Ludzie szukają prawdy.
Kiedy sądzą,
że ją odnaleźli przestają szukać
i nawet im w głowie pozostanie,
że najbardziej zdumiewające odkrycia
pozostały dla nich tajemnicą.
-Kate Mose
Kroniki Proroka Codziennego 007:
Witajcie kochani w kolejnym rozdziale.
Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak dobrze
idzie mi tworzenie tej historii. Myślałam, że wypaliłam się w dramione i nie
stworzę nic nowego. A tu proszę. Wystarczy odpowiedni temat i historia sama się
pisze. Też tak macie? Tymczasem zapraszam was serdecznie na nową historię. Od
jakiegoś czasu tworzenie sprzyja mi naprawdę świetnie. To zbawienny wpływ
jesieni. Mam też w planach parę miniaturek. W ogóle kończą mi się zapasy więc
muszę ostro brać się za pisanie bez marudzenia. Zapraszam na rozdział i
pozdrawiam!
P.s. Uczciwa beta wciąż poszukiwana.
Myślę, że każdy kto zna mój styl i wie jakie błędy popełniam się nada. Bardzo,
bardzo proszę o pomoc i dłuższą współpracę. I dziękuje za wszystkie komentarze.
Sprawiacie iż moje pisanie ma sens.
*~*~*
Hermiona była niezwykle podniecona
perspektywą wyjścia do tak drogiej restauracji.
Nie była jeszcze w takim miejscu i
trochę się denerwowała. Musiała jednak uspokoić nerwy. Czuła, że ta noc może
zaważyć na jej życiu w jakiś sposób. Nie umiała tylko powiedzieć w jaki. Draco
wyglądał na zdenerwowanego. Jeszcze nie widziała go w takim stanie. Odruchowo
spojrzała w stronę mężczyzny za kierownicą. Skupiony prowadził samochód., który
płynnie poruszał się po drodze. Zaskakiwał ją. Draco jakiego znała w szkole był
zupełnie inny. Nigdy nie sądziła, że zobaczy Malfoya używającego mugolskiego
sprzętu. Dla niej to naprawdę zaskakujący widok. W ogóle cała szkoła Dracona.
Wiele o niej opowiadał. Sama również dowiadywała się o niej. Gdyby za jej
czasów było takie miejsce życie byłoby o wiele lepsze. Draco nie zdawał
sobie jak wiele dobrego robił. Taka
szkoła uratowała wiele rodzin nie tylko magicznych, ale i mugolskich.
- Skąd właściwie wziął ci się pomysł na tę
szkołę? – zapytała chcąc przerwać panujące między nimi milczenie.
Draco z zaskoczeniem spojrzał na
kobietę. Zdążył zaparkować samochód przed restauracją. Czy mógłby powiedzieć
jej prawdę? Pokręcił głową. Zdecydowanie za wcześnie na to. Może kiedyś, gdy
będzie bardziej pewny swojej pozycji względem niej. Na razie musiał zachować
ostrożność. Zbyt wiele miał do stracenia.
- Widziałem jak wiele złego zrobiła moja
rodzina pomagając Voldemortowi – odezwał się ostrożnie ważąc słowa. Hermiona
była bystra. Nie chciał by cokolwiek wychwyciła. Wmawiał sobie, że tak dla
wszystkich jest najlepiej. – Chciałem wszystko zadośćuczynić. Pomagając ludziom
mogę to zrobić. W ten sposób mogę choć trochę zadośćuczynić swoje błędy.
Mugolaki to fajni i porządni ludzie. Zaczynam to widzieć. Pan Weasley bardzo mi
pomaga. Jest zafascynowany tym światem dlatego go poprosiłem. Do dzisiaj nie
żałuje. Jak będziesz chciała wpadnij i zobacz. Może sama pomożesz?
Pokiwała głową. Plany na przyszłość.
Czy mogła w obecnym stanie cokolwiek planować? Nie miała pojęcia. Naprawdę
chciała mieć pewność, że da radę iść do przodu. Przeżyje i będzie mogła wieść
szczęśliwe życie. Miała taką szczerą nadzieję. Potrzebowała tego dla swojego
synka.
- Jak tu pięknie – powiedziała z zachwytem,
gdy przekraczali próg eleganckiej restauracji. Była prawie pełna, ale Draco
miał już przygotowany stolik w strefie dla vipów. Na drugim piętrze w
przytulnym kominku kelner podał im kartę. Zamówiła wino. Ponieważ wkrótce miała
brać chemię nie chciała za dużo pić. Musiała się przygotować do tego co ją
czeka.
- Pasujesz do tego miejsca – przyznał ze szczerym uśmiechem. – Wiesz, że nigdy tu nie byłem z inną kobietą? Astoria nie przepadała za takimi miejscami. Wolała blichtr świateł. Głównie dlatego została modelką. Lubiła być w centrum uwagi. Nawet po urodzeniu Bena to się nie zmieniło. Byliśmy szczęśliwi, a jednak coś mi brakowało. Sam nie wiem. Może dlatego iż łączyła nas tylko przyjaźń? Większa część się wypaliła się już dawno jeśli w ogóle istniała. Astoria potrzebowała pomocy tuż po tym, gdy jej rodzina upadła. Więc stanąłem na wysokości zadania. Resztę historii już znasz.
Pokiwała głową. Znała. Przebywając
za granicą słyszała wiele o tragedii jaka go spotkała. Wówczas było już
bezpieczne. A jednak zło dosięgło ich zza grobu. Wciąż nie mieli pojęcia kto i
dlaczego. Teraz znów przyszły kłopoty. Harry mógł zostać nawet skazany jeśli
udowodnią mu winę. Zadrżała na samą myśl.
- Draco – zapytała w pewnym momencie o coś, co
nurtowało ją od jakiegoś czasu. Chciała wiedzieć, ale wcześniej nie miała
odwagi zadać tego pytania. – Myślisz, że Harry naprawdę zabił młodego Atvooda?
Wszyscy wiedzą, że miał motyw działania. Mógł naprawdę to zrobić.
Draco zawahał się przez chwilę.
Hermiona nie należała do głupich. Zawsze była najbystrzejsza z nich wszystkich.
Oszukiwanie jej nie wchodziło w grę. Zbyt szybko rozpoznawała kłamstwo.
- Rozmawiałem ostatnio z Kingsleyem. Wszystko
na to wskazuje. Ja wiem. Harry nie jest mordercą i zrobił wiele dla naszego
świata. To może podziałać na jego
korzyść. Tak myślę, ale sama wiesz jaki jest nasz minister. Nie odpuści śmierci
ukochanego syna. Będzie domagał się najwyższej kary. Nie mówmy o tym dzisiaj.
Ten wieczór ma być dla ciebie. Chciałbym byś g o zapamiętała w najlepszy
sposób. Zatańczysz ze mną?
Nie zauważyła kiedy popłynęła muzyka
i piosenkarka wyszła na scenę. Zaczęła śpiewać swoim niezwykłym głosem. Shirley
Moon. Hermiona miała okazje ją kiedyś poznać. Chodziła z nimi do Hogwartu w
domu Ravenclav. Nigdy nie rzucała się w oczy. Teraz ta skromna brunetka
przemieniła się w pięknego, szczupłego anioła o niezwykłej twarzy i wyglądzie.
Z fascynacją słuchała przejmującej piosenki o miłości, bólu i rozstaniu. Sama
nigdy nie była zakochana. Właściwie nawet nie wiedziała czym jest miłość.
Owszem lubiła Rona, ale nic po za tym. Może kiedyś przeżyje wielką miłość, ale
wątpiła w to. Do żadnego mężczyzny nie zbliży się nigdy więcej. A mimo wszystko
tu w ramionach Dracona, który był jej największym wrogiem czuła się naprawdę
dobrze. Musiała zadziałać atmosfera tego miejsca. Pozwoliła mu się prowadzić.
Ta niezwykła chwila trwała zbyt krótko. Kiedy melodia ucichła Draco przez
moment sprawiał wrażenie jakby chciał ją pocałować. Odetchnęła z ulgą, gdy się
wycofał. Tak było lepiej. Po za Jammiem nic ich nie łączyło. Kiedy odzyska
kontrolę nad własnym życiem będzie mogła sobie radzić. Na razie musiała
skorzystać z jego pomocy.
- W ogóle skąd przyszedł ci do Glowy pomysł na
ten wieczór? – zapytała lekko zdyszana popijając delikatne wino. Wkrótce miała
brać chemię więc na nic mocniejszego nie mogła sobie pozwolić. Musiała zachować
wszelką wiarę i nadzieję. – Draco zdążyłam cię poznać dość dobrze. Co
planujesz?
- Długo myślałem o tobie i Jamiem – wyznał
szczerze. Na samą myśl o chłopcu robiło mu się miękko na sercu. Zaczynało do
niego docierać, że naprawdę go pokochał. I nie chciał się z nim rozstawać. – O
waszej sytuacji. Będziemy walczyć Hermiono o Ciebie. Obiecuje ci, że zrobię
wszystko byś była bezpieczna, przepraszam byście oboje byli bezpieczni. Dlatego
chciałbym byś za mnie wyszła.
Nie mogła uwierzyć w te słowa. Miała
wrażenie, że śni. Draco Malfoy jej szkolny wróg tak po prostu się jej
oświadczał. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Jakieś
czyste szaleństwo.
- Przepraszam, ale muszę to sobie przemyśleć –
szepnęła Hermiona uciekając z miejsca. Była zbyt oszołomiona. Draco postąpił
naprawdę zaskakująco. Co powinna zrobić? Nie miała pojęcia. Postanowiła
poprosić jedynej osoby, która mogła w tym momencie pomóc. Dawnej przyjaciółki.
Kiedyś zawsze były sobie bliskie. Miała nadzieję, że i tym również. Jak nigdy
potrzebowała wsparcia i wierzyła, że je znajdzie.
*~*~*
-Kiedy
przestaniesz mnie ignorować? – zapytał Blaise godzinę później, gdy Ginny
odprowadzała go do drzwi. Spojrzała na niego lekko zaskoczona, ale mężczyzna
miał rację. Naprawdę go ignorowała. Nie była w stanie racjonalnie przy nim
myśleć. Owszem obserwowała go w murach Hogwartu, gdy udzielał lekcji, jednak
tam czuła się bezpiecznie. Obawiała się gdyby sytuacja wyglądała inaczej
mogłaby stracić nie tylko rozum. Ignorancja pozwalała jej zachować bezpieczny
dystans. Niestety z każdym dniem przychodziło jej to coraz trudniej. Miała
cichą nadzieję iż jeśli się postara wyjdzie z tego zwycięsko. W końcu wszystko
zależało od niej. Z czego doskonale zdawała sobie sprawę.
- Blaise dawno temu wszystko zniszczyłeś,
kiedy postanowiłeś wyjechać – odparła próbując zapanować nad swoim głosem. W
jego obecności wszystko sprawiało iż nie była sobą. Ciało wciąż reagowało na
bliskość mężczyzny. Zdradzieckie jak zawsze.
- Nie miałem wyjścia – powiedział ze smutkiem.
Bardzo chciałby powiedzieć jej prawdę. Niestety nie był w stanie. Wątpił, czy
by zrozumiała. Zabił człowieka, należał do Śmieciożerców. Jego świat
przedstawiał się zupełnie inaczej niż
jej. – Nie pojechałabyś ze mną zostawiając wszystko. Dom rodzinę. Ja właściwie
nie miałem nic. Ty zbyt wiele do stracenia.
- A miłość? – odważyła się zapytać. Blaise
popatrzył jej głęboko w oczy. Mogłaby z nich tak wiele wyczytać. Odwróciła
wzrok nie chcąc tego widzieć. Zostawił ją. Odszedł bez wyjaśnienia.
Przecierpiała wiele miesięcy nie zdając sobie sprawy dlaczego. Była na skraju
załamania. Dopiero Harry pomógł się wydostać z kłopotów. Dzięki temu wyszła
cało z skrajnej depresji i miała w miarę normalne życie. Z całej siły pragnęła
by tak zostało. – Przecież powinna być ponad wszystko. Mówiłeś, że nasza taka
właśnie jest. Naprawdę w to wierzyłeś?
Blaise zawahał się. Naprawdę w to wierzył.
Kiedyś na pewno. Pragnął dla nich szczęścia. Po całej wojnie mieli się pobrać,
kupić jakiś domek na wsi i po prostu być razem. Tego dla nich pragnął. Niestety
marzenie w ogóle się nie spełniło. Pozostali sami i nieszczęśliwi. Przynajmniej
on. Ginny wyglądała na szczęśliwą ze swojego związku.
- Czy teraz to ma znaczenie? – spytał i poczuł
rozczarowanie, gdy pokręciła głową. Więc to naprawdę koniec. Ginny skreślała
ich raz na zawsze. O czym w ogóle myślał? Wróci tu odzyska dziewczynę i będzie
jak dawniej? Bardziej naiwnym idiotą nie mógł być. – Więc koleżeński układ dopóki nie skończymy
pracy?
- Tak – przytaknęła. – To co robisz jest
naprawdę wielkie. Możesz wiele zdziałać dla tych dzieciaków. Otworzyć im drzwi,
że liczy się świat po za magią. Wierzę w nich bardzo. Już widziałam
zainteresowanie. Mimo tego co się dzieje w szkole.
- To też musimy rozwiązać. Bezpieczeństwo jest
najważniejsze. Dla wszystkich. Dobrej nocy Ginny. – Z galanterią pocałował jej
dłoń i odszedł. Ginny czuła wibracje
serca. Blaise. Znowu wywrócił życie do góry nogami. Dlaczego się
skusiła? Powinna odmówić Lunie brania udziału w tej akcji. Nie da rady zachować
zdrowego rozsądku aż do końcu. Była tylko słabą kobietą.
- Wychodzę na mały spacer! – krzyknęła w głąb pokoju zabierając płaszcz. Pomimo
ciepłej pory roku panował lekki chłód. Opatuliła się nim i wyszła na zewnątrz.
Mieszkali w miłej i spokojnej dzielnicy. Harry wynajął ten dom myśląc o
przyszłości. Mówiono również, by go kupić. Dziwnie się czuła myśląc teraz o
przyszłości. Harry miał nad sobą wyrok. Jeśli minister dopnie swego może nawet
zostać ukarany śmiercią. Zadrżała na samą myśl o tym. Harry tak wiele zrobił
dla tych ludzi. Nie rozumiała czemu go to spotyka. Po tylu latach, gdy powinni
czuć się bezpieczni. Niestety los nie był dla nich łaskawy i chyba nigdy nie
będzie. Drżała na samą myśl o tym wszystkim. Wolała nie wyobrażać sobie
przyszłości. Ostatecznie wciąż wszystko
mogło się zmienić. Poczuła łzy pod powiekami. Kiedyś była tak bardzo
szczęśliwa. Myślała, że ma cały świat u swych stóp. Owszem ta miłość należała
do zakazanych. Musieli się ukrywać. Jednak za każdym razem kiedy szła na
spotkanie z nim przysłaniał jej cały świat. Reszta nie miała dlań żadnego
znaczenia.
- Wiesz, był taki moment w moim życiu kiedy
cię naprawdę nienawidziłem – przyznał któregoś popołudnia, gdy siedzieli nad
stawem. Panowała paskudna pogoda, więc większość uczniów kryła się w środku.
Mieli dość swobody, by po prostu pobyć razem. Ginny zadrżała kiedy ją
przytulił. Zaskoczona szczerością mężczyzny spojrzała w jego stronę. Nie kryła
swojego zaskoczenia.
- Naprawdę? Dlaczego? – wcześniej wyczuwała
jego nienawiść, ale sądziła iż nie ma ona dla niego znaczenia. Przynajmniej
dość często dawał jej to do zrozumienia.
- Tak – przytaknął. – Byłem zazdrosny o tych
wszystkich chłopaków jacy kręcili się wokół ciebie. Nie wierzyłem, że
kiedykolwiek będę mógł zbliżyć się do ciebie. Nie wiem co będzie jeśli
ktokolwiek pozna prawdę o nas.
- To się nigdy nie zdarzy – zapewniła go.
Niestety kilka tygodni później dyrektor został zamordowany. Snape okazał się
zdrajcą, a Blaise podążył za nimi. Długo nie mieli kontaktu aż oznajmił jej, że
wybrał swoją własną drogą.
- Dlaczego w
życiu jest tak trudno? – szepnęła sama do siebie. Idąc spacerkiem dostrzegła
plac zabaw dla dzieci. Często tu przychodziła obserwując bawiące się dzieciaki.
Sama tęskniła do macierzyństwa. Czuła, że mogłaby mieć dziecko, ale wciąż coś
stało jej na przeszkodzie. Poczuła łzy pod powiekami. Nie powstrzymywała ich.
Nareszcie mogła swobodnie się wypłakać. Potrzebowała tego. Dochodziła godzina
dziewiąta, ale nie miała ochoty wracać do domu. Nie wyczuwała iż od dłuższego
czasu ktoś ją obserwuje. Była za bardzo pogrążona w rozmyśleniach. Przyszło jej
nawet do głowy, by poprosić Lunę o rezygnacje z zadania. Kompletnie nie
nadawała się do tego. Serce nie dawało jej zapomnieć o pewnych rzeczach. Nie
była naiwną dziewczynką. Po prostu tak działała miłość.
Wszystko potoczyło się naprawdę
bardzo szybko. Później Ginny nie umiała nic powiedzieć. Została zaatakowana
znienacka. Poczuła ostry ból, który niemal rozerwał jej ciało. Myślała iż umrze
bo nie da rady dłużej tego wytrzymać. Czuła krew cieknącą z nosa. Zaklęcie było
niezwykle silne. Nie miała szans chwycić za różdżkę. Zawsze nosiła ją przy
sobie.
- Witam panno Weasley – znajomy głos przebił
się echem przez falę bólu zadając kolejne cierpienie. Pragnęła by to się już
skończyło. – Spędzisz z nami kilka dni. Chyba, że pan Potter zadziała dość
szybko i zrobi czego się od niego
oczekuje. Ostatecznie tak wiele nie chcemy.
-
Kim, kim jesteście? – zdołała tylko wykrztusić. Ogłuszył ją śmiech. Miała
wrażenie, że skądś go zna. Reszta rozpłynęła się gdzieś w oddali, a jej ciało
zapadało w coraz większy mrok. Wszystko co było kiedyś przestało istnieć.
Pozostał tylko ból.
*~*~*
-Hermiona?
Hermiona Granger? – Harry z
niedowierzaniem w oczach spoglądał na przyjaciółkę. Ostatnia osoba jakiej
kiedykolwiek się spodziewał. Nawet nie miał pojęcia, że wróciła do kraju. Przez
lata nie mieli żadnego kontaktu ze sobą. Owszem Ron coś nawijał o jej powrocie,
ale prawdę powiedziawszy nie myślał o tym za bardzo. Zbyt wiele się wydarzyło.
- Chciałam porozmawiać z Ginny – powiedziała
trochę speszona zachowaniem chłopaka. W dodatku była tak późna godzina, a ona
wpada znienacka. Chyba gorzej zrobić już nie mogła. Jednak skoro już tu
przyszła zamierzała porozmawiać z przyjaciółką. Jeśli ona będzie chciała z nią
w ogóle porozmawiać.
- Przykro mi Hermiono, ale Ginny wyszła parę
godzin temu – przyznał trochę zdenerwowany Harry. – Nie spotkałaś jej po
drodze? Zamierzała iść do parku.
- Nie – przyznała szczerze wyraźnie
zawiedziona. Potrzebowała pomocy po szokujących oświadczynach. – Przepraszam,
że cię nachodzę. Powinnam już iść.
- Hermiono – Harry chwycił ją za rękę. Nie
wyrwała mu się. Poczuła przyjemne uczucie. Jak za dawnych lat kiedy przez
przypadek zostali przyjaciółmi. Przez długie lata łączyła ich nierozerwalna
więź. Niestety. Wiktor Krum i to zniszczył. Czuła coraz większą wściekłość do
tego mężczyzny. Gdyby teraz go spotkała nie skończyłoby się to zbyt dobrze. –
Cieszę się, że wróciłaś. Może masz jutro czas? Byśmy porozmawiali jak kiedyś?
Pokiwała głową. Przynajmniej nie będzie myśleć
o przyszłości. Jeżeli jakąś miała. Nie wspomniała Harr’yemu o chorobie. Może
później jeśli będzie na to czas. Już miała odejść, gdy zaskoczył ich wielki
biały ptak. Zrzucił list, który Harry złapał nim upadł na podłogę. Opieczętowany
był dziwnym znakiem, jaki kiedyś widziała.
- Co to jest? – zapytała ściszonym głosem.
Harry pokręcił głową. Jego twarz robiła się coraz bladsza. Szybko domyślił się
co zaszło. Jego ukochana kobieta została porwana. Ginny Weasley. Zaklął pod
nosem zły na siebie. Żądali tylko jednego, więc nie chodziło o morderstwo syna
ministra. Chcieli uwolnienia Doriana Londona, przebiegłego i niebezpiecznego przestępcy,
który po Voldemorcie założył okrutną szajkę. Przez trzy lata terroryzował ludzi
ze świata mugoli i nie tylko. Dążył do władzy za wszelką cenę. Harry pomógł go
przymknąć, gdy wraz z Ronem i dwoma pozostałymi Aurorami przygotowali plan
idealny. Do tej pory nic nie było na tego łotra, ale Harry wiedział, że nikt
nie pozostaje bezkarny. Niestety wszystko wskazywało na to iż mężczyzna miał
swój dodatkowy plan awaryjny. Harry zaklął pod nosem.
- Wszystko w porządku? – Hermiona z niepokojem
spojrzała w stronę przyjaciela. Widziała strach w jego oczach. Zbyt dobrze go
znała żeby mógł ją oszukać. Pokręcił głową i pokazał jej list. Była w szoku.
Porwano jej przyjaciółkę. Poczuła jak zakręciło się w jej głowie, a ostry ból
chwycił za pierś. Chyba nie powinna jeszcze wychodzić ze szpitala. Wciąż
pozostawała osłabiona, a wkrótce miała zacząć pierwszą chemioterapię. Widząc co
jest grane Harry wciągnął dziewczynę do środka. Od razu podał szklankę wody i
powiadomił Dracona.
- Musisz na siebie uważać – odparł karcącym
tonem, gdy w końcu powiedziała mu prawdę o chorobie. Wiedziała, że miał
ważniejsze sprawy na głowie, ale sam zażądał wyjaśnień i widziała, że nie
zamierzał odpuścić. Długo rozmawiali. Dopóki nie przyjechał Draco wraz z dwoma
wezwanymi Aurorami. Hermiona nie znała tej pary. Ona sympatyczna brunetka
Charlotte Dallas nie dawno przeniosła się z Francji, on niezbyt atrakcyjny w
kujońskich okularach mężczyzna z Hogwartu Davis Braxton. Tworzyli dość
abstrakcyjną parę w oczach młodej kobiety, ale widać było iż łączyło ich coś
więcej.
- Kinsgley nas przysłał jak tylko wysłałeś
sowę – powiedział mężczyzna rzeczowym tonem. – Dostaliśmy zawiadomienie o
porwaniu. Możemy porozmawiać?
- Oczywiście – przytaknął wyraźnie zmęczonym
tonem. – Draco zabierzesz Hermionę do domu?
- Tak – przytaknął. Hermiona bez protestu
pozwoliła na teleportacje. Jednak Draco miał trochę inny zamiar. Teleportował
ją w stronę Hyde Parku. Zaskoczona kobieta spojrzała na niego z lekkim
niepokojem. Dochodziła godzina dwunasta i była już trochę zmęczona. Pragnęła
odpocząć, ale niestety nic na to nie wskazywało.
- Nie odpowiedziałaś mi na pewne pytanie,
Hermiono – odparł uparcie Draco patrząc na młodą kobietę. – Wiem co sobie
myślisz. Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. Zawsze traktowałem cię chłodno, a
czasami wręcz brutalnie. Mój brat cię skrzywdził. Wyszła z tego jedyna dobra
rzecz. Jamie. Powinnaś pomyśleć o nim. Twoja sytuacja nie należy do łatwych.
Lekarze nie widzą na razie przerzutów, ale rak to nie przelewki. Sama wiesz o
tym.
- Nie musisz mi o tym przypominać – warknęła
wyraźnie zła na niego. Doskonale wiedziała, że Draco chcę dobrze. Polubił
chłopca i często sam się nim zajmował. Widziała więź jaka rosła między nimi. Po
części była zadowolona. Jednak mimo wszystko się martwiła. – Wiem, że mogę
umrzeć. Każdego ranka wstaje z myślą ile mi jeszcze zostało. – Z trudem pohamowała łzy pod powiekami. Nie
chciała by je widział. Pragnęła być twarda, chociaż każdego dnia było coraz
trudniej. Nie miała pojęcia jak dłużej wytrzyma.
- Już dobrze – mruknął łagodnie. Chciał do
niej podejść, ale patrzyła w taki sposób iż uznał, że lepiej będzie jeśli
zachowa stosowny dystans. Z Hermioną nigdy
nie było nic wiadome. Bywały takie
chwile, że ta kobieta go przerażała. Czasami żałował iż wpakował się w taką
sytuację. Niestety skoro powiedział „a” musi powiedzieć i „b”. – Wiesz do czego
dążę. Gdybyś za mnie wyszła ty i Jamie mielibyście zapewnioną ochronę. Ojciec
ciągle truje mi, że znów powinienem się ożenić. Długo o tym myślałem. Śmierć
Astorii była wstrząsająca, podobnie jak i mojego synka, ale życie idzie
naprzód. Pokochałem małego Jamiego, a ciebie bardzo szanuje. Jesteś wspaniałą
kobietą i cudowną matką. Myślę, że to jest dobry pokład do małżeństwa.
- A miłość? – zapytała cicho. Może i myślała jak naiwna nastolatka, ale kiedyś wierzyła w nią. Zazdrościła Harry’emu i Ginny tego szczęścia które mieli. Sądziła iż ona i Ron są równie szczęśliwi. Niestety los im tego zazdrościł i nie dał szczęścia. Teraz każde z nich na nowo układało sobie życie. Może Draco miał rację? Powinna przestać myśleć tylko o sobie. Nie była już sama na tym świecie. Tylko ona również pragnęła szczęścia. Wzajemny szacunek i zaufanie może nie wystarczyć. Potrzebowała czegoś więcej.
- Naprawdę w nią wierzysz? Po tym wszystkim co przeszłaś? – Nie była pewna co odpowiedzieć. Pokręciła głową. Sama już nie wiedziała co o tym myśleć. To jakiś cholerny koszmar. Najchętniej zwiałaby gdzieś i zapomniał o wszystkim. Niestety nie mógł się zachować jak straszny idiota skoro już zaczął tę rozmowę. Tylko miłość? Naprawdę w nią wierzył? Nie był do końca o tym przekonany. Kiedyś myślał, że kocha Astorię. Niestety los pokazał iż wszystko było zwykłym złudzeniem. Dlatego teraz chciał zamknąć ten rozdział o uczuciach. Tak było najlepiej. Przynajmniej nikt nie będzie cierpiał.
- Sama nie wiem – przyznała z westchnieniem. Bardzo chciała wierzyć w miłość, jednak w obecnym życiu jakie wiodła wydawała się jej niezwykle surrealistyczna. A może Draco ma rację? Powinna zabezpieczyć przyszłość synka. Choroba nie znikała, a wręcz przeciwnie. Bywały dni w których naprawdę kiepsko się czuła, a wolała o tym nie mówić. Nie chciała nikogo martwić. Już miała mu odpowiedzieć, gdy pojawienie się sowy przerwało ich rozmowę. Duży ptak rzucił kopertę wprost do rąk Draco i po zapłacie odleciał.
- To od detektywa – powiedział z przejęciem. – Znalazł twojego ojca. Chcę się spotkać z nami za jakieś pół godziny.
Hermiona poczuła przypływ nadziei. A
więc jednak była szansa na wyzdrowienie. Jeśli tylko ojciec zgodzi się na
operacje. Modliła się w duchu aby pozostał w nim cień ojcowskiej troski.
Kiedy opuszczali park żadne z nich nie spostrzegło, że są obserwowani. Mroczny cień długo obserwował ich ruchy, aż całkowicie zniknęli za zakrętem parku.
*~*~*
Potwornie bolała ją głowa.
Nie miała pojęcia gdzie się znajduje
i co się dzieje. Wszystko dookoła rozpłynęło się wokół niej tak nagle. Słyszała
śmiechy, szepty i brutalne słowa. Z trudem wszystko do niej docierało.
- Och księżniczka otworzyła oczy – usłyszała
szyderczy głos. Rozpoznała go i nie mogła uwierzyć. Była przekonana o śmierci
tej kobiety. Tymczasem okrutny los pokazał, że Bellatriks Leastrange wróciła do
życia. Jakim cudem? Nie miała pojęcia. I chyba wolała nie wiedzieć.
- Gdzie, gdzie ja jestem? – zapytała obolałym
głosem. W pomieszczeniu śmierdziało. Powstrzymała odruch wymiotny i lekko
uniosła głowę. Była przykuta kajdankami do łóżka. Nie miała za wielkiego pola
manewru.
- Twój chłopak popełnił kilka błędów i
przyjdzie mu drogo za to zapłacić – zdecydowanie powiedziała kobieta. Ginny
zauważyła iż wyglądała jeszcze bardziej przerażająco niż zwykle. Wciąż nie
mieściło jej się to w głowie. Miała wrażenie iż śnił jej się jakiś straszny
koszmar z którego nie mogła się obudzić.
– Za jeden z nich przyjdzie mu drogo zapłacić.
- Chyba nie mówicie o zabiciu Atvooda –
prychnęła Ginny. Nie wierzyła by Bellatriks w jakiś sposób interesowała się
losami młodego syna ministra. W tym było coś więcej. Nie umiała powiedzieć co
takiego.
Śmiech Bellatriks tylko potwierdził
jej przypuszczenia. Poczuła jak cała się gotuje ze złości. – Chodzi wam o
Doriana Londona? Prawą rękę Voldemorta? Jak możecie chcieć uwolnić tego
potwora?
Pamiętała jak przez trzy lata po
upadku swojego pana terroryzował całe miasto. Zabijał mugoli, porywał
czarownice i czarowników. Żądał pieniędzy lub po prostu zabijał. Dla zwykłej
przyjemności. Spotkała go tylko raz. Tuż po aresztowaniu. Drżała na samo
wspomnienie tych mrocznych oczu. Nie rozumiała jak można być tak okrutnym.
Ludzie doprawdy bywali bardzo bezlitośni. Ona tego nie rozumiała. Na samą myśl
czuła ból. Nigdy nie była zła i nie chciała. Zawsze należała do tych dobrych.
- Widzisz on jest częścią naszego planu, by
przywrócić ład i porządek. Dokładnie tak jak chciał Voldemort. Jego wizja musi
zostać spełniona. Wciąż pozostała garstka z nas która będzie walczyć do samego
końca.
- Przecież już przegraliście – powiedziała nie
rozumiejąc nic. – Jak możecie dalej kontynuować te beznadziejną walkę? Dobro
wygrało. Zawsze tak będzie.
- Czy ta mała suka nic nie rozumie? – odezwał
się głos z tyłu. Kolejna osoba, którą rozpoznała. Daphne Deggrass. Siostra
Astorii. Dziewczyna strasznie upadła po jej śmierci. Spojrzała na nią ze
współczuciem w oczach, ale ta tylko prychnęła z pogardą. – Może dać jej lekcje
przypomnienia? Kiedyś to było takie zabawne.
- Spokojnie – uspokoiła ją Bella sprawdzając
stan łańcuchów. – Nie ucieknie nam. Nie
jest aż taka odważna. Zawsze z całego rodzeństwa była najsłabszym ogniwem.
Gdyby nie jej mamusia w Hogwarcie z przyjemnością bym ją zabiła.
Ginny pamiętała tamten moment. Dała
się ponieść emocjom. Głównie po śmierci Freda, która mocno nią wstrząsnęła.
Wiedziała, że nigdy o tym nie zapomni. Chociaż minęło tak wiele czasu
wspomnienia tamtych wydarzeń są na zawsze wyryte w pamięci. Wciąż budziła się z
koszmarami podobnie jak Harry. Żadne z nich nigdy nie mówiło o przeszłości.
Wolało pozostawić ten temat zamknięty. – Twoja różdżka jest bezpieczna i
pozostanie nietknięta, więc jak na razie bądź grzeczna i słodkich snów.
Bellatriks wyszła wraz z pozostałymi odprowadzana rubasznym
śmiechem. Ginny znalazła się w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Naprawdę wiedziała,
że nie żartują. A jeśli nigdy jej nie znajdą? Dorian Landon powinien siedzieć
do końca swoich dni. Ponieważ Atvood
uznał, że w jego przypadku kara śmierci byłaby zbyt lekka. Wciąż nie pogodziła
się z porażką. Wtedy, gdy zginął Dumbledor’e czuła prawdziwe uczucie triumfu.
Mieli niesamowite szczęście, które sprawiało iż mogli osiągnąć bardzo wiele. Jeśli
tylko odpowiednio zagrają te rozgrywkę.
- Jesteś pewna, że postąpiliśmy słusznie? –
zapytała mająca po raz pierwszy od bardzo dawna wątpliwości Dafne. Przyłączyła
się do grupy gdyż potrzebowała odpowiedniego statusu. Miała swój własny plan
zemsty i już wkrótce zamierzała wykonać wyrok. Czekała tylko na odpowiednią
zagrywkę. Wiele ją to kosztowało, ale wiedziała iż będzie to warte. Przyjdzie
jej czas zapłaty. Wierzyła, że potrafi to zrobić.
- Tak – przytaknęła. – Landon będzie przydatny
kiedy dojdzie do ostatecznej zagrywki. Znów zdobędziemy ministerstwo i pokażemy
czarodziejom na co nas stać. Śmierć Atvooda i wrobienie Pottera to tylko mała
rozgrzewka. Jesteśmy zdolni do o wiele większych czynów.
- Naprawdę Bello? – Czyjś głos sprawił, że
kobieta drgnęła i odwróciła się i spojrzała w stronę drzwi.
Zabini Blaise stał oparty o ich
framugę. Wyglądał na wyluzowanego i zadowolonego z siebie. Nie szukał ich zbyt długo. Wystarczyło
pociągnąć za odpowiednie sznurki. Stara fabryka należała do rodziny
Leastreangów jeszcze przed wojną. Produkowano tu kiedyś magiczny papier do
podręczników. Kiedy upadł bywała używana do różnych celów. Niekoniecznie do
tych właściwych. Blaise doskonale o tym wiedział. Kiedyś dawno temu był jednym
z nich.
- Co tu robisz parszywy zdrajco? – warknął
Nott wyciągając różdżkę. Pozostali również to uczynili. Kiedyś byli
przyjaciółmi, ale te czasy dawno minęły. Wiedział, że stoją po różnych stronach
bariery. Musiał wziąć się w garść i pokazać gdzie jest jego miejsce.
- Pomyślałem, że przyda wam się pomoc skoro
już wróciłem – mruknął spokojnie. Nie był wcale wystraszony widząc ich reakcje.
Jakoś w ogóle się nimi nie przejmował. Kiedy dotarły do niego wieści na temat
porwania Ginny postanowił zadziałaś błyskawicznie. Jeśli miał szansę uratować
Ginny przed uwolnieniem Landona zrobi to. Doskonale zdawał sobie sprawę jakim
potworem był ten facet.
- Och doprawdy? – prychnął z pogardą Nick
Summers. Jako najmłodszy członek grupy nie znał zbyt dobrze Blei’sa ale wiele
słyszał o jego zagraniach. I podobnie jak reszta również mu nie ufał. Na
zaufanie trzeba było sobie zasłużyć. Wszyscy o tym wiedzieli. A to była jedna z
zasad Nicka Summersa. – Skąd mamy pewność, że nas nie zwodzisz? Ta zdrajczyni
krwi kiedyś cię interesowała. Myślisz, że nie wiemy o twojej małej tajemnicy?
Blaise wzdrygnął się mimowolnie.
Sądził, że zachował wszelką ostrożność. Tymczasem los pokazał mu jak bardzo się
mylił. Jeżeli nie zachowa ostrożności może narazić życie Ginny. Nie mógł do
tego dopuścić.
- Jak mam wam to udowodnić? – zapytał wiedząc,
że nie ma wyjścia. Musiał grać na zwłokę. I wymyślić jakiś bardziej logiczny
plan. Jeśli coś takiego przyjdzie mu do głowy.
- Myślę, że jest coś takiego. – Tym razem
odezwała się Dafne. – Jednak wiesz, że schodzisz na dno razem z nami? Cokolwiek się nie wydarzy?
Blaise skinął głową. Doskonale
zdawał sobie sprawę. Niestety. Nie miał odwrotu. Zło pociągało za sznurki a on
siedział w tym bardzo głęboko. I wiedział, że tym razem nie wywinie się tak
łatwo.
*~*~*
Hermiona nigdy jeszcze nie była
taka zdenerwowana.
W końcu po wielu trudach miała
poznać swojego ojca. Owszem znała go i spędziła z nim część czasu. Niestety od
dawna już nie miała z nim już żadnego kontaktu. Minęło tyle lat. Z dziecka
wyrosła na dorosłą kobietę. I nie miała łatwego życia. Matka nigdy nie
wyjaśniła dlaczego ojciec odszedł. Zrobił to z dnia na dzień. Żadnych
wyjaśnień. Po prostu spakował walizki i odszedł. A kilka lat później zjawił się
Krum i zniszczył jej życie. Nie miała łatwego życia przez nich. Szczególnie
przez Wiktora. Uwielbiany przez wszystkich, miły, serdeczny lecz niestety
pokazywał drugą twarz. I ona ją doskonale znała. Bała się go przez lata.
Unikała spotkań z nim. Niestety. Zawsze znalazł sposób by do niej dotrzeć.
Sprawić by znów się bała. Tym razem po raz pierwszy od dawna mogła czuć się
bezpiecznie. Draco Malfoy dawał jej to bezpieczeństwo. Tylko czy dobrze zrobiła? Przyjęła jego
oświadczyny. Na palcu widniał pierścionek zaręczynowy, który strasznie jej
ciążył. Wkrótce mieli odprawić przyjęcie. Hermiona chciała tylko poczekać by
się upewnić, czy Ginny jest bezpieczna. Nie dawno odwiedził ich Blaise. Długo
rozmawiali z Draco zamknięci w gabinecie. Gdy wyszedł powiedział jej by się nie
martwiła. Hermiona jako jedna z niewielu osób wiedziała jaki był naprawdę. I
nawet teraz czuła strach na myśl o spotkaniu z nim. Nie wiedziała czego może
się spodziewać. Wolała być ostrożna. Zwłaszcza teraz. Strach przemawiał przez
jej ściśnięte gardło. Już od dawna niczego tak się nie bała jak w tym momencie.
Była wdzięczna Draconowi, że był z nią. Sama chyba nie podołałaby temu
wszystkiemu.
- Będzie dobrze, zobaczysz – odparł
pocieszająco. Naprawdę tak myślał. Widział zdenerwowanie kobiety i to jak się
wszystkim przejmowała. Dlatego postanowił przy niej być. W końcu miał zostać
przyszłym mężem dziewczyny. Zasługiwała na odrobinę szczęścia w życiu. Może i
nie wyszło mu z Astorią, ale pragnął być szczęśliwy. Teraz lepiej zadba o
bezpieczeństwo swojego bratanka i przyszłą żonę. To będzie jego misja jakiej
pragnął. – Ostatecznie sam chciał się z tobą spotkać. To dobry znak nie
uważasz?
- Sama nie wiem – pokręciła głową.
Nie miała dobrego przeczucia. Wręcz przeciwnie. Od kiedy tylko przyszedł list
czuła się jakaś nieswoja. I kiedy Draco pewnie nacisnął dzwonek do drzwi
małego, jednorodzinnego domku całe ciało drżało. Chyba nigdy jeszcze nie była
tak zdenerwowana jak w tym momencie. Wiedziała, że nastąpił moment kulminacyjny
w jej życiu. Od dawna tego pragnęła. W
końcu po latach rozłąki dowie się dlaczego ich zostawił. Zawsze sądziła,
że stanowią szczęśliwe małżeństwo. Matka naprawdę kochała ojca, a ojciec ją. Czy naprawdę można kogoś zostawić
z dnia na dzień? Nie miała pojęcia. Na samą myśl czuła jak wibruje w
żołądku.
W końcu drzwi otworzyły się. Stanął
w nich starszy mężczyzna. Bez trudu rozpoznała swojego ojca. Wyglądał na
strasznie zaniedbanego. Blady, wymizerowany. Na niegdyś pięknej twarzy
zauważyła postarzałe rysy i siwiznę we włosach. Poczuła jeszcze większy skurcz.
Ten mężczyzna naprawdę ją zmartwił.
- Tato – wyszeptała ze ściśniętym sercem.
Chciała się przytulić, ale mężczyzna nie pozwolił jej. Chłodno wpuścił ją i
Draco do środka. Poczuła zapach perfum. Nie mieszkał sam. Dostrzegła również
zdjęcia jakiegoś małego chłopca. Czyżby miała rodzeństwo? Pokręciła głową i
skierowała swoje kroki do gustownie urządzonego salonu. Widać tu było kobiecą
rękę.
- Nie mogłem odmówić prośbie spotkania –
zaczął chcąc ostudzić chłodną atmosferę miedzy nimi. – Twój przyjaciel
przedstawił mi całą sytuację. Zrozumiałem, że nadszedł czas byśmy porozmawiali.
Nie możemy wiecznie siebie unikać. Ja nie mogę. Szczególnie teraz, gdy twoja
matka nie żyje i nie masz właściwie nikogo.
- A ty? – odważyła się zapytać cicho. Draco
stał bardziej z boku. Był gotowy zareagować gdyby coś jej się stało. Gotowy
bronić tej dziewczyny. Nie chciał by cierpiała ponownie. Już dość przeszła w
ostatnim czasie.
- Nie powiedziała ci, prawda? – Nie wyglądał
na zaskoczonego. Jane Granger od zawsze była nieodpowiedzialna. Kiedyś bardzo
ją kochał. Był pewien, że jest w stanie się zmienić. Naprawdę miał do niej
wielkie zaufanie. Czas pokazał jak bardzo się mylił. Niestety było już za późno
na wybaczanie. Kiedy odkrył prawdę Jane próbowała go przebłagać. Niestety.
Odszedł i najbardziej żałował dziewczynki. Przez lata zdążył ją pokochać, gdyż
była naprawdę niezwykła. Odziedziczyła wiele różnych cech. Śledził jej losy
przez ostatnie lata dopóki nie wyjechała. Myślał nawet by zabrać ją ze sobą
kiedy odkrył, że nie jest szczęśliwa w nowym małżeństwie matki. Niestety Jane
nie chciała o tym słyszeć. Ba nawet zabroniła mu kontaktów grożąc policją.
Głównie dlatego się odsunął. Nie potrzebował kłopotów, a nowa rodzina dawała
dużo szczęścia.
- Czego? – Hermiona poczuła dziwny niepokój. Ojciec
spoglądał na nią tak poważnie. Nie umiała określić uczucia jakie czuła w tym
momencie. – Tato? Co takiego mama ukryła przede mną?
- Nie jestem twoim ojcem, Hermiono. – Nie
umiała określić wstrząsu jaki czuła słysząc te słowa. Szok był widoczny na jej
twarzy. Poczuła jak kręci się jej w głowie. Ojciec, ostatnia nadzieja na którą
liczyła. Jego szpik uratowałby jej życie. Niestety. Wszystko wskazywało na to,
że nic już nie pomoże.
- O czym ty mówisz? – Tym razem się
powstrzymała, by powiedzieć słowo tato. Mężczyzna spojrzał na nią współczująco.
Naprawdę cierpiała i chciałby pomóc jej w tej chwili. Kłamstwo matki zniszczyło
życie wielu ludziom. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak wiele zła zrobiła. – Skąd wiedziałeś? Moja magia?
- Po części – przyznał łagodnie. – Kiedy
odkryliśmy, że jesteś inna niż reszta dzieci matka nie wyglądała na zaskoczoną.
Wręcz przeciwnie. Jakby się tego spodziewała. Tylko ja próbowałem poznać
prawdę. Dlatego pojechałem daleko aż na kontynent Ameryki do Devon, gdzie
mieszka moja babka. Ona pomogła zrozumieć mi prawdę. W naszej rodzinie nie
mogło być mowy o magicznej krwi z powodu prastarej klątwy. Opowiedziała mi
historię nieszczęśliwej miłości czarodziejki do mugola. Mężczyzna nigdy nie
zrozumiał kim ona jest. Dlatego dziewczyna w odwecie rzuciła klątwę na naszą
rodzinę, by magia nigdy jej nie skaziła. Nie miałem o tym pojęcia. Kiedy
poznałem prawdę zmusiłem twoją matkę do odpowiedzi. Miotała się między kłamstwem,
a prawdą. W końcu powiedziała o romansie. Ta rozmowa zniszczyła nasze
małżeństwo. Próbowałem jej wybaczyć. W końcu nadal ją kochałem. Niestety nie
umiałem żyć w tym związku. Żałuje tylko iż nie mogłem ciebie zabrać. Może
miałabyś lepsze życie. Słyszałem o twoich przejściach.
- Tato, proszę – Mężczyzna umilkł słysząc
błagalną prośbę z ust młodej kobiety.
Najwyraźniej nie o wszystkim powiedziała temu młodemu dżentelmenowi. – Czy
powiedziała ci kim jest mój ojciec? Może wiesz cokolwiek?
Pokręcił głową bezradnie. Żałował,
że nie może pomóc w tym momencie. Bardzo chciałby to zrobić. I nagle coś mu się
przypomniało. Skrzynia, która dziwnym zrządzeniem losu przyszła do niego. Nie
wiedząc co z nią zrobić ukrył ją na strychu. Przeczytał tylko list. To przeprosiny
żony jakie napisała przed śmiercią. Zniknął na chwilę i wrócił niosąc ciężką
skrzynię. Draco pomógł mu postawić to na stole.
- Może tu będą jakieś odpowiedzi? –
podpowiedział cicho. Hermiona bez nadziei podeszła do skrzyni i podniosła
wieko. Czuła jak serce jej zamiera na znajomy zapach. Matka uwielbiała
jaśminowe perfumy. Niechciane łzy popłynęły po policzkach. Zapach przywołał
wspomnienia o których nie chciała myśleć. Jak za dotknięciem różdżki znalazła
się w przeszłości, która dla niej powinna być zakazana. Przeszłości, która na
zawsze może zmienić jej życie. I nie tylko jej, ale także wielu innych osób w
otoczeniu.
*~*~*
Na zakończenie:
Pisanie tego
rozdziału szło mi dość opornie.
Może po przerwie
jaką sobie zrobiłam? Jednak skoro już wystartowałam w wakacje z prologiem
postanowiłam ciągnąć dalej.
Już sobie
poukładałam co zrobię z Hermioną, a także mam pomysł na III opowiadanie. Jednak
nie umiem pożegnać się ze światem Dramione tak szybko.
Pozdrawiam was
kochani i zapraszam do czytania.
Informacyjnie:
Tytuł opowiadania: „Kaprys losu”
Tytuł rozdziału: 006 „Sekrety losu”
Ilość stron: 11
Ilość słów: 5 644
No @#%*!!! Jeśli ktoś myślał, że taka słodka (kłamstwo!), urocza (też kłamstwo!) i malutka (niestety prawda) osóbka jak ja nie przeklina to mógł się zdziwić. Bardzo. Ale to bardzo. Śmierciożercy? Inny ojciec? Grrrr!!! Jak. Mogłaś. Mi. To. Zdrobić? WHY?! A te oświadczyny? Miałam nadzieję, że to nastąpi, ale JUŻ? Teraz? Now? Ale i tak mi się podobało :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie
Zaskoczyły mnie te zaręczyny :) Fajnie by było gdyby Hermiona znalazła prawdziwego ojca
OdpowiedzUsuńUf, jestem! W końcu znalazłam trochę czasu, by zabrać się za to wspaniałe ff :D
OdpowiedzUsuńJak zwykle pozostawiłaś w moich myślach same dobre doznania i odczucia, no po prostu miodzio! Kurde, na pewno wątek Dramione jest dla mnie tym najważniejszym i najpiękniejszym, dlatego tak namiętnie się wczytuję w te fragmenty i już sobie w głowie układam, jak to się dalej ułoży, jak będzie ślub wyglądał, co będzie z chorobą Hermiony? O matko święta.
Ale nie zapomniałam o innych wątkach! Uwielbiam ten z Ginny i biednym, pokrzywdzonym Harrym, który mam nadzieję, że zostanie uniewinniony ;x No i więcej wątku magii chyba nastąpi, tak mi się wydaje, ale zobaczymy :D
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie <3
http://further-life.blogspot.com/
Już jestem ;)
OdpowiedzUsuńSpiski, elementy zaskoczenia, nadzieje i plany zemsty - czyli to, co w Twojej twórczości najciekawsze.
Draco zdecydował się naprawdę na odważny krok. Jestem pełna podziwu. Nie dziwię się, że Hermiona musiała to przemyśleć. Ostatecznie jednak sądzę, że podjęła dobrą decyzję. Sama mogła nie dać sobie z tym wszystkim rady. Myślę, że w takich momentach uczucie nie jest najważniejsze, tylko wsparcie drugiej osoby. Na miłość przyjdzie pora jak sądzę :)
Zdumiała mnie sprawa jej ojca.
I biedna Ginny! Jestem ciekawa, który z panów ją uratuje. Osobiście kibicuję Blaise'owi. Jest w nim taka nutka tajemnicy.
Pozdrawiam :)
Boże, jak zwykle jestem spóźniona...! No, ale nie o tym teraz mowa. Zaskoczyłaś mnie niesamowicie!!!
OdpowiedzUsuńPierwsza sprawa: oświadczyny Draco, Merlinie, jak ja lubię takie momenty. Oczywiście liczę na to, że Hermiona zgodzi się zostać panią Malfoy. Szkoda tylko, że dzieje się to w tak tragicznych okolicznościach, jakimi jest choroba Miony.
Druga sprawa: porwanie Ginny. Nie wierzę! W dodatku Bellatriks zmartwychwstała. Mam wielką nadzieję, że Harry ją uratuje. Niestety, a może stety kibicuję własnie jemu...! :D Choć wiem, że to i tak nic nie da, no nic: muszę pogodzić się z Blinny ;).
I na koniec: kto do jasnej pogody jest ojcem Hermiony?! Tylko proszę: nie mów, że Lucjusz Malfoy... Tego bym nie zniosła :O.
Oczywiście rozdział bardzo fajny i ciekawy :).
Na koniec przepraszam za tak chaotyczny komentarz, następny będzie już bardziej poskładany.
Pozdrawiam serdecznie!
Charlotte
Ślicznie dziękuję za pełen miłości komentarz <3
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc Dramione mi już trochę wyłazi bokiem, ale jeżeli mnie czymś urzecze, to czytam, a Twoje póki co bardzo mi przypadło do gustu :) W wolnej chwili wpadnę, przeczytam wszystko i naskrobię jakiś bardziej sensowny komentarz :)
Pozdrawiam!
sevfiction.blogspot.com