sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 024 „Intrygi cierni”




„Każdy jest prze­kona­ny, że je­go śmierć będzie końcem świata.
Nie wie­rzy, że będzie to ko­niec tyl­ko i wyłącznie je­go świata...” 
- Janusz Leon Wiśniewski


Kroniki Proroka Codziennego nr025:
Witajcie kochani!
Zapraszam w kolejnym rozdziale.
Planowałam te historię zakończyć w 30 rozdziałach, ale coś czuje, że będzie ich więcej.
Próbuje wszystko w jednej całości uściślić, ale nie wiem, czy mi wyjdzie.
To dość skomplikowane wyzwanie, ale może się uda.
Tymczasem jestem w trakcie pisania nowego opowiadania o Ginny&Draco.
Będzie bardzo podobne do tego, które macie okazje czytać, a zarazem całkiem inne.
Jego otwarcie planuje na święta, może nawet wcześniej.
Kwestia jak zgram się z czasem i pisaniem rozdziałów.
Tymczasem zapraszam was na rozdział!

~^~^~
    To wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie miał pojęcia kiedy.
                Był przekonany, że cała sytuacja wygląda tak jak wcześniej. Nie podejrzewał nawet, że jego ojciec jest w stanie niszczyć wszystko nad czym pracował tyle czasu. Jak zwykle spotkał się z Nottem w umówionym miejscu. Wszystko wskazywało na to, że ich stosunki są poprawne. Dawny „przyjaciel” zachowywał się tak jak wcześniej, i przez to Draco  miał złe przeczucie chciał też się dowiedzieć czegoś od Notta o Dafne. Wiedział dobrze, że Ron szukał dojścia do niej i chciał mu pomóc. Nie można było dopuścić do jej ślubu z tym potworem.

                 - Zostaniesz świadkiem na moim ślubie? – zapytał go w pewnym momencie Nott. Właśnie dochodzili do magazynu, gdzie mieli spotkania. Draco zadrżał słysząc dobiegający z oddali przerażony krzyk młodej dziewczyny.  Na pewno odbywała się właśnie przerażająca zabawa z udziałem Śmieciożerców. Dobrze, że nie był zaproszony. Ostatnio coraz gorzej znosił takie sytuacje, a wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. Gdyby to Hermiona była na jej miejscu, nigdy by sobie tego nie wybaczył.

                 - Więc jednak chcesz wziąć ślub z Dafne? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Nott skinął głową, przyglądając mu się bacznie. Draco wahał się tylko moment po czym skinął głową potwierdzająco. Będą mogli zorganizować wtedy jakąś akcje ratunkową. W trójkę, z Potterem w tle,na pewno dadzą radę. Nott przepuścił Dracona pierwszego. Na widok ojca stojącego w cieniu Śmieciożerców znieruchomiał i zaskoczony spojrzał na niego.  – Co tu się dzieje? – wykrztusił oszołomiony, wpatrując się w niego.

                 - Zaskoczony synku? – zapytał szyderczo z uniesioną różdżką w ręku. Tuż obok niego stała Bellatriks i dwóch obcych mężczyzn, których nigdy wcześniej nie widział. Odruchowo cofnął się, ale tuż za nim stał Nott z również wyciągniętą różdżką. – Naprawdę myślałeś, że się nie dowiedzą? Od początku byłeś zdradzieckim psem. Zawiodłem się na tobie.

                  - To wszystko przez jego szlamowatą żonę – zagrzmiała wściekłym głosem Bellatriks. – Już bym wolała widzieć go martwego. Jak śmiałeś nas zdradzić? Crucio! – wykrzyknęła zaklęcie, które uderzyło w niego. Upadł na podłogę. Zacisnął zęby z bólu, próbując się powstrzymać od krzyku. Nie chciał dać im tej satysfakcji. Nie miał pojęcia jak długo trwał jego ból. To wszystko było ponad jego siły. Gdy przerwano zaklęcie miał wrażenie, że minęła wieczność. Nie bronił się kiedy ściągnięto z niego kurtkę i odebrano mu obrączkę. Jego różdżka leżała kilka metrów przed nim.  Nie był w stanie po nią sięgnąć. Dwóch nieznajomych, którzy biernie przyglądali się jego torturom, dźwignęli go na nogi. Jego głowa bezwładnie opadała w dół. Lucjusz podszedł do syna i zmusił żeby spojrzał mu w oczy.

                 - Zapewniam cię mój drogi, że to będzie dopiero początek twojego koszmaru – wyszeptał mu do ucha zjadliwym tonem głosu. – Będziesz mnie błagał o śmierć, a ja dopilnuje żebyś się jej w końcu doczekał.  Nim jednak umrzesz najpierw popatrzysz jak cierpi twoja ukochana żoneczka. To przez nią odwróciłeś się od nas. Niech poniesie konsekwencje twojego czynu.

                                - Zostawcie ją w spokoju! – wykrzyknął w przypływie siły. Zadrżał na samą myśl o tym gdyby coś jej się stało. Wiedział, że będzie w niebezpieczeństwie, a zabraknie jego, żeby ją chronić. Mógł tylko liczyć na Pottera, który będzie wiedział, co robić. Zawlekli go w stronę kontenerów magazynowych. Draco dostrzegł w pewnym momencie jak ktoś wynosił bezwładną dziewczynę. Była na wpół naga i prawdopodobnie martwa. Wolał nie myśleć, co jej zrobiono. Wepchnięto go do pustego kontenera nie dbając o delikatność i zatrzaśnięto wejście. W pustym i ciasnym pomieszczeniu nie miał żadnych szans na ucieczkę.

                 - To będzie idealny plan – powiedział Lucjusz obserwując jak grupka mężczyzn ubierała w odebrane rzeczy Draconowi. – Nikt nie będzie niczego podejrzewał. W końcu tę małą szlamę wezmą za wariatkę.

                 - Chcesz żeby zwariowała, czy wolisz się zająć nią osobiście? – zapytała z przekąsem Bellatriks. Jako jedyna od początku miała wahania, ale przystała na to. W tym szaleństwie Malfoya był jakiś pomysł. Wciąż jednak bała się, że coś może pójść nie tak. Ryzyko zawsze istniało.

                 - I to, i to – odparł wzruszając ramionami. – Zostanie całkiem sama i to będzie najpiękniejsze. Jej się wydaje, że kocha mojego syna. Podobnie jak on jest zakochany w niej. Miłość to takie durne uczucie.

                 - No wiesz, mówisz tak, bo nigdy nie kochałeś swojej żony – zauważyła cicho. To akurat była prawda. W przeciwieństwie do Narcyzy nie kochał jej jak powinien. Nie była nawet jego narzeczoną. Być może sam Draco nie jest jego synem. Nie zostało to potwierdzone, ale bardzo prawdopodobne. Nigdy jednak o tym nie mówił, gdyż musiałby przyznać się do swoich innych grzechów, a tego wolał uniknąć. To było tylko dla jego informacji. On sam miał swoje grzechy i tylko i wyłącznie. Z Bellą było zupełnie inaczej. Ona kochała swojego męża dziką i szaloną miłością. Wciąż nie mogła się pogodzić z jego śmiercią i była pewna, że nigdy tego nie zrobi. Miewała kochanków, ale miłość nawet dla takiej szalonej istoty jak ona, była czymś wyjątkowym.

                 - Nie jestem tobą, Bello – powiedział odwracając się do niej. Kątem oka dostrzegł małego Iana, syna jednego ze współpracowników i przywołał go do siebie gestem. Chłopak ze strachem w oczach do niego podszedł. – Chce żebyś zaniósł mojemu synowi jedzenie. Jest związany, więc będzie grzeczny. Gdybyś jednak próbował jakiś sztuczek, to pamiętaj, że cię obserwujemy.

                Młody Ian wystraszony skinął głową. Ktoś podrzucił mu tacę z jedzeniem po czym posłusznie skierował się do kontenerów. Z pomocą różdżki otworzył kontener. Młody mężczyzna siedział przytulony do ściany. Na jego widok poderwał się i spojrzał na niego spod oka. Ian nerwowo przełykając ślinę podsunął mu tacę z jedzeniem. Już miał uciekać, gdy mężczyzna wyszeptał coś cicho.

                 - Uratuj ją – usłyszał ciche wołanie. Mężczyzna ledwo mówił, ale wyraźnie go słyszał. W jego głosie było słychać tyle bólu aż to go zabolało. Wbrew sobie Ian podszedł do niego bliżej.  – Proszę ostrzeż moją żonę. Nie dbam o to, co będzie ze mną, ale ona jest najważniejsza.

                 - Nie wiem czy powinienem – wyszeptał cicho chłopak. Coś w głębi duszy podpowiadało mu, że powinien mu pomóc, ale nie chciał się w to mieszać. Od kiedy jego ojciec po śmierci matki zaczął współpracować z tymi podejrzanymi typami, życie zmieniło się nie do poznania. Nie był pewien czy na dobre, czy złe. – Przepraszam – powiedział cicho po czym wycofał się i zamknął wieko kontenera. Po raz pierwszy od dawna czuł, że ma wyrzuty sumienia.

~^~^~
                Hermiona miała wrażenie, że znajduje się w swoim własnym koszmarze do którego nikt nie ma wstępu.
                Właśnie się dowiedziała, że jest w ciąży, a  jej mąż umarł. Nie mogła wyobrażać sobie gorzej swojego życia. To wszystko było przerażające. Nie miała nawet sił płakać. Mogła posłuchać swojego przeczucia i zabronić mu iść. Gdyby jej posłuchał, to wówczas wszystko inaczej, by się skończyło, a Draco żyłby do dziś. Wciąż się obwiniała. Uważała, że to jej wina. Powtarzała to niemal jak mantrę. Kiepsko znosiła najbliższe dni. Nie dbała nawet o to, że Dean jest więziony gdzieś przez Śmieciożerców.  Gdy pojechała zidentyfikować zwłoki była przerażona. Nie chciała ich oglądać. Najpierw Harry poszedł za nią pierwszy, ale mu nie uwierzyła. Dostała jakiegoś napadu szału. Musiała sama przekonać się na własne oczy. Bez trudu rozpoznała obrączkę, którą nałożyła mu na palec. Poczuła się jakby strzała przeszywała jej serce. To był ból, którego nie życzyła najgorszemu wrogowi.  Z pierwszej chwili zapragnęła dołączyć do niego. Pomyślała, że to by było takie łatwe. Wystarczyło, że rzuciłaby na siebie zaklęcie. Umarłaby szybko i bez bólu. I dołączyła do ukochanego. Z drugiej strony rosło w niej nowe życie. Z czułością dotknęła brzucha, a z jej oczu popłynęły łzy. Jej dziecko nie pozna swojego ojca. Nigdy już nie będą tworzyć szczęśliwej rodziny. Nie mogła uwierzyć, że jej marzenia tak szybko się skończyły. Do tej pory wierzyła, iż będzie szczęśliwa. Teraz siedziała całkiem sama w pozbawionym śmiechu domu. Nie była w stanie się z nikim widzieć. To było ponad jej siły. Spojrzała na jedno z ostatnich zdjęć uśmiechniętego Dracona. Wtedy nikt z nich nie podejrzewał, że dojdzie do takiej tragedii.

                 - Obiecałeś mnie nie zostawiać! – wyszeptała z wyrzutem. – Jednak to zrobiłeś. Dlaczego Draco? –  Już teraz nie zostało jej nic. Nic po za kruszynką, która za dziewięć miesięcy miała przyjść na świat. – Dlaczego to zrobiłeś? – odpowiadała jej cisza panująca w domu. Mimo tego, że było jeszcze wcześnie postanowiła się położyć. Ostatnie dni sprawiły, że wciąż chodziła wyczerpana. Niespodziewany dzwonek do drzwi zaskoczył ją. Była pewna, że po porannej awanturze wszystkim dała do zrozumienia, że ma dość. Tymczasem okazywało się, że było inaczej. Zmarszczyła gniewnie brwi i ruszyła w stronę drzwi. Nie rozpoznawała kobiety, którą zastała. Ubrana była dość nędznie, a w ręku trzymała list.

                 - Nie mów nikomu, że tu byłam – wyszeptała tylko i zniknęła. Zaskoczona sięgnęła po list i zaczęła czytać. To czego się dowiedziała sprawiło, że była w szoku. Ktoś podejrzewał, że jej mąż został zdradzony. Tylko kto mógł to zrobić? Wszyscy działali razem od początku do końca. Tylko, czy na pewno? Nagle pojawiły się wątpliwości. Jej przyjaciele nigdy nie ufali Draconowi. Dla nich zawsze był wrogiem, który stał po stronie Czarnego Pana. Nie pogodzili się z jego nagłą zmianą. Chciała wierzyć w swoich przyjaciół. W końcu kiedyś tworzyli zgraną paczkę. Pojawili się u niej w ciągu godziny. Obaj zmieszani i zakłopotani. Nie dziwiła się wcale. Po tym jak ich potraktowała. Zaprosiła ich do salonu, gdzie poczęstowała whiskey. Sama nie piła. Chciała zacząć dbać o zdrowie. Dziecko w jej brzuchu musiało mieć wszystko, co najlepsze.

                 - Nie sądziłem, że tak szybko będziesz chciała się z nami zobaczyć – przyznał szczerze Harry, jako pierwszy przerywając ciszę. – Byłem pewien, że będziesz potrzebowała trochę czasu, żeby dojść do siebie. Wiem, że przeżywasz swój osobisty dramat.

                 - Nie, nie wiesz Harry – powiedziała cicho. Nie spuszczała wzroku ze swoich przyjaciół. Była pewna, że jeśli pojawi się fałsz, wyczuje go. Nie mogła pozwolić sobie na błąd. – Straciłam ukochanego męża, którego wy nie tolerowaliście. Myślicie, że o tym nie wiem? Dla was Draco na zawsze był zdrajcą. Nigdy nie pogodziliście się z jego zmianą.

                 - No wiesz – Ron zrobił oburzoną minę, a Harry mu przytaknął. – Jak możesz sobie w ogóle pomyśleć coś takiego? To prawda, każde z nas miało swój własny powód, żeby nie lubić blondyna, ale nikt nie życzył mu źle. Nie chcieliśmy jego śmierci.

                 - Czyżby? – zapytała odważnie. – Bo dano mi wyraźnie do zrozumienia, że ktoś chciał krzywdy Dracona. Ktoś z nas.

                 - I ty w to uwierzyłaś? – Tym razem to Harry uniósł głos. Jego blade policzki zaróżowiły się od oburzenia. – Jak w ogóle mogłaś o czymś takim pomyśleć? To przecież totalna bzdura. Zaraz zaczniesz nam wmawiać, że zamordowaliśmy twojego męża. Nie uważasz, że przesadzasz Hermiono? Dzieje się z tobą coś bardzo złego.

                 - Dziwisz mi się? – Tym razem to ona uniosła głos. – Zamordowali mi męża w brutalny sposób. Widziałeś Harry. Jego ciało zostało spalone. Gdyby nie rzeczy, które miał przy sobie, nie wiem, czy bym go w ogóle rozpoznała.  To było przerażające. Nie macie pojęcia jak to jest widzieć ukochanego w tym stanie.

                 - Ukochanego? – Ron nie mógł uwierzyć  jej słowa. – Dawna Hermiona nawet by na niego nie spojrzała. To czyste szaleństwo. Teraz nagle jest twoją miłością?

                 - To ty mnie zostawiłeś, gdy tego potrzebowałam – wykrzyknęła mu w twarz. – Pamiętasz to? Myślałam, że się kochamy. To wszystko zupełnie inaczej miało wyglądać. Liczyłam na ciebie, wiesz? Kochałam cię. Ty tymczasem bezdusznie mnie zostawiłeś. Uwierzyłeś w moją winę, nie przejmując się niczym.

                 - To zupełnie, co innego – odparował Ron, ale nawet Harry wiedział, że miała rację. Została wtedy całkiem sama. Kiedy ich potrzebowała, oni się odwrócili zajmując się swoimi sprawami. Zupełnie jakby tylko oni byli najważniejsi. Miała prawo czuć do nich urazę, ale był pewien, iż wszystko sobie wyjaśnili.

                 - Nieprawda, Ron – Hermiona podniosła się patrząc na przyjaciół spod oka. -  Wtedy trafiłam do więzienia. Myślałam, że jesteście zawsze przy mnie. Naprawdę na was liczyłam, ale nagle wszystko się zmieniło.

                 - Nie układało nam się w związku – Ron próbował bronić swojego zdania. Nie chciał pozwolić zwalić wszystkiego na siebie. – Sama o tym wiesz. Nasze rozstanie i tak prędzej czy później by się stało.

                 - No wiesz! – Tym razem to Ron krzyknął. Był na nią naprawdę wściekły i nie rozumiał zachowania kobiety. – Od kiedy straciłaś głowę dla Malfoya zmieniłaś się bardzo. Nie jesteś już tą samą kobietą, która znałem wcześniej. Liczyłem na coś innego.

                 - Nie tylko ty – wyszeptała już spokojniej. Wiedziała, że nie ma sensu się kłócić. Jeżeli jej przyjaciele coś wiedzieli na pewno nic nie powiedzą. Będą się bronić jeden przez drugiego. – Najlepiej będzie jeśli opuścicie ten dom.

                 - Masz rację, Hermiono - odezwał się Harry, wstając. – Ty wiesz swoje, a my swoje. Lepiej będzie jeśli nasze drogi się rozejdą. Nie mamy na sumieniu twojego męża, ale możesz sobie myśleć co chcesz. – Kiedy wyszli Hermiona wybuchła płaczem.  Po raz pierwszy od dawna czuła się naprawdę bardzo samotna.
~^~^~
                Młody Ian Grand czuł wyrzuty sumienia.
                Wciąż pamiętał o tym mężczyźnie, który był uwięziony w magazynie i o jego prośbie. Powinien mu pomóc. Normalnie pewnie by to zrobił, ale się bał. Jego ojczym to straszny człowiek. Nie rozumiał jak jego piękna mama mogła z nim być. Wcześniej żyli biednie, ale teraz było jeszcze gorzej. Naprawdę się o nią bardzo martwił. Szczególnie, że nie chciał brać udziału w tym piekle. Do domu zaszedł bardzo późno. Wolał poczekać, kiedy jego pijany ojczym wróci do domu i zaśnie. Wolał uniknąć awantury z tym człowiekiem. Miał wiele szczęście, że tak było. Jego mama siedziała przy oknie i szyła. Nie była magiczna. Była mugolką, którą wykorzystał czarodziej i gdy odkryła, że jest w ciąży porzucił. Nigdy go nie poznał i z miłą chęcią nakopałby temu człowiekowi dzisiaj. Niestety, obawiał  się, że nie będzie mu to dane. Musieli sobie radzić z matką jak mogli. Młoda kobieta z dzieckiem i bez doświadczenia nie miała szans na pracę. Robiła, co mogła, aż w końcu znalazła Dereka. Z początku wydawał się ideałem. Mimo tego, że był czarodziejem nie przejmował się wcale jej pochodzeniem. On jednak mu nie ufał. Miał wrażenie, iż ten mężczyzna nie jest do końca z nimi szczery. Pewności nabrał, kiedy zaczął go wykorzystywać do brudnej roboty.

                 - Mamo – powiedział cicho wchodząc do zaniedbanego pokoju. Nie chciał obudzić śpiącego mężczyzny. – Dlaczego jeszcze nie śpisz?

                 - Nie jestem zmęczona – powiedziała cicho odwracając się do niego z czułością. Mimo tego, co ją spotkało kochała swojego synka. Nigdy nie obwiniłaby go o jej życie. Nie żałowała tego, że  urodziła chłopca, chociaż wszyscy mówili, żeby usunęła dziecko. To było jej szczęście w szarym życiu. – A ty jeśli jesteś głodny, weź sobie coś z kuchni. Przygotowałam dobry gulasz.

                 - Nie chcę,  mamo – pokręcił głową. Był strasznie spięty. Powinien porozmawiać z matką, ale nie był pewien od czego powinien zacząć. Obiecał ojczymowi, że nic jej nie powie, gdyż groziło mu to solidnym laniem. Naprawdę bał się tego człowieka. Nie chciał też, żeby mamie stało się coś złego. Była jedyną osobą, która się dla niego liczyła w tym ponurym życiu. Bez niej byłoby naprawdę bardzo ciężko. – Czy możemy porozmawiać? – spytał niespokojnie zerkając na śpiącego ojczyma. Nie chciał, żeby  akurat teraz się obudził. Skinęła głową i wspólnie wyszli na zewnątrz. Mimo chłodnej nocy było nawet przyjemnie. – Gdybyś wiedziała, że jest ktoś, kto potrzebuje pomocy, czy zrobiłabyś to? To znaczy, czy pomogłabyś osobie narażając własne życie?

                 - Tak – pokiwała głową. – Dlatego, że wiem, iż w ten sposób ocaliłabym kogoś innego. Często nasze życie jest nieważne. Dużo ludzi ryzykuje, żeby ratować drugą osobę. Czemu pytasz? Czy coś się stało? – spojrzała na niego z troską. Pokręcił głową. Nie chciał okłamywać matki, ale nie miał innego wyjścia.

                 - Wszystko w porządku – zapewnił nie do końca szczerze. Na całe szczęście uwierzyła mu i nie drążyła tego tematu. Mimo to nie mógł spać przez najbliższe kilka dni. Wciąż myślał o tym uwięzionym człowieku i co mógłby dla niego zrobić. Na pewno nie da rady go uwolnić. Będą podejrzewać, że to zrobił i narazi przez to matkę. Musiał zrobić coś innego. Ze swoim postanowieniem korzystając z okazji, że nikogo nie ma w pobliżu pojawił się przy kontenerze. Mężczyzna tam był. W jeszcze gorszej formie niż wcześniej. Na pewno musieli go torturować.

                 - To ja – powiedział cicho, gdy mężczyzna na jego widok skulił się w sobie. Widać było wyraźnie, że pozbawili go resztki silnej woli. – Powiedział pan, że mogę jakoś pomóc. Wiem, że może to szaleństwo, ale być może będę mógł to zrobić. Proszę tylko powiedzieć kogo mam ostrzec.

                 - To moja żona – zaczął odrobinę niepewnym głosem. Ian wcale się nie dziwił, że mu nie ufał. Musiał to jednak zrobić jeśli chciał ratować kobietę, którą prawdopodobnie kochał. – Nazywa się Hermiona Malfoy i pracuje dla Proroka Codziennego. Tylko jej mogę zaufać. Ona będzie wiedziała, co robić. Nie mów jej, aby  mnie ratowała. W ogóle nie wspominaj jej o mnie. Powiedz tylko, że jestem w niebezpieczeństwie.

                 - Nie chce pan żeby wiedziała, że żyje? – Ian nie mógł ukryć swojego zaskoczenia. Ten mężczyzna wolał poświęcić swoją wolność dla tej kobiety. To było dla niego zaskakujące. Nigdy nie spotkał z podobnym oddaniem.

                 - Będzie chciała mnie ratować nie dbając o swoje życie – pokręcił głową. Oboje drgnęli słysząc hałas. – Idź już. Nie chce żeby cię ktoś przyłapał.

                 - Dobrze – Ian przytaknął. Z ciężkim sercem zamknął kontener. Wycofał się  w ostatniej chwili, gdy pojawili się Śmieciożercy. Z hukiem otworzyli wieko kontenera. Dwóch wyciągnęło ledwo trzymającego się na nogach mężczyznę. Ledwie to zrobili, a padł pierwszy cios. Ian rozpoznał swojego ojczyma i bezwiednie zacisnął dłonie w  pięści. Wyglądało na to, że się dobrze bawił. Obiecał sobie dotrzymać słowa. Słyszał dobrze kim była Hermiona Malfoy. Miał tylko nadzieję, że kobieta zechce go wysłuchać. Czuł też wątpliwości, czy powinien dostosować się do prośby mężczyzny. Być może miała przyjaciół, którzy go uratują. Musiała istnieć jakaś szansa żeby mu pomóc. Z tym postanowieniem rezolutny chłopiec opuścił magazyny. Odnalezienie redakcji Proroka nie było trudne. Wiele razy bywał na Pokątnej, od kiedy ojczym przyprowadził go tu po raz pierwszy. To była jedyna dobra rzecz jaką zrobił. Pokazał mu jak wygląda jego świat. Nie umiał powiedzieć ile czasu czekał aż kobieta wyjdzie z pracy. Na domiar złego, rozpadał się deszcz i nie miał gdzie się ukryć. Był jednak wytrwały i opłaciło mu się to. Dostrzegł ją po kilku godzinach. Wyszła z ulicy Pokątnej.  Ubrana była na czarno jak przystało na żonę w żałobie. Zadrżał na jej smutny wyraz oczu. Obiecał, że nic nie powie, ale czy w obecnej sytuacji powinien dotrzymać słowa? Nie był do końca pewien. Nerwowo przełknął ślinę i ruszył w jej stronę. Być może to było czyste szaleństwo, ale był gotów je podjąć. Nie zauważył nadjeżdżającego samochodu. Zdążył wykrzyknąć tylko nazwisko kobiety i poczuł jak samochód z szybką prędkością uderza w jego drobne ciało. Poczuł ostry ból, który na moment go zamroczył. Kątem oka dostrzegł jak kobieta idzie w jego stronie. Na jej twarzy było widać wyraz przerażenia.

                 - Nawet czarodzieje powinni uważać na te mugolskie wynalazki – mruknęła z dezaprobatą. Drogowy wariat nawet się nie zatrzymał. Kilka osób znalazło się przy nich. Hermiona ostrożnie podniosła chłopca. Z rany na jego czole ciekła krew. Nie wyglądał najlepiej. Poczuła przypływ współczucia dla niego. – Zaraz wezwę pomoc – wyszeptała widząc, że się poruszył.
                 - Mam panią ostrzec – odezwał się cichym głosem chłopiec. – Jest pani w niebezpieczeństwie – Nie zdołał powiedzieć nic więcej gdyż jego ciałem wstrząsnął spazm bólu i stracił przytomność. Przy Hermionie od razu pojawili się pracownicy szpitala. Ostrożnie użyli czarów i przenieśli ciało chłopca na nosze. Nie obudził się przy tym.
                 
- Czy mogę udać się razem z wami? zapytała Hermiona nie ukrywając swojego strachu. Ten wypadek wydarzył się tak szybko, że nie zdążyła zareagować.  – Chcę  mieć pewność, że chłopcu nic nie grozi. – Mężczyzna przez chwilę spoglądał na nią dziwnym wzrokiem po czym skinął głową. Teleportowali się do szpitala bardzo szybko. W tym momencie liczyła się szansa żeby ten mały chłopiec przeżył.
~^~^~
    Dafne była przerażona tym wszystkim.
Wielkimi krokami zbliżał się jej ślub z Nottem, a ona nie mogła nic zrobić żeby temu przeszkodzić.  To było ponad jej siły. W oczach młodej kobiety ciągle błyszczały łzy. Bała się tego mężczyzny. Wiedziała że był zdolny do wszystkiego. Już kilka razy miała okazje poznać siłę jego przemocy. Nie rozumiała swojej rodziny. Zmuszali ją do ślubu z mężczyzną, którego nie kochała. Tak bardzo pragnęła być z Ronem. Nie była pewna, czy wciąż o niej pamiętał. W końcu minęło tak wiele czasu, od kiedy się widzieli po raz ostatni. Może pomyślał sobie, że go wykorzystała? Zadrżała na samą myśl o tym. Nie chciała go stracić. To był jedyny człowiek którego mogłaby pokochać, a tymczasem wszystko miało zostać stracone. W dodatku wciąż była zamknięta w pokoju. Nie pozwalano jej nigdzie wychodzić. Nawet w jej imieniu zwolniono ją z pracy. Czuła, że straciła wszystko, co jest dla niej ważne i nigdy tego nie odzyska. Na samą myśl o tym znowu pociekły jej łzy po  policzkach. Musiała znaleźć wyjście, żeby  stąd uciec. Nie mogła pozwolić żeby jej rodzice zniszczyli wszystko nad czym tak długo pracowała.
               
- Jak ty wyglądasz? – zapytała z pogardą wchodząc do jej pokoju bez pukania Astoria. – Twój narzeczony czeka na dole, a ty nawet nie zadałaś trudu, by  ładnie wyglądać.
               
 - To nie jest mój narzeczony – powiedziała kręcąc głową. – Nigdy nie pogodzę się z życiem, które dla mnie wybraliście. Prędzej się zabije niż zgodzę się na coś takiego.
               
 - Nie dramatyzuj, Dafne. – Astoria skrzywiła się słysząc siostrę. Nie rozumiała jej podejścia. Nott może i miał swoje diaboliczne podejście, ale był przystojnym mężczyzną. Ona sama mogłaby być na jej miejscu, ale z dziwnych pobudek wolał jej siostrę. Czuła, że coś się za tym kryje. Nie miała tylko pojęcia, co. Nie wnikała jednak w szczegóły. To było życie Notta i jej siostry. Machnięciem różdżki sprawiła, że na jej siostry ciele pojawiła się elegancka sukienka. – Nie będzie aż tak strasznie. Sama zobaczysz.
               
 - Chyba w to nie wierzysz – pokręciła głową. Próbowała zachować twarz, ale nie było jej łatwo. Z niezadowoleniem stwierdziła, że siostra dobrała jej idealną sukienkę dla jej figury. Nie chciała ładnie wyglądać. Nie dla kogoś takiego jak Nott. Niestety, nie mogła się wiecznie przed nim ukrywać. Przywołując na twarzy dumną minę, postanowiła zejść na dół. Nott już czekał jak zwykle elegancko ubrany. W ręku trzymał bukiet czerwonych róż. Przysięgła sobie, że jeżeli kiedykolwiek dostanie te kwiaty, znienawidzi je do końca życia. Mimo to przywołała na twarzy sztuczny uśmiech.
               
 - Pomyślałem, że może wybierzemy się na spacer – zaproponował z  dość podejrzanym uśmiechem na twarzy. – Tkwisz w tym zamknięciu od tak dawna. Jeśli obiecasz mi, że będziesz próbowała żadnych sztuczek, to wybierzemy się do parku. Na pewno brak ci świeżego powietrza.

                Wahała się tylko chwilę po czym skinęła głową. To była jej szansa na wyjście. Wiedziała, że nie da rady uciec narzeczonemu, ale chociaż wyjdzie na trochę. Jej ślub miał się odbyć lada moment. Drżała na samą myśl o nim.  Nie wiedziała jak da radę przetrwać ich noc poślubną. Czy Nott wiedział, że nie była już dziewicą? Musiał to podejrzewać. W końcu na pewno wiedział, że przez jakiś czas spotykała się z Ronem. Odetchnęła, gdy wyszli na świeże powietrze. Od razu poczuła się lepiej, ale niepokój wciąż został. Przez cały czas Nott trzymał ją na dystans. Odpowiadało jej to. Nie chciała się do niego zbliżać w żaden sposób.
               
 - Dlaczego koniecznie uparłeś się na ten ślub? – odważyła się zapytać, gdy dotarli do parku. Było przyjemnie, chociaż chłodno. Owinęła się ciaśniej płaczem i spojrzała na niego poważnie.   Chciała wiedzieć. Być może Astoria miała rację. Mimo swojej opinii nie był taki zły. – Przecież nie jestem najpiękniejszą kobietą na świecie. Moja siostra jest dużo ładniejsza niż ja.
                 
- Uroda nie jest najważniejsza – powiedział szczerze. Nie był wcale zaskoczony jej pytaniem. Chcąc zdobyć zaufanie kobiety, postanowił być szczery do pewnego stopnia. Wszystkiego i tak prędzej  czy później się dowie. Wiedział, że sporo ryzykuje, ale Dafne była idealna. Dzięki niej przeprowadzą rytuał tuż przed przywróceniem Czarnego Pana do życia. No i urodzi mu dziedzica. Matka ciągle truła mu o przedłużeniu rodu. – Masz w sobie pewną niewinność, której nie ma twoja siostra. Nie oszukujmy się Dafne.  Dziewicą to ona nie jest.
               
 - Ja też nie – wyznała cicho. Gdy na nią spojrzał, zadrżała pod wpływem jego spojrzenia. Wiedziała jednak, że nie ośmieli się jej tknąć  w obecności tylu ludzi.
               
 - Wiem o twoim  małym romansie z Wiewiórą – przyznał po chwili i wskazał na coś głowę. Powędrowała spojrzeniem i zamarła. Rozpoznała Rona idącego pod rękę z niezwykle piękną blondynką. Nigdy jej nie widziała i poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Widok ukochanego w ramionach innej sprawił, że poczuła ból w sercu. Nie chciała tam podejść, ale Nott miał inny zamiar. Niemal na siłę pchnął ją w ich kierunku, szepcząc do ucha swoje pogróżki. Wiedziała, że byłby zdolny do wszystkiego, żeby tylko osiągnąć swój cel.

                 - Dafne! – Na twarzy rudzielca pojawił się uśmiech na widok kobiety. Niestety, obecność Notta nie pomagała mu w nawiązaniu żadnej rozmowy. Po za tym wyglądała na dość zastraszoną.  Nie podobało mu się to. Obiecał sobie, że jak tylko nadarzy się okazja to wówczas z nią porozmawia. Była dla niego ważna i czuł, że oddala się od niego. Wciąż nie mieli żadnego planu żeby ją uwolnić. – To moja przyjaciółka i menadżerka, Carmen Roslyn – przedstawił kobietę, która zmierzyła Dafne wyniosłym spojrzeniem jakby była jakimś śmieciem. Zadrżała od tego spojrzenia. Po za tym kleiła się do Rona, jakby traktowała go jak kogoś więcej. Nie była pewna, co to za jakaś koszmarna gra, ale nie podobała jej się. Poczuła, że straciła ukochanego mężczyznę na zawsze.

                 - To mój narzeczony, Teodor Nott – przedstawiła go najbardziej wyniośle jak tylko potrafiła. Mimo tego, że czuła się zraniona, a jej sytuacja nie wyglądała najlepiej to starała się zachować resztki dumy. To było jedyne, co jej zostało i było w niej naprawdę silne. Gdyby nie własna duma, to pewnie już dawno  by się poddała. I tak coraz bardziej miała na to chęć. Obserwując niezwykle piękną Carmen, nie mogła przestać myśleć o tym, że ona i Ron pasują do siebie. To była kobieta sukcesu, na którą wszystko stać. Ona nie była mu potrzebna. Połączył ich krótki romans, który chyba tylko dla niej był ważny. To był dla niej cios prosto w serce. Nawet nie zauważyła czujnego spojrzenia dawnego kochanka. Teraz wiedziała, że Nott zrobił to specjalnie. Na pewno wcześniej widział Rona z Carmen i chciał jej pokazać, że mężczyzna już dawno o niej zapomniał. Gdy dotarła do domu w oczach kobiety błyszczały łzy. Nie chciała jeść obiadu ani kolacji. Była jak w apatii. Do tej pory miała nadzieję na ratunek, ale teraz wszystko się zmieniło. Nie miała już dla kogo walczyć. Wiedziała, że nie zniesie małżeństwa z Nottem. Nie wyobrażała sobie żeby miał dotykać ją inny mężczyzna, tak jak wcześniej robił to Ron. Na samą myśl o tym robiło jej się nie dobrze. Musiała znaleźć inną drogę ucieczki. Nikt nie mógł jej do niczego zmusić. Kiedy wszyscy poszli spać zeszła na dół. Pamiętała, że w piwnicach domu rodzice trzymali różne zakazane eliksiry. To było jeszcze za czasów Voldemorta. Odnalazła wejście bez problemu i rozwaliła kłódkę. W pomieszczeniu niezbyt mile pachniało. Wolała nie wiedzieć, co jeszcze tu mieli. Szukała tej jednej jedynej buteleczki, która miała wybawić ją z opresji. Odnalazła ją bez trudu. Była na najwyższej półce. Tylko kilka kropel i uwolni się od problemów na zawsze. Wahała się długo. Napisała list do Rona, chociaż nie liczyła, że kiedykolwiek go otrzyma. Nie chciała żeby myślał o niej źle. Naprawdę zdążyła go pokochać całym swoim sercem. Gdyby jej życie mogło wyglądać inaczej na pewno by tego nie zrobiła. Walczyłaby dalej o swoje szczęście. Jednak teraz nie miała nic. Długo wpatrywała się w buteleczkę, która miała przynieść jej ukojenie. Drżącymi rękoma wyjęła kurek.

                 - Przepraszam – wyszeptała tylko i wychyliła jej zawartość. Być może ktoś inny nazwałby ją tchórzem, ale wcale się tak nie czuła. Walczyła tak długo jak to było możliwe. W końcu i na nią przyszedł   ten smutny moment. Gdy przymykała oczy miała przed oczami twarz ukochanego Rona.  Wraz z ostatnim tchnieniem jej serce przestało bić.

~^~^~
                Nie miała pojęcia jak dużo czasu spędziła w szpitalu.
                Stan chłopca był stabilny, ale wciąż nie było wiadomo, czy się wydobrzeje. Naprawdę się martwiła. W dodatku ostrzegał ją przed czymś ważnym. Chciała wiedzieć, co takiego wiedział. To dlatego tak dużo czasu spędziła w szpitalu.  Czasami miała wrażenie, że to jej drugi dom. Westchnęła i przysiadła z powrotem na ławce dla oczekujących. Myślami powróciła do swojego męża i oskarżeń wobec przyjaciół. Nie zachowała się wobec nich najlepiej, ale czy nie miała racji? Gdzieś w głębi duszy czuła, że jej przyjaciele byliby do tego zdolni. Nie chciała w to wierzyć. Mimo wszystko jej związek z Draco nie wszystkim był na rękę. Znów zawiesiła smutnie głowę. Jej mąż naprawdę nie żył. Nie umiała się z tym pogodzić. Odruchowo dotknęła brzucha, gdzie rosło w niej dziecko. Już wkrótce zostanie matką. Ta myśl dodawała jej otuchy, a zarazem sprawiała, że była bardziej przerażona niż kiedykolwiek wcześniej. Żałowała, że nie udało jej się odnaleźć rodziców. Jej kochana mama na pewno by jej pomogła. Zawsze umiała doradzić ją i wesprzeć w trudnych sytuacjach.  Wiedziała jednak, że postąpiła wtedy słusznie. Chciała ratować im życie, ale zapomniała jak potężne jest to zaklęcie. Nie miała nawet pojęcia gdzie teraz byli ani, czy kiedykolwiek ich zobaczy.

                 - Pani Malfoy – drgnęła, gdy usłyszała głos sympatycznego medyka, który pojawił się przed nią. Był to starszy pan w mniej więcej w wieku czterdziestu pięciu lat. – Nazywam się doktor Forrest i ten młodzieniec jest pod moją opieką. Właśnie odzyskał przytomność.

                 - Naprawdę? – zapytała z wielkim poczuciem ulgi. Chłopiec był bardzo młody i nie chciałaby żeby coś mu się stało. – Jak on się czuje? Czy wiadomo coś o nim?

                 - Powiedział, że nazywa się Ian Grand – zaczął wyjaśniać, gdy kierowali się w stronę salki szpitalnej, gdzie leżał chłopiec. – Już zawiadomiliśmy jego matkę. Dzieciak jest jeszcze młody, ale niedługo pewnie pójdzie do Hogwartu. Jego matka nie należy do bogatych ludzi, ale na szczęście nasz minister założył specjalny fundusz. Dobrze wie czym jest bieda.

                 Hermiona przytaknęła. Doskonale pamiętała sytuacje Weasleyów sprzed paru lat. Nie było im wcale łatwo i Artur  starał się naprawić status każdego żyjącego czarodzieja. To był jeden z najlepszych kroków w jego wykonaniu i bardzo pochwalała ten gest. Ostrożnie weszli do pokoju, gdzie leżał chłopiec. Była to czysta i zadbana sala. Ian był blady, a na jego głowie widniał bandaż. Mimo to wszystko wyglądało na to, że czuł się dobrze.

                 - Cześć – powiedziała nieśmiało podchodząc do niego. – Wystraszyłeś nas trochę. Ten samochód pojawił się znikąd. Jak się czujesz?

                 - Chyba dobrze – odparł niepewnie chłopiec. Bolała go strasznie głowa i nie czuł się najlepiej. Był jednak szczęśliwy, że udało mu się przeżyć. Gdyby jednak coś się stało jemu to nie miałby kto zająć się jego matką. Nie wybaczyłby sobie zostawiając ją samą na pastwę losu.

                 - Pamiętasz o czym rozmawialiśmy nim potrącił cię ten samochód? – zapytała cicho Hermiona z nadzieją. – Powiedziałeś, że grozi mi niebezpieczeństwo. Co miałeś na myśli?

                Chłopiec zawahał się. przypomniał sobie słowa tamtego uwięzionego mężczyzny. Nie powinien mówić, że on żył. Robienie jej nadziei nie jest w porządku i nie chciał żeby niepotrzebnie ryzykowała. Widać było, że dobra z niej osoba i nie zasłużyła na okrutny los.

                 - Tak – skinął głową ostrożnie. Ból głowy się nasilił, ale starał się zachować przytomność umysłu. Nie było to łatwe zadanie. – Jesteś w niebezpieczeństwie. Nie możesz zostać sama. Oni przyjdą i zabiją cię – mówił coraz słabszym głosem. Hermiona chciała zapytać o coś jeszcze, ale przymknął oczy. Medyk powiedział, że powinien odpocząć i miał rację. Obiecała sobie odwiedzić go wieczorem i dowiedzieć się wszystkiego. Gdy wychodziła z jego pokoju minęła się po drodze z piękną, choć zniszczoną życiem kobietą. Domyśliła się, że to jego matka i nie chciała jej zatrzymywać. Na pewno i tak była przerażona całą sytuacją. Z pierwszej chwili pomyślała żeby iść do Harry’ego i Rona, ale szybko się powstrzymała. W końcu po ostatnich wydarzeniach na pewno nie zrozumieliby jej. Westchnęła cicho i skierowała się w stronę domu. Mogłaby się teleportować, ale potrzebowała się przejść. Nie dbała nawet o padający deszcz. Ostatnio było jej wszystko jedno, chociaż powinna dbać o siebie. Głównie na rosnące w jej brzuchu dziecko. Nie umiała jakoś się do tego przekonać. Czuła się całkowicie bezsilna i przegrana. Śmierć odebrała jej wszystko, nawet chęć do życia. Gdy wróciła do domu było już bardzo późno. Była tak bardzo zmęczona, że nie zawracała sobie głowy kąpielą. Pragnęła jedynie odpocząć. Położyła się na kanapie w salonie i przymknęła oczy. We śnie była szczęśliwa. Widziała ukochanego męża, który uśmiechał się do niej. To szczęście mogło stać się jej udziałem. Niestety, wszystko zostało stracone. Wierciła się niespokojnie na łóżku. Spała nie wyczuwając, że zbliża się zagrożenie. Nie słyszała żadnych kroków.  Nie wyczuwała osób, które ją obserwowały.

                 - Wygląda tak obrzydliwie niewinnie – wysyczał głos pełen nienawiści, który należał do Bellatriks Leastrange. Tuż obok niej stał jej obecny przyjaciel, mroczny i przystojny Nathaniel Dowson. Bella poznała go w czasie swojej ucieczki. Nie do końca mu ufała, ale tworzyli zgrany duet. – Mogłabym ją zabić , jednym machnięciem różdżki.

                 - Wiesz, że tego nie oczekuję– powiedział niechętnie mężczyzna. Musiała mu przytaknąć. To nie był cel ich zadania. Bellatriks machnęła różdżką. Złote zasłony wiszące w pomieszczeniu sprawiły, że zapłonęły ogniem. Obserwowała jak coraz bardziej zapełniał cały salon. W powietrzu unosił się dym. Śpiąca kobieta zakaszlała, ale nie obudziła się. Jedynie poruszyła niespokojnie, ale wciąż spała.  Dwoje Śmieciożerców zniknęło nim ogień uwięził śpiącą kobietę. Nikt nie zauważył ciemnego cienia, który pojawił się w oknie salonu. Machnięciem różdżki rozproszył ogień i zbliżył się do śpiącej kobiety. Nawet nie przeczuwała jak była blisko śmierci. Zaśmiał się cicho pod nosem i delikatnie uniósł jej ciało. Jęknęła coś cicho przez sen. Była piękną kobietą, ale trafiła na zły los. Pokręcił głową odrywając się od swoich myśli i przeniósł ją do kuchni. Mokrą ściereczką obmył jej twarz. Znów jęknęła i otworzyła oczy. Z początku zaskoczona nie poznała mężczyzny, który był przed nią. Dopiero kiedy odzyskała ostrość wzroku rozpoznała go.

                 - John? – wyszeptała słabo jego imię. – Co ty tu robisz? – wyszeptała i straciła przytomność.

~^~^~
Na zakończenie:
Żeby nie przedłużać za bardzo postanowiłam zakończyć rozdział w tym miejscu i mam nadzieję, że to będzie dobry pomysł. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jest coraz bliżej końca tej historii.
Przyzwyczaiłam się do niej i postaci, które stworzyłam.
Teraz kiedy zaczęłam nową pracę mam trochę mniej czasu na pisanie, ale postaram sobie wszystko poukładać. Trzymajcie za mnie kciuki i zapraszam was na następny rozdział.

INFORMACYJNIE:
ORYGINALNY TYTUŁ:  „Pokochać łotra”
TYTUŁ ROZDZIAŁU: 024 „Intrygi cieni”
                ILOŚĆ SŁÓW:  5 772

25 komentarzy:

  1. Super! Świetny rozdział :)
    Szkoda, że Ian nie powiedział Hermionie o tym, że Draco żyje. No ale, jeszcze nic straconego.
    Ciekawa jestem Johna, pomógł Hermionie. Chyba nie moze byc zły... I do tego Draco mu przecież ufa.
    Ciekawa jestem co bedzie dalej. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak John to doprawdy postać, która wyszła mi genialnie! Nie chwaląc się oczywiście.
      Po prostu jestem bardzo z niego dumna.
      No myślę, że uda mi się was zaskoczyć.
      Mam jeszcze sporo niespodzianek a do końca już niedługo!

      również pozdrawiam.

      Usuń
  2. Rozdział jak zawsze wspaniały :) Mam nadzieję, że powiedzą Hermionie że Draco żyje :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow.
    Draco żyje, ale nie zyje xD
    Czyli John jest dobry ? :D
    Superaśnie :3
    Czekam na kolejny :)
    Alexis :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział dość smutny, Draco jest katowany i więziony, Dafne nie żyje, Hermiona jest zrozpaczona jednym słowem maskara. Co nie zmienia faktu, że notka jest naprawdę wspaniała, pomimo całego smutku. Piszesz naprawdę świetnie i na każdy rozdział czekam niecierpliwie :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety.
      Nie wszystkie rozdziały są szczęśliwe.
      Lucjusz niby na początku chciał ratować syna ale teraz ma mu za złe odwrócenie się od rodziny...
      cieszę się jednak, że mimo tej otoczkii się podoba.
      Bałam się trochę jak zareagują wszyscy na śmierć Dafne.

      pozdrawiam

      Usuń
  5. Zgadzam się z dziewczynami.
    Samobójstwo nie zawsze jest wyjściem z sytuacji, jednak czasami to jedyna droga ucieczki. Tak było w przypadku Dafne. Szkoda mi jej, bo polubiłam ją w Twoim opowiadaniu. Wykreowałaś ją na sympatyczną dziewczynę, która urodziła się niestety w złej rodzinie.
    Draco.. To niesamowite jaką drogę przeszedł ten bohater. Od egoistycznego ślizgona do kochającego męża, dla którego liczy się tylko dobro Hermiony. Mam nadzieję, że wszystko skończy się dla nich dobrze..
    John - postać, której nie lubiłam, bo nie potrafiłam jej zidentyfikować. Nadal mam pewne wątpliwości.. Jednak liczę na to, że pomoże Hermionie oraz odnajdzie Draco i da im nadzieje na nowe, lepsze życie.
    Tak, jestem niepoprawną romantyczką i liczę na happy end.
    Jak to zbliżamy się do końca?! Nie, nie. To niemożliwe. Zżyłam się z Tobą i z Twoim opowiadaniem i ciężko mi jest przyswoić sobie myśl, że każdy kolejny rozdział zwiastuje nadchodzący koniec.
    Nie będę się dalej rozwodzić, bo coś mi dzisiaj nie wychodzi.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam pokazać, że nie wszystkie zakończenia muszą być szczęśliwe.
      Akurat w tym wypadku przypadło na Dafne.
      Aj jeszcze wiele odpowiedzi i mam nadzieję, że uda mi się całe opowiadanie doprowadzić do końca.
      Niestety wszystko kiedyś się kończy i to opowiadanie również.
      To jednak nie koniec mojej przygody z dramione.
      Wkrótce pojawią się dwa nowe opowiadania.
      I mam nadzieję, że się spodobają.
      Tymczasem pozdrawiam serdecznie;*

      Usuń
  6. Piękny rozdział. Szkoda mi Dafne, bardzo polubiłam jej postać w Twoim wykonaniu.
    Tyle nieszczęść w jednym rozdziale - trafiła się kumulacja ;)
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy
    P.S. Życzę powodzenia w nowej pracy

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały rozdział.
    Całe szczęście, że Draco jednak żyje, mam nadzieję, że uda się do uratować.
    John pomagający Hermionie... ciekawe jak ta sytuacja potoczy się dalej.
    Strasznie szkoda mi Dafne, ale nie zawsze wszystko dobrze się kończy.
    Mam nadzieję, że Ian wydobrzeje.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda.
      Nawet w tak wspaniałej historii musi być coś, co zakończy się tragicznie.
      Cieszę się jednak, że każdy podchodzi do tego w miarę logicznie i z dystansem.
      Obawiałam się, że mnie zlinczujecie.

      pozdrawiam serdecznie;)

      Usuń
  8. Cudowny rozdział! ;) Bardzo żałuję ze Ian nie powiedział Mionie o tym ze Draco nadal żyje. Jestem przerażona tym co Dafne zrobiła.. Naprawdę nie żyje? Nikt jej już nie uratuje?.. Merlinie!, a była taka szczęśliwa ;c Szkoda mi Draco i mam nadzieję ze szybko go uratują, bo przecież przy takim traktowaniu dłużej nie pociągnie. Mam nadzieje ze Hermionie nic się nie stało i sama nie zrobi sobie niczego głupiego, przez to ze mysli o "śmierci" Dracona <3
    Mam nadzieje ze wszystko się ulozy;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny <3
    /Charlotte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj kochana jeszcze się wiele wydarzy!
      Co do Iana ma swój własny plan i na pewno coś wymysli.
      niekoniecznie pozytywnego, ale za to do samego końca intrygującego.
      Muszę jednak przyznać, że mam trochę mętlik w historii, ale jakoś doprowadzę ją do końca.

      tymczasem również pozdrawiam.

      Usuń
  9. Tak strasznie dużo się dzieje.. szkoda ze Ian nie powiedzial jej ze Draco zyje.. ale co tam robił John? Super rozdział ;)
    ~Ania

    OdpowiedzUsuń
  10. Podli śmierciorzercy! Okropni! I za to ich kocham. Biedna Dafne... Ciekawa postać z tego Iana.
    Cieszę sie ze ktoś uratował Hermione i jej kruszynkę ale John? No nie spodziewałabym się. Fozdział tajemniczy i otworzył trochę nowych wątków.
    Pozdrawiam,
    White Tiger

    OdpowiedzUsuń
  11. moja drog nie zastanawiaj się tylko kończ tą historie i zaczynaj kolejną o naszej przewspaniałej parze :D a tak wgl to piszesz świetnie i rób to dalej

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam ogromną nadzieję, że jednak troszkę się przedłuży, bo jak tylko przeczytałam, że jest bliżej końca, stwierdziłam, że nie jestem jeszcze na to gotowa. Ja także zżyłam się z Twoimi bohaterami, ponieważ ciekawie ich wykreowałaś i po prostu nie sposób przyzwyczaić się do myśli, że niedługo pojawi się epilog.
    Biedny Draco! Tyle przeszedł, a jeszcze ile strasznych rzeczy go czeka. Mam nadzieje, że na końcu zlitujesz się nad nim i przynajmniej dla niego skończy się to dobrze. No i oczywiscie dla Hermiony - bo to im się należy po tylu trudach.
    Ej, chwila, co to była za kobieta? Wyraźnie widać, że miała w zamiarze skłócenie Miony z jej przyjaciółmi... no ale kto to był? Czyzby Bella?
    Tak swoją drogą, nie mogę uwierzyć w to, że Miona tak ich oskarżyła o zdradzenie jej męża. Fakt faktem, że Ron i Harry nie przepadali za nim, ale przecież przyjaźniła się z nimi przez tyle lat i powinna wiedzieć, że oni nigdy nie zrobiliby czegoś, aby ją zranić. Zaskoczyło mnie jej zachowanie, ale z drugiej strony też trochę rozumiem, bo w końcu straciła ukochanego, wszędzie szaleją niedobitki śmierciożerców, a Harry i Ron zostawili ją, kiedy najbardziej ich potrzebowała. Niemniej, liczę na to, że kiedyś w końcu się pogodzą i ponownie będą Świętą Trójcą :).
    Z miejsca polubiłam tego Iana. Sympatyczny chłopak, szkoda tylko, że jednak zachował informacje o Draco dla siebie, ale i tak dużo zrobił. Mam nadzieję, że jeszcze zaistnieje w rozdziałach ^^.
    Merlinie, jak mi szkoda Dafne. W Twoim opowiadaniu po raz pierwszy ją polubiłam i miałam szczerą nadzieję, że jednak jej historia zakończy się happy endem... ale w sumie, co do Freda też byłam taka pewna i proszę jak go Rowling załatwiła. Niemniej, jej postać na bardzo długo pozostanie w mojej głowie, i mam cichą nadzieję, że pojawi się w twoim drugim opowiadaniu :).
    A i pojawił się John. Ta postać wciąż mnie bardzo ciekawi. Zastanawiam się, jak dalej potoczy się wątek z nim i czy pomoże Draco i Mionie?
    Pozdrawiam ciepło! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja lubię czytać takie długie komentarze.
      Długie i treściwe jak Twoje.
      Z Johnem , mam największy problem.
      Ale myślę, że jakoś się z nim uporam żeby dobrze opowiedzieć jego historię.
      Niestety każda opowieść z czasem się kończy i moja również musi dobiec końca.
      Nie chciałam żeby byla zbyt długa i trwała w nieskończoność.
      tymczasem zapraszam na kolejny rozdział i również pozdrawiam.

      Usuń
  13. John? czyżby on był Nemezis ? niemożliwe.
    czy Hermiona znajdzie Dracona.
    Biedny Draco .Tak mi go zal .
    Bardzo fajna postać malego Iana ;)
    pozdrawiam ;]
    http://polecalnia-dhl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj kochana <3
    Mój komputer nie trawi pisania komentarza, zacina się, nieładuje, kliknę coś a to dopiero się otwiera po godzinie -,-
    Rozdział fenomenalny, żal mi Dracona , no i Dafne po części też...
    Jestem ciekawa czy Hermi znajdzie Draco.
    Czekam na kolejną wspaniałą notkę <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Wow, ten rozdział jest przepełniony uczuciami... ^^

    Biedny Draco - potraktowano go brutalnie, a mimo to on myślał cały czas o dobru swojej żony. To ładnie potwierdza, że mężczyzna się zmienił. Natomiast Lucjusz u Ciebie jest właściwie równie okropny co w moim zakończonym opowiadaniu. Zero uczuć, tylko chęć zemsty. Nadal zastanawia mnie postać Belii. Ciekawie ją wykreowałaś. Jest ludzka, a jednocześnie budzi w czytelniku coś więcej niż niechęć.

    Ładnie ukazałaś ból Miony po wieści o śmierci Dracona. Co do jej sprzeczki z przyjaciółmi... obie ze stron mają trochę racji, ale obie też nie są niewinne. Cóż, stresowe sytuacje potrafią niszczyć relacje, ale liczę, że uda im się odbudować przynajmniej kawałek tej przyjaźni, którą darzyli się podczas lat szkolnych :)

    Ian to jednak dzielny chłopiec. Podczas czytania poczułam do niego przypływ sympatii. Widać, że pomimo nacisku ze strony okrutnego ojczyma, on nie jest jeszcze zniszczony złem ;) I dobrze, że przeżył ten wypadek...

    Bardzo żal mi też Dafne. Dziewczyna jest/ była sympatyczna i niewinna, a spotkało ją tyle nieszczęścia. Nie chcę mi się wierzyć, że odeszła. Przecież to była druga połówka Rona, on przy niej był lepszy, a ona przy nim szczęśliwa! Ale z drugiej strony... jeśli miałaby się męczyć w rękach kogoś tak nieobliczalnego jak Nott... Nie umiem pozbierać myśli :/

    O rany, Hermiona omal nie spłonęła we śnie! Pojawienie się Johna było świetnie, choć jestem ciekawa, czy jego intencje są bezinteresowne :)

    Pozdrawiam ciepło ^^

    OdpowiedzUsuń
  16. Zakończyłaś w idealnym momencie. Czyżby podejrzenia wobec Johna były niesłuszne? Czyżby Draco miał co do niego rację? Powiem szczerze, że ostatnie zdania całkowicie przyćmiły resztę rozdziału. Już nie mogę się doczekać, kiedy pojawi się rozwiązanie tej zagadki.
    Mam tylko nadzieję, że nie pozabijasz wszystkich bohaterów wraz z końcem opowiadania. Bo ostatnie dwa rozdziały dość groźnie wyglądają. Najpierw Fred znika na zawsze ze świata żywych, potem George ginie w płomieniach (chyba, że jeszcze o czymś nie wiemy i w jakiś sposób udało mu się uratować). Nagle Miona dostaje wiadomość, że jej mąż nie żyje, Dafne popełnia samobójstwo i jeszcze ten chłopiec, którego już widziałam po drugiej stronie. Na szczęście wyszedł cało z tego wypadku. Ale co z tego, skoro Hermiona i tak znalazła się w takim niebezpieczeństwie. Mogła być kolejną ofiarą ognia. Na szczęście pojawił się John. I to on mnie najbardziej zastanawia. Nie będę mogła przez niego spać.

    Aż trudno mi uwierzyć, że opowiadanie powoli dobiega końca. Bo, choć pojawia się coraz więcej ofiar, przybyło też kilka nowych postaci. Czy będziemy ich jeszcze w stanie poznać i polubić, albo znienawidzić?

    Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na nn :)
    Nika

    OdpowiedzUsuń
  17. Hermiona w ciąży! Super, szkoda tylko, że nie mogą się tym cieszyć. Cały czas im w tym przeszkadzasz. Mam nadzieję, że Malfoya wypuszczą jak najszybciej. Jejku on naprawdę się zmienił. Teraz dopiero to widać tak dokładnie. No cóż, ciekawa jestem jak będzie dalej i jaką role w tej historii będzie miał jeszcze John :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak bardzi Cię przepraszam, że dopiero teraz komentuje.
    Jak zawsze po czasie, ale przynajmniej teraz mogłam przeczytać.
    Draco żyje, to jest najważniejsze.
    Przeszedł wspaniałą przemiane, chociaż mnie to podoba się w każdej wersji.
    Bardzo szkoda zrobiło mi się Dafne, biedna dziewczyna.
    Sama nie wiem czy nie zachowałabym się podobnie do niej.
    Jej miłość do Roba była wspaniała, mam nadzieję, że też się kiedyś tak zakocham.
    Całe szczęście moi rodzice nie są arystokratycznymi śmierciożercami, którzy wybiora miu w przyszłości męża.
    Mimo tego wszystkiego uwielbiam Teodora, moja druga miłość.
    Hermiona w ciąży, oby przez stres i strach nie straciła tego dziecka.
    No i John. To on jednak dobry jest czy jak?
    To się pewnie okaże w następnych rozdziałach.
    Serce mi się łamie jak wiem, że zbliżasz się do końca.
    Jednak mam nadzieję, że przygody z pisaniem nie zakączysz.
    Zapraszam do siebie na prolog nowego opowiadania, który prowadzę z koleżanką. Nie związany z HP, ale może Ci się spodoba.
    http://non-est-ad-astra-mollis-e-terris-via.blogspot.com/
    Ściskam mocno jak anakonda !
    Pozdrawiam.
    ~Evelin.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ubóstwiam :*
    xx
    Layls
    dramione-teatr-uczuc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń