkrótce dołączysz do mnie braciszku.
- Nie! – W
rękach George’a znalazła się zapalniczka. Już wcześniej zdołał posypać solą i
polać olejem kości brata. Czuł ból na samą myśl, że musi to zrobić, ale nie
miał innego wyjścia. Rzucił płonącą zapalniczkę. Ogień rozprzestrzenił się
błyskawicznie. Oszołomiony Fred cofnął się przerażony przed bratem. Nie mógł w
to uwierzyć. Jego duch stanął w ogniu i zniknął zanim zdołał coś powiedzieć. To
był koniec. George podszedł do Freda i pomógł mu wstać.
- Nic ci nie
jest? – zapytał z troską widząc krwawą plamę na jego czole. Percy pokręcił
głową. Był nieco zamroczony, ale nie odniósł poważniejszych ran. Pozostałe
duchy zniknęły wraz z Fredem. Bezradnie spojrzał w stronę dopalających się
kości młodszego brata i poczuł dziwny uścisk w żołądku.
- Pojadę do
szpitala i zobaczę co z Kate – zaproponował cicho, na co
George pokiwał głową z ł nieobecnym wzrokiem. Percy domyślił się, że brat w tym
momencie chciał zostać sam. Odszedł bez zbędnych słów. Pozostawiony sam sobie
bliźniak różdżką doprowadził grób do porządku. Po chwili nie było widać śladu
wcześniejszych zdarzeń.
- Na zawsze
pozostaniesz moim bratem – wyszeptał cicho i zaklęciem wyczarował białą chryzantemę.
Przez chwilę stał spoglądając na grób, by odwrócić się i odejść. Nadszedł czas, żeby
rozpocząć nowe życie, na które był gotów.
~^~^~
Minęło kilka dni od kiedy przybyli do domu
z Hogwartu.
Narcyza Malfoy nie ukrywała swojego stanowiska
względem niej, wyraźnie
ukazując pogardę jaką czuła , ale nie przejmowała się tym. Nie była już tą zastraszoną
dziewczynką, która dawała sobie włazić na głowę. Dzisiaj mogła z pewnością
siebie powiedzieć, że wróciła dawna Hermiona Malfoy, która opuściła Hogwart.
Już dawno nie czuła się tak dobrze. To dodawało jej siły i chęci do walki. Mimo
to atmosfera w domu Malfoyów była naprawdę trudna. Szczególnie, że wrócił Lucjusz
Malfoy. On najbardziej pokazywał jej swoją niechęć. Na szczęście to były jej
ostatnie dni w tym domu. Draco znalazł przytulny dom na wybrzeżach Londynu w
spokojnym i bezpiecznym miejscu. Kilka dni temu była je obejrzeć razem z nim i
naprawdę jej się spodobał. To wymarzone miejsce dla niej i rodziny, którą
chciałaby stworzyć. Jeszcze kilka tygodni temu nie wierzyła, że to w ogóle
możliwe. Ze szczęścia niemal jej się poprzewracało w głowie. Była naprawdę
poruszona tym wszystkim. Najtrudniejszy był ostatni dzień. Szczególnie, że
Narcyza była naprawdę złośliwa. Nie przejmowała się tym wcale. Spakowała
większość swoich rzeczy, reszta miała być zabrana taksówką lub wynajętym
samochodem. Draco o wszystko zadbał. On również chciał jak najszybciej się
wynieść z domu. Gdy schodziła ze schodów z dumnie uniesioną głową, drogę
zastąpiła jej Narcyza. Przez moment wstrzymała oddech.
- A więc
dopięłaś swego – syknęła gniewnie. Obie doskonale wiedziały, że nic by nie
osiągnęła, ale kobieta nie byłaby sobą, gdyby nie miała ostatniego słowa.
Zacisnęła zęby, starając
się zapanować nad sobą. Nie było to dla niej wcale łatwe. – Postanowiłaś
zniszczyć naszą rodzinę.
- Nie –
Hermiona pokręciła głową. – To pani zniszczyła tę rodzinę już dawno temu, wychodząc za nieodpowiedniego
człowieka. Jeżeli ktokolwiek przyczynił się do cierpień w tej rodzinie, to tylko i wyłącznie pani – dodała cicho. Przez moment
Narcyza tylko na nią spoglądała, ale nie powiedziała nic więcej. Pozwoliła jej
odejść bez dalszego słowa. Odetchnęła z ulgą, gdy opuściła rezydencję. Mieli
zacząć nowe życie. Ten nowy dom przypominał pierwszy, w
którym Draco ją zainstalował, gdy miała zostać jego kochanką. Był przytulny i w
miłym otoczeniu. Podobało jej się sąsiedztwo wśród których byli nie tylko
czarodzieje, ale również mugole.
Niedaleko mieszkał Neville z Luną. Gdy weszła do domu przywitał jej wspaniały
zapach pieczonego mięsa. Nieco się zdziwiła, gdyż była niemal pewna, że Draco
był teraz w kancelarii. Przynajmniej mówił, że będzie. Zaintrygowana weszła do
salonu, gdzie powitał ją widok najpiękniejszych róż jakie widziała. Była
poruszona, a do jej oczu napłynęły łzy. „Jestem w kuchni” powiedziała znajdując
kartkę, która była przyczepiona do jednego z kwiatów. Postanowiła dać mu jeszcze chwilę. Nie wyglądała zbyt odpowiednio
na podobną okazję, więc udała się na górę. Tam wśród wielu wcześniej przygotowanych sukienek znalazła tę w której według niej wyglądała
najlepiej. Gdy ją przymierzyła uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze.
Wyglądała idealnie. Do tego zrobiła drobny makijaż i piękne perfymy. Decydujący
efekt zaskoczył ją samą. Nie sądziła, iż może wyglądać tak świetnie. Gdy
znalazła się w kuchni dostrzegła swojego męża. Stał przy kuchni nakładając
jedzenie na talerze. Widok tak niecodzienny, że aż parsknęła śmiechem. Odwrócił
się a na jego twarzy wykwitł szczery uśmiech.
- Myślałem, że
się ciebie nie doczekam – odezwał się. Z pomocą różdżki ułożył talerze na
stoliku i podszedł do niej. Pokręciła głową ze śmiechem.
- Co to za
okazja? – zapytała figlarnie. Jęknęła cicho, gdy ją pocałował, a jego ręka
pieszczotliwie krążyła wokół jej bioder. Draco jak zawsze umiał na nią działać.
W jednej sekundzie zapomnieli o kolacji i wszystkim dookoła. Rozbierał ją
powoli, pozbawiając ubrania cal po calu. Drżała z pożądania i doskonale o tym
wiedział. Pod każdym dotykiem jej ciało całe płonęło. Czuła się pożądana i
piękna.
- Kocham cię –
wyszeptał do niej, gdy kilka godzin później leżeli wtuleni w siebie. Oboje byli
odprężeni i nasyceni. Ich ciała oddychały równo i spokojnie jakby miały jeden
rytm. Z kuchni przenieśli się do salonu, gdzie Draco przyniósł koc i rozpalił
ogień w kominku. Dopiero teraz mogli spokojnie zjeść, chociaż ich ciała wciąż
płonęły. W pewnym momencie Draco wstał i zniknął gdzieś w korytarzu. Gdy wrócił
w ręku trzymał małe, czerwone pudełeczko. – Otwórz – wyszeptał do niej cicho. Patrząc
na niego niepewnie otworzyła wieczko i zamarła. W środku znajdowało się serduszko
podzielone na pół z dwoma łańcuszkami. Na serduszku były wyryte ich inicjały.
Draco wyjął jedną połówkę i dziewczyna ustawiła się tak żeby mógł go jej
zawiesić. Zadrżała, gdy jego palce dotknęły jej szyi. Tym razem nie mogła
pohamować łez.
- To jest
piękne – wyszeptała cicho. W swojej odpowiedzi przyciągnęła go do siebie i
pocałowała. W tym momencie świat mógłby dla nich nie istnieć. Już dawno nie
byli tak zajęci sobą. To szczęście było im pisane. Nigdy jeszcze nie była taka
szczęśliwa jak teraz. Draco rozpieszczał ją do granic możliwości, a ostatnie
dni były dla niej rajem. Do tej pory los nie szczędził jej cierpień, a
tymczasem stało się zupełnie inaczej. Jej życie wywróciło się o całe sto osiemdziesiąt
stopni. Draconowi udało się odzyskać dobre imię. Co prawda, były
pracodawca tamtej kobiety wciąż starał się wejść mu w drogę, ale nie
dawał się sprowokować. Była pod wrażeniem tego wszystkiego, co dla niej robił i
jakim człowiekiem się stał. Nigdy nie myślała, że to w ogóle jest możliwe.
Od jakiegoś czasu przyłapała się również na
tym, że więcej je i częściej śpi. Dużo łatwiej również bywała zmęczona. Miała
swoje podejrzenia i niczego bardziej nie pragnęła w tej chwili. Dziecko tylko by
podkreśliło jej związek z Draconem jeszcze bardziej. Już zapisała się do
jednego z specjalistów w świętym Mungu. Chciała mieć pewność, że jej
podejrzenia są słuszne. Wciąż też martwiła się o sytuacje młodego Jamesa i
Ginny. Chłopiec wciąż przebywał pod opieką rodziny Weasleyów, ale Krąg Śmierci
wciąż działał. Ostatnio z Luną odkryła kilka morderstw na tle rasowym. Głównie
były to mugolaki. Sytuacja robiła się coraz bardziej niepokojąca. Mówiono
nawet, że nowy minister się nie sprawdza . Draco sam nalegał żeby nie poruszała
się nigdzie sama. Nie dziwiła się temu wcale. Zwłaszcza, że żyła w ciągłym
strachu przed Bellatriks. Ta kobieta przysięgła jej zemstę i nie spocznie na
niczym dopóki nie osiągnie swojego celu. Martwiła ją też podwójna rola męża. W
ostatnim czasie był z nią bardzo szczery i opowiedział jej o tym jak działa pod
przykrywką w Kręgi. Teraz lepiej rozumiała jego intencje i jeszcze bardziej się
martwiła. Za każdym razem, kiedy wychodził z domu drżała o jego
życie. Nie rozmawiali jednak o tym. Obiecała mu nie wtrącać się w jego życie, a
on nie będzie się wtrącał w jej. Nie chciała mu nakazywać ani rozkazywać. Ich
małżeństwo prócz miłości miało być również oparte na partnerstwie. I jak na
razie te relacje naprawdę się sprawdzały, co ją zaskakiwało.
Tego dnia siedziała w domu, gdyż miała wolne.
Draco jak zwykle był w kancelarii, ona postanowiła przygotować jakiś skromny
obiad. Po południu wpadł do niej Ron i powiedział, co się dzieje z Dafne. To
była przerażająca sytuacja, ale liczyła, iż uda im się jakoś ją rozwiązać.
Kończyła właśnie obierać ziemniaki, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Była
zaskoczona, gdyż nie spodziewała się nikogo. Odruchowo sięgnęła po różdżkę.
Wolała być ubezpieczona na każdą sytuację nim dojdzie do czegoś gorszego. Ku
jej zaskoczeniu była to Ginny. W oczach kobiety błyszczały łzy.
- Uprowadzili
Deana – powiedziała ze łzami w oczach. Hermiona oszołomiona spojrzała na
przyjaciółkę. To było coś czego się nie spodziewała. Teraz nadszedł moment na
ich ruch.
~^~^~
To był ciężki moment dla Deana, który był
coraz bardziej zmęczony ukrywaniem się.
Od kiedy zamieszkał z małym Jamesem w domu Weasleyów, miał
wrażenie, że nie może znaleźć dla siebie w ogóle miejsca. To nie było życie dla
niego. Nie rozumiał jak Ginny mogła tam mieszkać. Westchnął cicho i postanowił
odreagować. Musiał wyjść z domu, gdyż obawiał się, że jeszcze trochę a
oszaleje. W dodatku miał wrażenie, że narzeczona coraz bardziej oddalała się od
niego. Zupełnie jakby to narzeczeństwo było czystym szaleństwem. Nie był
pewien, czy dobrze robił pakując się w to. Naprawdę chciał być szczęśliwy, a
tymczasem wszystko wskazywało na to że nie będzie. Najgorsze było w tym
wszystkim to, że nie umiał nienawidzić swojego rywala. Gdyby chociaż mu
przywalił, to
by było dobre, ale nie mógł się na to zdobyć. Dawniej byli przyjaciółmi i to go
powstrzymywało. Gdyby nie ten jego cholerny honor nie wahałby się wcale.
Naprawdę chciał rewanżu. W tym momencie jedyną szansą dla niego było upicie się
i zapomnienie o wszystkim. Wymknąłsię z domu kiedy nikt nie widział. Udało mu
się znaleźć jakąś podejrzaną knajpkę na przedmieściach. Zwykle unikał takich
miejsc, ale teraz potrzebował tego. Piersiasta barmanka o sympatycznym
wyglądzie od razu go zauważyła. Uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła ten
uśmiech. Po chwili znalazła się przy nim seksownie kołysząc biodrami.
- Może podwójną
whiskey? – zaproponował nie pewny czy, tego sobie życzy. Chciał się upić, a
whiskey nadawało się do tego idealnie. Po chwili barmanka przyniosła mu
kieliszek i butelkę. Po opróżnieniu całej, wciąż czuł się trzeźwy. Była jednak
późna godzina i powinien wracać do domu. Na pewno ktoś z Weasleyów zauważył
jego nieobecność. Z westchnieniem podniósł się z krzesła i rzucił barmance
pieniądze z solidnym napiwkiem. Był jednym z ostatnich gości, którzy opuszczali
to miejsce. Nie zauważył, że ktoś za nim szedł. Powinien się teleportować, ale
wolał się przejść. Nie chciał, żeby ktoś zauważył, że się upił.
Dodatkowe kłopoty nie były mu potrzebne. Minął kolejną przecznicę, gdy usłyszał
czyjś pełen pogardy śmiech. Drgnął zaskoczony, odwracając się. Zobaczył
Bellatriks Leastrange i towarzyszącego jej nieznajomego mężczyznę. Wyciągnął
swoją różdżkę, ale nie miał szans w walce z nimi. Leastrange rzuciła zaklęcie,
które powaliło go na ziemię. Upadł na ziemię wstrząsany bólem spowodowanym
przez klątwę.
- Dość, Bello! – Padł rozkaz z zupełnie innej strony. Kobieta
niechętnie odwróciła się i spojrzała na wysokiego i postawnego mężczyznę jakim
był jej szwagier. Od niedawna przynależał do Kręgu i już rozpoczynał swoje
rządy. Nie ukrywała tego, że jej się nie podobało, ale jego pomoc była
przydatna. - Już doszły do nas słuchy o zdobyciu przez Pottera magicznej
połówki różdżki, która będzie nam potrzebna do przywrócenia życia lordowi.
Tylko dzięki niemu dostaniemy to, co chcemy.
- Skoro tak uważasz. – Nie
wyglądała na do końca przekonaną, ale musiała się z nim zgodzić. Za pomocą
różdżki związała Deana i uniosła jego ciało. Po chwili przenieśli się w stronę
starych doków, gdzie znajdowała się ich kryjówka. Deana umieszczono w pomieszczeniu, skąd nie było drogi ucieczki. –
Wciąż uważam, że ten plan jest beznadziejny. Po prostu wtargnijmy do domu
Pottera i zabierzmy mu tę różdżkę. Podobno wariuje, więc nie jest dla nas
żadnym przeciwnikiem.
- Nie powinno
się lekceważyć wroga – stwierdził oschłym tonem Lucjusz na jej propozycję. Miał wrażenie, że od kiedy wróciła stała się
jeszcze bardziej szalona. Na całe szczęście wciąż umiał nad nią zapanować.
Kiedy w końcu udało mu się odnaleźć Krąg Śmierci, pierwsze
co zrobił, to
zdradził swojego syna. Musieli mu uwierzyć, że on wcale nie działa na ich
korzyść, a wręcz przeciwnie. Kiedy Draco wróci od tej swojej szlamy, to
wówczas będzie miał niespodziankę. Podobała mu się ta myśl. Uważał, że
szczeniakowi należy się jakaś kara za lekceważenie jego rodziców.
- W porządku –
zgodziła się z nim niezbyt chętnie. – Mamy zatem tego młokosa. Co z nim
zrobimy? Jaki jest twój plan? – Bella podeszła do zniszczonej szafki i
wyciągnęła z niej butelkę zwykłego trunku. Była wściekła, że od kiedy zeszli do
podziemia musiała pić coś takiego. Dawniej nie tknęłaby najgorszego drinka, ale
obecnie nie wyjścia. Stracili wszystko wraz ze śmiercią Czarnego Pana, ale
wierzyła, iż
uda im się wszystko odzyskać. Nadejdzie jeszcze ich moment.
- Sowa
dostarczy wiadomość do panny Weasley – odparł przyjmując od niej brudną
szklankę z alkoholem. Ze skrzywieniem w ustach wychylił część napoju. –
Ustalimy miejsce i moment spotkania. Najpierw zażądamy różdżki. Bez drugiej
połówki jest praktycznie bezużyteczna. Potem uprowadzimy chłopca. Pamiętajcie,
że on jest najważniejszą częścią rytuału. Jego krew przywróci do życia naszego wybawiciela.
- Czy to zaklęcie
naprawdę zadziała? – Bellatriks miała wiele wątpliwości. Nieraz słyszała, że ze
śmiercią nie można igrać. Nieraz nawet sam Severus Snape ostrzegał ich przed
tym, gdy próbowali coś ożywić. Ten plan był szalony, jednak według niej ryzykowny. Po raz pierwszy w życiu
się wahała, co nie było podobne do niej.
- Ty wątpisz?
– Lucjusz nie mógł uwierzyć w jej słowa. Z niesmakiem i pogardą spojrzał na swoją
szwagierkę. Miał wrażenie, że od kiedy wróciła do świata żywych stała się
całkiem inną osobą. Zupełnie jakby gdzieś zgubiła po drodze swoją pewność
siebie. To nie była ta sama kobieta jaką znał. I nie podobało mu się to. –
Jeżeli śmiesz wątpić, to lepiej się wycofaj teraz. Potrzebuje osoby silnej i
zdecydowanej. Kogoś, kto nie stanie przeciwko mnie i będzie gotowy, gdy
nadejdzie pora do walki.
Na sali zapadła głucha cisza. Kilka par oczu obecnych
spojrzało w stronę Belli. Nikt nie odważył się odezwać. Wszyscy z respektem
przyznawali rację Lucjuszowi. Ich milczenie uznawało go za przywódcę w tej
sprawie.
- W porządku – odezwała się po dłuższej
chwili. W jej głosie można było wychwycić niezadowolenie i pokorę. Lucjusz
wygrał te potyczkę, ale zdawał sobie sprawę, że to będzie niejedna, którą
stoczy. Jednak kiedy wróci Voldemort, wszystko będzie na swoim miejscu. Walka
o władzę skończy się, gdyż będzie jeden niekwestionowany przywódca. Tego
wszyscy chcieli. I on również. A kiedy Voldemort dowie się, że to on brał
udział w jego przywróceniu, to wówczas nagrodzi go jak należy. Miał
tylko nadzieję, że jego przeklęty syn zapłaci za swą zdradę. Na samą myśl o nim, gotował
się ze złości. To było coś, co nie mogło zostać nigdy wybaczone. I on nie miał
zamiaru tego robić. Gdy został sam pogrążył się w ponurych rozmyślaniach. Jego
przeszłość nie należała do kolorowych, ale zawsze miał swój honor. Zastanawiał
się gdzie popełnił błąd, gdy jego własny syn zakochał się w szlamie. Już wolałby widzieć go martwego. To byłby o
wiele lepszy los. Westchnął cicho wiedząc, że nie cofnie czasu. Mógł jedynie
walczyć o swoją przyszłość i wiedzieć, że wyjdzie z tego coś dobrego. Wszystko było teraz w
jego rękach.
Kiedy pół godziny później wrócił do domu, Narcyza
czekała na niego z kolacją. Lubił te wieczory spędzane z żoną. To nadawało
trochę normalności jego życiu. Nie żałował małżeństwa z nią, chociaż czasami
było to męczące. Jego syn i żona okazali się mięczakami i wcale nie żałował
swojego postępowania względem nich. On był twardym mężczyzną, który wszystko
zawdzięczał sobie i nikomu innemu. Nigdy też nie zostawiał po sobie śladów.
- Nie rozumiem
jak nasz syn mógł tak postąpić – zagrzmiała Narcyza, która wciąż przeżywała
bardzo odejście syna. Dzisiaj rano był po resztę swoich rzeczy i potraktował ją
jak obcą kobietę. Wciąż miał do niej żal, że zmusiła Hermionę do podpisania
tych papierów rozwodowych.
- Nie martw
się, żono
– Lucjusz objął ją opiekuńczo ramieniem i poprowadził w stronę sypialni. –
Nadejdzie dzień, w
którym za wszystko zapłaci – dodał niezwykle pewnie i wiedział, że w końcu tak
będzie.
~^~^~
Hermiona była poruszona całą sytuacją z
uprowadzeniem Deana.
Nikt z nich nie spodziewał się, że sprawy przybiorą
tak poważny obrót. Już od rana razem z Harrym, Ronem, Draco i Ginny analizowali
każdy szczegół listu. Nie było żadnych wskazówek tylko proste żądanie okupu.
Chcieli połówki różdżki w ciągu trzech dni. Inaczej wówczas na pewno go zabiją.
- Co zrobimy
teraz? – zapytała cicho Ginny, która wciąż nie doszła do siebie po tym
wszystkim, co się stało. Hermiona długo z nią rozmawiała i dziewczyna obwiniała
się o to. Nie powinna, ale doskonale ją rozumiała. Ona myślałaby podobnie gdyby
to Draco był na miejscu Deana. Odruchowo
spojrzała na męża. Dzisiaj miał udać się na zebranie Kręgu Śmierci. Jeśli
wszystko dobrze pójdzie, uratują Deana i zdobędą drugą połowę różdżki. Wtedy
Harry będzie mógł je zniszczyć i na zawsze zapomnieć o powrocie Voldemorta.
Wzdrygnęła się na samą myśl. Nie rozumiała jak ktoś może być tak szalony, żeby
chcieć jego powrotu. To był najbardziej niebezpieczny człowiek jakiego znała. Z
trudem udało im się odbudować świat po jego rządach. Niektórzy do tej pory nie
doszli do siebie. Zerknęła teraz na Harry’ego. On najbardziej z nich wszystkich
to przeżył. Ciężko mu było wrócić do normalności. Nigdy o tym nie rozmawiali,
ale widziała cień, który krążył wokół niego. Naprawdę się martwiła, ale nie ona
powinna mu pomóc. Jedyną osobą, która mogła to zrobić była Ginny. Pytaniem było
tylko, czy tej dwójce wciąż było po drodze. Pokręciła głową i oderwała się od
myśli. Musiała skupić się na bieżącej sytuacji, która była ważniejsza od tego
wszystkiego. Draco powoli szykował się do wyjścia. Ginny zostawała u niej na
noc. Idealna okazja do porozmawiania o babskich sprawach. Dawno nie miały
takiej okazji. Już się cieszyła na samą myśl. Mimo to miała złe przeczucie.
Czuła, że Draco nie powinien wychodzić dzisiaj z domu. Nie mogła go jednak
powstrzymać.
- Boje się –
wyszeptała, gdy żegnali się przy drzwiach dwie godziny później. Ron i Harry już
dawno wyszli, a Ginny poszła na górę żeby wciąż kąpiel przed spotkaniem. – Nie
wiem, czy to dobry pomysł żebyś wyszedł.
- Wiesz, że
gdyby to ode mnie zależało, zostałbym z tobą – wyszeptał, gdyż
naprawdę chciał to zrobić. Wolałby spędzić wieczór w jej towarzystwie niż z
bandą dawnych Śmieciożerców. To spotkanie wypadło tak nagle, że się go nie
spodziewał. I on również, podobnie jak Hermiona bał się. Zbyt długo nie było go na
spotkaniach i wszystko mogło się wydarzyć. Nie mówił jej o tym. Nie chciał żeby
jeszcze bardziej się martwiła. Miała wystarczająco
dużo problemów na głowie i dodatkowych nie potrzebowała.
- Wiem, Draco –
powiedziała i przyciągnęła go do siebie. Pocałowała go długim i namiętnym
pocałunkiem. Wiedziała, że gdyby coś mu się stało to nigdy by sobie tego nie
wybaczyła. Długo nie mogli się rozstać. W końcu z ciężkim sercem odsunął ją od
siebie i odszedł. Hermiona stała przy drzwiach i obserwowała go aż przeszedł na
drugą stronę i teleportował się. Z cichym westchnieniem zamknęła drzwi i
rzuciła na nie zaklęcia obronne. Draco bardzo dbał o jej bezpieczeństwo. Doskonale
to rozumiała. Byli na ostrzu ognia, a ona w szczególności. Na wolności wciąż
była Bellatriks Leastrange i pragnęła zemsty. Gdy wróciła do salonu z gorącą
czekoladą, Ginny
już na nią czekała. Ta noc należała tylko dla nich. Dawno tak nie czuła się
dobrze w towarzystwie przyjaciółki. Mimo tego, że ta martwiła się o
narzeczonego, to
starała się nie pokazywać tego za bardzo. Rozmawiały niemal o wszystkim, a
nawet grały w eksplodującego durnia. Hermiona zawsze uważała tę grę za
wyjątkowo nudną, ale dzisiaj się wciągnęła.. Było po czwartej godzinie, gdy
położyła się spać. Czuła się odprężona i szczęśliwa. Leżąc odruchowo położyła
rękę na brzuchu. Kilka dni temu zrobiła test ciążowy, który przyniósł wynik
pozytywny. Mimo, że wcześniej zapisała się do lekarza, to
chciała wiedzieć już teraz. Spodziewała się dziecka Dracona. Jeszcze mu o tym nie powiedziała. Czekała na
odpowiednią okazję żeby to zrobić. Najlepiej kiedy będzie już po wszystkim.
Liczyła, że pojadą wtedy do domku nad morzem, a ona powie mu szczęśliwą
wiadomość. Już wyobraziła sobie jego minę. Na pewno będzie szczęśliwy, chociaż
nie rozmawiali jeszcze o dziecku. Podświadomie jednak czuła, że jak każdy
mężczyzna on również pragnie potomka. I ona mu go da. wciąż nie mogła w to
uwierzyć. Na samą myśl czuła łzy w oczach. Wciąż jednak martwiła ją sprawa z
Jonnem Smithem. Draco ufał mu całkowicie, ale ona nie. Chciała dowiedzieć się
czegoś więcej o tym człowieku. Podświadomie wyczuwała, że on ma coś do ukrycia
i pragnęła dowiedzieć się, co takiego. Dlatego właśnie za namową Luny wynajęła
prywatnego detektywa. Wiedziała, że gdyby Draco się dowiedział, na
pewno byłby zły. Na całe szczęście mogła liczyć na dyskrecje polecanego
mężczyzny. Michael Valente był najlepszy w swoim fachu. Dodatkowo zrobił na
niej wrażenie, chociaż nie był przystojniejszy od Dracona. Miał trzydzieści lat
i był zakochany w swojej narzeczonej. Przez pierwsze pół godziny ich rozmowy
opowiadał o niej z miłością w oczach i dziecku, którego się spodziewają.
Samanta Winters była w szóstym miesiącu ciąży i również planowali ślub.
Kiedy się
pojawił już na niego czekała z ciepłą herbatą, gdyż pogoda na dworze nie była
zbyt sprzyjająca.
- Jeżeli ten
człowiek ma coś do ukrycia, to na pewno się tego dowiem – obiecał
Hermionie spisując wszystko, co sama wiedziała o Jonnie. Podała mu również
obecne zdjęcia mężczyzny, które Draco trzymał. Nie było to za wiele informacji,
ale miała nadzieję, że to wystarczy.
- Nie
wykluczam, że to niebezpieczny człowiek – powiedziała lojalnie chcąc go
ostrzec. – I mój mąż nie może się o niczym dowiedzieć. Obawiam się, że ufa
całkowicie Smithowi i wydaje mi się być od niego zależny. Wspólnie prowadzą
kancelarie, chociaż Smith nie zrobił nic, kiedy Draco wylądował w więzieniu. W
ogóle nie było go wtedy w mieście.
- Już samo to
powinno wzbudzić w nim podejrzenia – zauważył trzeźwo detektyw. Hermiona
przytaknęła uradowana, że ktoś jej wierzy i nie uważa za wariatkę. – Dobrze, że
zgłosiłaś się do mnie. Luna bardzo często korzysta z moich usług, gdy
potrzebuje informacji.
- Wiem,
powiedziała mi o tym – przytaknęła.- Jakim cudem poznał pan się z Luną? O ile
mi wiadomo, uczył
się pan w Durmstangu. Nigdy nie był pan w Hogwarcie?
- Uratowałem
jej kiedyś życie – przyznał,jakby nieco skrępowany. Hermiona miała
wrażenie, że było coś,o czym nie chciał mówić. Wolała nie wnikać w prywatne
życie przyjaciółki. Tak było najlepiej. – Potem nasze drogi się rozeszły, gdyż
moja rodzina opuściła Anglię. Ojciec był kiedyś Śmieciożercą. Wiesz, że od
Voldemorta nikt nie odchodzi.
- Niestety
masz rację – zgodziła się z nim niechętnie. Pamiętała dobrze te mroczne czasy, w
których przyszło im żyć. I ona wiedziała, że tak niewiele brakuje żeby
powróciły. Nie mogli do tego dopuścić. Gdy Michael wyszedł długo siedziała
zamyślona w salonie. Wiedziała, że
dobrze zrobiła, ale mimo to dręczyły ją wątpliwości. W dodatku Draco powinien
dać znać, co się dzieje. Miała wrażenie, że coś poszło nie tak. Inaczej na
pewno już by się odezwał. Była cała w nerwach. Nie mogła znaleźć sobie miejsca.
Wałęsała się po domu usiłując znaleźć sobie zajęcie. Za wszelką cenę starała
się nie myśleć o mężu, ale nie umiała. Niepokój sprawiał, że nie potrafiła
przestać myśleć o niczym innym. Koło jedenastej pojawili się nieznani jej
goście. Wymachując odznaką przedstawili się jako pracownicy ministerstwa magii.
- Chcielibyśmy
z przykrością powiadomić o śmierci pani małżonka, Draco
Malfoya – oszołomiona słowami Hermiona straciła przytomność.
~^~^~
Gdy tylko Kate poczuła się lepiej, opuściła
szpital.
Nie wróciła do Georga, gdyż mężczyzna poprosił o
zniesienie dla niej kuratora. Na całe szczęście po nowych zeznaniach sąd
zgodził się na jego propozycje. Odzyskała wolność i zyskała wszelką pomoc
socjalną. Mogła zacząć od nowa, a jednak wciąż ją coś niepokoiło. Czuła, że
było coś o czym George jej nie mówił. W ogóle miała wrażenie, że unikał jej od
kiedy opuściła szpital. Kilka razy zajrzała do niej Angelina. Myślała nawet o
tym żeby wyjechać i opuścić Anglię na dobre. To byłaby dla niej jakaś szansa na
nowe życie. Obawiała się, że bliskim sprawiała tylko kłopoty i zmartwienia. Nie
chciała tego. Teraz w końcu mogła stanąć na swoim. Chciała jednak najpierw zobaczyć się z
Georgem. Wciąż miała wyrzuty sumienia względem niego i dlatego właśnie chciała
się z nim widzieć. Już od rana czekała na niego pod sklepem, ale nie pojawiał
się. Podejrzewała,
iż pewnie spędzał wieczór z Angeliną i prędzej, czy później tu
będzie. Nie myliła się wcale. Pojawił się trzy godziny później z niezbyt
obecnym wyrazem twarzy. Nie od razu ją zauważył. Gdyby go nie zawołała, w ogóle
nie zwróciłby uwagi, że tam była.
- Co tu
robisz? – spytał chłodno, marszcząc brwi i patrząc na nią ponuro. Był pewien, że
swoim zachowaniem dał jej wyraźnie do zrozumienia, że nie chce jej widzieć.
Układał sobie życie z Angeliną i Kate była zamkniętą przeszłością. Nie chciał
niczego zmieniać. Jej nagłe pojawienie się sprawiło, że był mocno poirytowany.
Nie spodziewał się, że znów będzie w jego życiu. Zaklął pod nosem i spojrzał na
nią spod oka.
- Chciałam
porozmawiać – powiedziała niewzruszona, dumnie spoglądając na niego. Mógł sobie
robić te wyniosłe spojrzenia jeśli chciał, ale na niej nie robiły one żadnego
wrażenia. Za dobrze go poznała w ciągu ostatniego czasu, żeby po
prostu się przestraszyć. W końcu ciągle próbował na niej swojej sztuczki wiele
razy. – Myślę, że powinniśmy to zrobić, nie uważasz?
- Chyba o
wszystkim sobie porozmawialiśmy? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Kate
pokręciła głową. Nie pozwoli mu się zignorować. – Dałem ci wolność, Kate.
Nie jesteś mi nic winna.
- Mimo
wszystko mnie unikasz - zauważyła
ostrożnie. – Nie umiem tak po prostu odejść i zostawić wszystko za sobą. Nie
możesz tego ode mnie wymagać.
- Dlaczego
nie? – wzruszył obojętnie ramionami. Był wściekły, że dziewczyna tutaj była.
Nie rozumiał dlaczego nie rozumiał tego, co chciał od niej. Powinna już dawno
sobie odpuścić. Niestety, do
niektórych ludzi to w ogóle nie docierało. – Przecież nic do mnie nie masz. To
wszystko jest poza nami. Jesteśmy całkowicie obcymi sobie ludźmi.
- Jak możesz
tak mówić? – zapytała cicho ze łzami w oczach. Wiedziała, że chciał ją
specjalnie zranić, ale i tak bolało. Nie umiała nic na to poradzić, że nie był
jej obojętny. George zawsze zostanie częścią jej życia, czy tego chciał, czy
nie. – Nie musisz być okrutny względem mnie. Przecież wciąż możemy być
przyjaciółmi.
-
Przyjaciółmi? – prychnął z pogardą. Boleśnie przycisnął ją do ściany tak, że
nie mogła złapać tchu. Wpatrywała się w niego błagalnie, ale był nieugięty.
Zawsze wyzwalała w nim tę złą siłę. Teraz chciał, żeby
przekonała się jak to jest. – Nigdy nimi nie byliśmy Kate. Nie od kiedy
wybrałaś mojego brata. Teraz na wszystko jest już za późno. Najlepiej będzie
jeśli na zawsze znikniesz z mojego życia. Mam zamiar ułożyć sobie życie z
Angeliną i być szczęśliwy. Nie pozwolę, żeby ktoś mi stanął na drodze.
- Dlaczego
uważasz, że mogłabym to zrobić? – spytała zdławionym głosem. Był tak blisko
niej, że czuła jak bije jego serce. Tymczasem jej złośliwe serce wciąż na
niego reagowało. To nie było w porządku. – Skoro jesteś tak pewny siebie, powinieneś
sobie odpuścić. Nie ja jestem przeszkodą, ale ty.
- Nie sądzę –
mruknął i nim zdołała coś powiedzieć pocałował ją w usta. Z początku broniła
się przed tym pocałunkiem. Z jednej strony chciała, ale z drugiej wiedziała, że
to było złe. W końcu Angelina tak wiele dla niej zrobiła. Tymczasem mężczyzna
całował ją tak namiętnie i zachłannie, iż nie mogła mu się oprzeć. To wszystko
było dla niej zbyt wiele. Poddała mu się całkowicie. George mocnym kopnięciem
otworzył drzwi do sklepu i zaprowadził wprost do gabinetu. Nie przejmował się
finezją. Jednym ruchem pozbawił ją ubrania. Pragnął jej od tak dawna, że był pewien iż oszaleje. Po raz
ostatni przed oczami mignęła mu postać Angeliny. Zignorował to ogarnięty
pożądaniem. To było silniejsze od niego.
- George,
proszę – szeptała oszołomiona dziewczyna. Była naga i drżąca , a jej rozpalone
ciało błagało o więcej. Mężczyzna z cichymi pomrukami pieścił jej całe ciało.
Ona sama oddawała mu pocałunki. Była dość wprawną kochanką i pokazywała mu to
dzieląc całą rozkosz. Gdy wszedł w nią mocnym ruchem, niemal
krzyczała jego imię. Poruszał się w niej szybko i gwałtownie, a ona sama
pojękiwała cicho z rozkoszy. Pragnęła żeby ta chwila trwała wiecznie. Chociaż
jeden raz, ten
mężczyzna należał do niej i mogła poczuć to, co przed chwilą. Nigdy jeszcze nie
było jej tak cudownie.
Gdy kilka godzin ocknęła się z błogiego snu. z
uśmiechem na ustach przyglądała się śpiącemu mężczyźnie. W czasie kiedy się
kochali musiał ją przenieść do pokoiku, który znajdował się nad sklepem. Nie
chciała odchodzić, ale obawiała się, iż przebudzenie przyniesie nienawiść.
Być może George nigdy jej tego nie wybaczy, chociaż nie chciała doprowadzić do
tego. To wymknęło się spod ich kontroli. Mężczyzna miał rację. Musiała odejść i
zapomnieć o nim na zawsze. To było jedyne wyjście w obecnej sytuacji.
- Dziękuje za
wszystko – wyszeptała cicho nachylając się nad nim. Delikatnie pocałowała go na
pożegnanie. Cicho wymamrotał jej imię, ale nie poruszył się nawet. Ubrała się
po cichu. Po raz ostatni spojrzała na niego w drzwiach i odeszła. Już wiedziała
dokąd się uda. Nigdy już nie wróci do Anglii i odejdzie jak najdalej. Gdy
wyszła ze sklepu odetchnęła z ulgą. Robiło się już ciemno, a jutro miała się
udać z rana na lotnisko. Prawie krzyknęła rozpoznając Notta w otoczeniu grupki
Śmieciożerców. Wyciągnęła różdżkę, chociaż zdawała sobie sprawę, że walka
będzie daremna.
- Myślałaś, że
o tobie zapomnimy kwiatuszku? – syknął zjadliwym tonem. Jedno mocne zaklęcie
sprawiło, że upadła na kolana przed nim, a różdżka wypadła jej z ręki. Była
przerażona.
- Puśćcie mnie!
– krzyknęła usiłując się uwolnić z ich rąk. Nie dali jej tej szansy. W dodatku
zrobili coś, co ją przeraziło jeszcze bardziej. Z ich różdżek wyleciały iskry w
stronę sklepu Georga. Wystarczyła chwila żeby sklep mężczyzny stanął w
płomieniach. Z nim w środku. Z oczu kobiety trysnęły łzy. To była jej wina.
George zginął przez nią. – Mordercy! Zabiliście go!
- O to właśnie
nam chodziło – przyznał uśmiechając się kpiąco Nott. – W dodatku mam dla ciebie
pewną propozycję. Zostaniesz druhną.
- Na czyim
ślubie? – zapytała nie ukrywając swojego zdziwienia i strachu.
- Na moim. – W
jego oczach zabłysły niebezpieczne błyski. Do Kate dotarło, że znalazła się w
sytuacji bez wyjścia. I tym razem nie będzie bohatera, który by ją uratował. Po
raz pierwszy od dana została skazana na samotną walkę. I wiedziała, że nie ma z
niej wyjścia.
~^~^~
Na zakończenie:
Już dawno tak mozolnie nie szedł mi
żaden rozdział.
Problem w tym, że ostatnio coraz mniej
czasu poświęcam na pisanie, ale postaram się to zmienić.
To prawda, że życie prywatne wymaga
znacznie więcej uwagi od kiedy człowiek poszukuje pracy, ale nie można również
porzucić przyjemności.
Obiecuje to wszystko nadrobić i
zapraszam na kolejną część już wkrótce!
INFORMACYJNIE:
Tytuł oryginału: „Pokochać łotra”
Tytuł rozdziału: 023 „Śmieciożercy kontratakuje”
Ilość stron: 11
Ilość słów: 5 995
Wreszcie znalazłam chwilę czasu, żeby skomentować Twoje opowiadanie ;) jest świetne! Jestem z Tobą od samego początku i zawsze nie mogę doczekać się następnego rozdziału :) Pisz dalej! Musisz! :))
OdpowiedzUsuńWowowowowoow tyle sie dziejeeeeee....
OdpowiedzUsuńGenialne ;)
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Powiedz mi, że Draco jakimś cudem przeżył.
OdpowiedzUsuńPRZECIEŻ ON MUSI ŻYĆ.
Rozdział cudny, jak zwykle.:P
Tobie też życzę udanego Nowego Roku i szalonego Sylwestra.
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
Ej ja ci radzę żeby Draco przeżył!!! On nie mógł zginąć!!!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :D
Ale się porobiło...Namieszałaś kobieto!;) Od czego by tu zacząć? Niech będzie- od początku;p
OdpowiedzUsuńMoment, w którym George musiał podjąć decyzję o pozbyciu się ducha Freda i podpaleniu jego kości, był bardzo wzruszający. Wyobraziłam sobie jak musiał się z tym czuć i jak wiele musiało go to kosztować, a wtedy autentycznie miałam łzy w oczach.
Dean - nic do niego nie mam, no może poza tym, że wolałabym, aby usunął się z drogi Harry'emu i Ginny, zwłaszcza jak zaczął sobie uświadamiać, że ta dwójka jest sobie pisana. Szanuję go za to, co zrobił dla Rudej i Jamesa, ale nie oszukujmy się- nie robił tego bezinteresownie. Przykro mi, że trafił w ręce wroga, ale z punktu rozwijającej się fabuły to jak najbardziej genialne posunięcie;) Mam nadzieję, że nie pójdziesz na łatwiznę i nie zabijesz go;p Bo wtedy Ginny miałaby ułatwioną sprawę i zapewne wróciłaby do Harry'ego;) I mimo, że bardzo im kibicuję, to jednak liczę na to, że zafundujesz nam prawdziwą ucztę w tym miłosnym trójkącie;)
Dracon- noo właśnie...powiedz, że go nie zabiłaś ;) To bd chyba jedno z moich życzeń noworocznych;p Jestem przekonana, że wymyśliłaś coś specjalnego i teraz podgrzewasz atmosferę- zgadza się? ;)
Kate i George...heh przeczuwałam, że tak to musi się skończyć. Oni jednak są siebie warci. Moje wzruszenie i współczucie wyparowało i zostało zastąpione niesmakiem. Żal mi tylko Angeliny, którą w Twoim opowiadaniu naprawdę polubiłam.
A i jest jeszcze Lucjusz- zupełnie nie rozumiem, jak ojciec może chcieć śmierci własnego dziecka?! Nawet jeśli ono bardzo go rozczarowało lub rozwścieczyło...To dla mnie ciężkie do ogarnięcia. Mam nadzieję, że Narcyza w porę się opamięta (toć to matka! gdyby nie kochała syna, to nie byłaby na niego tak rozżalona- prawda?) i pomoże Draconowi (bo ja wciąż wierzę, że on żyje! w końcu masz dobre serducho kochana, tak? Tak!) ;)
Miałam napisać coś jeszcze ale z tych emocji wyleciało mi z głowy.
Podsumowując- great job!;)
czekam na następny rozdział z rosnącą niecierpliwością!
Dziękuję w imieniu utalentowanej Shy;*
Tobie również życzę szczęśliwego Nowego Roku!;*
Pozdrawiam serdecznie,
Villemo;)
more-than-enemies-dramione.blogspot.com
Aj ciężko odpisać na komentarz niczego nie zdradzając.
UsuńCieszę się że rozdział wzbudził tyle emocji i spodobał się Tobie.
Długo nad nim myślałam nim w końcu zdecydowałam się opublikować.
Co do szczegółów to mam nadzieję, że zobaczycie wkrótce w nowym roku.
Obiecuje was wszystkich nie zawieść;)
pozdrawiam;)
To było wspaniałe! A mogę wiedzieć ile planujesz rozdziałów?
OdpowiedzUsuńTo się robi trochę za bardzo zagmatwane. Według mnie za dużo wątków i intryg, twoje opowiadanie czytam od początku i szczerze je uwielbiałam, a z czasem zaczęło mi to przypominać ,, Modę na sukces '' nie chciałam zrobić Ci przykrości po prostu chciałam napisać coś szczerego, musiałam o tym napisać bo aż mnie nosiło. Wzbudzasz we mnie tysiące różnych emocji, czuje się jak bym była w ciąży. Jestem nerwowa. Może po prostu dzisiaj mi odwaliło z tą opinią. Po przeczytaniu rozdziału mam mętlik w głowie.
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że dalej będzie ciekwie i wam się spodoba.
Usuńjuż powoli zbliżamy sie do końca więc zdaje się, że może faktycznie trochę namotałam. Bez obaw nic nie stało się. Odrobina dobrej krytyki żadnemu autorowi nie zaszkodziła. Mam nadzieję, że kolejny rozdział przyniesie więcej odpowiedzi.
pozdrawiam serdecznie.
Błagam Cię, tylko nie uśmiercaj Dracona, bo tego chyba nie przeżyje...
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniały. Jest w nim zawarte tyle emocji i w ogóle wszystkiego, że aż brak mi słów ♥ Już się nie mogę doczekać kolejnego :)
http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Zacznę od czegoś, co misie lubią najmniej:
OdpowiedzUsuń1. Niestety,nie - Brakuje spacji między tymi słowami
2. Percy zatrzymał samochód przed starym z pozoru opuszczonym domem. - Po starym przecinek
3. Obaj pokiwali głowami, - To ile oni mają tych głów? George ma dwie i Percy ma dwie?
4. Percy pojawił się w ostatniej chwili, gdy Fred usiłował go zabić. - Wychodzi z tego, że to Fred chciał zabić Percy'ego, nie George'a
5. Pomagali sobie z pomocą różdżek, -
6. pokiwał głową z ł nieobecnym wzrokiem - Coś ci się tam literówka "ł" trafiła.
Bardzo sprytnie wybrnęłaś z tej sprawy z ciążą. Teraz sobie w brodę pluję, że nie wpadłam na coś tak prostego, a sugerowałam usuniecie fragmentu. Już nie będę. Natomiast ten nieszczęsny detektyw pozostał. Nie ma tam żadnej wzmianki, że nastał nowy dzień, a w zamian Hermiona "przyjęła" go w domu bardzo późno w nocy, kiedy Ginny spała, a zaraz potem przyszli pracownicy ministerstwa. Zagmatwane trochę.
Tym razem muszę przyznać rację Anonimowi i powiedzieć, że dałaś do tego rozdziału tak wiele wątków, że się z niego wylewa. To trochę zbyt dużo i można dostać pomieszania z poplątaniem. Czytałam ten rozdział dzisiaj trzeci raz i mam do niego mieszane uczucia. Nie mówię, że jest zły. Co to, to nie. Jednak nie mam zamiaru chwalić i mówić, że jest idealny. Może gdybym była bardziej rozespana i nie uczyła się go na pamięć to moje wrażenie byłoby całkiem inne :) Jednak wiem, że piszesz lepsze. Jestem ciekawa jak te wszystkie wątki zakończysz xd
George to ostatni... no, nawet nie skomentuje, bo opowiadanie czytają młodsze dzieci. Nie przystoi. Nie mógł utrzymać swojego pożądania w ryzach? Jak sie teraz poczuje Angelina, która nie dość, że wybaczyła mu poprzedni wybryk, to jeszcze opiekowała się Kate i stała przy nim murem? Nie wierzę, że do tego doszło. I że Kate mimo swojego uczucia do mężczyzny kompletnie przestała myśleć. No, i wpakowała się w to, w co się wpakowała. Szkoda mi jej.
Natomiast Hermiona będzie się męczyła. Ich sielanka dopiero się zaczęła, a dosłownie parę godzin potem została przerwana tak brutalną wiadomością. Gdyby nie następny rozdział to pewnie pogrążyłabym się w takiej samej rozpaczy co ona. Ale głowa do góry :)
A Lucjusza sama zamorduje. Kiedyś.
Pozdrawiam :))
Aj wiem trochę namotałam i postaram się z tego wybrnąć.
Usuńmogłam w sumie z tego rozdziału zrobić dwa może wyszłoby lepiej.
ale bez obaw wszystko n spokojnie dopracuje żeby było w miarę sensowne i logiczne wyjaśnienie.
Bo w końcu nie mogę zostawić moich czytelników bez żadnych odpowiedzi.
I na to liczę :))
UsuńNie, dzielenie na dwa nic by nie dało, byłoby tylko mniej do czytania. Wybrniesz z tego, zawsze ci się udaje :P
Mam nadzieję, że mnie nie przeceniasz, ale się postaram;)
UsuńW końcu tak niewiele brakuje do finału. Nie chce was jednak zaskoczyć jeszcze bardziej, chociaż po mnie to wszystkiego można się spodziewać.
Wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńSuper, że Draco i Hermiona spodziewają się dziecka.
Mam nadzieję, że Draco przeżyje bo jak nie to... ;P
Nie rozumiem Lucjusza jak można chcieć zrobić coś takiego swojemu własnemu dziecku! Liczę, że Dafne nie zostanie żoną Notta.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Draco nie żyje ?
OdpowiedzUsuńJak to ?
On nie może ujrzeć. On ma żyć i być szczęśliwy z miona :-(
Przeczytałam całość i jestem zaskoczona. Klątwa Malfoyow sprytnie ..
Bardzo mi się podoba tej blog :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alexis Nott
Jak to Draco nie żyje? Błagam, napisz, że to tylko żart ;) Mam nadzieję, że i tak zakończy się happy endem. Dużo weny :*
OdpowiedzUsuń~Ania
Jak to Draco nie żyje, co się stało?
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
Dla wszystkich komentujących!
OdpowiedzUsuńCzekajcie cierpliwie na kolejny rozdział już wkrótce.
pozdrawiam i życzę najlepszego w Nowym Roku.
Naprawdę namieszałaś! ;) Świetnie mi się o czyta.Cudownie opisujesz emocje. W niektórych momentach miałam łzy w oczach np. gdy George podpalał te kości.
OdpowiedzUsuńA ogóle Kate i George? Czuję, że będą tego żałować.
Draco nie żyje? Mam nadzieję, że to podpucha. ;)
Pozdrawiam, Maadź.
www.dramione-impossible-love.blogspot.com
Osz kurde! Jak ja bym chciała tak pisać jak ty ! Te opisy, dialogi, wszystko takie upoządkowane i trzyma się , że tak powiem ''dupy'' xD
OdpowiedzUsuńALE EJJJ !!! Ja sie nie zgadzam na jego śmierć! Błagam, że to jakiś kawał jest błagam bo cię ukatrupię ;(((( JA chcę Draco Come Back !!!! <3 <3 <3
Świetny rozdział i czekam na kolejny taki wspaniały ;*
http://xlast-chancex.blogspot.com/
Hermiona Malfoy! - Jak to pięknie brzmi.
OdpowiedzUsuńChcielibyśmy z przykrością powiadomić o śmierci pani małżonka, Draco Malfoya - to już nie co mniej.
Czytałam to zdanie parę razy i czytałam i dalej nie mogę w to uwierzyć? Że Draco? Że nie żyje? To nie możliwe! Na pewno jakaś pomyłka, no bo jak można to inaczej wytłumaczyć? Dobrze, że to nie koniec bo bym się chyba załamała takim zakończeniem. Kocham szczęliwe i mam nadzieję, że i tu takie będzie. Bardzo mi się rozdział podobał i z niecierpliwością czekam na następne, na pewno jeszcze nas zaskoczysz wieloma rzeczami. ;))
Pozdrawiam!;**
Może najpierw zacznę od Georga. Myślałam, ze jeszcze się opamięta,ale wygląda na to, że jest większym dupkiem niż przewiduje to ustawa. Naprawdę szkoda mi Angeliny, bo jest sympatyczną dziewczyną, która najwyraźniej ma pecha do facetów. Czy on naprawdę jest taki nierozgarnięty, żeby naprawdę najpierw bić dziewczynę, a potem zaciągać ją do łóżka. Haha, zawiało mi nie powiem czym :D Tak więc, mam nadzieję, że chłopak dostanie stosowną nauczkę. Zresztą, Kate też mogła sie opamiętać, przecież wiedziała, że on ma narzeczoną. Mogła odepchnąć go i wyjść, ale nie... I przez to wpakowała się w jeszcze większe kłopoty.
OdpowiedzUsuńJuż nawet nie współczułam mu, kiedy musiał odesłać ducha swojego brata - bardziej współczułam Fredowi. W ogóle, wiesz, że podczas czytania tej sceny, miała wrażenie, jakbym czytała fragment książki Supernatural :D.
Ale z kolei Deana jest mi żal. Chłopaka spotkało tyle złego i to tylko dlatego, ze zakochał się w Ginny Weasley. Mam nadzieję, że go uratują, a po tym wszystkim w koncu zrozumie i odejdzie od Ginny. Na początku im kibicowałam, ale ter uważam, iż ten związek nie ma przyszłości.
I, na Merlina, proszę Cię, nie uszkodź za bardzo Dracona! (: On też już się nacierpiał zawczasu, wiec mam nadzieję, że będziesz dla niego łaskawsza. Przecież ona ma żonę i... dziecko, do których musi wrócić.... chwila, właśnie miałam zacząć pisać o tym spotkaniu Miony z tym detektywem, kiedy sobie przypomniałam, że... Ty go naprawdę zabiłaś?!
Mam nadzieję, ze to kolejna zmyłka, bo bym nie zniosła śmierci Malfoya...
Mam wrażenie, że ten rozdział przyniósł jeszcze więcej pytań i z niecierpliwością czekam na kolejny, gdzie, mam nadzieję, znajdę na niektóre odpowiedzi. W gruncie rzeczy, rozdział mi się podoba, bo jak zwykle jest dobrze napisany - tylko przez krótki czas byłam lekko zdezorientowana, bo było dużo przeplatających się wątków :).
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
O matko. Przeczytałam tego bloga z zapartym tchem. Cudowny. Jeden z lepszych jakie czytałam, a pomysł na niego - genialny.
OdpowiedzUsuńNienawidzę Lucjusza, ugh. Mam nadzieje, ze Draco przerzyje. MUSI. Nie ma innej opcji.
Przepraszam, ze nie skomentowałam każdego rozdziału, ale byłam taka pochłonięta czytaniem, ze nie mogłam sie oderwac.
Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział :)
PS przepraszam za błędy i brak polskich znaków w niektórych miejscach, ale pisze z telefonu.
Draco nie może umrzeć. Nie pozwalam mu. Nie mam w zwyczaju komentować każdego rozdziału osobno, kiedy wpadam na bloga, jak już jest ich dwadzieścia parę. Musisz mi wybaczyć. Masz bardzo dobry styl. Twoje opisy nie są krótkie, a mimo tego nie nudzą mnie. To niemal dziwne, zazwyczaj w takich sytuacjach rozpaczliwie czekam na jakiś dialog.
OdpowiedzUsuńWybacz, że tutaj, ale przejrzałam również Twojego drugiego bloga. Czy zamierzasz go jeszcze prowadzić?
Pozdrawiam ciepło. (Sinusoida-Emocji)
Hej, rosmaneczko! Wiem, że długo mnie tu nie było. Bardzo przepraszam za to zaniedbanie, bo mam na tym blogu nieco braków, ale nadszedł nowy rok, a ja postanowiłam tchnąć trochę życia w siebie jako bloggerkę :) Także wracam i postaram się komentować rozdziały już na bieżąco ^^
OdpowiedzUsuńAch, brakowało mi tej akcji i zawieruszeń, które serwujesz nam w swoich rozdziałach ^^
Widzę, że Fred jako duch narobił sporo zamieszania. Podobało mi się to zagranie ^^ Szkoda mi tylko obydwu braci - kiedyś łączyła ich piękna więź, a teraz George musiał zrobić to, co musiał. Ale faktycznie, pora zacząć nowe życie, bez cieni przeszłości.
Biedny Dean, dostał się w szpony nieprzyjaciela! I zastanawiające jest zachowanie Belli. Czyżby przejście przez granicę światów mogło ją zmienić? Bardzo ciekawa sprawa, czekam, aż się rozwinie :P
Widzę, że Smith nadal zostaje jeszcze nieodgadnioną kartą. Od dawna lubię w nim to coś niepokojącego - Hermiona wie, że to istnieje, ale nie umie określić dokładnie, co to jest :D
No i potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Draco nie żyje?!!! Jak to, nie wierzę... Mam nadzieję na jakiś cudowny zwrot akcji.
Bardzo podobała mi się też końcówka, to wahanie i wybuch emocji w bohaterach... Widzę, że George się zapomniał. To straszne, że Nott podpalił budynek! I co z Kate? Rozdział pozostawia po sobie wiele pytań ;)
Jeszcze raz przepraszam za długą nieobecność i życzę weny :*
Draco !!!!
OdpowiedzUsuńRozdział. bombowy :*
xx
Layls
drammione-teatr-uczuc.blogspot.com