niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 026 „Niebezpieczne manewry”





„Miłość może nas pogrążyć w og­niu piekieł al­bo zab­rać do bram ra­ju
- ale zaw­sze gdzieś nas prowadzi.”
- Paulo Coelho

Kroniki Proroka Codziennego nr27:
Hej kochani czytelnicy!
Wiecie, że naprawdę jestem z siebie dumna?
Opowiadanie zbliża się wielkimi krokami do końca i to będzie moja pierwsza historia, którą skończę, nie licząc tej starej całkowicie nieudanej jak zwróciła mi uwagę Donna, więc właściwie liczy się najbardziej tylko ta historia. Kiedy zaczęłam „Pokochać łotra” nawet nie myślałam, że tak daleko zajdę. A wszystko zawdzięczam wam czytelnicy za wasze miłe słowa, które sprawiają, że z każdym dniem chce mi się pisać jeszcze bardziej i wiem, że to co robię naprawdę ma sens. W mojej głowie powstają jeszcze dwa projekty z serii „Dramione”, a ich robotą zajmę się po zakończeniu obecnego projektu! Tymczasem zapraszam was na nowy rozdział!
I pozdrawiam serdecznie.

~^~^~
                Hermiona obudziła się czując dziwny ból,jaki narastał w jej wnętrzu.
                Przez jedną małą chwilę, obawiała się o los swojego nienarodzonego dziecka. Na szczęście medyk, u którego była,przepisał jej odpowiednią dawkę leków, jakie miały jej pomóc w trudnym stresowym momencie,jaki dla niej nastał. Na całe szczęście John załatwił to, co potrzebowała, żeby móc pozostać w domu Dracona, a właściwie obecnie jej. Ostrożnie podniosła się z łóżka i sięgnęła po tabletki.

                 - Już dobrze maleństwo – wyszeptała, dotykając z czułością swojego brzucha. To były zaledwie początki, ale nie mogła się doczekać, kiedy jej ciąża będzie bardziej widoczna. Wtedy będzie mogła każdemu opowiedzieć o swoim stanie i cieszyć się nim. Nigdy jeszcze tak bardzo nie czuła się w pełni kobietą jak teraz. W dodatku dzisiaj miał nastąpić moment odbicia Deana. Chciała być przy tym żeby im pomóc, ale nie była pewna, czy powinna. Czuła się trochę winna po tym, co powiedziała Harry’emu i Ronowi. Z jednej strony czuła, że miała rację, ale z drugiej nie powinna tak ostro zareagować. Dzisiaj po raz kolejny czekała ich walka i nie było pewne, które z nich wyjdzie cało. Ogarnęły ją wątpliwości, że potraktowała ich zbyt surowo. Musiała się z nimi jak najszybciej zobaczyć. Kiedy spojrzała na zegarek dochodziła godzina dziewiąta. O jedenastej była umówiona z Luną w redakcji, więc miała jeszcze trochę czasu. Z tym postanowieniem pospiesznie nałożyła na siebie pierwszy lepszy zestaw ubrań jaki znalazła w szafie. Ostatnio i tak ubierała się na czarno, pokazując w ten sposób swój status wdowy. Myślała, że się nie przyzwyczai, ale dobrze się czuła w tym kolorze. Kiedy stanęła pod domem Rona, cała się denerwowała. Nie była pewna jak ją przyjmą przyjaciele po tym, co się stało. Czy w ogóle wciąż byli przyjaciółmi? Bała się odpowiedzi na to drugie pytanie. W nacisnęła dzwonek drżącymi dłońmi. . Kiedy zobaczyła w drzwiach zaspanego Rona, cofnęła się.
                 - Więc zdecydowałaś się nam pomóc? – zapytał trochę chłodno na jej widok. Nerwowo przełknęła ślinę. Zasłużyła sobie na to.

                 - Przepraszam za to, co wtedy powiedziałam – odezwała się cicho. Przyznanie się do błędów nie było dla niejłatwe. Wiedziała, że tym razem nie ma wyjścia. Musiała się ukorzyć, jeśli nie chciała ich stracić. – Wiem, że nigdy nie akceptowaliście mojego związku z Draconem, ale też nie chcieliście zrobić mu krzywdy. Trochę za bardzo mnie poniosło przez to wszystko.
                Ron wahał się przez chwilę. Powinien wciąż był zły na nią po tym, co mu powiedziała. ale był taki czas, że on też nie zachował się wobec niej najlepiej. Kim byłby, gdyby jej tego nie wybaczył? Ona ostatecznie to zrobiła.

                 - Wejdziesz? Właśnie omawiamy dzisiejszą akcję. Każda pomoc się przyda– skinęła głową i przeszła do środka. Widziała już na miejscu gotowych do walki  Harry’ego, Ginny i Georga. W powietrzu unosiła się jakaś dziwna i ciężka atmosfera. Zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciółkę, ale ta odwróciła wzrok.

                 - Jaki jest plan? – zapytała z miejsca, odważnie patrząc w oczy swoich przyjaciół. Wszyscy uśmiechnęli się do niej. Poczuła się lepiej, kiedy tu przyszła.. W takich chwilach jak ta, wszyscy powinni trzymać się razem. Ona najlepiej to rozumiała. Wierzyła, że jeszcze wszystko może się dobrze skończyć.

                 - Być może to Nott uprowadził Kate. – wtrącił się cicho George, który doszedł do siebie po tym jak spłonął jego sklep.  Nie było mu łatwo, ale z każdym dniem coraz lepiej radził sobie z rzeczywistością .  Wyglądało również na to, że ostatecznie pogodził się z odejściem brata. To wszystko pozytywnie na niego wpływało. Patrząc na niego, Hermiona czuła jak mu zazdrości.  Ona również tak  by tak chciała, ale wiedziała, że od razu wszystkiego nie osiągnie. Na to trzeba czasu i wierzyła, że da radę. Martwiła się jednak o Harry’ego i Ginny. Obserwując ich, miała wrażenie, że coś się stało. Nigdy jeszcze nie widziała przyjaciółki w tak dziwnym stanie. Wyglądała na zamyśloną i kompletnie nieobecną. Niestety, nie miała okazji z nią porozmawiać. Musiała już iść do redakcji nie miała zbyt wiele czasu. Umówili się na wieczór. Chociaż sporo ryzykowali to była jedyna okazja, żeby uratować tych których kochali. Odetchnęła, kiedy w końcu znalazła się na zewnątrz. Droga na Pokątną nie zajęła jej zbyt dużo czasu.

                 - Jesteś wreszcie! -  usłyszała pełen ulgi głos Luny na jej widok i poczuła lekkie zaniepokojenie. Jej przyjaciółka była dziwnie podekscytowana i jakaś nieobecna duchem. Niepewnie przekroczyła próg, zawalonego stosami papierów i książek, gabinetu. Zmarszczyła nieco brwi. Nie lubiła takiego bałaganu i zawsze starała się utrzymać porządek. Jeśli chodzi o Lunę, nie było to łatwe zadanie. Ta kobieta uwielbiała robić rozgardiasz we wszystkim czego się dotknęła. Westchnęła i obiecała sobie później posprzątać.. To zawsze ją jakoś uspokajało.

                 - Coś się stało? – zapytała z lekkim niepokojem, siadając naprzeciw niej. Luna zmarszczyła czoło i spojrzała na przyjaciółkę. Zawsze ją szanowała i bardzo ufała. Do tej pory miała o niej jak najlepsze zdanie. Teraz nie wiedziała, co powinna myśleć.

                 - Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz – powiedziała cicho tak na wszelki wypadek. – Kiedy Sean wyskoczył mi z ciekawą informacją, zgodziłam się bez wahania. Ufam mu, więc nie chciałam nawet sprawdzić tekstu. Nie spodziewałam się, że wykorzysta to w ten sposób.

                 - No powiedz wreszcie,o co chodzi! – parsknęła zniecierpliwiona kobieta. Gdy zobaczyła treść zesztywniała oszołomiona. Na wielkiej fotografii widziała siebie i Johna objętych jak szli parkiem. Twarz Johna była zakryta, ale jej aż nazbyt wyraźna. Zaklęła pod nosem. „Pani Malfoy znalazła nowego pocieszyciela”, Była poruszona. Nie spodziewała się aż takiej sytuacji.

                 - Jak to w ogóle możliwe?– wyszeptała oszołomiona. Sean Harris od początku wyraźnie pokazywał, że nie jest zadowolony, iż przyszła do redakcji. Miał do niej jakiś żal i nie rozumiała tego, gdyż przecież nic mu nie zrobiła. – Co mogę teraz zrobić?

                 - Napiszesz oświadczenie  – stwierdziła Luna cicho myśląc. – Tylko kim jest ten mężczyzna? Te zdjęcia wyglądają jakby coś was łączyło.
                 - Tak nie jest – pokręciła cicho głową. – To przyjaciel rodziny. Pomaga mi ze względu na Dracona, ale chyba mnie nie bardzo lubi. Nie wiem, jakoś tak podświadomie czuje

                Luna przyjęła usprawiedliwienia przyjaciółki i uśmiechnęła się do niej. Zaczynała żałować,  że nie sprawdziła publikowanego tekstu. Mogła mieć tylko nadzieję, że uda się naprawić wyrządzone szkody. Reszta zależała już tylko od ludzkiej reakcji. A z tym nigdy nic nie wiadomo.

~^~^~
                 Draco zaciskał zęby, próbując nie krzyczeć z bólu.
                Od rana Nott i Bellatriks z zapałem torturowali jego wykończone ciało. Jeszcze trochę, a będzie musiał się poddać. Na razie starał się walczyć. Wierzył, że dla ukochanej żony warto. Tylko myśl o niej podtrzymywała go przy życiu. Wciąż jednak martwił się o to,co planowali z jego ojcem.

                 - Masz już dość, bratamku? – syknęła gniewnie Bella. Wyglądała ,jakby dobrze się przy tym bawiła. Zawsze sprawiało jej przyjemność torturowanie innych. Nawet jeśli chodziło przy tym o członka rodziny. Nie dbała o rodzinę. Przejmowała się jedynie czystością krwi. Miała wiele szczęścia, że w ogóle przeżyła. Gdyby nie ten eliksir Snap’a na pewno, by już dawno leżała w grobie. W tym wypadku była zły na Mistrza  eliksirów  za stworzenie czegoś takiego, nawet jeśli uratowało jej to życie. – Jak chcesz, możesz nawet zacząć krzyczeć. Nikt nie będzie miał ci tego za złe.

                 - Nie sprawię ci tej satysfakcji! – syknął hardo, chociaż w środku był bliski rozpaczy. Z jego nosa trysnęła krew, ale nie miał jak jej wytrzeć. Jego ręce wciąż unieruchomione z tyłu,nie pozwalały mu na żaden manewr.

                 - Zostawcie mnie z moim synem – odezwał się niespodziewanie cichy głos Lucjusza. Po raz pierwszy pojawił się w czasie tortur. Zwykle, jakby unikał podobnych sytuacji. W ogóle prawie nie rozmawiał z Lucjuszem. Jak na złość. Draco miał zbyt wiele pytań. Kiedy Bella i Nott wyszli, przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Nigdy jeszcze nienawidził swego ojca tak, jak właśnie teraz. Gdyby tylko był wolny, na pewno pokazałby mu, co myśli o jego metodach wychowawczych. – Mam nadzieję, że zrozumiałeś swoją lekcję?

                 - Na czym ona niby miała polegać? – prychnął nie kryjąc pogardy względem rodziciela. – Chciałeś pokazać swoją wyższość nade mną? Proszę bardzo. Pokazałeś lepiej niż ktokolwiek inny. Jak długo jeszcze będziesz mnie tu więził?

                 - Naprawdę myślisz, że mogę cię wypuścić? – Lucjusz pokręcił głową. Jego syn nie był naiwny. Na pewno podejrzewał, że nie wyjdzie stąd żywy.  Za zdradę wobec rodziny zawsze płaciło się najwyższą karę. I tak według niego to było zbyt mało. – Chyba sobie kpisz,synu. Powinieneś cierpieć o wiele bardziej. No ,chyba że udowodnisz, że stoisz po naszej stronie.

                 - W jaki sposób miałbym to zrobić? – zapytał ze ściśniętym sercem. Znając swojego ojca wiedział, że nie da rady. Ten człowiek postawi na swoim, żeby tylko zniszczyć choć odrobinę dobra,  jaka w nim zagościła.

                 - Wyrwij serce swojej ukochanej żonie i pokaż ją mi je -  odparł złowieszczo, wiedząc, że syn nigdy tego nie dokona. – Zbyteczne życzenie, prawda? Inaczej nie udowodnisz, że należysz do nas.
 Lucjusz miał rację. Nie będzie w stanie zrobić tak drastycznej rzeczy. Prędzej umrze tu i teraz, niż  do tego dopuści. Hermiona stała się światłem w jego nędznym życiu. Dzięki niej zrozumiał, jak wiele bólu sprawiał innym ludziom i teraz chciał to naprawiać.  – Wiedziałem, że tego nie zrobisz, więc po co w ogóle była ta rozmowa? Nott! – Zawołany pojawił się w mgnieniu oka. – Zabierz mojego syna do kontenera i dobrze zamknij. Spodziewamy się dzisiaj gości po naszego drugiego więźnia.

                Nott uśmiechnął się wrednie i używając różdżki zmusił Dracona do pozycji klęczącej, a następnie teleportował się wraz z nim do jego więzienia. Nie zawracał sobie przy tym głowy delikatnością. Był za bardzo podniecony nadchodzącą walką.

                 - Wielka szkoda, że tego nie zobaczysz – powiedział wrzucając go do kontenera. – To będzie bardzo ciężka walka, a zwycięstwo jest po naszej stronie. Kiedy już Czarny Pan wróci do życia, to wszystko będzie jak dawniej i odzyskamy utracone pozycje.

                 - Naprawdę tak myślisz? – Draco pokręcił głową. Naiwność Notta nie znała granic. – Ciekaw jestem, co powie Voldemort na fakt, że odwróciliście się od niego w czasie bitwy. Na pewno pamięta ten moment.  – Nott przez chwilę spoglądał na niego w milczeniu,żeby potem zamknąć kontener. Nie chciał przyznawać, że Draco mógł mieć rację. Jego słowa sprawiły, że pojawiły się wątpliwości. Nigdy jeszcze nie był tak zdenerwowany. Zaczynał się zastanawiać, czy postępowali słusznie.

                 - Wyglądasz nienajlepiej, Nott – rozległ się kpiący głos należący do Kate. Była ich kolejnym więźniem. Teraz, kiedy jego ślub z Dafne został odwołany, postanowił posłużyć się nią w inny sposób. Obrzucił ją niewesołym spojrzeniem. Zawsze doprowadzała go do pasji. Zastanawiał się, co właściwie sprawiło, że współpracowali razem. Nigdy nie była w jego typie. I od zawsze czuł, że ich zdradzi. Najchętniej od razu, by ją zabił, ale to nie on podejmował tu decyzję. Musiał liczyć się ze zdaniem innych. To było teraz najważniejsze.

                 - Na twoim miejscu bałbym się o siebie, Kate – syknął jej groźnie do ucha. – W końcu zapłacisz za swoją zdradę. Kiedy będzie już po wszystkim, zabiorę się za ciebie. Będziesz żałować dnia, , w którym się urodziłaś!

                 - Nott! – Donośne wołanie Lucjusza sprawiło, że zostawił kobietę i skierował się w stronę głosu. W oddzielnym pomieszczeniu dostrzegł jeszcze dwóch towarzyszy, których nigdy nie widział Zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. – Mam nadzieję, że wszyscy jesteście gotowi? Złapcie tylko Pottera,  resztę zabijcie. Tej nocy macie dokonać rzezi. Jednak panią Malfoy zostawcie mnie! – Z pogardą wycedził nowe nazwisko swojej synowej. Miał zamiar dopilnować, żeby cierpiała. I to najlepiej na oczach swojego męża. To byłoby dopełnienie jego zemsty. Lepiej nie mógłby skończyć. Umówili się na tyłach magazynu. Idealne miejsce na zasadzkę, żeby nikt nic nie podejrzewał.  Na miejscu był tylko Lucjusz Malfoy i Nott. Związany Dean klęczał przed nimi. Po chwili pojawił się Harry i Ron. Reszta czekała z tyłu na wszelki wypadek. Harry w pudełku trzymał połowę różdżki. Nie ufał Malfoyow,  więc postanowili zachować ostrożność.

                 - Czy masz różdżkę? – zapytał Malfoy, grając rolę przewodnika. Harry kiwnął głową i otworzył trzymane pudełko.

                 - Zgodnie z umową. My oddajemy wam różdżkę, a wy dwoje naszych przyjaciół– potwierdził Harry, słysząc jego słowa. Nie ukrywał swojego zdenerwowania, ale wierzył, że im się uda.

                 - W takim razie zaczynamy! – przeciął więzy młodemu mężczyźnie i pchnął go do przodu. Harry używając zaklęcia lewitującego, pchnął pudełko do przodu. Miał nadzieję, że Lucjusz nie domyśli się, iż była to podpucha. Ledwie ich przyjaciel znalazł się z powrotem wśród nich, rozpętało się piekło i Rozgorzała walka.

~^~^~
                Hermiona wraz z Ginny stały na tyłach magazynu z gotowymi różdżkami.
                Nikt nie ufał śmieciożercom na tyle, żeby pojawić się nieprzygotowanym. Wyczuwała zdenerwowanie przyjaciółki i doskonale ją rozumiała. Sama też  z pewnością się denerwowała. Sytuacja w jakiej się znalazły, nie należała do najłatwiejszych.

                 - Wszystko dobrze się skończy. Możesz być tego pewna – próbowała ją pocieszyć, chociaż zdawała sobie sprawę, że same słowa niewiele pomogą. Ginny smętnie pokręciła głową.

                 - Jakoś nie jestem o tym przekonana – powiedziała z przekąsem. Chciała o coś jeszcze zapytać,  ale nagle rozległ się krzyk. To oznaczało tylko jedno. Śmieciożercy postanowili nie grać zbyt czysto i zaczęła się walka. Wymieniły ponure spojrzenia. W odpowiednim momencie. Ktoś podejrzewając, że ktoś czai się w ukryciu zaatakował je. Jakieś zaklęcie poleciało w ich stronę. Hermiona w ostatniej chwili wyczarowała dla nich Tarcze. 

                - Lepiej dołączmy do chłopaków! – krzyknęła do Ginny, unieszkodliwiając napastnika. Kobieta przytaknęła jej. Dean był bezbronny,więc potrzebowali pomocy. Każda para różdżek była dla nich ważna w tym momencie. Wyszły z ukrycia. Z oddali widziały kłęby dymu. Ktoś podpalił część magazynów. Hermiona biegła tuż za Ginny.

                 - Czekałem na ciebie, szlamo – drgnęła, słysząc za sobą głos należący do Lucjusza Malfoya. Odwróciła się z bijącym sercem. Stał kilka kroków przed nią. Na jego twarzy widniał pogardliwy uśmieszek, a w ręku trzymał uniesioną różdżkę. – Naprawdę myślałaś, że to będzie takie łatwe? Co prawda, obiecałem zostawić cię dla Belli, ale obawiam się, iż będzie musiała zadowolić się twoim martwym ciałem. Dołączysz do męża szybciej niż myślisz.

                 - Raczej się nie wybieram – powiedziała nie chcąc zdradzić, jak bardzo się bała. Nigdy nie czuła się zbyt pewnie w starciu z kimś takim jak Lucjusz, ale nie mogła mu tego pokazać. Wykorzystałby każdą jej słabość, żeby ją zniszczyć. Nie miała zamiaru mu na to pozwolić. Odruchowo dotknęła brzucha. – Za to ty nie będziesz miał tego szczęścia.

                 - Jaka pewna siebie – prychnął i bez słowa cisnął w nią zaklęciem. Udało jej się go zablokować, ale był bardzo silny. Niezwykle wprawiony w swej sztuce czarodziej. Jęknęła cicho czując, że znalazła się w poważnych tarapatach. – Naprawdę myślisz, że tak łatwo ze mną pójdzie, głupia szlamo? – Zawyła  z bólu, kiedy rzucił w nią znienacka zaklęciem. Upadła na ziemię, a różdżka wypadła jej z ręki. Była naprawdę oszołomiona tym, co się stało. Myślała, że jest lepiej przygotowana do tej walki. Zasłoniła brzuch nie chcąc, żeby coś stało się jej dziecku. Ono było tutaj najważniejsze.

                 - Proszę, nie rób mi krzywdy – wyszeptała nie mogąc wytrzymać tego bólu. Ze łzami w oczach wpatrywała się w oprawcę, który spoglądał na nią pogardliwie. Na jego twarzy malował się cyniczny, pozbawiony współczucia uśmiech. Wiedział, że ma nad nią władzę i zamierzał to wykorzystać. Żałował tylko, że jego syn nie będzie świadkiem tego zwycięstwa. Wówczas to byłoby dopełnienie swej zemsty, ale wystarczy mu, że opowie ze wszystkimi szczegółami, co zrobi z jego ukochaną żoną. Nie mógł się tego doczekać.

                 - Zostaw ją!– Cichy, acz stanowczy głos, zaskoczył oboje. Lucjusz momentalnie przerwał swoje tortury i odwrócił się gwałtownie. Tuż za nim stał Draco Malfoy i świdrował go wzrokiem. Nerwowo przełknął ślinę, zaskoczony widokiem syna. Draco ledwo trzymał się na nogach, ale nie miał zamiaru rezygnować.

                 - Co tu robisz? – zapytał oszołomiony. Sama Hermiona również nie wierzyła w to, co widzi. Miała wrażenie, że to jakaś zjawa przyszła ją nawiedzać.  On przecież nie żył. Miała wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Z trudem się od tego nie powstrzymała.

                 - Na przyszłość powinieneś wiedzieć komu można ufać, a komu nie.  – odparł Draco, którego wcześniej uwolnił Ian. Chłopak wyszedł ze szpitala i postanowił wrócić do Śmieciożerców. Gdy zobaczył wir walki wybrał stronę po której chciał stanąć ratując życie Draconowi.  Zawdzięczał temu chłopcu wszystko i obiecał mu się odwdzięczyć.  Gdyby nie wrócił po niego, kto wie, co by się stało. Wolał o tym nie myśleć. Zdążył w ostatniej chwili, żeby uratować kobietę, która była dla niego wszystkim. – Tym razem źle wybrałeś ojcze. Jak zawsze.

                 - Ja źle wybrałem? – prychnął, nie kryjąc pogardy względem syna. Tego właśnie mógł się spodziewać. – Spójrz na siebie, Draco. Czy tego cię uczyłem przez wszystkie lata? Tak ukształtowałem twój charakter? Jesteś nikim więcej niż zwykłym zdrajcą.

                 - Nie – przyznał mu szczerze. – Jednak zmieniłem się.  W końcu odnalazłem w sobie dość siły, żeby się postawić. Już dawno powinienem to zrobić, ale byłem zbyt słaby. Tym razem nie pozwolę zniszczyć sobie życia. To koniec, ojcze.

                 - I co zrobisz? – zapytał z kpiącą miną. – Chyba nie zabijesz swojego własnego rodziciela? Nie masz dość  tupetu, , żeby to zrobić, w przeciwieństwie do mnie. To dlatego będziesz największym przegranym. I to się nigdy nie zmieni.

                 - No chyba, że zabiję cię pierwszy – odparł niewzruszony. Nie miał zamiaru się poddawać. Dla Hermiony był gotowy na wszystko. Lucjusz roześmiał się gardłowo. Ani trochę nie wierzył w jego słowa. Wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie, które Draco zablokował. Przez chwile ze sobą walczyli, nie zwracając na nic uwagi. Draco wiedział, że ojciec był silny, ale próbował go pokonać. Nie miał zamiaru go zabijać. Zaklęcie samo wypłynęło z jego ust i uderzyło w ciało mężczyzny. Przez chwilę oszołomiony wpatrywał się w niego, po czym upadł nieprzytomny. Przez chwilę Draco nieruchomo wpatrywał się w ojca. Nie mógł uwierzyć, że to zrobił. Naprawdę go zabił, ale wiedział, że nie miał innego wyjścia. Gdyby tego nie zrobił, to na pewno on by ich skrzywdził, a do tego nie mógł dopuścić. Zdawał sobie sprawę, że to będzie go dręczyło, ale było warto. Teraz ważniejsza była Hermiona. Skulona w kącie, wpatrywała się w niego z niemym przerażeniem.

                 - Kochanie – wyszeptał cicho patrząc na nią z troską. – Już po wszystkim. Jestem przy tobie i nigdy cię nie opuszczę.

                 - Nie dotykaj mnie! – wykrzyknęła odsuwając się od niego gwałtownie.  Nie chciała wierzyć, że to on. To musiała być jakaś iluzja, którą stworzył Lucjusz, żeby ją gnębić. Z jej oczu popłynęły łzy. Nie była w stanie nawet zwrócić uwagi na ostry ból brzucha, który ją gnębił.

                 - Proszę cię, Hermiono – wyszeptał z bólem, widząc jej rozpacz. Doskonale domyślał się jakie piekło musiała przechodzić i coraz bardziej nienawidził swojego ojca. Zdawał sobie sprawę, iż przyjdzie moment, w którym będzie żałował swojego czynu, ale w tym momencie było zupełnie inaczej. Już więcej nie dopuści, żeby ktokolwiek sprawił jej ból. Obiecał sobie, że będzie ją chronił ponad wszystko. Musiał jeszcze tylko dorwać swojego byłego przyjaciela, ale wiedział, że i to zrobi. Na wszystko przyjdzie czas. Teraz ważniejsza była jego żona. Nie podobała mu się ta bladość i drżenie jej ciała. – To naprawdę ja, a ty potrzebujesz pomocy. Nie umarłem. Mój ojciec wszystko uknuł, żeby nas rozdzielić. To człowiek zdolny do wszystkiego.  – Musiała minąć dłuższa chwila nim do niej dotarło, że jej ukochany wrócił. Na jej twarzy pojawił się błogi uśmiech.. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Draco był tutaj i żył cały i zdrowy. . Chciała coś powiedzieć, ale ostry ból niemal rozerwał ją na pół. Jak z oddali zaczął docierać do niej głos Dracona.  Straciła przytomność.

~^~^~
                  -Zabicie twojego ojca chrzestnego, było najlepszą rzecz ą, jaka mi się przytrafiła.
                Powiedziała Bellatriks, nie kryjąc swojego samozadowolenia do Harry’ego. Uwielbiała grać na ludzkich uczuciach. To zawsze była jej najlepsza broń. Wiedziała jak i gdzie uderzyć, żeby najbardziej zabolało. Harry doskonale sobie z tego zdawał sprawę. Chciała go sprowokować i jak na razie dobrze jej to wychodziło. Z trudem nad sobą panował. Śmiała się i prowokowała go , gdzie nieopodal Ginny walczyła z Nottem. Żałował, że tym razem nie miał eliksiru płynnego szczęścia jak wtedy w czasie bitwy, gdy podał go przyjaciołom. Teraz było zupełnie inaczej i każde z nich mogło naprawdę zginąć.

                 - Nie wiem, co próbujesz osiągnąć w ten sposób – powiedział cicho Harry, blokując jej kolejny atak. Szło mu to o wiele lepiej niż parę lat temu, gdy z nią walczył. Był teraz innym człowiekiem niż wcześniej. Lepiej i wprawionym w walce. Nauczył się również ignorować głos Voldemorta, który siedział w jego głowie. – Na twoim miejscu bym się poddał. Nie wygrasz tej walki w ten sposób.

                 - Lepiej zostaw to starym wyjadaczom, Potter – Niespodziewany głos należący do Severusa Snepa. Nie powiadamiali go o całej sytuacji, gdyż wciąż mu nie ufali. Mimo to mężczyzna pojawił się niespodziewanie, żeby walczyć po ich stronie. To była miła niespodzianka.  Z Bellą miał swoje własne porachunki. Głównie chodził o fakt, że ukradła jego eliksir, który uratował od śmierci. Kobieta zbladła na jego widok. Nie spodziewała się tego w ogóle. Była pewna, że Snape nie zdążył napić się eliksiru, nim Voldemrt go zabił.

                 - Nie spodziewałam się zobaczyć ciebie tutaj – syknęła gniewnie patrząc na niego. W ręku trzymała uniesioną różdżkę. Była gotowa do walki i pragnęła mordu. – Kiedy ostatnim razem cię widziałam, okazałeś się nędznym tchórzem. Czarny Pan ci ufał, a ty tymczasem to wykorzystałeś. Jak mogłeś mu to zrobić? Byłeś jego najwierniejszym sługą.

                 - A on tymczasem od początku planował moją śmierć. Jak to wyjaśnisz? – spytał z przekąsem. Był pewien, że dobrze rozgryzł swojego przeciwnika. Od początku do końca wszystko sobie zaplanowali z Dumbledorem.  Tymczasem został oszukany i podstępem zniszczony. Z trudem do siebie doszedł po tym. Dobrze, że coś nakazało mu wcześniej zażyć eliksir. Jakby podejrzewał, że Czarny Pan zechce go zabić. – Voldemort okłamał nas wszystkich. Pragnął tylko zemsty i nie dbał o to, co z nami będzie.

                 - Nie obchodzi mnie to! – wykrzyknęła Bellatriks. Nie wierzyła w ani jedno jego słowo. Spędziła najwięcej czasu z swoim panem i nie widziała w nim fałszu. Wręcz przeciwnie. Sprawiał, że jeszcze bardziej pragnęła spełniać jego życzenia za wszelką cenę. Jego szaleństwo nigdy jej nie przeszkadzało. Od zawsze była mu wierna. Kiedy pierwszy raz uratował jej życie i pokazał całkiem Dzięki niemu zrozumiała kim jest naprawdę i poznała mrok, oraz przemoc. Takie życie naprawdę jej odpowiadało. Nawet teraz nie zamierzała tego zmienić. – Ślubowaliśmy mu i powinieneś to szanować. Jesteś zdrajcą, ale kiedy on wróci to wszyscy za to zapłacicie. Każdy z osobna, kto wystąpił przeciwko niemu.

                 - Naprawdę byś tego chciała? – zapytał cicho, ale to, głupie pytanie. Pokręcił głową i uniósł różdżkę. Z jego gardła wydobyły się słowa zaklęcia. Ciało Bellatriks osunęło się na ziemię. Tym razem odeszła na zawsze.

~^~^~
                Słysząc przerażające odgłosy walki, zrozpaczona Kate usiłowała się uwolnić z więzów.
                Nie miała pojęcia, co się dzieje i pragnęła stąd uciec. Nott mógł wrócić w każdej chwili. Wcale się nie myliła. . Pojawił się w momencie, gdy udało jej się rozwiązać więzy. Krzyknęła z przerażenia, kiedy złapał ją boleśnie za włosy. Z jej oczu popłynęły łzy. Próbowała się wyszarpnąć, ale był dużo silniejszy od niej.

                 - Chociaż ty mi się nie wywiniesz – syknął wściekły nie dbając o to, czy nie zadaje jej bólu. Nie spodziewał się, że ich poukładany plan aż tak szybko się zepsuje. Był pewien, że wszystko mają dopracowane. Tymczasem wystarczyło, że pojawił się Potter razem ze swoją ferajną, i wszystko zostało zniszczone. Był tym naprawdę poruszony i wściekły. Dlatego postanowił osobiście wykończyć swego największego wroga, jakim była Kate. Dla niego to od niej wszystko się zaczęło. – Żałuję, że w ogóle kiedykolwiek ci zaufałem.

                 - Sam jesteś sobie winny! – wykrzyknęła w swojej obronie. Cierpiała, że nie miała przy sobie swojej różdżki. Bez niej czuła się całkowicie bezbronna. Nott zaśmiał się chrapliwie. Musiał przyznać, że podobała mu się. O wiele bardziej niż Dafne.  Miała w sobie coś, co przyciągało go od samego początku. I teraz miał zamiar to sobie wziąć. Szarpnęła się, gdy niemal rozerwał jej ubranie. Ręką obleśnie dotykał jej wijącego się ciała. Szarpała się, ale nie mogła mu się wyrwać. Uderzył ją kilka razy w twarz, aż zahuczało jej w głowie. Przerażenie niemal ścisnęło ją w żołądku. – Proszę – wyszeptała już bardziej potulnie, wiedząc, że nie da rady dłużej z tym walczyć. Obawiała się, że jeśli ją zgwałci nie przetrwa tego. 

                 - Niedługo dostaniesz, co chcesz – szepnął pożądliwym głosem. Był coraz bardziej rozpalony. Czuł jak przepełniała go nieokiełznana żądza. Już dawno nie był taki podniecony. Rozerwał jej bluzkę, odsłaniając  piersi odziane w koronkowy stanik. Wiedział, że dzisiejszego wieczora będzie miał masę przyjemności. Kolanem rozsunął nogi kobiety. Ponownie się szarpnęła, ale bezskutecznie. Jakiś cień niespodziewanie poruszył się za nimi. Ostre rzucone zaklęcie sprawiło, że Nott gwałtownie wylądował na ścianie. Z pierwszej chwili był tak zaskoczony, że tylko wpatrywał się z niedowierzaniem, w próbującą się pozbierać, Kate. Dopiero po jakimś czasie dostrzegł widoczną postać Georga. Nie krył swojego zaskoczenia. Był pewien, że pozbył się mężczyzny tamtego dnia, kiedy spalił sklep. – Dlaczego po prostu nie można cię zabić? – zapytał wściekły, że go znowu zobaczył. Podniósł się nieco obolały, gdyż zaklęcie było naprawdę mocne. Odnalazł swoją różdżkę i uśmiechnął się cynicznie. – W takim razie załatwmy to jak prawdziwi mężczyźni, jeśli taka jest twoja wola.

                 - Jak chcesz – odezwał się cicho George. Upewnił się, że Kate nic nie było i stanął naprzeciw swojego wroga. Z ich różdżek wysypały się  iskry. Rozpoczęła się zacięta walka. George był wprawiony, podobnie jak Nott. Obydwaj groźni i gotowi na wszystko przeciwnicy. Syknął z bólu, gdy zaklęciem drasnął go w ramię. Na jego ciele pojawiła się krwawa szrama. Nott używał coraz bardziej niebezpiecznych zaklęć.

                 - Jak już z tobą skończę, zajmę się tą małą suką – mówił z zadowoleniem zerkając w stronę Kate.  Zadrżała pod wpływem tego spojrzenia i jeszcze bardziej skuliła się w sobie. Wiedziała, że Nott jest zdolny do wszystkiego. Teraz zaczynała żałować, że w ogóle sprzymierzyła się z nim. Gdyby nie sytuacja jaka ją do tego zmusiła, nigdy w życiu ten pomysł nie przyszedłby jej do głowy. Z rozpaczą w oczach obserwowała jak dwóch mężczyzn stało naprzeciw siebie. Jak nigdy jeszcze modliła się o cud. Nie dbała o to, że w przyszłości ożeni się z inną kobietą. Najważniejsze dla Niej żeby było cały i zdrowy. Nott rzucił mocnym zaklęciem, które zostało odbite. Z oddali słychać było krzyki walczących osób. Domyśliła się, że jatka dopiero się zaczęła. W pewnym momencie George zaatakował rywala, posyłając go na ścianę. Zaklęcie było tak mocne, że  zaskoczył samego siebie.

                 - Bądź przeklęty – syknął pokonany i obolały Nott. Nie spodziewał się takiej przegranej. Na jego ręku znalazły się wyczarowane kajdanki. To był koniec dla niego. Na twarzy Georga pojawił się wyraz ulgi.  Chwiejnym krokiem, jednocześnie ocierając krew z ust, zbliżył się do Kate. Wyglądała na wystraszoną, ale była cała i zdrowa. To było najważniejsze. Podszedł do niej i wyciągnął ramiona. Rzuciła się w nie ze łzami w oczach. Ta ulga, którą czuła była naprawdę niesamowita. Naprawdę wygrali.

                 - Nic ci nie jest? – zapytał ją delikatnie, uważnie obserwując. Chciał się upewnić, że Nott nie skrzywdził jej bardziej. Jeśli się ośmielił, to wówczas zapłaci za jeszcze bardziej. Na szczęście wszystko wskazywało na że po za paroma siniakami nie stało się nic groźnego Odetchnął  z ulgą.. – Jesteś gotowa żeby wrócić do domu? – wahała się przez chwilę, gdyż nie była pewna, czy powinna. W końcu nie znała miejsca, które mogłaby nazwać swoim domem. Mimo to nie miała dokąd pójść. Skinęła głową po czym oboje opuścili to przeklęte miejsce nie oglądając się za siebie.

~^~^~
                 - Bellatriks i Malfoy nie żyją,  reszta została złapana – poinformował Dracona chłodnym głosem, Severus Snape. Właśnie czekali na korytarzu w Świętym Mungu, żeby dowiedzieć się, co z Hermioną. Draco skwitował całe zdarzenie wzruszeniem ramion. Nie to było ważniejsze.. Najbardziej się martwił o swoją żonę, która od kilku godzin  wciąż pozostała nieprzytomna. To nie był dobry znak. Uzdrowiciele, który się nią opiekowali, nie mieli za dobrych wieści dla niego. Był coraz bardziej zdenerwowany i przejęty tym wszystkim.

                 - To ja zabiłem Lucjusza – powiedział zimnym i obojętnym tonem. Już od dawna przestał nazywać go ojcem. Miał wrażenie, że to był całkowicie obcy człowiek. Zupełnie nic ich nie łączyło, poza więzami krwi. Niestety, nie mógł się wyrzec swojego dziedzictwa, a bardzo tego chciał. To było coś, co będzie go prześladowało do końca życia.

                 - Zrobiłeś to, co musiałeś – wyznał cicho Snape, zaskoczony tymi słowami. Zaczął inaczej patrzeć na młodego Malfoya. Nie spodziewał się, że tak bardzo dorósł i zmienił się. Kiedy pierwszy raz poznał chłopaka, był przekonany, że nic z niego nie będzie. Tymczasem okazuje się, że całkowicie się mylił. Draco był innym człowiekiem i zaimponował mu. Widać było też  wyraźnie, że kochał Hermionę. To ona go zmieniła w prawdziwego mężczyznę. Lucjusz Malfoy wiele stracił w tym momencie. – Nikt nie będzie cię o nic oskarżał. Najważniejsze jednak, żebyś sam nie czuł poczucia winy.
               
                 - Nie będę – pokręcił głową zdecydowanie. – Mam wrażenie, że zabiłem całkowicie obcego sobie człowieka. Reszta nie ma żadnego znaczenia.

                 - Skoro tak mówisz – wyznał, nie do końca przekonany, ale nic nie powiedział. Czas pokaże, co przyniesie przyszłość. W tym momencie wyszedł ubrany w białym fartuchu ,medyk. Wyglądał na zmęczonego, a jego mina nie wróżyła nic dobrego.

                 - Co z moją żoną? – Draco zdenerwowany spojrzał na lekarza.. Nie umiał opanować swoich emocji, które nim targały. Był pewien, że jeszcze trochę, a na pewno coś zrobi. Z trudem się powstrzymywał. – Jak ona się czuje?

                 - Pani Malfoy straciła dużo krwi, ale jej stan jest stabilny – odparł łagodnym głosem mężczyzna. Nie lubił przynosić złych nowin, ale czasami tak się zdarzało w jego pracy. Był już do tego przyzwyczajony. Tym razem też tak było. Uodpornił się na ból innych,, że nie działało to na niego jak kiedyś. Lata praktyki w pracy robiły swoje.

                 - Dlaczego straciła tyle krwi? – spytał nic nie rozumiejąc. Słowa medyka niezbyt mu się spodobało, a niepokój zamiast się zmniejszyć, tylko powiększył jeszcze bardziej. Mężczyzna pokręcił głowa i westchnął. Najwyraźniej młoda pani Malfoy nie powiedziała mu wszystkiego. Wolał nie wnikać w szczegóły ich małżeństwa, ale musiał powiedzieć prawdę.

                 - Pani Malfoy spodziewała się dziecka – wyjaśnił łagodnym tonem głosu, mężczyzna. – To był zaledwie początek. Niestety, płód był zbyt słaby, żeby się utrzymać, a zaklęcie tylko ją osłabiło. Na szczęście nie doszło do poważniejszych uszkodzeń ciała i w przyszłości będziecie mogli starać się o dziecko.

                Draco poczuł jak zakręciło mu się w głowie. Niewiele brakowało, a byłby ojcem. Nie dano mu nawet szansy skorzystać z tej okazji. W tym momencie nie żałował, że zabił Lucjusza. Gdyby tego nie zrobił, z pewnością zabiłby go przy pierwszej lepszej okazji jaka by się nadarzyła.  Był wściekły na siebie i na niego. Musiał się jak najszybciej zobaczyć z Hermioną. Na pewno była załamana tym, co się stało. Nigdy nie rozmawiali na temat dzieci, ale nie miałby nic przeciwko temu, gdyby został ojcem. Byłby o wiele lepszym ojcem niż jego własny.

                 - Czy mogę do niej wejść? – zapytał cicho. Odetchnął z ulgą, kiedy lekarz się zgodził. Nacisnął klamkę i wszedł do sali. Wyglądała bardzo blado i była zmęczona. Jej oczy były jakby nieobecne. Zabolało go to. Zupełnie jakby dawna Hermiona gdzieś zniknęła. Pozostało mu liczyć, że dawna kobieta, wróci do niego. – Jak się czujesz kochanie?

                 - Straciłam nasze dziecko – wyszeptała cicho ze łzami w oczach. Była naprawdę zrozpaczona. Do tej pory wierzyła, że to jedyna cząstka jaką miała po stracie męża. Tymczasem odzyskała ukochanego, a straciła dziecko. – Przepraszam Draco. Wiem, że jesteś zły. To wszystko wydarzyło się tak szybko. Nie powinnam w ogóle tam iść.

                 - Już dobrze, kochanie – Tulił  ją do siebie,  próbując uspokoić żałosne łkanie. On sam miał ochotę się rozpłakać, ale z trudem się powstrzymywał. Chciał być przy niej dzielny.  Potrzebowała tego.  – Poradzimy sobie. Będziemy mieli jeszcze dzieci. Sama zobaczysz. Teraz już wszystko będzie dobrze.

                 - Naprawdę tak uważasz? – Jego reakcja przyniosła jej ulgę. Bardzo bała się jak Draco zareaguje, gdy pozna prawdę o dziecku. To była bardzo duża ulga dla niej. – Będziesz chciał jeszcze dzieci z tak nieodpowiedzialną żoną jak ja?

                 - Nie mów tak o sobie! – Draco zrobił groźną minę. – Nie jesteś nieodpowiedzialna. Zachowałaś się jak każda kobieta na twoim miejscu. Jestem z ciebie dumny. –Kiedy dotknął jej ust, oddała mu delikatny i kojący pocałunek. Wiedziała, że będzie jej trudno pogodzić się ze stratą dziecka. Jednak przyszłość zapowiadała się naprawdę obiecująco i miała nadzieję, że tak właśnie będzie. Z ukochanym u boku wiedziała, że wszystko się ułoży. W tym momencie na nic innego nie liczyła tak bardzo, jak, to. I naprawdę wierzyła, że jej się uda.
~^~^~
Na zakończenie:
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.
Dzisiaj wiele się działo i akcja wciąż nabiera tępa. Co do reakcji Hermiony na pewno macie wiele pytań. Dopiero rozwijam tę sytuację więc jeszcze wiele się wydarzy i sami to zobaczycie. Tymczasem mam nadzieję do usłyszenia wkrótce.

Informacyjnie:
Tytuł oryginału: „Pokochać łotra”
Tytuł rozdziału: Rozdział 26 „Niebezpieczne manewry”
Ilość stron: 11
Ilość słów: 5 541




14 komentarzy:

  1. Piękne! Draco, biedny Draco. Nott i Lucjusz, jak ja och nie nawidzę! Szczerze mówiąc myślałam w pewnym momencie, że pojawi sie Syrisz, ale on przecież jest martwy. Dobrze że drużyna Harry'ego wygrała. Szkoda że Hermiona i Draco stracili dziecko. Ale cóż, wciąż mogą mieć nowe^,^
    Rozdział radosny i bardzo ciekawy. Mam nadziwję że w ic życiu będą już same dobre chwile. Niestety ja bardzo rzadko mam rację.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez przypadek dodałaś dwa razy :)
    Rozdział wspaniały! Szkoda mi Hermiony , że straciła dziecko :(
    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze wspaniale!!!!! Ale dwa razy rozdział skopiowałaś!

    OdpowiedzUsuń
  4. Po prostu coś pieknego ;)
    Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji.
    Biedna Hermiona ;/ Nie chciałabym być na jej miejscu.
    Jestem ciekawa o relacje Harry-Ginny-Dean.
    Bardzo się cieszę ,że nie ma już dwójki największych zwyrodnialców ;]
    pozdrawiam
    http://polecalnia-dhl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział.
    Cieszę się, że akcje się udała, a Hermiona wie, że Draco żyje.
    Szkoda,że Miona straciła dziecko, ale mam nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzi.
    Mam nadzieję, że wszystko się teraz ułoży.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem Ci, że czuję się rozdarta. No bo bardzo ucieszył mnie fakt, że Draco żyje, A Hermi nie musi się już o niego martwić, bo też wie, że nic mu nie jest. Z drugiej strony wzmianka o tym, że Hermiona straciła dziecko rozbiła mnie. Posmutniałam, bo teraz jeden problem zastąpił drugi. Biedna Miona... Co tu dużo mówić, żal mi jej. W końcu w Twoim opowiadaniu przeszła sporo.

    Ogólnie to czytało się bardzo dobrze. Wiesz, że lubię Twoje historie, prawda?
    Jeśli nie, no to już wiesz :)
    Nie wiem, co mogłabym jeszcze dodać... Podobało mi się i tyle, o. :)

    Pozdrawiam serdecznie.
    [ukryte-slady]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się kochana ze mimo wszystko ci się podoba;)
      Aj nie wiedziałam że je lubisz i bardzo mi miło z tego powodu/
      Tak Miona miała twardą szkołę życia ale bez tego nie byłoby historii czyż nie?
      Mam nadzieję że finał wam się spodoba.

      pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  7. Cieszę się, że wszystko w miarę dobrze się skończyło, szkoda tylko, że Hermiona straciła dziecko. Mam też nadzieję, że Lucek i Bella tym razem na stałe pożegnali się z tym światem.
    Czekam na kolejny rozdział

    Pozdrawiam Monize

    OdpowiedzUsuń
  8. ciesze się że wszystko dobrze się skończyło :) czekam na następny rozdział pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział niby smutny, ale widać światełko w tunelu :) Nawet nie wiem, co mam napisać, poza tym, że jak dla mnie to jedna z najlepszych notek i wszystko w niej wyszło Ci naprawdę genialnie. Teraz najbardziej chyba ciekawi mnie, co z Johnem. Mam nadzieję, że niebawem się tego dowiem :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdzie jest mój komentarz ? O.o Przecież dawałam go, parę dni temu... Teraz na prawdę serio piszę O.o eeee.... Wtf.
    No nic... widzę, że blogspot ostatnio mi płata figle -,-
    Rozdział bardzo ciekawy, dużo opisów, ciekawych, dialogi bardzo estetyczne i wprowadzające w żywy nastrój - tak moja nazwa xD -
    Ciekawe co będzie z Johnem... hmmm
    Żal mi Hermiony ;<< kurde.... to nie tak miało być ! Prostestuję ! :((

    Czy tym razem blogspot coś mi wywinie?

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też podziwiam Cię, jak daleko zaszłaś w tej historii. Mam nadzieję, że zakończenie wyjdzie Ci jak najlepiej :)

    Rozdział miał charakter dość podniosły i wiele się w nim wydarzyło…

    Trochę rozbawiła mnie ta fotografia Hermiony z Johnem. Ach, ci wścibscy dziennikarze… Ale kobieta ma teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż przejmowanie się nadciągającym skandalem.
    Bardzo ładnie opisałaś spotkanie Hermiony i Dracona. To cudowne, że wreszcie są razem! Tylko to dziecko… Straszna wiadomość. Naprawdę bardzo im współczuję. Ale bitwa nie mogła odbyć się bez ofiar, prawda? Mam tylko nadzieję, że kiedyś uda im się zostać rodzicami :P
    Myślę, że nie jestem jedyną, która ucieszyła ze śmierci Lucjusza. Był okrutnym potworem i nie można było pozwolić, by dalej knuł swoje wstrętne plany. Widzę, że i u Ciebie jego katem był Draco. Myślę, że to odpowiednie rozegranie, w końcu syn wycierpiał od niego najwięcej :P
    Po śmierci Belli też nie będę płakać, choć dobrze, że ukazałaś, ile dla niej znaczyła służba Czarnemu Panu i że wszystkie jej decyzje były powodowane uwielbieniem w stosunku do niego.
    I wejście Severusa było fajowe :D

    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Warto było przeczytać tą historię od początku !
    Przyznam szczerze,że kilka razy zabierałam się. za tą historię,ale dopiero teraz przeczytałam ją w całości !
    Podbiła moje serce i czekam na następny rozdział :)
    XOXO
    Layls
    dramione-teatr-uczuc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń