środa, 19 października 2016

Rozdział 006 „tajemnice i sekrety”



Ludzie szu­kają praw­dy. Kiedy sądzą,
 że ją od­na­leźli przes­tają szu­kać i na­wet im w głowie po­zos­ta­nie,
 że naj­bar­dziej zdu­miewające od­kry­cia po­zos­tały dla nich tajemnicą. 
-Kate Mose

Kroniki Proroka Codziennego 007:
Witajcie kochani w kolejnym rozdziale.
Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak dobrze idzie mi tworzenie tej historii. Myślałam, że wypaliłam się w dramione i nie stworzę nic nowego. A tu proszę. Wystarczy odpowiedni temat i historia sama się pisze. Też tak macie? Tymczasem zapraszam was serdecznie na nową historię. Od jakiegoś czasu tworzenie sprzyja mi naprawdę świetnie. To zbawienny wpływ jesieni. Mam też w planach parę miniaturek. W ogóle kończą mi się zapasy więc muszę ostro brać się za pisanie bez marudzenia. Zapraszam na rozdział i pozdrawiam!

P.s. Uczciwa beta wciąż poszukiwana. Myślę, że każdy kto zna mój styl i wie jakie błędy popełniam się nada. Bardzo, bardzo proszę o pomoc i dłuższą współpracę. I dziękuje za wszystkie komentarze. Sprawiacie iż moje pisanie ma sens.


*~*~*

            Hermiona była niezwykle podniecona perspektywą wyjścia do tak drogiej restauracji.
            Nie była jeszcze w takim miejscu i trochę się denerwowała. Musiała jednak uspokoić nerwy. Czuła, że ta noc może zaważyć na jej życiu w jakiś sposób. Nie umiała tylko powiedzieć w jaki. Draco wyglądał na zdenerwowanego. Jeszcze nie widziała go w takim stanie. Odruchowo spojrzała w stronę mężczyzny za kierownicą. Skupiony prowadził samochód., który płynnie poruszał się po drodze. Zaskakiwał ją. Draco jakiego znała w szkole był zupełnie inny. Nigdy nie sądziła, że zobaczy Malfoya używającego mugolskiego sprzętu. Dla niej to naprawdę zaskakujący widok. W ogóle cała szkoła Dracona. Wiele o niej opowiadał. Sama również dowiadywała się o niej. Gdyby za jej czasów było takie miejsce życie byłoby o wiele lepsze. Draco nie zdawał sobie  jak wiele dobrego robił. Taka szkoła uratowała wiele rodzin nie tylko magicznych, ale i mugolskich.
           
             - Skąd właściwie wziął ci się pomysł na tę szkołę? – zapytała chcąc przerwać panujące między nimi milczenie.

            Draco z zaskoczeniem spojrzał na kobietę. Zdążył zaparkować samochód przed restauracją. Czy mógłby powiedzieć jej prawdę? Pokręcił głową. Zdecydowanie za wcześnie na to. Może kiedyś, gdy będzie bardziej pewny swojej pozycji względem niej. Na razie musiał zachować ostrożność. Zbyt wiele miał do stracenia.

             - Widziałem jak wiele złego zrobiła moja rodzina pomagając Voldemortowi – odezwał się ostrożnie ważąc słowa. Hermiona była bystra. Nie chciał by cokolwiek wychwyciła. Wmawiał sobie, że tak dla wszystkich jest najlepiej. – Chciałem wszystko zadośćuczynić. Pomagając ludziom mogę to zrobić. W ten sposób mogę choć trochę zadośćuczynić swoje błędy. Mugolaki to fajni i porządni ludzie. Zaczynam to widzieć. Pan Weasley bardzo mi pomaga. Jest zafascynowany tym światem dlatego go poprosiłem. Do dzisiaj nie żałuje. Jak będziesz chciała wpadnij i zobacz. Może sama pomożesz?

            Pokiwała głową. Plany na przyszłość. Czy mogła w obecnym stanie cokolwiek planować? Nie miała pojęcia. Naprawdę chciała mieć pewność, że da radę iść do przodu. Przeżyje i będzie mogła wieść szczęśliwe życie. Miała taką szczerą nadzieję. Potrzebowała tego dla swojego synka.

             - Jak tu pięknie – powiedziała z zachwytem, gdy przekraczali próg eleganckiej restauracji. Była prawie pełna, ale Draco miał już przygotowany stolik w strefie dla vipów. Na drugim piętrze w przytulnym kominku kelner podał im kartę. Zamówiła wino. Ponieważ wkrótce miała brać chemię nie chciała za dużo pić. Musiała się przygotować do tego co ją czeka.
           
              - Pasujesz do tego miejsca – przyznał ze szczerym uśmiechem. – Wiesz, że nigdy tu nie byłem z inną kobietą? Astoria nie przepadała za takimi miejscami. Wolała blichtr świateł. Głównie dlatego została modelką. Lubiła być w centrum uwagi. Nawet po urodzeniu Bena to się nie zmieniło. Byliśmy szczęśliwi, a jednak coś mi brakowało. Sam nie wiem. Może dlatego iż łączyła nas tylko przyjaźń? Większa część się wypaliła się już dawno jeśli w ogóle istniała. Astoria potrzebowała pomocy tuż po tym, gdy jej rodzina upadła. Więc stanąłem na wysokości zadania. Resztę historii już znasz.

            Pokiwała głową. Znała. Przebywając za granicą słyszała wiele o tragedii jaka go spotkała. Wówczas było już bezpieczne. A jednak zło dosięgło ich zza grobu. Wciąż nie mieli pojęcia kto i dlaczego. Teraz znów przyszły kłopoty. Harry mógł zostać nawet skazany jeśli udowodnią mu winę. Zadrżała na samą myśl.
           
             - Draco – zapytała w pewnym momencie o coś, co nurtowało ją od jakiegoś czasu. Chciała wiedzieć, ale wcześniej nie miała odwagi zadać tego pytania. – Myślisz, że Harry naprawdę zabił młodego Atvooda? Wszyscy wiedzą, że miał motyw działania. Mógł naprawdę to zrobić.

            Draco zawahał się przez chwilę. Hermiona nie należała do głupich. Zawsze była najbystrzejsza z nich wszystkich. Oszukiwanie jej nie wchodziło w grę. Zbyt szybko rozpoznawała kłamstwo.

             - Rozmawiałem ostatnio z Kingsleyem. Wszystko na to wskazuje. Ja wiem. Harry nie jest mordercą i zrobił wiele dla naszego świata. To może podziałać  na jego korzyść. Tak myślę, ale sama wiesz jaki jest nasz minister. Nie odpuści śmierci ukochanego syna. Będzie domagał się najwyższej kary. Nie mówmy o tym dzisiaj. Ten wieczór ma być dla ciebie. Chciałbym byś g o zapamiętała w najlepszy sposób. Zatańczysz ze mną?

            Nie zauważyła kiedy popłynęła muzyka i piosenkarka wyszła na scenę. Zaczęła śpiewać swoim niezwykłym głosem. Shirley Moon. Hermiona miała okazje ją kiedyś poznać. Chodziła z nimi do Hogwartu w domu Ravenclav. Nigdy nie rzucała się w oczy. Teraz ta skromna brunetka przemieniła się w pięknego, szczupłego anioła o niezwykłej twarzy i wyglądzie. Z fascynacją słuchała przejmującej piosenki o miłości, bólu i rozstaniu. Sama nigdy nie była zakochana. Właściwie nawet nie wiedziała czym jest miłość. Owszem lubiła Rona, ale nic po za tym. Może kiedyś przeżyje wielką miłość, ale wątpiła w to. Do żadnego mężczyzny nie zbliży się nigdy więcej. A mimo wszystko tu w ramionach Dracona, który był jej największym wrogiem czuła się naprawdę dobrze. Musiała zadziałać atmosfera tego miejsca. Pozwoliła mu się prowadzić. Ta niezwykła chwila trwała zbyt krótko. Kiedy melodia ucichła Draco przez moment sprawiał wrażenie jakby chciał ją pocałować. Odetchnęła z ulgą, gdy się wycofał. Tak było lepiej. Po za Jammiem nic ich nie łączyło. Kiedy odzyska kontrolę nad własnym życiem będzie mogła sobie radzić. Na razie musiała skorzystać z jego pomocy.

             - W ogóle skąd przyszedł ci do Glowy pomysł na ten wieczór? – zapytała lekko zdyszana popijając delikatne wino. Wkrótce miała brać chemię więc na nic mocniejszego nie mogła sobie pozwolić. Musiała zachować wszelką wiarę i nadzieję. – Draco zdążyłam cię poznać dość dobrze. Co planujesz?

             - Długo myślałem o tobie i Jamiem – wyznał szczerze. Na samą myśl o chłopcu robiło mu się miękko na sercu. Zaczynało do niego docierać, że naprawdę go pokochał. I nie chciał się z nim rozstawać. – O waszej sytuacji. Będziemy walczyć Hermiono o Ciebie. Obiecuje ci, że zrobię wszystko byś była bezpieczna, przepraszam byście oboje byli bezpieczni. Dlatego chciałbym byś za mnie wyszła.

            Nie mogła uwierzyć w te słowa. Miała wrażenie, że śni. Draco Malfoy jej szkolny wróg tak po prostu się jej oświadczał. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Jakieś czyste szaleństwo.

             - Przepraszam, ale muszę to sobie przemyśleć – szepnęła Hermiona uciekając z miejsca. Była zbyt oszołomiona. Draco postąpił naprawdę zaskakująco. Co powinna zrobić? Nie miała pojęcia. Postanowiła poprosić jedynej osoby, która mogła w tym momencie pomóc. Dawnej przyjaciółki. Kiedyś zawsze były sobie bliskie. Miała nadzieję, że i tym również. Jak nigdy potrzebowała wsparcia i wierzyła, że je znajdzie.

*~*~*
             -Kiedy przestaniesz mnie ignorować? – zapytał Blaise godzinę później, gdy Ginny odprowadzała go do drzwi. Spojrzała na niego lekko zaskoczona, ale mężczyzna miał rację. Naprawdę go ignorowała. Nie była w stanie racjonalnie przy nim myśleć. Owszem obserwowała go w murach Hogwartu, gdy udzielał lekcji, jednak tam czuła się bezpiecznie. Obawiała się gdyby sytuacja wyglądała inaczej mogłaby stracić nie tylko rozum. Ignorancja pozwalała jej zachować bezpieczny dystans. Niestety z każdym dniem przychodziło jej to coraz trudniej. Miała cichą nadzieję iż jeśli się postara wyjdzie z tego zwycięsko. W końcu wszystko zależało od niej. Z czego doskonale zdawała sobie sprawę.

             - Blaise dawno temu wszystko zniszczyłeś, kiedy postanowiłeś wyjechać – odparła próbując zapanować nad swoim głosem. W jego obecności wszystko sprawiało iż nie była sobą. Ciało wciąż reagowało na bliskość mężczyzny. Zdradzieckie jak zawsze.

             - Nie miałem wyjścia – powiedział ze smutkiem. Bardzo chciałby powiedzieć jej prawdę. Niestety nie był w stanie. Wątpił, czy by zrozumiała. Zabił człowieka, należał do Śmieciożerców. Jego świat przedstawiał  się zupełnie inaczej niż jej. – Nie pojechałabyś ze mną zostawiając wszystko. Dom rodzinę. Ja właściwie nie miałem nic. Ty zbyt wiele do stracenia.

             - A miłość? – odważyła się zapytać. Blaise popatrzył jej głęboko w oczy. Mogłaby z nich tak wiele wyczytać. Odwróciła wzrok nie chcąc tego widzieć. Zostawił ją. Odszedł bez wyjaśnienia. Przecierpiała wiele miesięcy nie zdając sobie sprawy dlaczego. Była na skraju załamania. Dopiero Harry pomógł się wydostać z kłopotów. Dzięki temu wyszła cało z skrajnej depresji i miała w miarę normalne życie. Z całej siły pragnęła by tak zostało. – Przecież powinna być ponad wszystko. Mówiłeś, że nasza taka właśnie jest. Naprawdę w to wierzyłeś?

             Blaise zawahał się. Naprawdę w to wierzył. Kiedyś na pewno. Pragnął dla nich szczęścia. Po całej wojnie mieli się pobrać, kupić jakiś domek na wsi i po prostu być razem. Tego dla nich pragnął. Niestety marzenie w ogóle się nie spełniło. Pozostali sami i nieszczęśliwi. Przynajmniej on. Ginny wyglądała na szczęśliwą ze swojego związku.

             - Czy teraz to ma znaczenie? – spytał i poczuł rozczarowanie, gdy pokręciła głową. Więc to naprawdę koniec. Ginny skreślała ich raz na zawsze. O czym w ogóle myślał? Wróci tu odzyska dziewczynę i będzie jak dawniej? Bardziej naiwnym idiotą nie mógł być.  – Więc koleżeński układ dopóki nie skończymy pracy?

             - Tak – przytaknęła. – To co robisz jest naprawdę wielkie. Możesz wiele zdziałać dla tych dzieciaków. Otworzyć im drzwi, że liczy się świat po za magią. Wierzę w nich bardzo. Już widziałam zainteresowanie. Mimo tego co się dzieje w szkole.

             - To też musimy rozwiązać. Bezpieczeństwo jest najważniejsze. Dla wszystkich. Dobrej nocy Ginny. – Z galanterią pocałował jej dłoń i odszedł. Ginny czuła wibracje  serca. Blaise. Znowu wywrócił życie do góry nogami. Dlaczego się skusiła? Powinna odmówić Lunie brania udziału w tej akcji. Nie da rady zachować zdrowego rozsądku aż do końcu. Była tylko słabą kobietą.

             - Wychodzę na mały spacer! – krzyknęła w  głąb pokoju zabierając płaszcz. Pomimo ciepłej pory roku panował lekki chłód. Opatuliła się nim i wyszła na zewnątrz. Mieszkali w miłej i spokojnej dzielnicy. Harry wynajął ten dom myśląc o przyszłości. Mówiono również, by go kupić. Dziwnie się czuła myśląc teraz o przyszłości. Harry miał nad sobą wyrok. Jeśli minister dopnie swego może nawet zostać ukarany śmiercią. Zadrżała na samą myśl o tym. Harry tak wiele zrobił dla tych ludzi. Nie rozumiała czemu go to spotyka. Po tylu latach, gdy powinni czuć się bezpieczni. Niestety los nie był dla nich łaskawy i chyba nigdy nie będzie. Drżała na samą myśl o tym wszystkim. Wolała nie wyobrażać sobie przyszłości.  Ostatecznie wciąż wszystko mogło się zmienić. Poczuła łzy pod powiekami. Kiedyś była tak bardzo szczęśliwa. Myślała, że ma cały świat u swych stóp. Owszem ta miłość należała do zakazanych. Musieli się ukrywać. Jednak za każdym razem kiedy szła na spotkanie z nim przysłaniał jej cały świat. Reszta nie miała dlań żadnego znaczenia.

             - Wiesz, był taki moment w moim życiu kiedy cię naprawdę nienawidziłem – przyznał któregoś popołudnia, gdy siedzieli nad stawem. Panowała paskudna pogoda, więc większość uczniów kryła się w środku. Mieli dość swobody, by po prostu pobyć razem. Ginny zadrżała kiedy ją przytulił. Zaskoczona szczerością mężczyzny spojrzała w jego stronę. Nie kryła swojego zaskoczenia.

             - Naprawdę? Dlaczego? – wcześniej wyczuwała jego nienawiść, ale sądziła iż nie ma ona dla niego znaczenia. Przynajmniej dość często dawał jej to do zrozumienia.

             - Tak – przytaknął. – Byłem zazdrosny o tych wszystkich chłopaków jacy kręcili się wokół ciebie. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek będę mógł zbliżyć się do ciebie. Nie wiem co będzie jeśli ktokolwiek pozna prawdę o nas.

             - To się nigdy nie zdarzy – zapewniła go. Niestety kilka tygodni później dyrektor został zamordowany. Snape okazał się zdrajcą, a Blaise podążył za nimi. Długo nie mieli kontaktu aż oznajmił jej, że wybrał swoją własną drogą.

             - Dlaczego w życiu jest tak trudno? – szepnęła sama do siebie. Idąc spacerkiem dostrzegła plac zabaw dla dzieci. Często tu przychodziła obserwując bawiące się dzieciaki. Sama tęskniła do macierzyństwa. Czuła, że mogłaby mieć dziecko, ale wciąż coś stało jej na przeszkodzie. Poczuła łzy pod powiekami. Nie powstrzymywała ich. Nareszcie mogła swobodnie się wypłakać. Potrzebowała tego. Dochodziła godzina dziewiąta, ale nie miała ochoty wracać do domu. Nie wyczuwała iż od dłuższego czasu ktoś ją obserwuje. Była za bardzo pogrążona w rozmyśleniach. Przyszło jej nawet do głowy, by poprosić Lunę o rezygnacje z zadania. Kompletnie nie nadawała się do tego. Serce nie dawało jej zapomnieć o pewnych rzeczach. Nie była naiwną dziewczynką. Po prostu tak działała miłość.

            Wszystko potoczyło się naprawdę bardzo szybko. Później Ginny nie umiała nic powiedzieć. Została zaatakowana znienacka. Poczuła ostry ból, który niemal rozerwał jej ciało. Myślała iż umrze bo nie da rady dłużej tego wytrzymać. Czuła krew cieknącą z nosa. Zaklęcie było niezwykle silne. Nie miała szans chwycić za różdżkę. Zawsze nosiła ją przy sobie.

             - Witam panno Weasley – znajomy głos przebił się echem przez falę bólu zadając kolejne cierpienie. Pragnęła by to się już skończyło. – Spędzisz z nami kilka dni. Chyba, że pan Potter zadziała dość szybko i zrobi czego się od  niego oczekuje. Ostatecznie tak wiele nie chcemy.

            - Kim, kim jesteście? – zdołała tylko wykrztusić. Ogłuszył ją śmiech. Miała wrażenie, że skądś go zna. Reszta rozpłynęła się gdzieś w oddali, a jej ciało zapadało w coraz większy mrok. Wszystko co było kiedyś przestało istnieć. Pozostał tylko ból.

*~*~*
             -Hermiona?
            Hermiona Granger? – Harry z niedowierzaniem w oczach spoglądał na przyjaciółkę. Ostatnia osoba jakiej kiedykolwiek się spodziewał. Nawet nie miał pojęcia, że wróciła do kraju. Przez lata nie mieli żadnego kontaktu ze sobą. Owszem Ron coś nawijał o jej powrocie, ale prawdę powiedziawszy nie myślał o tym za bardzo. Zbyt wiele się wydarzyło.

             - Chciałam porozmawiać z Ginny – powiedziała trochę speszona zachowaniem chłopaka. W dodatku była tak późna godzina, a ona wpada znienacka. Chyba gorzej zrobić już nie mogła. Jednak skoro już tu przyszła zamierzała porozmawiać z przyjaciółką. Jeśli ona będzie chciała z nią w ogóle porozmawiać.

             - Przykro mi Hermiono, ale Ginny wyszła parę godzin temu – przyznał trochę zdenerwowany Harry. – Nie spotkałaś jej po drodze? Zamierzała iść do parku.

             - Nie – przyznała szczerze wyraźnie zawiedziona. Potrzebowała pomocy po szokujących oświadczynach. – Przepraszam, że cię nachodzę. Powinnam już iść.

             - Hermiono – Harry chwycił ją za rękę. Nie wyrwała mu się. Poczuła przyjemne uczucie. Jak za dawnych lat kiedy przez przypadek zostali przyjaciółmi. Przez długie lata łączyła ich nierozerwalna więź. Niestety. Wiktor Krum i to zniszczył. Czuła coraz większą wściekłość do tego mężczyzny. Gdyby teraz go spotkała nie skończyłoby się to zbyt dobrze. – Cieszę się, że wróciłaś. Może masz jutro czas? Byśmy porozmawiali jak kiedyś?

             Pokiwała głową. Przynajmniej nie będzie myśleć o przyszłości. Jeżeli jakąś miała. Nie wspomniała Harr’yemu o chorobie. Może później jeśli będzie na to czas. Już miała odejść, gdy zaskoczył ich wielki biały ptak. Zrzucił list, który Harry złapał nim upadł na podłogę. Opieczętowany był dziwnym znakiem, jaki kiedyś widziała.

             - Co to jest? – zapytała ściszonym głosem. Harry pokręcił głową. Jego twarz robiła się coraz bladsza. Szybko domyślił się co zaszło. Jego ukochana kobieta została porwana. Ginny Weasley. Zaklął pod nosem zły na siebie. Żądali tylko jednego, więc nie chodziło o morderstwo syna ministra. Chcieli uwolnienia Doriana Londona, przebiegłego i niebezpiecznego przestępcy, który po Voldemorcie założył okrutną szajkę. Przez trzy lata terroryzował ludzi ze świata mugoli i nie tylko. Dążył do władzy za wszelką cenę. Harry pomógł go przymknąć, gdy wraz z Ronem i dwoma pozostałymi Aurorami przygotowali plan idealny. Do tej pory nic nie było na tego łotra, ale Harry wiedział, że nikt nie pozostaje bezkarny. Niestety wszystko wskazywało na to iż mężczyzna miał swój dodatkowy plan awaryjny. Harry zaklął pod nosem.

             - Wszystko w porządku? – Hermiona z niepokojem spojrzała w stronę przyjaciela. Widziała strach w jego oczach. Zbyt dobrze go znała żeby mógł ją oszukać. Pokręcił głową i pokazał jej list. Była w szoku. Porwano jej przyjaciółkę. Poczuła jak zakręciło się w jej głowie, a ostry ból chwycił za pierś. Chyba nie powinna jeszcze wychodzić ze szpitala. Wciąż pozostawała osłabiona, a wkrótce miała zacząć pierwszą chemioterapię. Widząc co jest grane Harry wciągnął dziewczynę do środka. Od razu podał szklankę wody i powiadomił Dracona.

             - Musisz na siebie uważać – odparł karcącym tonem, gdy w końcu powiedziała mu prawdę o chorobie. Wiedziała, że miał ważniejsze sprawy na głowie, ale sam zażądał wyjaśnień i widziała, że nie zamierzał odpuścić. Długo rozmawiali. Dopóki nie przyjechał Draco wraz z dwoma wezwanymi Aurorami. Hermiona nie znała tej pary. Ona sympatyczna brunetka Charlotte Dallas nie dawno przeniosła się z Francji, on niezbyt atrakcyjny w kujońskich okularach mężczyzna z Hogwartu Davis Braxton. Tworzyli dość abstrakcyjną parę w oczach młodej kobiety, ale widać było iż łączyło ich coś więcej.

             - Kinsgley nas przysłał jak tylko wysłałeś sowę – powiedział mężczyzna rzeczowym tonem. – Dostaliśmy zawiadomienie o porwaniu. Możemy porozmawiać?

             - Oczywiście – przytaknął wyraźnie zmęczonym tonem. – Draco zabierzesz Hermionę do domu?

             - Tak – przytaknął. Hermiona bez protestu pozwoliła na teleportacje. Jednak Draco miał trochę inny zamiar. Teleportował ją w stronę Hyde Parku. Zaskoczona kobieta spojrzała na niego z lekkim niepokojem. Dochodziła godzina dwunasta i była już trochę zmęczona. Pragnęła odpocząć, ale niestety nic na to nie wskazywało.

             - Nie odpowiedziałaś mi na pewne pytanie, Hermiono – odparł uparcie Draco patrząc na młodą kobietę. – Wiem co sobie myślisz. Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. Zawsze traktowałem cię chłodno, a czasami wręcz brutalnie. Mój brat cię skrzywdził. Wyszła z tego jedyna dobra rzecz. Jamie. Powinnaś pomyśleć o nim. Twoja sytuacja nie należy do łatwych. Lekarze nie widzą na razie przerzutów, ale rak to nie przelewki. Sama wiesz o tym.

             - Nie musisz mi o tym przypominać – warknęła wyraźnie zła na niego. Doskonale wiedziała, że Draco chcę dobrze. Polubił chłopca i często sam się nim zajmował. Widziała więź jaka rosła między nimi. Po części była zadowolona. Jednak mimo wszystko się martwiła. – Wiem, że mogę umrzeć. Każdego ranka wstaje z myślą ile mi jeszcze zostało.  – Z trudem pohamowała łzy pod powiekami. Nie chciała by je widział. Pragnęła być twarda, chociaż każdego dnia było coraz trudniej. Nie miała pojęcia jak dłużej wytrzyma.

             - Już dobrze – mruknął łagodnie. Chciał do niej podejść, ale patrzyła w taki sposób iż uznał, że lepiej będzie jeśli zachowa stosowny dystans.  Z Hermioną nigdy nie było nic wiadome.  Bywały takie chwile, że ta kobieta go przerażała. Czasami żałował iż wpakował się w taką sytuację. Niestety skoro powiedział „a” musi powiedzieć i „b”. – Wiesz do czego dążę. Gdybyś za mnie wyszła ty i Jamie mielibyście zapewnioną ochronę. Ojciec ciągle truje mi, że znów powinienem się ożenić. Długo o tym myślałem. Śmierć Astorii była wstrząsająca, podobnie jak i mojego synka, ale życie idzie naprzód. Pokochałem małego Jamiego, a ciebie bardzo szanuje. Jesteś wspaniałą kobietą i cudowną matką. Myślę, że to jest dobry pokład do małżeństwa.
           
               - A miłość? – zapytała cicho. Może i myślała jak naiwna nastolatka, ale kiedyś wierzyła w nią. Zazdrościła Harry’emu i Ginny tego szczęścia które mieli. Sądziła iż ona i Ron są równie szczęśliwi. Niestety los im tego zazdrościł i nie dał szczęścia. Teraz każde z nich na nowo układało sobie życie. Może Draco miał rację? Powinna przestać myśleć tylko o sobie. Nie była już sama na tym świecie. Tylko ona również pragnęła szczęścia. Wzajemny szacunek i zaufanie może nie wystarczyć. Potrzebowała czegoś więcej.
           
                  - Naprawdę w nią wierzysz? Po tym wszystkim co przeszłaś? – Nie była pewna co odpowiedzieć. Pokręciła głową. Sama już nie wiedziała co o tym myśleć. To jakiś cholerny koszmar. Najchętniej zwiałaby gdzieś i zapomniał o wszystkim. Niestety nie mógł się zachować jak straszny idiota skoro już zaczął tę rozmowę. Tylko miłość? Naprawdę w nią wierzył? Nie był do końca o tym przekonany. Kiedyś myślał, że kocha Astorię. Niestety los pokazał iż wszystko było zwykłym złudzeniem. Dlatego teraz chciał zamknąć ten rozdział o uczuciach. Tak było najlepiej. Przynajmniej nikt nie będzie cierpiał.
            
                    - Sama nie wiem – przyznała z westchnieniem. Bardzo chciała wierzyć w miłość, jednak w obecnym życiu jakie wiodła wydawała się jej niezwykle surrealistyczna. A może Draco ma rację? Powinna zabezpieczyć przyszłość synka. Choroba nie znikała, a wręcz przeciwnie. Bywały dni w których naprawdę kiepsko się czuła, a wolała o tym nie mówić. Nie chciała nikogo martwić. Już miała mu odpowiedzieć, gdy pojawienie się sowy przerwało ich rozmowę. Duży ptak rzucił kopertę wprost do rąk Draco i po zapłacie odleciał.
             
                  - To od detektywa – powiedział z przejęciem. – Znalazł twojego ojca. Chcę się spotkać z nami za jakieś pół godziny.
            Hermiona poczuła przypływ nadziei. A więc jednak była szansa na wyzdrowienie. Jeśli tylko ojciec zgodzi się na operacje. Modliła się w duchu aby pozostał w nim cień ojcowskiej troski.
          
                Kiedy opuszczali park żadne z nich nie spostrzegło, że są obserwowani. Mroczny cień długo obserwował ich ruchy, aż całkowicie zniknęli za zakrętem parku.

*~*~*
            Potwornie bolała ją głowa.
            Nie miała pojęcia gdzie się znajduje i co się dzieje. Wszystko dookoła rozpłynęło się wokół niej tak nagle. Słyszała śmiechy, szepty i brutalne słowa. Z trudem wszystko do niej docierało.

             - Och księżniczka otworzyła oczy – usłyszała szyderczy głos. Rozpoznała go i nie mogła uwierzyć. Była przekonana o śmierci tej kobiety. Tymczasem okrutny los pokazał, że Bellatriks Leastrange wróciła do życia. Jakim cudem? Nie miała pojęcia. I chyba wolała nie wiedzieć.

             - Gdzie, gdzie ja jestem? – zapytała obolałym głosem. W pomieszczeniu śmierdziało. Powstrzymała odruch wymiotny i lekko uniosła głowę. Była przykuta kajdankami do łóżka. Nie miała za wielkiego pola manewru.

             - Twój chłopak popełnił kilka błędów i przyjdzie mu drogo za to zapłacić – zdecydowanie powiedziała kobieta. Ginny zauważyła iż wyglądała jeszcze bardziej przerażająco niż zwykle. Wciąż nie mieściło jej się to w głowie. Miała wrażenie iż śnił jej się jakiś straszny koszmar z którego nie mogła się obudzić.  – Za jeden z nich przyjdzie mu drogo zapłacić.

             - Chyba nie mówicie o zabiciu Atvooda – prychnęła Ginny. Nie wierzyła by Bellatriks w jakiś sposób interesowała się losami młodego syna ministra. W tym było coś więcej. Nie umiała powiedzieć co takiego.

            Śmiech Bellatriks tylko potwierdził jej przypuszczenia. Poczuła jak cała się gotuje ze złości. – Chodzi wam o Doriana Londona? Prawą rękę Voldemorta? Jak możecie chcieć uwolnić tego potwora?

            Pamiętała jak przez trzy lata po upadku swojego pana terroryzował całe miasto. Zabijał mugoli, porywał czarownice i czarowników. Żądał pieniędzy lub po prostu zabijał. Dla zwykłej przyjemności. Spotkała go tylko raz. Tuż po aresztowaniu. Drżała na samo wspomnienie tych mrocznych oczu. Nie rozumiała jak można być tak okrutnym. Ludzie doprawdy bywali bardzo bezlitośni. Ona tego nie rozumiała. Na samą myśl czuła ból. Nigdy nie była zła i nie chciała. Zawsze należała do tych dobrych.

             - Widzisz on jest częścią naszego planu, by przywrócić ład i porządek. Dokładnie tak jak chciał Voldemort. Jego wizja musi zostać spełniona. Wciąż pozostała garstka z nas która będzie walczyć do samego końca.

             - Przecież już przegraliście – powiedziała nie rozumiejąc nic. – Jak możecie dalej kontynuować te beznadziejną walkę? Dobro wygrało. Zawsze tak będzie.

             - Czy ta mała suka nic nie rozumie? – odezwał się głos z tyłu. Kolejna osoba, którą rozpoznała. Daphne Deggrass. Siostra Astorii. Dziewczyna strasznie upadła po jej śmierci. Spojrzała na nią ze współczuciem w oczach, ale ta tylko prychnęła z pogardą. – Może dać jej lekcje przypomnienia? Kiedyś to było takie zabawne.

             - Spokojnie – uspokoiła ją Bella sprawdzając stan łańcuchów. – Nie ucieknie nam.  Nie jest aż taka odważna. Zawsze z całego rodzeństwa była najsłabszym ogniwem. Gdyby nie jej mamusia w Hogwarcie z przyjemnością bym ją zabiła.

            Ginny pamiętała tamten moment. Dała się ponieść emocjom. Głównie po śmierci Freda, która mocno nią wstrząsnęła. Wiedziała, że nigdy o tym nie zapomni. Chociaż minęło tak wiele czasu wspomnienia tamtych wydarzeń są na zawsze wyryte w pamięci. Wciąż budziła się z koszmarami podobnie jak Harry. Żadne z nich nigdy nie mówiło o przeszłości. Wolało pozostawić ten temat zamknięty. – Twoja różdżka jest bezpieczna i pozostanie nietknięta, więc jak na razie bądź grzeczna i słodkich snów.

            Bellatriks wyszła wraz  z pozostałymi odprowadzana rubasznym śmiechem. Ginny znalazła się w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Naprawdę wiedziała, że nie żartują. A jeśli nigdy jej nie znajdą? Dorian Landon powinien siedzieć do  końca swoich dni. Ponieważ Atvood uznał, że w jego przypadku kara śmierci byłaby zbyt lekka. Wciąż nie pogodziła się z porażką. Wtedy, gdy zginął Dumbledor’e czuła prawdziwe uczucie triumfu. Mieli niesamowite szczęście, które sprawiało iż mogli osiągnąć bardzo wiele. Jeśli tylko odpowiednio zagrają te rozgrywkę.

             - Jesteś pewna, że postąpiliśmy słusznie? – zapytała mająca po raz pierwszy od bardzo dawna wątpliwości Dafne. Przyłączyła się do grupy gdyż potrzebowała odpowiedniego statusu. Miała swój własny plan zemsty i już wkrótce zamierzała wykonać wyrok. Czekała tylko na odpowiednią zagrywkę. Wiele ją to kosztowało, ale wiedziała iż będzie to warte. Przyjdzie jej czas zapłaty. Wierzyła, że potrafi to zrobić.

             - Tak – przytaknęła. – Landon będzie przydatny kiedy dojdzie do ostatecznej zagrywki. Znów zdobędziemy ministerstwo i pokażemy czarodziejom na co nas stać. Śmierć Atvooda i wrobienie Pottera to tylko mała rozgrzewka. Jesteśmy zdolni do o wiele większych czynów.

             - Naprawdę Bello? – Czyjś głos sprawił, że kobieta drgnęła i odwróciła się i spojrzała w stronę drzwi.

            Zabini Blaise stał oparty o ich framugę. Wyglądał na wyluzowanego i zadowolonego z siebie.  Nie szukał ich zbyt długo. Wystarczyło pociągnąć za odpowiednie sznurki. Stara fabryka należała do rodziny Leastreangów jeszcze przed wojną. Produkowano tu kiedyś magiczny papier do podręczników. Kiedy upadł bywała używana do różnych celów. Niekoniecznie do tych właściwych. Blaise doskonale o tym wiedział. Kiedyś dawno temu był jednym z nich.

             - Co tu robisz parszywy zdrajco? – warknął Nott wyciągając różdżkę. Pozostali również to uczynili. Kiedyś byli przyjaciółmi, ale te czasy dawno minęły. Wiedział, że stoją po różnych stronach bariery. Musiał wziąć się w garść i pokazać gdzie jest jego miejsce.

             - Pomyślałem, że przyda wam się pomoc skoro już wróciłem – mruknął spokojnie. Nie był wcale wystraszony widząc ich reakcje. Jakoś w ogóle się nimi nie przejmował. Kiedy dotarły do niego wieści na temat porwania Ginny postanowił zadziałaś błyskawicznie. Jeśli miał szansę uratować Ginny przed uwolnieniem Landona zrobi to. Doskonale zdawał sobie sprawę jakim potworem był ten facet.

             - Och doprawdy? – prychnął z pogardą Nick Summers. Jako najmłodszy członek grupy nie znał zbyt dobrze Blei’sa ale wiele słyszał o jego zagraniach. I podobnie jak reszta również mu nie ufał. Na zaufanie trzeba było sobie zasłużyć. Wszyscy o tym wiedzieli. A to była jedna z zasad Nicka Summersa. – Skąd mamy pewność, że nas nie zwodzisz? Ta zdrajczyni krwi kiedyś cię interesowała. Myślisz, że nie wiemy o twojej małej tajemnicy?

            Blaise wzdrygnął się mimowolnie. Sądził, że zachował wszelką ostrożność. Tymczasem los pokazał mu jak bardzo się mylił. Jeżeli nie zachowa ostrożności może narazić życie Ginny. Nie mógł do tego dopuścić.

             - Jak mam wam to udowodnić? – zapytał wiedząc, że nie ma wyjścia. Musiał grać na zwłokę. I wymyślić jakiś bardziej logiczny plan. Jeśli coś takiego przyjdzie mu do głowy.
             - Myślę, że jest coś takiego. – Tym razem odezwała się Dafne. – Jednak wiesz, że schodzisz na dno razem z  nami? Cokolwiek się nie wydarzy?

            Blaise skinął głową. Doskonale zdawał sobie sprawę. Niestety. Nie miał odwrotu. Zło pociągało za sznurki a on siedział w tym bardzo głęboko. I wiedział, że tym razem nie wywinie się tak łatwo.

*~*~*
            Hermiona nigdy jeszcze nie była taka zdenerwowana.
            W końcu po wielu trudach miała poznać swojego ojca. Owszem znała go i spędziła z nim część czasu. Niestety od dawna już nie miała z nim już żadnego kontaktu. Minęło tyle lat. Z dziecka wyrosła na dorosłą kobietę. I nie miała łatwego życia. Matka nigdy nie wyjaśniła dlaczego ojciec odszedł. Zrobił to z dnia na dzień. Żadnych wyjaśnień. Po prostu spakował walizki i odszedł. A kilka lat później zjawił się Krum i zniszczył jej życie. Nie miała łatwego życia przez nich. Szczególnie przez Wiktora. Uwielbiany przez wszystkich, miły, serdeczny lecz niestety pokazywał drugą twarz. I ona ją doskonale znała. Bała się go przez lata. Unikała spotkań z nim. Niestety. Zawsze znalazł sposób by do niej dotrzeć. Sprawić by znów się bała. Tym razem po raz pierwszy od dawna mogła czuć się bezpiecznie. Draco Malfoy dawał jej to bezpieczeństwo.  Tylko czy dobrze zrobiła? Przyjęła jego oświadczyny. Na palcu widniał pierścionek zaręczynowy, który strasznie jej ciążył. Wkrótce mieli odprawić przyjęcie. Hermiona chciała tylko poczekać by się upewnić, czy Ginny jest bezpieczna. Nie dawno odwiedził ich Blaise. Długo rozmawiali z Draco zamknięci w gabinecie. Gdy wyszedł powiedział jej by się nie martwiła. Hermiona jako jedna z niewielu osób wiedziała jaki był naprawdę. I nawet teraz czuła strach na myśl o spotkaniu z nim. Nie wiedziała czego może się spodziewać. Wolała być ostrożna. Zwłaszcza teraz. Strach przemawiał przez jej ściśnięte gardło. Już od dawna niczego tak się nie bała jak w tym momencie. Była wdzięczna Draconowi, że był z nią. Sama chyba nie podołałaby temu wszystkiemu.

             - Będzie dobrze, zobaczysz – odparł pocieszająco. Naprawdę tak myślał. Widział zdenerwowanie kobiety i to jak się wszystkim przejmowała. Dlatego postanowił przy niej być. W końcu miał zostać przyszłym mężem dziewczyny. Zasługiwała na odrobinę szczęścia w życiu. Może i nie wyszło mu z Astorią, ale pragnął być szczęśliwy. Teraz lepiej zadba o bezpieczeństwo swojego bratanka i przyszłą żonę. To będzie jego misja jakiej pragnął. – Ostatecznie sam chciał się z tobą spotkać. To dobry znak nie uważasz?

            - Sama nie wiem – pokręciła głową. Nie miała dobrego przeczucia. Wręcz przeciwnie. Od kiedy tylko przyszedł list czuła się jakaś nieswoja. I kiedy Draco pewnie nacisnął dzwonek do drzwi małego, jednorodzinnego domku całe ciało drżało. Chyba nigdy jeszcze nie była tak zdenerwowana jak w tym momencie. Wiedziała, że nastąpił moment kulminacyjny w jej życiu. Od dawna tego pragnęła. W  końcu po latach rozłąki dowie się dlaczego ich zostawił. Zawsze sądziła, że stanowią szczęśliwe małżeństwo. Matka naprawdę kochała ojca,  a ojciec ją. Czy naprawdę można kogoś zostawić z dnia na dzień? Nie miała pojęcia. Na samą myśl czuła jak wibruje w żołądku. 

            W końcu drzwi otworzyły się. Stanął w nich starszy mężczyzna. Bez trudu rozpoznała swojego ojca. Wyglądał na strasznie zaniedbanego. Blady, wymizerowany. Na niegdyś pięknej twarzy zauważyła postarzałe rysy i siwiznę we włosach. Poczuła jeszcze większy skurcz. Ten mężczyzna naprawdę ją zmartwił.

             - Tato – wyszeptała ze ściśniętym sercem. Chciała się przytulić, ale mężczyzna nie pozwolił jej. Chłodno wpuścił ją i Draco do środka. Poczuła zapach perfum. Nie mieszkał sam. Dostrzegła również zdjęcia jakiegoś małego chłopca. Czyżby miała rodzeństwo? Pokręciła głową i skierowała swoje kroki do gustownie urządzonego salonu. Widać tu było kobiecą rękę.

             - Nie mogłem odmówić prośbie spotkania – zaczął chcąc ostudzić chłodną atmosferę miedzy nimi. – Twój przyjaciel przedstawił mi całą sytuację. Zrozumiałem, że nadszedł czas byśmy porozmawiali. Nie możemy wiecznie siebie unikać. Ja nie mogę. Szczególnie teraz, gdy twoja matka nie żyje i nie masz właściwie nikogo.

             - A ty? – odważyła się zapytać cicho. Draco stał bardziej z boku. Był gotowy zareagować gdyby coś jej się stało. Gotowy bronić tej dziewczyny. Nie chciał by cierpiała ponownie. Już dość przeszła w ostatnim czasie.

             - Nie powiedziała ci, prawda? – Nie wyglądał na zaskoczonego. Jane Granger od zawsze była nieodpowiedzialna. Kiedyś bardzo ją kochał. Był pewien, że jest w stanie się zmienić. Naprawdę miał do niej wielkie zaufanie. Czas pokazał jak bardzo się mylił. Niestety było już za późno na wybaczanie. Kiedy odkrył prawdę Jane próbowała go przebłagać. Niestety. Odszedł i najbardziej żałował dziewczynki. Przez lata zdążył ją pokochać, gdyż była naprawdę niezwykła. Odziedziczyła wiele różnych cech. Śledził jej losy przez ostatnie lata dopóki nie wyjechała. Myślał nawet by zabrać ją ze sobą kiedy odkrył, że nie jest szczęśliwa w nowym małżeństwie matki. Niestety Jane nie chciała o tym słyszeć. Ba nawet zabroniła mu kontaktów grożąc policją. Głównie dlatego się odsunął. Nie potrzebował kłopotów, a nowa rodzina dawała dużo szczęścia.

             - Czego? – Hermiona poczuła dziwny niepokój. Ojciec spoglądał na nią tak poważnie. Nie umiała określić uczucia jakie czuła w tym momencie. – Tato? Co takiego mama ukryła przede mną?

             - Nie jestem twoim ojcem, Hermiono. – Nie umiała określić wstrząsu jaki czuła słysząc te słowa. Szok był widoczny na jej twarzy. Poczuła jak kręci się jej w głowie. Ojciec, ostatnia nadzieja na którą liczyła. Jego szpik uratowałby jej życie. Niestety. Wszystko wskazywało na to, że nic już nie pomoże.

             - O czym ty mówisz? – Tym razem się powstrzymała, by powiedzieć słowo tato. Mężczyzna spojrzał na nią współczująco. Naprawdę cierpiała i chciałby pomóc jej w tej chwili. Kłamstwo matki zniszczyło życie wielu ludziom. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak wiele zła zrobiła.  – Skąd wiedziałeś? Moja magia?

             - Po części – przyznał łagodnie. – Kiedy odkryliśmy, że jesteś inna niż reszta dzieci matka nie wyglądała na zaskoczoną. Wręcz przeciwnie. Jakby się tego spodziewała. Tylko ja próbowałem poznać prawdę. Dlatego pojechałem daleko aż na kontynent Ameryki do Devon, gdzie mieszka moja babka. Ona pomogła zrozumieć mi prawdę. W naszej rodzinie nie mogło być mowy o magicznej krwi z powodu prastarej klątwy. Opowiedziała mi historię nieszczęśliwej miłości czarodziejki do mugola. Mężczyzna nigdy nie zrozumiał kim ona jest. Dlatego dziewczyna w odwecie rzuciła klątwę na naszą rodzinę, by magia nigdy jej nie skaziła. Nie miałem o tym pojęcia. Kiedy poznałem prawdę zmusiłem twoją matkę do odpowiedzi. Miotała się między kłamstwem, a prawdą. W końcu powiedziała o romansie. Ta rozmowa zniszczyła nasze małżeństwo. Próbowałem jej wybaczyć. W końcu nadal ją kochałem. Niestety nie umiałem żyć w tym związku. Żałuje tylko iż nie mogłem ciebie zabrać. Może miałabyś lepsze życie. Słyszałem o twoich przejściach.

             - Tato, proszę – Mężczyzna umilkł słysząc błagalną prośbę z  ust młodej kobiety. Najwyraźniej nie o wszystkim powiedziała temu młodemu dżentelmenowi. – Czy powiedziała ci kim jest mój ojciec? Może wiesz cokolwiek?

            Pokręcił głową bezradnie. Żałował, że nie może pomóc w tym momencie. Bardzo chciałby to zrobić. I nagle coś mu się przypomniało. Skrzynia, która dziwnym zrządzeniem losu przyszła do niego. Nie wiedząc co z nią zrobić ukrył ją na strychu. Przeczytał tylko list. To przeprosiny żony jakie napisała przed śmiercią. Zniknął na chwilę i wrócił niosąc ciężką skrzynię. Draco pomógł mu postawić to na stole.

             - Może tu będą jakieś odpowiedzi? – podpowiedział cicho. Hermiona bez nadziei podeszła do skrzyni i podniosła wieko. Czuła jak serce jej zamiera na znajomy zapach. Matka uwielbiała jaśminowe perfumy. Niechciane łzy popłynęły po policzkach. Zapach przywołał wspomnienia o których nie chciała myśleć. Jak za dotknięciem różdżki znalazła się w przeszłości, która dla niej powinna być zakazana. Przeszłości, która na zawsze może zmienić jej życie. I nie tylko jej, ale także wielu innych osób w otoczeniu.


*~*~*
Na zakończenie:
Pisanie tego rozdziału szło mi dość opornie.
Może po przerwie jaką sobie zrobiłam? Jednak skoro już wystartowałam w wakacje z prologiem postanowiłam ciągnąć dalej.
Już sobie poukładałam co zrobię z Hermioną, a także mam pomysł na III opowiadanie. Jednak nie umiem pożegnać się ze światem Dramione tak szybko.
Pozdrawiam was kochani i zapraszam do czytania.

Informacyjnie:
Tytuł opowiadania: „Kaprys losu”
Tytuł rozdziału: 006 „Sekrety losu”
Ilość stron: 11
Ilość słów:  5 644

6 komentarzy:

  1. No @#%*!!! Jeśli ktoś myślał, że taka słodka (kłamstwo!), urocza (też kłamstwo!) i malutka (niestety prawda) osóbka jak ja nie przeklina to mógł się zdziwić. Bardzo. Ale to bardzo. Śmierciożercy? Inny ojciec? Grrrr!!! Jak. Mogłaś. Mi. To. Zdrobić? WHY?! A te oświadczyny? Miałam nadzieję, że to nastąpi, ale JUŻ? Teraz? Now? Ale i tak mi się podobało :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaskoczyły mnie te zaręczyny :) Fajnie by było gdyby Hermiona znalazła prawdziwego ojca

    OdpowiedzUsuń
  3. Uf, jestem! W końcu znalazłam trochę czasu, by zabrać się za to wspaniałe ff :D
    Jak zwykle pozostawiłaś w moich myślach same dobre doznania i odczucia, no po prostu miodzio! Kurde, na pewno wątek Dramione jest dla mnie tym najważniejszym i najpiękniejszym, dlatego tak namiętnie się wczytuję w te fragmenty i już sobie w głowie układam, jak to się dalej ułoży, jak będzie ślub wyglądał, co będzie z chorobą Hermiony? O matko święta.
    Ale nie zapomniałam o innych wątkach! Uwielbiam ten z Ginny i biednym, pokrzywdzonym Harrym, który mam nadzieję, że zostanie uniewinniony ;x No i więcej wątku magii chyba nastąpi, tak mi się wydaje, ale zobaczymy :D

    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie <3
    http://further-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Już jestem ;)
    Spiski, elementy zaskoczenia, nadzieje i plany zemsty - czyli to, co w Twojej twórczości najciekawsze.
    Draco zdecydował się naprawdę na odważny krok. Jestem pełna podziwu. Nie dziwię się, że Hermiona musiała to przemyśleć. Ostatecznie jednak sądzę, że podjęła dobrą decyzję. Sama mogła nie dać sobie z tym wszystkim rady. Myślę, że w takich momentach uczucie nie jest najważniejsze, tylko wsparcie drugiej osoby. Na miłość przyjdzie pora jak sądzę :)
    Zdumiała mnie sprawa jej ojca.
    I biedna Ginny! Jestem ciekawa, który z panów ją uratuje. Osobiście kibicuję Blaise'owi. Jest w nim taka nutka tajemnicy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, jak zwykle jestem spóźniona...! No, ale nie o tym teraz mowa. Zaskoczyłaś mnie niesamowicie!!!
    Pierwsza sprawa: oświadczyny Draco, Merlinie, jak ja lubię takie momenty. Oczywiście liczę na to, że Hermiona zgodzi się zostać panią Malfoy. Szkoda tylko, że dzieje się to w tak tragicznych okolicznościach, jakimi jest choroba Miony.
    Druga sprawa: porwanie Ginny. Nie wierzę! W dodatku Bellatriks zmartwychwstała. Mam wielką nadzieję, że Harry ją uratuje. Niestety, a może stety kibicuję własnie jemu...! :D Choć wiem, że to i tak nic nie da, no nic: muszę pogodzić się z Blinny ;).
    I na koniec: kto do jasnej pogody jest ojcem Hermiony?! Tylko proszę: nie mów, że Lucjusz Malfoy... Tego bym nie zniosła :O.
    Oczywiście rozdział bardzo fajny i ciekawy :).
    Na koniec przepraszam za tak chaotyczny komentarz, następny będzie już bardziej poskładany.
    Pozdrawiam serdecznie!
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  6. Ślicznie dziękuję za pełen miłości komentarz <3
    Szczerze mówiąc Dramione mi już trochę wyłazi bokiem, ale jeżeli mnie czymś urzecze, to czytam, a Twoje póki co bardzo mi przypadło do gustu :) W wolnej chwili wpadnę, przeczytam wszystko i naskrobię jakiś bardziej sensowny komentarz :)
    Pozdrawiam!
    sevfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń