poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział 004 „Sztuka przetrwania”




„Choroba uświadamia nam, że nasze życie
wzięte jest na kredyt”
- cytaty info
Kroniki Proroka Codziennego 005:
Hej kochani.
Długo myślałam o poruszeniu trudnego tematu w świecie Pottera.
Ja wiem było wiele różnych historii, a jednak od jakiegoś czasu dotyka on tak wiele ludzi, że tym razem postanowiłam pokazać coś innego i nowego.
Draco  i Hermiona będą mieli przed sobą trudne chwile. W dodatku nie wszystko uda im się zbyt łatwo.
Pewna osoba zainspirowała mnie do napisania tej historii a jest to Mr.M z Niewolnicy naszych wspomnień. Dziękuje bardzo za inspiracje swoją niesamowitą i cudowną opowieścią.

P.S. znalazłam wspaniałą betę, ale chwilowo nie zdążyła więc dodaje w surowej wersji. Za kilka dni postaram się wrzucić poprawiony. Pozdrawiam mocno!

*~*~*
                Blaise długo myślał czy nie popełnił błędu przyjeżdżając do Anglii.
                Wciąż istniała obawa iż Potter spełni swoją groźbę i wsadzi go do więzienia. Ten człowiek zrobiłby wszystko dla swojej ukochanej kobiety. Był jednak też inny problem. On również mocno kochał Ginny. Kiedyś odpuścił odchodząc. Wmawiał sobie, że to dla jej dobra, ale już dość. Zachował się jak tchórz i jeśli nie będzie chciała z nim rozmawiać doskonale zrozumie sprawę. Całe szczęście iż miał przy sobie Katherine. Potrzebował takiego przyjaciela. Była dla niego jak siostra, kiedy większość rodziny zostawiła go na pastwę losu. Nie wiedział jak stanie przed nimi twarzą w twarz. Szczególnie, gdy w grę wchodziła młodsza siostra. Lori. Loriana Blaise. Niezwykle piękna i inteligentna dziewczyna. Liczyła sobie dzisiaj szesnaście lat. Nim uciekł była jeszcze zapatrzonym w niego dzieckiem. Jak zachowa się teraz? Nigdy jeszcze nie był aż tak zdenerwowany jak w tym momencie. Przekraczał właśnie próg szkoły. Hogwart niewiele się zmienił. Po bitwie został odbudowany co trwało rok. Niedaleko szkoły wybudowano niewielki cmentarzyk dla ofiar, które tu poległy. Była również tablica upamiętniająca i wiele, wiele nazwisk. Pamiętał dobrze tamtą noc. Wtedy po raz pierwszy stracił wiarę w ludzką dobroć. A potem wyjechał. Uciekł niczym tchórz nie oglądając się za siebie. Nie miał wyjścia, ale nie każdy to rozumiał.

                 - Witaj w domu, Blaise – powitała go ciepło profesor. Zauważył jak bardzo się zmieniła, zestarzała. Wyglądała inaczej niż ją zapamiętał. Wciąż jednak pozostawała dumną i dzielną kobietą. Podziwiał bardzo wszystko co zrobiła dla ich świata. Nic dziwnego, że dostała zasłużony tytuł dyrektora. Nikt inny nie mógłby być na jej miejscu. Sam Hogwart niewiele się zmienił. Miał dziwne wrażenie, że po wielu latach w końcu trafił do domu. Upragnionego miejsca w którym chciał być od zawsze.

                 - Dziękuje za zaproszenie – przyznał szczerze. – Taniec stał się moją pasją. Nie sądziłem, że  w ogóle ktoś wpadnie na taki pomysł. Uczenie młodych czarodziei tańca i wystawienie tych pokazów w konkursie. Najlepsza para może osiągnąć naprawdę wielki, międzynarodowy sukces.

                 - Myślę o tym jak o nowej szansie – przyznała nie ukrywając swojego zapału. – Obserwowałam cie przez ostatnie lata. Wspaniale sobie poradziłeś, chociaż drogę miałeś trochę pod górkę. Jesteśmy czarodziejami, ale magia to nie wszystko. Tego właśnie powinniśmy się uczyć. Mam nawet parę ciekawych osób, które cię zainteresują. Może chcesz zobaczyć swoje dawne dormitorium? Slitherin został przeniesiony. Teraz ich siedziba znajduje się w nieużywanym do tej pory skrzydle na trzecim piętrze. Na dole postanowiliśmy stworzyć symboliczne muzeum pamiątkowe.
                Blaise skinął głową czując jak Katherine chwyta go za rękę. Ona również wyglądała na poruszoną całą sytuacją. Nie dziwił się jej wcale. On miał podobne uczucia.  – Wiesz, że jest tutaj? Twoja młodsza siostra?

                Wiedział o tym. Głównie ze względu na nią przybył do Hogwartu. Chciał mieć na nią oko. O ojcu wolał nie myśleć. Zbyt dobrze pamiętał jak własny rodziciel go traktował. Te wspomnienia nie należały do łatwych, ale dały mu niezwykłą przyjaźń z Draco Malfoyem. Wspólne doświadczenia, które chcą ukryć w sekrecie naprawdę łączą ludzi. Kiedy zadomowi się napiszę do Malfoya. Najwyższy czas odnowić starą przyjaźń. Jeśli w ogóle przyjaciel będzie miał na to ochotę.

                 - Wciąż nie mogę uwierzyć, że tu jestem – przyznała Kate, gdy przekraczali lochy, które niegdyś należały do Ślizgonów. Blaise wszystko doskonale pamiętał. Jakby wydarzenia miały miejsce wczoraj. Pierwsze przekroczenie progu i poczucie zimnego powietrza, spotkanie z Krwawym Baronem, bójki z Weasleyem i bandą Pottera. A potem? Potem przyszła Ginny i zmieniła jego życie na zawsze. Nigdy nie sądził, że się zakocha. Ta miłość kompletnie go zaskoczyła. Mimo tylu lat wciąż ją kochał. Zdawał sobie sprawę, że chyba nigdy o niej nie zapomni. Najgorszy fakt iż nie mógł nic z tym zrobić.

                 - Tak – przytaknął. – MacGonagall odwaliła kawał dobrej roboty. Dzisiaj mamy spotkać się z uczniami. Jesteś gotowa?

                 - Tak – przytaknęła i poczuła dziwny skurcz w żołądku. Pomyślała o swojej małej córeczce, którą musiała oddać. Miała wtedy szesnaście lat. Zaszła w ciążę z najbardziej nieodpowiedzialnym człowiekiem na świecie. Theodorem Nott’em. Wciąż czuła ból na samą myśl o dziecku. Niestety rodzina nie chciała słyszeć o tym, by je wychowała. Kiedy tylko urodziła ojciec zabrał malutką córeczkę. Nie dał się nawet pożegnać. Nazwała ją Lucinda. Tylko tyle mogła dla niej zrobić. Poczuła łzy pod powiekami, ale zamrugała kilka razy. Już dawno wyrzekła się swoich uczuć. Tak było dla niej najlepiej. Inaczej chyba, by zwariowała.  Blaise widząc smutek na twarzy dziewczyny podszedł do niej i chwycił ją za rękę. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Nigdy nie wierzył w przyjaźń między chłopcem, a dziewczyną lecz ona pokazała mu jak prawdziwa może być ta przyjaźń. Dzięki niej potrafił przetrwać najgorsze. – Oboje nas czeka wielka próba, prawda?

                 - Mam przyjaciół – zaczął niepewnie. Już wcześniej o tym myślał. Chciał zrobić niespodziankę Kate. Dziewczyna zasługiwała na to. – Mogą pomóc ustalić pobyt twojego dziecka. Ja wiem, że teraz to będzie trudne. Twoi rodzice nie żyją, ale może jest ktoś, kto mógłby powiedzieć cokolwiek?

                Kate trochę się zawahała. Miała w głowie straszny mętlik. A jeżeli córka wiedzie teraz szczęśliwe życie i o niczym nie wie? Nie chciała burzyć tego szczęścia. Jednak cień nadziei był silniejszy od wątpliwości. Zabini mógł to zrobić. Pomóc jak kiedyś ona pomogła jemu.

                 - Tak – zgodziła się ostatecznie. – Mam jednak warunek. Jeśli, jeśli będzie szczęśliwa nie burz tego. Pragnę wiedzieć tylko w jakim jest stanie. To moja córka.

                 - Oczywiście. Jeszcze dziś wyślę odpowiednie sowy – zapewnił ją szczerze. Pomyślał o Kingsleyu i Malfoyu. W tym momencie tylko ta dwójka mogła mu pomóc. Znalazł też pretekst do odnowienia więzi. Już miał coś odpowiedzieć, gdy przyszedł mu do głowy pewien nagłówek z Proroka Codziennego. „Harry Potter oskarżony o morderstwo syna Ministra” „Czy Potter zostanie skazany na karę śmierci?” Poczuł dziwne ukłucie w sercu czytając to. Pokręcił głową. Znał Pottera zbyt dobrze. Może bywał nieprzewidywalny i zdolny do wszystkiego, lecz z pewnością nikogo by nie zabił. Coś mu podpowiadało iż dobrze zrobi przyglądając się tej sprawie. Może znajdzie sposób by sobie pomóc? Chyba nadszedł czas na wyrównanie rachunków, a on miał pewien pomysł.

                 - Jesteście gotowi? – Pół godziny później weszła dyrektor przerywając ich rozmyślania. Oboje rozlokowali się w dwóch różnych pokojach by nie przeszkadzać sobie nawzajem. – Przyszła dziennikarka z Żonglera. Chciałaby przeprowadzić z wami wywiad.

                 - W porządku. – Blaise uśmiechnął się niepewnie. Kate również pokiwała głową. Oboje wyszli za dyrektorką w stronę jej gabinetu. Cały czas Blaise miał dziwne uczucie w żołądku. Dopiero, gdy otworzył drzwi zrozumiał dlaczego, a jego świat stanął w miejscu.

*~*~*
                Bolała ją głowa, a szpitalny zapach potęgował ten ból jeszcze bardziej.
                Miała za złe Ronowi, że wbrew jej protestów zabrał ją do św.Munga. Tam zbadała ją sympatyczna Znachorka w starszym wieku. Wciąż czuła się źle, ale powoli dochodziła do siebie. Przez cały czas był przy niej Ron. Była mu wdzięczna za zachowanie mężczyzny. Nie sądziła, że w jakiś sposób może ją wspierać po tym wszystkim.

                 - Zatrzymamy panią na jeden dzień – odparła po pół godzinie kobieta. Hermiona nie kryła swojego przerażenia.  Nie chciała tu zostawać. Szpital? Zdecydowanie nie dla niej. Pokręciła głową, by zaprotestować, ale nikt nie chciał jej słuchać. Została całkowicie przegłosowana.

                 - Będziesz tu bezpieczna – zapewnił ją Ron. – W dodatku zrobią ci szereg badań. Jesteś teraz matką, więc musisz zacząć dbać o siebie.

                Doskonale to rozumiała, a jednak wolała być przy synu. Szpitale nie należały do jej ulubionych miejsc kiedy patrzyła jak umiera ojciec. To był dla niej wyjątkowo trudny okres i ciężko go przeżyła. Teraz była o wiele silniejsza, niestety panika nie znikała. Dodatkowo chodziło o ukochanego synka. Musiała wiedzieć, czy wszystko z nim w porządku.

                 - Ron, proszę ja nie mogę tu zostać – powiedziała ze łzami w oczach. – Mój synek jest u Malfoya. Nie chcę zwalać całkowitej opieki na niego.
               
                Jeżeli zaskoczyła Rudzielca swoimi słowami nie dał tego po sobie znać. Zachował zimną twarz. Zauważyła jednak ciemne błyski w oczach chłopaka. Był wyraźnie zdenerwowany, ale ukrywał to przed nią. Później porozmawiają. Teraz nadszedł czas, by dziewczyna zadbała o siebie. Naprawdę czuł wyrzuty sumienia, że tak okrutnie się zachowywał wobec niej.

                 - Spokojnie ja zadbam o małego, gdy będziesz odpoczywała – usłyszała głos pani Adelajdy. Kobieta weszła do pokoju z ciepłym uśmiechem. W ręku trzymała dość pokaźną torbę. Kiedy tylko otrzymała wiadomość natychmiast teleportowała się do szpitala. Dziewczyna była naprawdę mile zaskoczona. To tylko pokazało, że może liczyć n przyjaciół. Przyjaciół których tak okrutnie zostawiła. Mogła mieć wyrzuty sumienia tylko do siebie.

                 - Dziękuje – powiedziała szczerze wzruszona. – Tobie również Ron. Nie spodziewałam się, że mogę mieć tak cudownych przyjaciół. Jesteście wspaniali.

                Ron zakłopotał się nieco. A jednak poczuł się lepiej. Głównie dzięki swojej żonie. Pomyślał iż dobrym pomysłem byłaby jakaś romantyczna kolacja. Amy zdecydowanie na to zasługiwała. Jego ukochana żona. Tak był zdecydowanym szczęściarzem. I miał nadzieję, że wkrótce również Harry nim będzie. O ile zostanie wypuszczony z Azkabanu. Kara śmierci wisiała nad przyjacielem jeśli czegoś nie zrobią.

                 - Odpoczywaj Hermiono. Wpadnę pojutrze do domu Malfoya i spokojnie porozmawiamy – powiedział miękko na co dziewczyna skinęła głową.

                Kiedy została sama mogła swobodnie  odpocząć. Chociaż wciąż była zmartwiona to wiedziała, że synek jest bezpieczny. Draco nie odwiedził jej w szpitalu, ale wysłał sowę. Poinformował w niej, że przyjdzie dopiero jutro wieczorem, co oznaczało iż zostanie dłużej niż myślała. Nie rozumiała dlaczego. Przecież czuła się dobrze. Tymczasem przeprowadzono szereg profesjonalnych badań. Szpital czarodziei niewiele różnił się od mugolskiego. Również posiadali specjalny sprzęt i wykwalifikowanych lekarzy. Była pod dobrą opieką lecz nie czuła się najlepiej. Pragnęła być bezpieczna gdzieś z daleka. Teraz nie miała pojęcia, co myśleć o wszystkim.  Czuła coraz większy niepokój. Zdawała sobie sprawę jak bardzo jest trudno jest znieść leżenie. Tym razem nie miała wyjścia. Z niecierpliwością oczekiwała na wyniki. Dopiero drugiego dnia z rana poprosił ją do siebie doktor. Był zaskakująco młody. Z trudem rozpoznała w nim Dolana Parkera, sympatycznego Krukona z jej rocznika. Pamiętała go, gdyż podobnie jak ona należał do Naczelnych Perfektów. Młody, zdolny i niezwykle inteligentny. Nic dziwnego, że został głównym Medykiem w szpitalu. Ludzie traktowali go z szacunkiem i poważaniem.

                 - Witaj Hermiono – powiedział ciepło gestem zapraszając ją do przytulnie urządzonego gabinetu. W powietrzu unosił się przyjemny zapach mieszanki ziół przyjemnie drażniących nozdrza. – Żałuje, że widzimy się w takich smutnych okolicznościach.

                Słysząc jego ponure słowa dziewczyna poczuła lekki dreszcz niepokoju. Znała dobrze Dolana i wiedziała, że nie robiłby z niej idiotki. Wyglądał na szczerze zaniepokojonego.

                 - Mów szczerze, co jest nie tak – powiedziała zdecydowanie. Chciała znać prawdę. Nawet najgorsza byłaby lepsza od kłamstwa. Dolan znów się zawahał, ale skinął głową. Hermiona miała rację. Powinna poznać prawdę. Chociaż robił to z ciężkim sercem.

                 - Będziemy musieli porobić szereg badań – odparł zerkając na papiery. Jakoś nie był w stanie spojrzeć jej w oczy. Zawsze bardzo lubił dziewczynę, a teraz ta sytuacja. Zasługiwała w życiu na coś znacznie więcej.  – Wszystko wskazuje na to, że masz białaczkę Hermiono.

                 - Białaczkę? – poczuła jak w jej sercu rośnie wielka gula. Nie mogła uwierzyć w te słowa. Wszystko tylko nie to. Dopiero zaczynała na nowo układać swoje życie. Pragnęła być szczęśliwa. Teraz ta choroba była niczym wyrok. Pokręciła głową. Czuła jak do oczu napływają jej łzy. Nie chciała w to wierzyć.

                 - Prawdopodobnie – podkreślił wyraźnie, by zrozumiała, że to nie wyrok. Jeśli odpowiednio o nią zawalczą. – Jest szansa, gdy przejdziesz odpowiednie leczenie. W między czasie będziemy szukać dawcy. Ponieważ twoi rodzice nie żyją to jest o wiele trudniejsze.

                 - Żyje mój ojciec – powiedziała po chwili wahania. Nie chciała o nim wspominać. Odszedł od nich kiedy była na piątym roku w Hogwarcie. Strasznie źle znosiła wszystko. Jedynie Ginny znała prawdę o jej rozterkach. Ginny i Zabini. To właśnie ona była przyczyną przyjaźni tych dwojga. Nie sądziła nawet, że kiedyś przerodzi się w coś więcej. Właśnie. Z przyjaciółką również będzie musiała się spotkać. Kto wie ile czasu jej zostało. – Wiem jak go znaleźć. Ma teraz nową rodzinę, ale nie wiem czy mi pomoże. Dla niego jestem całkowicie obca.

                 - Lepiej do niego napisz – podpowiedział oddychając z ulgą Dolan. – Na wszelki wypadek wpiszemy cię na listę oczekujących, ale oby nie było to potrzebne.

                Hermiona skinęła głową. Miała wrażenie, że koszmar dopiero się zaczynał.

*~*~*
                Draco ze zmartwieniem przyjął wieści o pobycie Hermiony w szpitalu.
                Nie sądził, że sprawy zajdą tak daleko. Będzie musiał zając się małym chłopcem, chociaż nie do końca było mu to na rękę. Martwił się, co było zaskakujące dla niego samego. Przecież Hermiona była mu całkowicie obojętna. A jednak przyłapał się na zainteresowaniu jej osobą i coraz mniej mu się to podobało. Kiedy na wyświetlaczu nowoczesnego smartfona zobaczył numer Dominica uśmiechnął się z zadowoleniem. Dominic Stone był jego przyjacielem jeszcze z czasów Hogwartu. Właściwie to bardziej trzymał boku Astorii, ale gdy Draco zaczął ją zapraszać na randki chodził często razem z nimi.  Nie przeszkadzało mu to. Lubił Dominica. Spokojny, dość rezolutny i miły chłopak. Po szkole prowadził bar na ulicy Pokątnej z klubem dla młodych czarodziei. Dość świetnie mu się powodziło. W dodatku należał do całkiem przystojnych osób. Trochę go dziwiło iż nie miał do tej pory dziewczyny. Właściwie przez lata nie widział go z nikim. Trochę dziwne, ale każdy miał prawo do własnego życia. Całkiem naturalna kolej rzeczy. Kiedy więc do niego zadzwonił i zaprosił na piwo Draco zgodził się bez wahania. Czekało go ciężkie spotkanie z Hermioną. Musiał porozmawiać o jej synku. W obecnej sytuacji musiał zabezpieczyć chłopca.

                 - Witaj Draconie – powiedział wesoło na jego widok Dominic. Draco odwzajemnił mu się z lekkim uśmiechem. Ten mężczyzna zawsze wiedział kiedy być przy jego boku. Najpierw wypili jednego drinka, a później drugiego. Trochę zaszumiało mu w głowie. – Byłem na grobie Astorii i małego Bena. Widziałem, że również ich odwiedziłeś?

                 - Tak – przytaknął Draco. Nie mógłby ich nie odwiedzić. Była jego żoną. Czuł się odpowiedzialny za śmierć dziewczyny. Gdyby wówczas wiedział o atakach inaczej by zareagował. Miał przecież dom na wsi. Astoria i synek powinien być bezpieczny. Niestety. Gdzieś popełnił błąd. Zawiódł, gdy go najbardziej potrzebowały. Teraz musiał za to długo płacić. Część rodziny Gengrassów nienawidziły go, a szczególnie Dafne, która gdzieś zniknęła. Wiedział, że w pewnym momencie będzie chciała zemsty. Zbyt dobrze ją poznał w ciągu ostatnich kilku dni. Już raz chciała go zabić. Niewiele brakowało a  by jej się to udało. Miał wówczas wiele szczęścia i Dominica, który pomógł. Zawdzięczał przyjacielowi życie.  – Ja również byłem ostatnio. Pamiętasz rocznica? Ile to już lat? Pięć?

                 - Tak – westchnął cicho. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że do tego doszło. Wszystko potoczyło się tak szybko. Sam nie wiem w jaki sposób – zamówił jeszcze dwa drinki. – A teraz jeszcze jest Hermiona i mały Jamie. Dzieciak jest przeuroczy. To syn mojego brata.

                 - Wiliama? – Dominic nie krył swojego zaskoczenia. – Jakim cudem Liam zrobił dzieciaka?

                Draco zawahał się chwilę. Nie był pewien, czy powinien w ogóle o tym mówić. W końcu obiecał Hermionie anonimowość. Wiedział jak bardzo przeżyła wszystko. Wciąż zaskakiwało go iż zdołała pokochać małego Jamiego. Nie każda matka na jej miejscu zdołałaby to zrobić. Z każdym dniem coraz bardziej ją podziwiał. I te uczucia niepokoiły go.

                 - Cholerny sukinsyn! – zaklął pod nosem Dominic słysząc relacje Dracona. Chłopak go zaskoczył i to bardzo. Jak można być tak okrutnym by zrobić coś takiego kobiecie? Kompletny idiota. Dominic nigdy nie lubił Wiliama. Zawsze uważał go za coś gorszego tylko dlatego iż nie był czystej krwi. Matka Dominica należała do rodziny mugoli. Była cichą i cudowną kobietą. Zakochała się w jego ojcu i zdobyła serce mężczyzny.  Niestety nie na długo. Gdy Czarny Pan powrócił jego ojciec Adrian przyłączył się do Śmieciożerców. I wydał matkę Dominica na pełną śmierć. Nawet jej nie pomógł. Dominic nie mógł darować tego ojcu. Odciął się od niego całkowicie i zaczął działać po stronie Dumbledor’a co wyszło mu na dobre. Wiedział, że ojciec przeżył, ale nie utrzymywał z nim żadnych kontaktów. Tak było najlepiej. Oderwał się od ponurych myśli i spojrzał na przyjaciela.
                              
                - Słyszałeś, że Zabini Blaise wrócił do Londynu? – zapytał cicho na co Draco spojrzał z zaskoczeniem na przyjaciela. Minęło tak dużo czasu kiedy widział go po raz ostatni. Teraz będą mieli okazje by porozmawiać. Obydwaj tego potrzebowali. Za wiele wydarzyło się wokół nich. Musieli naprawić swoje stosunki. A jednak poczuł żal do przyjaciela, że nie poinformował go o swoim powrocie. Powinien to zrobić. – Ma poprowadzić szkołę tańca dla młodych czarodziejów. Osiągnął naprawdę duży sukces. Aż jestem pod wrażeniem w jaki sposób to zrobił. Niesamowita sprawa. Jest naprawdę zdolny. Widziałem parę jego występów. Ten mężczyzna kompletnie zaskakuje.

                 - To dobrze dla niego – przyznał nie kryjąc dumy z przyjaciela. Kiedyś nabijał się z jego pasji, ale teraz tego już nie robił. Zrozumiał, że dla przyjaciela to coś więcej. Osiągnął sukces i pozycje której tak brakowało mu w szkole. Zawsze czuł się dużo gorszy. Zbyt dobrze znał swojego przyjaciela, ale nigdy nie dawał mu odczuć, że jest gorszy bo jego rodzina nie ma takich pieniędzy jak jego rodzina. Taka sytuacja musiała być dla niego bardzo trudna. Na szczęście zdołał sobie poradzić. Wyszedł na prostą i pokazał prawdziwą klasę w całej sytuacji. – Będę musiał skopać mu tyłek bo na to zasługuje. Cholernik kompletnie o mnie zapomniał.

                 - Będziesz szedł do Hermiony? – zapytał Dominic jakby chcąc zmienić temat. Draco kiwnął głową.  Właściwie to już chciałby do niej iść. Czuł dziwny niepokój. Wstał i zapłacił za piwo. Umówili się z Dominiciem na następny raz. Wspólna kolacja  w domu będzie dobrą okazją. Miał ochotę na towarzystwo bliskich mu osób.

                Kiedy pół godziny później dochodził do pokoju Hermiony czuł się wyluzowany. Zauważył iż dziewczyna była jakaś przybita. Nie zareagowała nawet na widok pięknych kwiatów. Szybko dostrzegł w oczach kobiety łzy.

                 - Jestem chora – wyszeptała cicho na pytanie mężczyzny. Zaskoczony słowami dziewczyny opadł na krzesło. Ostatnia rzecz jakiej się spodziewał w swym zwariowanym życiu. Chora Hermiona. Przecież miał tyle planów. Chciał powoli wprowadzić ją do swojego świata. Pokazać, że można żyć w inny sposób. Westchnął cicho. Musiał porozmawiać z lekarzem. Był mile zaskoczony widząc Dolana. Lubił tego chłopaka, chociaż w Hogwarcie trzymał wszystkich na dystans.

                 - Więc to ty opiekujesz się Hermioną? – zapytał młody lekarz nie kryjąc zaskoczenia. Był pewien, że oboje się nie lubią. Tymczasem los pokazał, że może być inaczej. Los czy może przeznaczenie? Dolan wolał nie wywoływać wilka z lasu. W życiu tak różnie się układało. Sam miał okazje przekonać się o tym jak bardzo. A samo przeznaczenie lubiło chodzić bardzo krętą drogą. Teraz jednak były poważniejsze sprawy, więc oderwał swoje rozważania. Zaczął opowiadać o wszystkim, co pokazały badania. Nie należały do najlepszych, ale wciąż istniała szansa. Jeśli w porę przeprowadzą operacje przeszczepu. – Wyjaśniłem, że najlepszym dawcą w obecnej sytuacji byłby właśnie rodzic, który ma najlepsze geny. W tym wypadku ojciec lub matka.

                 - Matka nie żyje – przyznał cicho Draco. – Jedynie chyba ojciec.

                 - Wiem. Hermiona mówiła mi o tym. To może być dość trudna sytuacja. Niestety jeśli nie spróbujemy ciężko będzie znaleźć dawcę. Będziemy szukać mimo wszystko. Teraz wróci do domu, ale za tydzień widzę ją z powrotem. Czeka ją trudna seria testów. Wiedziała jednak, że da radę. Zawsze należała do odważnych osób. Draco przypomniał sobie moment w którym sprzeciwiła się Czarnemu Panu. Została wówczas złapana przez zwykły przypadek. Wtedy był z niej naprawdę dumny. Długo cierpiała, gdyż Czarny Pan nigdy nie należał do delikatnych ludzi. Brutalnie pokazywał swoją siłę. Teraz wyglądała niemal tak samo. Mimo bólu i strachu w oczach pozostawała dumna i odważna. To wówczas w jego głowie zaświtał szalony pomysł. Los bywał naprawdę różny. A Draco być może robił największy błąd w swoim życiu. Nie miał jednak zamiaru się cofać. Musiał tylko przekonać do swojego planu pewną Gryfonkę. I podświadomie czuł, że szybko osiągnie swój cel. W obecnej sytuacji oboje nie mieli żadnego wyjścia.

*~*~*
                Harry ciężko znosił zamknięcie.
                Minęło już kilka dni od kiedy go zamknęli. Jak w ogóle wpakował się w te sytuację? Wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Był szczęśliwy. W końcu dziewczyna o której marzył od tak dawna przyjęła go. W jego życiu nic nie mogło być lepsze. Niestety. Znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Ktoś go wrobił. Tylko dlaczego? Nie. To zdecydowanie głupie pytanie. Miał wielu wrogów, którzy chcieli go zniszczyć. Powinien raczej pomyśleć kto. Ta osoba musiała wykazać się sprytem. W grupie Voldemorta nie brakowało takich. Wszyscy też wiedzieli o jego awersji do Atvooda. Obaj nie przepadali za sobą od niemal początku. Usiłował sobie przypomnieć coś z tamtego wieczoru. Cokolwiek. Niestety. W głowie miał straszny mętlik. Pół godziny później został wezwany przez strażników. Azkaban mimo braku obecności dementorów wciąż pozostawał ponury i brudny. Źle się czuł w całej tej koszmarnej sytuacji. Kiedy zobaczył znajomą twarz Kingsleya odetchnął z ulgą. Na przyjaciół zawsze mógł liczyć. Dzięki Merlinowi.

                 - Naprawdę mogę wyjść za kaucją? – zapytał oddychając z ulgą. Czuł, że więcej czasu nie wytrzyma tutaj. Kinsgley pokiwał głową. Między innymi to była ta dobra wiadomość. Miał jeszcze drugą. Trochę gorszą.

                 - Tak, ale musisz przeprowadzić się do mnie. Zostanę twoim kuratorem na czas procesu. I masz zakaz wykonywania zawodu. W tym momencie Harry musisz odpuścić. Dopóki nie znajdą dowodów na uniewinnienie.

                 -A jeśli naprawdę go zabiłem? – Harry wciąż zadawał sobie te pytania. Naprawdę tak myślał. Od jakiegoś czasu na trzeźwo analizował całe zdarzenie. Miał wielką dziurę w głowie. Nie umiał nic sobie przypomnieć. Jakby coś wyparowało z jego umysłu. Albo ktoś rzucił zaklęcie. Tylko kto? Pytanie wciąż do niego powracało nie dając mu spokoju. Czasami miał wrażenie, że zwariuje od tego. Jeszcze nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Zdecydowanie za dużo wszystkiego. I w dodatku martwił się również o swój związek z Ginny. Co z nimi będzie jeśli zostanie skazany? Na samą myśl o tym zadrżał.

                 - Nie wierzę! – Kinsgley zdecydowanie pokręcił głową. Harry podpisał odpowiednie dokumenty i opuścił celę. Wychodząc na zewnątrz odetchnął pełną piersią. Był szczęśliwy. Pobyt w więzieniu nie należał do najbardziej udanych. Potrzebował chwili oddechu. I czasu na uporanie się z przyszłością. Przede wszystkim musiał porozmawiać z ukochaną dziewczyną. Uporać się z paroma planami. Tylko tego potrzebował. – Harry znam cię dość dobrze. Robiłeś dużo głupot, ale nie jesteś mordercą. Bez względu na to jak bardzo nie lubiłeś Atvooda.

                 - Był dupkiem! – syknął gniewnie zły na wszystko. – Widziałeś jak traktował ludzi? A potem, gdy jego ojciec został wybrany Ministrem.

                 - Wiem, że Ethan Atvood nie jest może najlepszy, ale się stara. Był w stanie podnieść świat czarodziejów, gdy inni nie mogli tego zrobić.

                Harry niechętnie przyznawał Atvoodowi rację. Mówił prawdę. Gdy ich świat był zagrożony tylko on pomógł wszystko posklejać. Nikt jednak nie sądził, że będzie takim idiotą. Harry czasami tracił nerwy i nigdy nie panował nad językiem. A w ostatnim czasie często zdarzały mu się kłótnie.

                 - A teraz ten mężczyzna zrobi wszystko bym zawisł za coś czego nie zrobiłem – mruknął zły na siebie. Z trudem hamował złość. Musiał uspokoić swój wybuchowy charakter. Od kiedy zabił Voldemorta nie było mu łatwo. Jednak się starał. Każdego dnia było coraz lepiej. Mniej koszmarów, więcej normalnego życia. Ginny mu to wszystko dawała. Nie pozwoli sobie odebrać tego szczęścia. Za wszelką cenę.

                 - Damy radę. Masz chwilę czasu? Pamiętasz pub gdzie piliście z Ronem? – skinął głową. Ostatnie miejsce jakie zaliczyli tego wieczoru. Nie należał on do miejsc o dobrej reputacji. Prowadziła go stara czarownica znana z różnych mrocznych kontaktów. Ponieważ bywała przydatna nikt się jej nie czepiał. Kinsgley pokiwał głową. Wspólnie ruszyli w stronę pubu. O tej porze nie było dużo osób. Mogli więc śmiało się rozejrzeć. W dodatku zastali również właścicielkę. Beatrice Largon. Stara czarownica, która niejedno w swoim życiu widziała i przeszła. Ludzie traktowali ją z wielkim szacunkiem. Nikt się temu wcale nie dziwił. Polała im trochę kremowego piwa. Harry z radością przyjął ten gest.

                 - Niewiele widziałam, co zaszło tamtej nocy – przyznała odpowiadając na zadane pytania. – Wówczas było dużo ludzi. Jak zwykle przy wieczorze. Ciężko zarejestrować cokolwiek. Młody Atvood przebywał tu z kumplami. Było ich chyba z pięciu? Mam dobrą pamięć do twarzy. Potem reszta towarzystwa się rozpłynęła. Atvood został sam aż podeszła do niego kobieta.

                 - Kobieta? – Harry uniósł brew w pytającym geście. Nawet nie wiedział, że Atvood był tego wieczoru w pubie. I czemu ktoś taki wybrał właśnie te miejsce? Przecież stać go było na coś więcej. Czyżby go śledził? Harry miał wrażenie, że popada w jakąś paranoje.

                 - Tak – przytaknęła w zamyśleniu. – Nie widziałam zbyt dobrze jej twarzy. Była okryta welonem, ale już wcześniej tu wpadała. Podrywała różnych mężczyzn. Wydaje się być dość młoda, ale wiecie ciężko powiedzieć. Może dzisiaj też przyjdzie?

                Harry poczuł przypływ nadziei kiedy opuścili pub. Beatrice zaczęła kończyć sprzątanie. Nie zauważyła, że ktoś z końca stołu ją obserwował. Gość kończył właśnie sączyć podane piwo i odstawił kufel. Ostrożnie rozglądając się dookoła wstał i ruszył za starą barmanką. Kobieta wyszła na zaplecze, by zebrać świeże składniki na przystawki. Chociaż miejsce należało do szemranych ceniła w sobie jakość podawanych tu posiłków i piwa. Nie wyczuła niczyjej obecności. Było za późno kiedy się odwróciła.

                 - To ty – wyszeptała rozpoznając z zaskoczeniem twarz przed sobą. Ostatnia osoba jakiej by się tu w ogóle spodziewała. Minęło tyle lat, ale rozpoznałaby ją wszędzie. Była pewna, że zginęła. Przez lata nie dawała żadnego znaku życia. Teraz wróciła.

                 - Nie pozwolę ci zniszczyć wszystkiego na co pracowałam – odparła postać unosząc różdżkę. – Wiem, że mnie poznałaś. Wtedy w pubie wiedziałaś kim jestem.

                 - Nie prawda! – Batrice próbowała przekonać kobietę do siebie. Chciała żyć. Tak wiele miała jeszcze do zrobienia. Niestety. Wszystko wskazywało na to, że to koniec.

                 - Przykro mi. Lubiłam to miejsce – powiedziała szczerze. – Bez ciebie nie będzie już takie samo! – Cicho rzuciła zaklęcie. Ciało kobiety bezwładnie upadło na ziemię. Cień zaśmiał się ponuro. Od dawna pragnął zemsty. Nienawidził ukrywania, chowania po kątach. Świat czarodziejów wkrótce pozna jego imię. I tego najbardziej wyczekiwał.

*~*~*
Na zakończenie:
Jestem wyjątkowo zadowolona z tego rozdziału.
Muszę skromnie przyznać, że od dawna nie napisałam czegoś równie dobrego. Naprawdę. Wiem, że przemawia przeze mnie „skromność”, ale naprawdę tak jest. Głównie ciekawi mnie wątek choroby Hermiony. Jak myślicie? Czy wszystko potoczy się dobrze? A może jesteście ciekawi kim jest tajemniczy Cień, który zabił Beatrice?
Jestem ciekawa waszych opinii, więc po prostu piszcie!
Pozdrawiam i zapraszam wkrótce do kolejnego rozdziału!

Informacyjnie:
Tytuł opowiadania: „Kaprys losu”
Tytuł rozdziału: 004 „Sztuka przetrwania”
Ilość stron: 9
Ilość słów: 4 369

12 komentarzy:

  1. Heyo!
    Ojeju! Biedna Hermiona :C Nie lubię happy endów, według mnie są nieco takie... za słodkie ;-; Dlatego mam nadzieję, że ta historia nie potoczy się za dobrze. Choć, muszę przyznać, ciekawie byłoby zobaczyć jak Hermiona wychodzi z choroby. Ale jestem raczej za sad endem (wybacz, Mionka!)
    Jestem strasznie niemiła, przez co myślałam, że Harry trochę dłużej sobie posiedzi w więzieniu. I już mam pewne domysły, kto mógłby zabić Atvooda. Chciałabym kiedyś zostać detektywem, ewentualnie pisać powieści kryminalne xd
    Czyżby Blaise spotkał Ginny? To spotkanie po latach...
    Pozdrawiam i weny życzę, kochana! ^^
    CanisPL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmm ja akurat nie pocieszę Cięza bardzo.
      Jestem za Happy endem i lubie szczęśliwe zakończenia, ale nie bój się nie zawiodę Ciebie również.
      Mam parę dobrych pomysłów.
      Dziękuje za komentarz i pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Ja się nie zgadzam z poprzednim komentarzem! Hermiona ma przeżyć! Musi być happy end. Nie rób mi tego...
    Co do Harrego, w co on się znowu wplątał? Jak nie Voldek to jakiś cień czy ktoś go wrabia. Co za życie...
    Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział
    dramione-ja-to-ja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż życie Wybrańca nie jest łatwe :)
      Nie zdradzając szczegółów mogę obiecać, że wszystko w miarę dobrze sie skończy.
      pozdrawiam mocno.

      Usuń
  3. Witaj, jestem, tak jak mówiłam :)
    To już Twoja kolejna historia Dramione, którą czytam i na pewno ma swój potencjał. Zastanawia mnie, czemu zachowałaś ten adres. Czyżby Draco miał być tutaj łotrem? Na razie się na to nie zapowiada. Powiedziałabym, że dojrzał i dużo stracił. To ładnie z jego strony, że zaczął opiekować się Hermioną i jej synkiem. Dla kobiet to jest pociągające xD P A prawdziwym łotrem był tutaj jego brat :(
    I biedna Hermiona! Tyle nieszczęść na nią spadło. Podziwiam, że była w stanie podnieść się po gwałcie i wychować dziecko. I teraz jeszcze ta białaczka… Brrr. Chociaż dziwi mnie, że w świecie czarodziejów nie można znaleźć na to lekarstwa. No wiesz, duszę można rozszczepić i być niemal nieśmiertelnym, a poważnej choroby już nie da się wyleczyć? ;)
    I teraz jeszcze ten cień. Podejrzana sprawa.
    Będę śledziła to opowiadanie, bo ma wiele ciekawych wątków. Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana zachowałam adres ponieważ najlepiej pasował mi do opowiadań dramione i jakoś tak z sentymentu i trafności ;)
      Hmm co do Dracona masz słuszne uwagi kochanie.
      Draco sporo przecierpiał ale i Hermiona również tak samo.
      Spokojnie postaram się nie zabijać ulubionej bohaterki ale nie będzie miała lekko.
      Pozdrawiam ciepło i dziękuje.

      Usuń
  4. Jaaa, czytałam z wielkim przekonaniem, że będzie tu więcej Dramione... Ale nie zniechęcam się! Czekam niecierpliwie na kolejny i bloga obserwuję, bo nie spocznę, póki nie pojawi się jakiś konkretny wątek między nimi, o!

    Wracając do poprzednich rozdziałów, bo zapomniałam o czymś, to zaskoczył mnie tez fakt posiadania przez niego kochanki. W sumie, są dorośli, to fakt, więc niby ich decyzje są powiązane różnymi powodami i innymi, lecz to jakoś mnie mocno dotknęło. Mam nadzieję, że to ostatni raz, gdy do niej poszedł, a z kolei obawiam się, że jeszcze ją spotkamy.

    Biedna Hermiona... Wiadomość o białaczce pewnie nie tyle wstrząsnęła nią samą, a pewnie ogromnie bała się o losy swojego synka. Nie dziwię się... Draco może i podjąłby się opieki nim, gdyby... się to stalo... Ale wiem, że się nie stanie. Bo nie będziesz taka zła i niedobra i nie uśmiercisz mi jej, ja to wiem ;3
    W sumie podoba mi się też to, że nawiązujesz w opowiadaniu do różnych wątków, nie tylko do samej Hermiony i Malfoya. Wątek oskarżonego Harry'ego naprawdę mnie wciągnął równie mocno, co historia zakochanych. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów i rozwinięcia akcji, bo czuję, że będzie się działo!

    Pozdrawiam :)
    http://further-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej :). W końcu jestem i nadrabiam ;).
    Zacznijmy od początku: dlaczego, dlaczego Hermiona zachorowała?! :( Przecież już dostatecznie ciężko jej w życiu. Oh, lubisz robić pod górkę bohaterom, ale w sumie to dobrze, nie lubię, gdy wszystko jest usłane różami. Prawdę mówiąc wolałabym jednak, żeby wyzdrowiała, to chyba oczywiste :). Lubię happy endy, ale takie nie za ckliwe i słodkie, po prostu dobre, bez nadmiaru :D. Coś mi się zdaje, że na kolejnych rozdziałach będę ryczeć przez tę chorobę Miony, muszę już zrobić zapas chusteczek.
    Pięknie opisane sceny z udziałem Blaise'a. Kath mnie wyjątkowo zaintrygowała. Jestem ciekawa, co się wydarzy, mam nadzieję, że Blaise naprawi relację z siostrą, a jego przyjaciółka odnajdzie swoje dziecko :).
    No i oczywiście nie sposób nie wspomnień o końcówce. Intrygująca i tajemnicza. Och, już nie mogę się doczekać! :D
    Mam tylko jedno małe 'ale'. Otóż w jednym fragmencie piszesz, ze ojciec Hermiony nie żyje:
    "Szpitale nie należały do jej ulubionych miejsc kiedy patrzyła jak umiera ojciec"
    A w kolejnych już, że żyje tylko ma nową rodzinę. Nie wiem, czy chodziło Ci na początku o jej ojczyma? Jeśli tak to lepiej byłoby, gdybyś to jakoś zaznaczyła :).
    + Gratuluję znalezienia bety! :)
    Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę dużo weny!
    Charlotte Petrova
    Jeśli masz ochotę zapraszam do siebie na Wschód, na 9 ;).

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział – jak zwykle, bardzo mi się podobał.
    Bardzo mnie zaskoczyło, że Blaise ma siostrę! :D Tylko czy ona nie powinna nazywać się Loriana Zabini, a nie Loriana Blaise? :) Jakby nie patrzeć, nazwisko Blaise'a to właśnie Zabini, nie na odwrót... I szkoda mi Kate. Zapewne oddanie dziecka musiało być dla niej ciężkim przeżyciem, szczególnie w tym wieku...
    Choroba Hermiony jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Przyznam, że się jej nie spodziewałam... Wierzę, że to ona zbliży do siebie ją i Draco. No i oczywiście jestem ciekawa w jaki sposób przedstawisz białaczkę, bo nie ukrywam, że nie wiem za wiele o tej chorobie i zapewne dowiem się paru nowych faktów.
    C
    Sprawa cienia... Ciekawe :) Uwielbiam nutki kryminałów w opowiadaniach ❤
    Czekam na kolejny rozdział, bo z notki na notkę intrygujesz coraz bardziej ;)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Feltson

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam wrażenie, że Hermiona ma pecha. Takiego poważnego, niebiańskiego pecha. Nic sie nie udaje. Albo raczej nie tyle udaje, bo to może złe sformułowanie, co raczej dopadają ją wszystkie nieszczęścia, które nie powinny mieć miejsca. To zwyczajnie niesprawiedliwe. Miłoby, gdyby dla odmiany udałoby jej się coś, pech przestałby się wychylać zza rogu.
    A Zabini jest mraśny :P W sumie trudno go nie lubić. I ma naprawdę romantyczne gadki o Ginny opanowane do perfekcji.
    Ciekawa jestem,kto zabił Beatrice gdybym miała duszę hazardzistki postawiłabym na Notta. i jego typowałabym jako czarny charakter, który wrabia Harry'ego.

    Pozdraiwam ;)
    www.muniette.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć! Na początku chciałabym podziękować za wpadniecie do mnie. Każda aktywność cieszy oko. :)
    A co do opowiadania, przeczytałam je od samego początku, z ciekawości o czym jest. Na początku troszkę się przeraziłam, widząc, że to takie Dramione troszkę będzie chyba. Zwykle szczerzę nie czytam takich historii, bo każda jest jak z jednego pieca chleb. Twoja jednak mnie urzekła. Prolog był bardzo ciekawy i sprawił, że choć Draco w mych wyobrażeniach jest takim paniczem o zadufanym ego, to z przyjemnością o nim czytałam. Kurdę, śledziłam tekst przyswajając nowości jakie tylko z niego wypływały. Bardzo mi się spodobał fakt, że pozmieniałaś historię bohaterów. Sprawiłaś, że stała się bardziej realna, a nie taka utkana z kwiateczków i złotych nici. Każdy bohaterów skradł mi moje serce, a tym bardziej Draco, którego nigdy bym o to nie posądzała. Aż zaczęłam kibicować mu i Hermionie! Serio. Każdy ma prawo do szczęścia, a, i on się przecierpiał w życiu i ona nie miała łatwo. Jest to bardzo smutne, jak życie potrafi się ułożyć ludziom, jak coś potrafi łatwo zniszczyć to wszystko, na co się tak ciężko pracowało. Okrutne to życie, prawda?
    Po drugie, co także nie czytam bo rzygam często na sam napis "Harry x Ginny" - związku z faktem, że często też na jedno kopyto i przedstawia się jak ona go kocha bla bla bla bla.... Jako trzynastolatka w to wierzyłam. Teraz, no cóż. Życie nie jest takie piękne. Dlatego - podoba mi się ICH historia, nawet pomijając fakt, że są razem. Bo - jednak choć on ją kocha - ona czuła coś do innego i właściwie, gdyby nie wydarzyło się zło, które ich rozdzieliło, to pewnie byłoby 'papa, Ginny'. Podoba mi się, a jeszcze emocjonalnie przedstawiona Ginny, której może nie było dużo, ale te fragmenty przypadły mi do gustu. Właściwie wszystko przypadło, bo jest świetnie opisane. Właściwie nie mogę się doczekać spotkania właśnie Ginny z Blaisem i tego jak się ono potoczy, jakie uczucia wtedy wyjdą na wierzch, i co one zmienią w ich życiu.
    Po trzecie - Życie pod górkę Hermiony, życie Rona - tak btw. świetnie, że nie są razem, nigdy mi nie pasowali do siebie, a także Harry'ego i to co się z nim dzieje jest bardzo wciągające.
    Ahh, kobieto po prostu zaciekawiłaś mnie! Na początku myślałam, że czytam historię taką o tym, jak się krzyżują drogi ludzi i tak dalej, a widać, że to będzie coś większego. ^^ Jeszcze bardziej będę wyczekiwać następnego rozdziału!

    Pozdrawiam! :)

    www.magiczny-ksiezyc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Kim jest ta kobieta? Jestem bardzo ciekawa jak przebiegnie ponowne spotkanie Ginny z Blaisem. Biedna Hermiona oby szybko udało się znaleźć dawce.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń