„Wierzyć
to znaczy ufać, kiedy cudów nie ma”
Kroniki Proroka Codziennego:
Ja wiem po świętach już dość dawno, ale
nie mogłam wcześniej dodać miniaturki. Brała ona udział w konkursie i teraz
postanowiłam ją wam pokazać. Taki mały bonus między rozdziałami. Moja pierwsza
miniaturka w życiu. Liczę iż bardzo wam przypadnie do gustu. Pozdrawiam
serdecznie i zapraszam do czytania.
*~*~*
Nadszedł czas świąt.
Pierwsze takie święta po trudnym
zwycięstwie. Pierwsze święta po stracie bliskich. Hermiona ze smutkiem otarła
łzę płynącą do oka. Myślała, że wylała już ich dość. Jednak nie. Wciąż płakała
i za każdym razem było coraz trudniej. A przecież miało wyglądać zupełnie
inaczej. Miała być szczęśliwa. Mieli poważne plany. Najpierw ślub, później
dzieci a na końcu prawdziwa rodzina. Swoich rodziców straciła bardzo wcześnie. Oboje
zginęli zamordowani z rąk lorda Voldemorta kiedy ona przebywała w czasie misji
z Harr’ym i Ronem. Gdy się o tym dowiedziała było już za późno. Znalazła
zniszczony dom i dwa zwęglone ciała. Nie mieli szans na przeżycie. To obudziło
w niej chęć zemsty. Długo nienawidziła wszystko co było związane z tą wojną.
Zwłaszcza Harry’ego. Uważała iż gdyby nigdy go nie poznała złe nie wydarzyłoby
się. Nie chciała mu więcej pomagać. Pragnęła walczyć sama, jednak Ron jej na to
nie pozwolił. Nie mówił nic, nie oceniał czynów. Po prostu był. On również
kogoś stracił. Melinda Brown wraz z rodziną została zamordowana na samym
początku wielkiej wojny. Połączyła ich wspólna żałoba. I kiedy myśleli, że
śmierci już dosyć ona o nich nie zapomniała. Czemu ona miała tak wiele szczęścia,
że przeżyła? Przecież kilka razy była bliska końca. Tamtego koszmarnego dnia
gdy zostali złapani przez Śmieciożerców. Uratował ich Draco Malfoy, który
niespodziewanie postanowił im pomagać. Oczywiście z początku mu nie ufali, ale
bardzo się wykazał. Długo nie mógł sobie wybaczyć śmierci Rona Weasleya i
obwiniał się o to. Hermiona również. Zwłaszcza iż na dzień przed śmiercią dała
się ponieść emocjom i uległa czarowi jednego blondyna. Grzeszna tajemnica spała
teraz smacznie w łóżku, a wszyscy uważali iż jest dzieckiem Rona. Nikogo nie
wyprowadzała z błędu. Zwłaszcza państwa Weasley, którzy tak wiele stracili.
Współczuła im bardzo. Najpierw odszedł Fred, a później zaraz po nim Ron. Pan
Weasley nigdy nie był już taki sam jak kiedyś. Westchnęła ze smutkiem i
spojrzała na znajomy pokój. Wróciła do Hogwartu z synkiem i dostała własny
pokój dzięki pomocy nowej dyrektor McGonagall. Zamierzała dokończyć naukę za
wszelką cenę. Chciała w przyszłości zacząć pracę w Ministerstwie Magii. Być
kimś. Przyszłość małego synka Lucasa Jamesa Weasleya. Tak. By uczcić pamięć
Rona dała mu jego nazwisko.
-
Hermiono, jesteś tu? – drgnęła i odwróciła głowę kiedy zobaczyła uśmiechniętą
twarz Luny. Przyjaciółka postanowiła wrócić razem z nią, by móc później
poprowadzić Żonglera. Obydwie miały swoje plany związane ze światem magii. Luna
niewiele się zmieniła. Po za tym iż od roku była związana ku zaskoczeniu
wszystkich z Theodorem Nott’em. Ten niespodziewany związek zaskoczył
wszystkich, ale okazał się być naprawdę szczęśliwi. – Mam dla ciebie przesyłkę
od Ginny Weasley!
Hermiona skinęła głową. Przyjaciółka była
już pół roku po ślubie i spodziewała się pierwszego dziecka. Początki nie
należały do zbyt łatwych. Zwłaszcza dla Harry’ego. Kolejny przykład
szczęśliwych wydarzeń.
- Dziękuje
– powiedziała tylko odbierając kopertę. Luna zrozumiała bez słowa opuściwszy
pokój. Hermiona nie lubiła towarzystwa. Bywały takie chwile iż najchętniej
spędzała czas sama ze swoim synkiem. List od Ginny okazał się być zaskoczeniem.
Owszem pisywały do siebie, ale od jakiegoś czasu coraz rzadziej. Niecierpliwie
rozerwała kopertę nie robiąc tego zbyt delikatnie.
Droga Hermiono.
Wybacz iż od dłuższego czasu nie dawałam
tobie znaku życia. Miałam jednak trochę problemów ze zdrowiem. Nie znoszę ciąży
najlepiej i przebywałam u św.Munga. Jednak na święta mogę wrócić do domu. Matka
chciałaby zebrać wszystkich bliskich przy sobie i dlatego prosi byś przybyła
wraz z Lucasem. Będziemy cię oczekiwać nawet bez wcześniejszych informacji.
Ucałuj mojego chrześniaka.
Pozdrawiam Ginny Weasley Potter.
p.s. Wciąż nie mogę przyzwyczaić się do
nowego nazwiska.
Hermiona ze śmiechem czytała list od przyjaciółki. Trochę ją
zaskoczyła. Czy powinna przyjechać? Dawać im nadzieję? W końcu kiedyś mały
Lucas dorośnie i pokaże do kogo jest podobny. Zadrżała na samą myśl o skandalu
jaki mógł się wydarzyć. Jednak nie mogła odmówić. W te pierwsze święta nie
chciała być sama. Pragnęła być z rodziną. A Weasleyowie nią właśnie byli. Bez
względu na wszystko.
*~*~*
-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
Zapytał Harry, Ginny pół godziny temu, gdy
przedstawiła mu swój plan. Już od dawna podejrzewała tajemnicę Hermiony. Nigdy
o tym otwarcie nie rozmawiała gdyż bała się poruszyć ten temat. W obecnej
sytuacji tak było najlepiej, ale nadszedł czas by przerwać sieć kłamstw. Mały
Lucas powinien mieć ojca, a ten który mógłby nim być nie żył. Był jednak ktoś,
kto nadawałby się na to miano idealnie. Dlatego właśnie na dzień przed wigilią
zjawiła się przed Malfoy Manor. Ponura rezydencja czasy świetlności dawno już
miała za sobą. Lucjusz nie żył a Narcyza nie chciała mieszkać w tym domu. Jego
jedynym właścicielem pozostawał Draco Malfoy. Krył się w cieniu i praktycznie
nie wychodził z domu. Mówiono o nim różne rzeczy, ale Ginny nie wierzyła w ani
jedną historię. Teraz miała sama go zobaczyć. Trochę się bała. Zwłaszcza, że
nie widziała go od tak dawna, ale nie zamierzała się wycofywać. Chciała pomóc
przyjaciołom i tylko w ten sposób mogła to zrobić.
- Co
tu robisz? – zapytał chłodno na jej widok. Wzdrygnęła się widząc jaki był
zaniedbany i ponury. Broda porastała większą część twarzy, ale nie stracił
swojego uroku. Wciąż pozostawał przystojny, chociaż trochę osobliwy.
-
Pomyślałam, że chciałbyś poznać swojego syna – odparła z mostu przedstawiając
mu zdjęcie uśmiechniętego chłopca. Poczuł dziwną gulę w gardle. Od dłuższego
czasu stracił poczucie własnej wartości. Widząc efekty okrucieństwa swojej
rodziny zaszył się we własnym domu. Najczęściej pił i przekazywał pieniądze
potrzebującym. Niespodziewane przybycie Ginny wytrąciło go z równowagi. Owszem
wielokrotnie myślał o tamtej nocy z Hermioną. Połączyła ich wspólna rozpacz i
dawno skrywana namiętność. A teraz odkrył, że ma syna.
- Jak
to możliwe? – wykrztusił oszołomiony. Ginny pokręciła głową.
- Chyba
nie muszę ci mówić skąd biorą się dzieci? – parsknęła śmiechem rozbawiona.
Draco poczuł jak lekki rumieniec pojawia się na policzkach. – Moja rodzina
urządza święta w tym roku. Pierwsze po wojnie. Będzie czas na wspomnienia,
jedzenie i opłakiwanie bliskich. Mogę cię zapewnić iż jesteś mile widziany.
- Na
pewno? – spytał nieprzekonany. Przecież nie uratował Rona. Próbował zdążyć, ale
nie dał rady. Wciąż obwiniał siebie o jego śmierć.
-
Tak. – Ginny uśmiechnęła się ciepło biorąc go za rękę. Poczuł dziwny spokój.
Jakby od dawna go nie zaznał. – Jesteś członkiem rodziny Draco, a każdy członek
jest mile widziany.
Kiedy zniknęła długo wpatrywał się w
przestrzeń. Ginny miała rację. Te święta będą wyjątkowe, a on nie będzie już
sam. Miał syna. I zamierzał przekonać jego matkę, że będzie dobrym mężem.
Cokolwiek miało to dla niego oznaczać.
*~*~*
W Norze panował istny bałagan.
Hermiona przybyła w dzień wigilii. Środek
Sajgonu jaki panował mocno ją oszołomił. Musiała minąć chwila nim dotarła do
siebie. Molly Weasley z czułością ściskała swojego
„wnuka”. Wyglądała przy tym na szczęśliwą. Artur wsparty na lasce tłumaczył coś Harry’emu. George pojawił się z Angeliną i ich małym dzieckiem. Oboje teraz pomagali Ginny ubierać dużą choinkę. W powietrzu czuć było zapach aromatycznych potraw. Od zawsze uwielbiała święta. Pamiętała jak z rodzicami celebrowali ten dzień. Najpierw od rana gotowały z mamą. Później jedli aromatyczną kolację wigilijną i dzielili się prezentami. Wszystko po to by wieczorem pójść pasterkę. Rodzina Hermiony należała do bardzo wierzących. Ona sama kiedy tylko została czarownicą zmieniła trochę podejście w wiarę. Owszem wciąż podlegała Bogu, ale zmieniło się jej nieco myślenie.
„wnuka”. Wyglądała przy tym na szczęśliwą. Artur wsparty na lasce tłumaczył coś Harry’emu. George pojawił się z Angeliną i ich małym dzieckiem. Oboje teraz pomagali Ginny ubierać dużą choinkę. W powietrzu czuć było zapach aromatycznych potraw. Od zawsze uwielbiała święta. Pamiętała jak z rodzicami celebrowali ten dzień. Najpierw od rana gotowały z mamą. Później jedli aromatyczną kolację wigilijną i dzielili się prezentami. Wszystko po to by wieczorem pójść pasterkę. Rodzina Hermiony należała do bardzo wierzących. Ona sama kiedy tylko została czarownicą zmieniła trochę podejście w wiarę. Owszem wciąż podlegała Bogu, ale zmieniło się jej nieco myślenie.
-
Wspaniale, że jednak jesteś! – Ginny ciepło uściskała dziewczynę. Z okrągłym
brzuchem wyglądała naprawdę pięknie. Wręcz promieniała radością i szczęściem.
Harry tak samo. Czasami widziała tajemniczy smutek w jego oczach, ale coraz
częściej się uśmiechał. Powoli wracał dawny Harry Potter jakiego wszyscy
lubili.
- Nie
mogłam odmówić – przyznała z zadowoleniem. W tym momencie podszedł do nich
Harry. We dwójkę wyszli na zewnątrz. Panował lekki chłód, ale nie przeszkadzało
im to.
-
Pamiętasz jak godzinami siadaliśmy na wzgórzu i obserwowaliśmy święta? –
spytała Hermiona ze smutkiem w głosie. – Byliśmy wówczas we trójkę. Nic nie
mogło nas rozdzielić. Wtedy wierzyliśmy, że możemy wszystko.
- To
prawda – westchnął cicho Harry. Przed jego oczami stanęła drastyczna scena w
Hogwarcie. Widział Rona stojącego na schodach. Był blady i przerażony. Gdzieś z
oddali dostrzegł Draco Malfoya. Usiłował przedostać się do nich. Krzyczał coś,
ale go nie słyszeli. A potem nastąpiła pauza. Jak w zwolnionym tępię zobaczyli
upadającego Rudzielca. Jego oczy pozostały martwe. Nie zapomni tego widoku
chyba już nigdy. – Ja powinienem umrzeć tamtego dnia – wyrzucił z siebie te
słowa. Myślał o nich od dawna, ale wypowiedział je po raz pierwszy. Hermiona
zaskoczona spojrzała na niego. Nie spodziewała się takich brutalnych słów
prawdy. Harry naprawdę tak myślał. Mimo szczęścia jakie go spotkało uważał, że
nie zasługuje na nie.
-
Przeżyłeś bo tak miało być – powiedziała cicho mając nadzieję iż jej słowa
dotrą do niego. – Zdecydowało przeznaczenie. Nigdy nie zrozumiem jego celu, ale
takie ono jest. Ktoś musi umrzeć, by inna osoba mogła żyć. Twoje dziecko pod
sercem Ginny jest tego dowodem. Żyjesz dla niego. Musisz zostać ojcem i pokazać
mu świat.
- Ron
też miał dziecko. Umarł nawet o tym nie wiedząc – szepnął, a Hermiona
westchnęła. Ta tajemnica coraz bardziej ciążyła. Już miała mu odpowiedzieć, gdy
zostali zawołani na posiłek. Miała zamiar powiedzieć mu prawdę. Bez względu jak
zareaguje. Może pomoże ona pogodzić mu się z przeszłością.
-
Siadajcie dzieciaki! – zawołała na ich widok pani Weasley. Żywiołowa i
energiczna pospiesznie machała różdżką by różne dania pojawiały się na stole.
Hermiona nie miała pojęcia od czego zacząć. Ostatecznie zdecydowała się na
barszcz czerwony z uszkami i pierogi. Coś pysznego dla niej. Już sięgnęła po
widelec, gdy ktoś zapukał po drzwi. Niespodziewany gość zaskoczył wszystkich.
Na progu bowiem stał Draco Malfoy z wielkim, włochatym misiem w rękach. W tym
momencie po raz pierwszy w życiu Hermiona zemdlała.
*~*~*
-Już się bałem, że nigdy nie otworzysz oczu.
Powiedział Draco, kiedy Hermiona ocknęła
się. Miała mętlik w głowie. Nie siedziała już przy stole, a leżała w łóżku.
Jęknęła cicho wyraźnie zawstydzona swoim zachowaniem. Nie pomyliła się. To był
jednak on. Draco Malfoy. Wyglądał o wiele lepiej niż gdy widziała go ostatnim
razem. Czasami wracała do tamtej szalonej chwili gdy kochali się namiętnie.
Zmieniła ona na zawsze Draco Malfoya. Owszem miewał różne kobiety przez ten
rok, ale z żadną nie przeżył tego co właśnie z Granger. Nie umiał tego opisać.
Mimo wielu uprzedzeń jakich długo nie mógł pokonać. Ta namiętność przyszła
sama. I wbrew sobie czuł to samo znowu. Ze zdwojoną siłą. Zwłaszcza, gdy
Granger wyglądała tak kusząco, elegancko. Z trudem opanował swoje emocje.
-
Chyba zemdlałam – wymamrotała oszołomiona. – Nigdy mi się to nie zdarzyło.
-
Och, doprawdy? – prychnął Draco. Oboje wiedzieli o czym myślał. O tamtej nocy przed. Osłabiona wydarzeniami i emocjami
straciła przytomność padając prosto w jego ramiona. Na samą myśl zarumieniła
się nieco. – Wiesz, że powinniśmy o tym porozmawiać? Ginny mi powiedziała.
Lucas jest moim synem, prawda? Chciałaś to ukryć przede mną?
- Nie
myślałam iż myślisz o mnie na poważnie – powiedziała szczerze. – Tamta noc
miała być tylko jednorazowa. Połączyło nas pożądanie, które w końcu znalazło
swoje ujście.
-
Naprawdę tak sądzisz? – Draco poczuł się urażony jej słowami, ale trochę ją
rozumiał. Nie pokazywał wcale by mogła myśleć inaczej. Jednak myśl o dziecku
napawała go dumą i przerażeniem. Pragnął być ojcem. Pokazać, że bez względu
jaki miał przykład może być dobrym człowiekiem. – Ja wiem. Nie od razu może być
kolorowo. Czasami nam się nie uda. Jednak będę się starał. Mogę zostać niezłym
mężem i ojcem. Jeśli tylko mnie przyjmiesz.
-
Słucham? – wykrztusiła oszołomiona. Czy dobrze zrozumiała. Tu, w Norze
Weasleyów Draco Malfoy oświadczał się jej. Był przy tym taki szczery i poważny.
– Naprawdę tego chcesz? Stworzyć ze mną rodzinę?
- Tak
– powiedział miękko. Przez cały czas nie odwracał od niej swego wzroku. – Nie
obiecuje ci dozgonnej miłości. Może przyjdzie ona z czasem. Wiem, że nie jesteś
mi obojętna. Przez cały rok w innych kobietach szukałem ciebie. Teraz to
rozumiem. Czy jesteś gotowa dać mi szansę? Spróbować jak nam wyjdzie?
Miała wielką chęć odmówić, ale pokusa
powiedzenia „tak” okazała się być silniejsza. Draco od początku mówił szczerze.
Nie będzie im łatwo, ale życie nie jest usłane różami. Każdy to wie. Jednak
jeśli się postarają mogli wspólnie zbudować coś naprawdę pięknego.
-
Wyjdę za ciebie – mówiła cicho, ale wyraźnie. Draco delikatnie ujął ją za rękę.
Był przygotowany. Pierścionek wziął wcześniej od Narcyzy. Nałożył go na palec
dziewczyny i wspólnie wyszli do salonu na dole. Weasleye siedząc w kupie
śpiewali kolędy. Dołączył do nich nawet Percy ze swoją dziewczyną Penelopą
Bill. Widok Draco i Hermiony nikogo nie zaskoczył. Powiadomieni wcześniej przez
Ginn przyjęli go do grona jak równego sobie. Pan Weasley zapalił choinkę, która
świeciła jasnym blaskiem. George sięgnął po gitarę. Draco odruchowo chwycił
Hermionę za rękę i ścisnął ją mocno. Granger miała wrażenie, że są obserwowani
przez bliskich którzy odeszli. Mimo że ich nie było na zawsze pozostaną w ich
sercu. Życie biegło dalej do przodu, nawet bez ich udziału. W tym wyjątkowym
momencie Hermiona uwierzyła w cuda świąt. One się zdarzają. Każdego dnia coraz
częściej. I cokolwiek się nie wydarzy tu w Norze zawsze znajdą swój dom. Co
roku na święta w tym samym lub większym gronie. Byli rodziną. I nic ani nikt na
świecie tego nie zmieni. Po raz pierwszy od dawna znalazła swój dom.
Koniec!! !!
Na zakończenie:
Osobiście mi się podobało, a wam? Może nie
jest cudowna jak większość publikowanych na blogu, ale robi miłe wrażenie. Przynajmniej
mi się przyjemnie czytało. Jestem ciekawa waszych opinii. Komentujcie i
piszcie. A taki krótki gdyż nie wiedziałam jak właściwie go pokazać. Bonus nie
ma nic wspólnego z obecną historią. O czym sami mieliście okazje przeczytać. I
zapraszam wkrótce na nowy rozdział!
Ja się tak nie bawię... Jak ja mogłam tak długo odkładać przeczytanie go. Aż dwa dni. Nie dopuszczalne.
OdpowiedzUsuńOj tą miniaturką ugodziłaś mnie prosto w moje biedniutkie serduszko.
Malfoy z brodą. Moja wyobraźnia zaczeła działać.
Śmierć Rona biedni Weslayowie. Przebiegła Giny. Ona zawsze widzi coś czego inni nie widzą chodź to stwierdzenie bardziej pasuje do Luny. No cóż ale to dzięki Giny w końcu Dracko oświadczył się Hermionie i to gdzie w norze. I ona się zgodziła. O jej.
Luna z Nott'em musiałam szczękę pozbierać z podłogi z wrażenia.
Też bym chciała pisać w tak ciekawy sposób jak ty. Wciągający.
Bardzo ładna miniaturka, taka ciepła i niespodziewana, mimo że faktycznie Święta już za nami ^^ Lubię taki powojenny klimat.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się motyw, że Draco chciał uratować Rona - swojego poniekąd rywala - ale nie zdążył. Dziwię się tylko, że Ginny tak ochoczo przyszła do Malfoya, choć wiedziała, że Hermiona zdradziła z nim jej brata. Mimo wszystko zakończenie było szczęśliwe. Miło o takim czymś poczytać :)