„Los czasem rozdziela bliskich sobie
ludzi,
żeby uświadomić im, ile dla siebie
znaczą.”
Moi kochani!
Rozdział z okazji Walentynek. Dla wszystkich osób nie ważne czy jesteście sami czy z kimś. Aby ten dzień przyniósł wam dużo szczęścia i radości.
Rozdział z okazji Walentynek. Dla wszystkich osób nie ważne czy jesteście sami czy z kimś. Aby ten dzień przyniósł wam dużo szczęścia i radości.
Kroniki Proroka Codziennego 012:
Święta, święta i po świętach. Rety czy dla was też tak szybko leci ten
czas? Normalnie nie nadążam. To jest zdecydowanie za szybko dla mnie. A zaraz
będą kolejne. Zdecydowanie wolałabym go zatrzymać. Czasami uważam, że te 24
godziny jakie są nam dane to zdecydowanie za mało. Też tak macie? Chcielibyście
więcej i więcej? Więcej zrobić, więcej pisać. Ostatnio pracuje nad powieścią
historyczną. Żadnego świata magii. Zobaczymy co z tego będzie. Tymczasem
zapraszam na kolejny rozdział. Zapraszam do czytania!
*~*~*
Hermiona
powoli otworzyła oczy.
Rozpoznała swój pokój w domu Dracona. Ostatnie dni spędziła
w szpitalu na badaniach. Wykonano specjalistyczne zaklęcia mające utrzymać jej
ciało w świetnej formie. Nie było to łatwe. Przez porwanie Wiktora jej leczenie
zostało przerwane. Teraz musiała wrócić do niego i liczyć na pomoc ojca. Draco
nic nie mówił, ale może miał jakieś niespodzianki dla niej? Kiedy sprowadził ją
do domu wydawał się unikać jej
towarzystwa. Nie miała pojęcia dlaczego. Ostatecznie nic złego nie zrobiła.
Sama okazała się być nieuważna i wpadła w kłopoty. Nie podejrzewała, że Wiktor będzie
taki sprytny. Złapał ją i uwięził. Miała naprawdę wiele szczęścia. Teraz
spędzała każdą chwile z synkiem. Wyniki badań nie były najlepsze. Dany dzień
mógł być tym ostatnim. Naprawdę się starała nie myśleć o tym. Cieszyła się
wszystkim, jednak zmartwienia i ból powracały. Pragnęła żyć. Obserwować jak syn
rośnie, zdobywa nowe doświadczenia. Nie ma nic piękniejszego dla matki niż
obserwowanie dorastającego syna. Chciałaby uczestniczyć w każdej jego chwili.
Właśnie sprzątała zabawki chłopca, gdy przyszła pani Adelajda.
- Pomyślałam,
że może zjedlibyście wspólnie kolacje – stwierdziła cicho. Doskonale widziała
co dzieje się w domu, ale nie komentowała tego. Dobrze poznała kulisy swojej
pracy i wiedziała, że nie powinna się wtrącać do życia państwa. Jednak zależało
jej na szczęściu tych ludzi. Draco i Hermionę zdążyła pokochać jak własną
rodzinę. Chciałaby by byli szczęśliwi, ale to chyba nie będzie możliwe.
Przynajmniej na razie.
- Draco miał
dzisiaj jakieś spotkanie – powiedziała niepewnie Hermiona. W głębi duszy z miłą
chęcią zjadłaby z nim kolacje, ale chyba nie miałaby na co liczyć. Jednak
uśmiech pani Adelajdy nie potwierdził jej wizji.
- Jest w domu
i myślał o tym samym, ale chyba nie miał odwagi zaproponować – wyznała pani
Adelajda. Hermiona uznała, że taka kolacja będzie naprawdę dobrym pomysłem.
Wybrała jedną z eleganckich sukienek jakie miała. Jakoś tego wieczoru chciała
wyglądać bardzo wyjątkowo. Twarz podkreśliła delikatnym makijażem. Włosy
pozostawiła luźno rozpuszczone. Ta burza loków na głowie nigdy nie chciała się
ułożyć. Na koniec skropiła się delikatnie jaśminowym zapachem. Tym razem
kolacja miała wyglądać zupełnie inaczej niż ostatnia. Pani Adelajda obiecała
zająć się chłopcem dlatego mieli trochę czasu dla siebie. Kiedy zeszła na dół
Draco zapalał właśnie świece. Jadalnia przypominała uroczą restauracje. Nie
zabrakło również płynącej z oddali romantycznej muzyki, a w wazonie widniały
czerwone kwiaty.
- Przepraszam,
że ostatnio cię tak olewałem – wyznał cicho. – Jednak miałem sporo roboty.
Poszukiwania twojego ojca zajmują sporo czasu. Już nie mam pojęcia gdzie
zacząć.
- Nie
zaangażowałeś „Cienia” do roboty? – zapytała siadając przy stole. Draco odkrył
przed nią talerz z jedzeniem. Był to smażony makaron z warzywami i kurczakiem.
Jej ulubione danie. W ogóle makaron Hermiona uwielbiała w każdej postaci. Od
razu poczuła burczenie w brzuchu. Tego dnia bawiąc się z synkiem zupełnie
zapomniała o jedzeniu.
- Muszę ci coś
wyznać – odparł niepewnie. Już od dawna o tym myślał. Nie chciał tajemnic
między nimi. Hermiona nie ufała doprowadzając się do niebezpiecznej sytuacji.
Miała naprawdę wiele szczęścia. Te dwa tygodnie, gdy nie wiedział gdzie jest
doprowadziły go do siwych włosów. Był pewien, że gdyby coś jej się stało ciężko
byłoby mu przetrwać. Im dłużej z nią mieszkał tym bardziej przyzwyczajał się do
niej. Z czasem odkrył też jak bardzo jest mu bliska, a może nawet coś więcej?
Nie miał pojęcia. Ostatnio coraz częściej przyłapywał się na myślach o niej.
Naprawdę mu na niej zależało.
Hermiona spojrzała z zaskoczeniem na niego. wyczuwała
napięcie między nimi. Coś zdecydowanie wisiało w powietrzu. To dziwne napięcie.
Zauważyła zmianę w Draconie i zmartwienie na twarzy mężczyzny.
- Ja jestem Cieniem – wyznał ku szokowi dziewczyny.
Nagle przed jej oczami stanęły różne sceny kiedy spotykała Cienia. Najpierw w
Hogwarcie. Parę razy uratował ją, później kiedy uciekła z Harry’m i Ronem.
Nawet wtedy przed Willem. Był obrońcą i sprzymierzeńcem podczas, gdy Draco
Malfoy jawił się jako wróg publiczny numer jeden. Zrozumiała jak źle go
oceniła. Miał swoje tajemnice i ryzykował życie dla wielu ludzi. Nie sądziła iż
kiedykolwiek pozna sekret Cienia. Z początku myślała iż jest nim Harry. Jednak
przeznaczenie pokazało jak bardzo się myliła. – Powiedz coś – poprosił kiedy
milczenie się przeciągało.
- Nie wiem co
powiedzieć – szepnęła ściszonym głosem. Jego wyzwanie poruszyło nią. Gdzieś
głęboko obudziło ukrytą nutę. – Byłeś moim opiekunem. Przez prawie cały czas
czuwałeś nade mną. Dlaczego?
- Nie wiem –
przyznał szczerze. – Nigdy tego nie zrozumiałem. Astoria za życia zarzuciła mi
zbytnie zainteresowanie twoją osobą. W Hogwarcie nie kryła swojej zazdrości. To
było dziwne. Zwłaszcza, że sam tego nie rozumiałem. Nie masz pojęcia jak bardzo
wywierałaś wrażenie. Tą swoją wyniosłością, dobrocią i skromnością. Nic
dziwnego, że nawet Will oszalał na twoim punkcie.
- Inaczej bym
to nazwała – prychnęła z lekką pogardą. Draco zrozumiał aluzje. Will skrzywdził
wiele kobiet jednak żadnej nie pożądał tak bardzo jak jej. Gdyby zabrał się do
tego inaczej miałby szansę na zmianę. Nie wiedział i już się o tym nie
przekona. Często myślał o swoim bracie. I żałował, że nie umiał zbliżyć się do
niego. jednak nie cofną czasu. Los nie da im drugiej szansy. Musiał brać to co
ma przed sobą i cieszyć się z każdej
chwili. – Nie mówmy o tym Draconie. Bez względu na wszystko Jammie jest
prawdziwym darem. Kocham go nad życie i dziękuje za wszystkie chwile w których
uratowałeś moje życie. Bez ciebie już dawno mnie tu nie było.
Naprawdę tak myślała. Dopiero teraz zrozumiała jak
wiele mu zawdzięczała. I jeszcze na koniec chciał z nią wziąć ślub. W jakiś
sposób lubił ją tylko nie umiał tego okazać. Nie wiedziała kiedy wykonała
pierwszy krok. Zrobiła to sama z siebie. Tak po prostu. Wstała, on uczynił to
samo. Zbliżyła się do niego. Delikatnie dotknęła jego ust. Najpierw ostrożnie,
później zamieniła pocałunek w gęstwinę uczuć. Nie umiała nad tym zapanować,
nawet nie chciała. Pozwalała poddać się emocjom. Jej drżące ręce powoli
zaczynały zdzierać z niego ubrania. Niedbale rozpinała guziki by niecierpliwie
zdjąć z niego koszulkę. Kiedy dotknęła nagiego torsu wyczuła jaki był gorący.
Drżał pod tym dotykiem, ale nie pospieszał. Pozwalał by działała, a ona żądna
wiedzy brnęła dalej. Niewiele wiedziała o pożądaniu. Do tej pory seks kojarzył
jej się z bólem. Teraz jednak miało być inaczej. Czuła ciepło rodzące się
gdzieś w środku. Pragnęła Dracona. O wiele bardziej niż ostatnio i tym razem
nie zamierzała uciekać. Nie robiła nic na siłę. Działała powoli, spontanicznie.
Rozpięła pasek i zsunęła spodnie. Widziała pulsującą pod majtkami męskość. Nie
wystraszyła się. Wręcz przeciwnie. Brnęła dalej.
- Pozwól, że
teraz moja kolej – szepnął równie podniecony Draco. Zaczął delikatnie pieścić
ciało. Najpierw przez ubranie, później pozwolił sobie ściągnąć z niej sukienkę.
Wyglądała pięknie. Miała nieco pełniejsze, dojrzałe ciało. Podobała mu się i
podniecała go bardzo. Od dawna nie czuł takiego pociągu do żadnej dziewczyny. –
Dzisiaj mi nie uciekniesz.
- Nie mam takiego zamiaru – wyszeptała
poruszona. Naprawdę tego chciała. Przenieśli się do pokoju, gdzie wśród
zburzonej pościeli Draco kontynuował swoje dzieło. Językiem, rękami poznawał
ciało dziewczyny. Docierał do najbardziej wrażliwych części. Cicho pojękiwała
wypowiadając jego imię. Pragnęła czegoś co tylko on mógł jej dać. Doskonale o
tym wiedział, ale zamierzał dać o wiele więcej. Tym razem miała być cała dla
niego. Językiem błądził po niemal idealnym ciele. Lubił jej smak. Chciał
jeszcze więcej. Delikatnie rozsunął nogi dziewczyny i pozwolił zagłębić się w
delikatnym płatku kobiecości. Ciało Hermiony wygięło się w łuk. Nie sądziła, że
rozkosz może być tak niewyobrażalna. To co wyprawiał z nią Draco było wręcz
niemoralne, ale nie dbała na to. Pozwalała by bawił się jej kobiecością, ssał
piersi i doprowadzał do szaleńczego orgazmu. Wszystko by zalewała ją fala
niesamowitej rozkoszy. Był gotów, ona również. Delikatnie wsunął się w nią aż jęknęła.
Z początku zdobywał ją powoli, małymi ruchami. To ona przynagliła by
przyspieszył. Zaczęła instynktownie odpowiadać na jego ruchy. Wzajemnie
osiągali spełnienie.
Hermiona jeszcze nigdy nie przeżyła czegoś tak
pięknego. Draco pokazał jej jak bardzo może być niesamowity seks. Dał drugą
szansę na prawdziwy seks. Długo leżała i wspominała tę magiczną chwilę. I
wiedziała, że prędko o tym nie zapomni. Nawet jeśli później będzie miliony
takich okazji ten pierwszy zawsze będzie magiczny i niepowtarzalny. To dla niej
tak naprawdę pierwszy raz w którym poczuła się jak prawdziwa kobieta.
Potrzebowała tego. Te niesamowite uczucia, emocje jakie im towarzyszyły. Draco
spał, a ona czuła się wspaniale. Czy to wystarczyło by przeżyć jedną z
najpiękniejszych chwil w swoim życiu? Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Seks mógł
być prawdziwą przyjemnością. Draco pokazał jej jak bardzo. Wiedziała jednak, że
nie z każdym mężczyzną odebrałaby te niezwykłe uczucie. Jakimś dziwnym
wypadkiem to Draco został tym wyjątkowym. Jedynym, którego potrzebowała. I
miała nadzieję, że dostanie od losu szansę na to by w końcu być szczęśliwą.
*~*~*
Ginny
miała wyrzuty sumienia.
Nie powinna ich mieć a jednak nie opuszczały ją. Od
kiedy tylko obserwowała Zabiniego jak ćwiczył taniec z grupką dziewczyn nie
mogła przestać myśleć o ich wspólnej nocy. Naprawdę się kochali? Nie powinna tego robić
Harry’emu. Chłopak liczył na nią. Ufał jej. A ona go zdradziła. Poczuła
wpływające na nią wyrzuty sumienia. Czy powinna kochać Blei’sa? Przecież już
raz się nauczyła na własnych błędach. Zabini wyjechał i zostawił ją. Wciąż były
między nimi jakieś niewyjaśnione sprawy o których nie umiała zapomnieć. Chciałaby
z nim porozmawiać, ale nie potrafiła zacząć tematu. W ogóle unikał ją od tamtej
nocy. Jakby specjalnie nie chciał z nią rozmawiać. Dlaczego? Przecież nic mu
nie zrobiła. Oboje tego chcieli. To miał być tylko seks. A jednak dla niej to
było coś więcej. Coś o czym nie umiała tak po prostu zapomnieć. I wczoraj
wieczorem przyszła sowa od Harry’ego. Chciał się z nią spotkać. Powinna to
zrobić. Mieli sobie wiele do wyjaśnienia. Czuła, że nie mogłaby być z nim
szczęśliwa jeśli kocha innego. Bo tak właśnie było. To miłość której nie mogła
zapomnieć i nie potrafiła. Chyba czas dorosnąć i podjąć bardzo ważną decyzję.
Oczywiście tok myślenia był słuszny, ale czy da radę mu podołać? Zwykle
uciekała lub unikała kłopoty. Tym razem musiała stawić im czoła. Chyba po raz
pierwszy w życiu.
- Przepraszam
pani Weasley – drgnęła gdy usłyszała swoje nazwisko. Odwróciła się i zobaczyła
przez sobą Corie. Wyglądała na wystraszoną. Na twarzy widniał wielki siniak, a
z nosa ciekła krew. Zupełnie jakby ją ktoś mocno poturbował. – Powiedziała pani, że może nam pomóc jeśli
będziemy mieli kłopoty.
- To prawda –
przytaknęła poważnie. – Co się dzieje?
- Kilka
tygodni temu zrobiłyśmy coś bardzo złego. Profesor McGonagall ostrzegała nas by
nie igrać z duchami, ale sądziłyśmy, że będzie to dobra zabawa. Takie oderwanie
od rzeczywistości i chyba przywołałyśmy kogoś, kogo nie trzeba. Próbowałyśmy
rozmawiać z duchami zamkowymi, ale są na nas złe i wyraźnie unikają okazji by
nam pomóc. Wczoraj duchy znów zaatakowały, a właściwie jeden duch. Bardzo
niebezpieczny.
Corie nie kryła swojego przerażenia. Do Ginn dotarło,
że musi im pomóc. Zabawy z duchami nigdy nie należały do bezpiecznych.
Przypomniała sobie swoją sytuację z czasów szkolnych. Chodziła wówczas do
siódmej klasy. Była zbuntowana, tęskniła za Harr’ym który namówił ją na
kontynuacje nauki by później mogli rozpocząć wspólne życie. Niestety. Nie wszystko poszło zbyt dobrze.
Ponieważ zdesperowana po stracie dziecka pragnęła znaleźć ukojenie związała się
z wyjątkowo niebezpiecznym stowarzyszeniem jakie zaistniało po porażce
Voldemorta. Nazywali siebie „Nocni Łowcy”. Szukali przygód, dramatycznych
sytuacji. Ginny to fascynowało. Do pewnego momentu, gdy bawili się w
wywoływanie duchów. Ich przewodniczący Brandon Slade rozpoczął cały seans.
Później duch parę razy go prześladował. Oboje. Gdyby nie pomoc źle by się to
skończyło. Sam Brandon nigdy nie został odnaleziony. Nie wiedziała co się z nim
stało, a Harry nie pytał.
- Kiedy was
zaatakował po raz pierwszy? – zapytała? Znalazły zaciszne miejsce w bibliotece.
O tej porze większość uczniów przebywała na dworze korzystając z ciepłych dni.
Miały szczęście, że mogły spokojnie porozmawiać.
- Kilka
tygodni temu – wyznała szczerze. Ginny policzyła w myślach. Dokładnie wówczas
zamordowano syna burmistrza. Czemu o tym pomyślała? Nie miała zielonego
pojęcia. Jakoś tak przyszło jej do głowy. Szybko jednak odrzuciła tę
niedorzeczną myśl. – Duch ciągle powtarza, że chcę zemsty. Wyrównania rachunków
Nie mamy pojęcia o co chodzi. Swoimi atakami chyba chce nam coś pokazać.
- Mam pomysł tylko porozumiem się z moją
przyjaciółką. To najmądrzejsza czarownica jaką znam. Myślę, że wspólnie
znajdziemy jakieś wyjście.
Corie zrezygnowana pokiwała głową. Musiała im zaufać
jeśli chciała pozbyć się ducha. Ginny jeszcze tego popołudnia wysłała sowę do
Hermiony. Odpowiedź przyszła dwie godziny później w postaci przyjaciółki przed
murami Hogwartu. Nie mogła się teleportować do granic, więc zrobiła to
niedaleko wioski. Ginny pospiesznie opowiedziała całą historię. Blaise nie krył swojego zaskoczenia. A więc za
wszystkim stał jakiś obłąkany duch. Tylko dlaczego prześladował uczniów? To nie
trzymało się kupy i zdecydowanie coś
było nie tak.
- Muszę z nią
porozmawiać – powiedział cicho. Ginny pokiwała głową. Ostatecznie był jej
bratem. Jako rodzeństwo mieli sobie wiele do wyjaśnienia. Spotkał Corie gdy wracała ze stołówki.
Wyglądała na przygnębioną. Doskonale ją rozumiał. Z powodu zachowania Pottera
naprawdę wiele stracił. Nie tylko ukochaną kobietę, ale i również rodzinę. A
wszystko dlaczego? Westchnął cicho, ale nic nie powiedział. To Corie mówiła o
wszystkim. Co przeżyli, sytuacje jakie mieli i wszystko inne. Był wstrząśnięty.
Ojciec sprawił, że matka przeszła prawdziwe piekło. Nic dziwnego, że w końcu
wzięła rozwód i po raz drugi wyszła za mąż. Blaise nie widział jej od kiedy
opuścił Anglię. Zrozumiał jak wiele miał do nadrobienia a przede wszystkim
musiał uratować życie siostry. Po raz pierwszy od dawna wiedział, co powinien
zrobić.
*~*~*
W przebraniu „Cienia” Draco przemierzał
ponure zaułki Londynu.
Miał swoich informatorów, którzy chętnie mu pomagali.
Niestety znalezienie Henry’ego Snep’a nie było wcale łatwym zadaniem. Z
dziwnych powodów mężczyzna nazywany Mnichem jakby zapadł się pod ziemię.
Wiedział jednak, że to on. I musiał go odnaleźć za wszelką cenę. Obserwował Hermionę
od jakiegoś czasu. Jej czas szybko się kończył. Leki uśmierzały ból ale zdawał
sobie sprawę iż długo nie podziałają. W końcu zacznie cierpieć a oni będą na to
patrzyli. Musiał zorganizować ceremonię ślubną. Do świąt pozostał tylko
miesiąc, a zima wyjątkowo wcześnie do nich przyszła. Nawet nie zauważył kiedy
spadł pierwszy śnieg zasypując Londyn. Dlatego ciężko mu było się poruszać. Jednak
nie poddawał się. Po raz pierwszy od dawna czuł się naprawdę szczęśliwy i
musiał walczyć. Pragnął tej rodziny. Hermiona była dla niego najważniejsza,
podobnie jak Jammie. Wkrótce będzie musiał znaleźć czas na spotkanie z ojcem.
Domagał spotkania z wnukiem i nie mógł tego odwlekać. Hermiona miała spore
obawy i słusznie. Jej spotkanie z Lucjuszem dawno temu nie skończyło się zbyt
dobrze. Pamiętał tamten dzień wraz z wieloma innymi za którymi wstydził się
przez własną rodzinę. Odrzucił te myśli i przyspieszył kroku. Niedaleko East
Endu znajdowały się opuszczone budynki. Był tam kiedyś popularny w latach
sześćdziesiątych ośrodek sportowy dla mugoli. Bywali również czarodzieje.
Dzisiaj ośrodek przypominał ruiny. Właśnie w nich przebywali bezdomni. Od
jednego z informatorów usłyszał, że być może trafi tu na Mnicha. Ponieważ zima
robiła się wyjątkowo sroga wziął ze sobą
trochę rzeczy. Koce, ciepłe kurtki, jedzenie i termosy z herbatą. Zapakował
wszystko w specjalną torbę. Wiedział, że może ryzykować, ale w tym momencie o
to nie dbał. Latarką oświetlał sobie drogę. Spotkał kilka skulonych przy
dogasającym ogniu postaci.
- Czy mogę
przeszkodzić? – zapytał cicho podchodząc do nich. Zebrani spojrzeli na niego
uważnie. Miał maskę, więc wzbudzał różne podejrzenia. Nie dziwił się im, ale
nie zamierzał zdejmować. Malfoyowie mieli wielu wrogów. Zwłaszcza w takich
miejscach jak te. – Szukam tego człowieka.
Pokazał ostatnie zdjęcie Mnicha jakie otrzymał od
jego byłej kobiety. Odnalazł ją po wielu trudach i okazała się niezwykle
pomocna. Ona również go kochała. Podobno próbował wyjść z dołka. Chciała mu
pomóc, lecz niestety nałóg okazał się być silniejszy. Teraz bardzo tego
żałowała. Obiecał, że coś zrobi, ale czy da radę? Nawet czarodzieje, którzy
brali różne używki byli bardzo niebezpieczni i często umierali. Sam fakt iż
Mnich dożył takiego wieku był nie lada cudem. Teraz miał zostać jedyną szansą
dla Hermiony. Musiał go znaleźć.
- Poszukaj w
piwnicach – odparła ochrypłym głosem zniszczona kobieta. Podziękowała za
wręczony koc i termos. Nie pytała skąd go ma.
Przyjęła dar i zrozumiał odprawę. Stare piwnice mieściły się po drugiej stronie.
W kieszeni trzymał różdżkę, a także sztylet. Nigdy nie wiadomo na kogo trafi.
Nie od razu wyczuł, że go śledzą. Chyba
stracił czujność na starość. Wszedł do piwnicy, gdy otoczyło go czterech dobrze
wyglądających mężczyzn. Z miejsca poczuł odór alkoholu i skrzywił się z
niesmakiem. Najwyraźniej czekała go bójka, a nie był na to gotowy. Pierwszy
cios padł z zaskoczenia. Poczuł uderzenie w głowę. Zamroczyło go i opadł na
ziemię. Potem padły kolejne brutalne ciosy. Nie patrzyli gdzie bili. Jęknął, gdy
czyjś but wylądował mu na twarzy. Próbował się bronić. Parę razy oddał
przeciwnikom, ale byli o wiele silniejsi. Nie mógł użyć różdżki na mugolach. To
sprzeczne z prawem. Jęknął czując kolejny cios. Najwyraźniej go tu zabiją i nie
pomoże już Hermionie. Ktoś chwycił go za kark i postawił na nogi. Ta przemoc
nie miała żadnego sensu. Nawet nie zerwano mu maski. Jakby bicie sprawiało im
prawdziwą przyjemność. Nie miał pojęcia
jak długo wytrzyma jeszcze. Pomoc przyszła nieoczekiwanie. Mężczyzna poruszał
się bardzo szybko i sprawnie. Bezbłędnie pokonywał swoich przeciwników. Kiedy
wszyscy zostali pokonani podał Draconowi rękę i pomógł mu wstać. Zrobił to
krzywiąc się z bólu. Był cały poobijany.
- Cień nie
jest tu zbyt mile widziany – powiedział cichym głosem. – Ma tu wiele wrogów.
Miałeś szczęście, że byłem w pobliżu.
Dopiero w świetle latarni Draco rozpoznał człowieka,
który mu pomógł. To ojciec Hermiony. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
Myślał, że spędzi tu trochę czasu, a tymczasem niespodziewanie mężczyzna
przyszedł mu z pomocą. Ba uratował mu życie. Taki zbieg okoliczności? Prawdziwe
zaskoczenie dla niego.
- Jesteś
Mnichem, prawda? – zapytał ściszonym głosem. – Henry Snape! – Mężczyzna nie
krył swojego zaskoczenia. Od dawna nikt nie używał jego prawdziwego imienia. Spojrzał dziwnie na mężczyznę.
- Dlaczego
mnie szukasz? – spytał bardzo cicho. – Wiem o śmierci brata. Byłem na jego
pogrzebie.
- Nie z tego
powodu. – Draco zaklął w myślach. Już wcześniej mógł go znaleźć. Widział kogoś
z tyłu, ale nie zwrócił na to uwagi. Pogrążony w żałobie nie przejmował się tym
w ogóle. Wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać. Najpierw o matce Hermiony,
potem całej sytuacji i wszystkiemu innemu. Mężczyzna słuchał go z uwagą nie
mogąc uwierzyć w całą sytuację. To wszystko było dla niego prawdziwym szokiem.
Miał córkę. Kiedyś myślał, że zasługuje na prawdziwe życie. Najwyraźniej los
postanowił dać mu kolejną szansę. Nie mógł w to uwierzyć. Córka. Nie myślał o potomstwie. Romans z panią
Granger uważał za chwilowy kaprys. Ostatecznie była tylko mugolką i w zasadzie
nie miała dla niego żadnego znaczenia. Potrzebował tylko chwili ukojenia.
Tymczasem spotkała go niespodzianka o jakiej nawet nie marzył. Córka. Jego
krew. Zostawi coś po sobie. Zmarkotniał. Z tego co zrozumiał Hermiona była
niezwykłą czarownicą. Okazywała wszystkim dobroć i ciepło. Wykazywała się
niezwykłą inteligencją. A on? On wciąż pozostawał nikim. Odwrócił się kiedy to
sobie uświadomił. Chyba będzie lepiej jeśli nigdy nie zostaną sobie
przedstawieni. Hermiona zasługiwała na coś więcej.
- Muszę iść –
powiedział cicho. – Powiedz, że mnie nie znalazłeś. Tak będzie lepiej. Nie
wniosę nic dobrego do jej życia.
- Nie! – krzyknął
zrozpaczony Draco kiedy mężczyzna się teleportował. – Ona umiera draniu.
Potrzebuje ciebie.
Niestety mówił do nocy. Jeszcze kilka razy odwiedzał
to miejsce jednak Mnich zniknął. Wyraźnie nie chciał zostać odnaleziony. Draco
był coraz bardziej zrozpaczony. Stan Hermiony wciąż się pogarszał. Nie zgadzała
się na szpital, ale chwilami nie mogła wstać z łóżka. Akurat teraz kiedy po raz
kolejny spotkał kobietę swojego życia los sprawił, że miał ją stracić. Nie mógł
do tego dopuścić. Za wszelką cenę. Dlaczego ciągle los kładł mu kłody pod nogi?
Zrobił w życiu wiele złego, ale i też dobrego. To powinno w jakiś sposób
niwelować złe uczynki. Do domu wrócił ze smętną miną. Nie miał pojęcia jak
powiedzieć Hermionie co zaszło. Znalazł jej ojca, ale ten nawet nie chciał go
wysłuchać w żaden sposób. Niestety w domu czekały go złe wiadomości. Hermiona
zasłabła i straciła przytomność podczas zabawy z synkiem. Trzeba było zabrać ją
natychmiast do szpitala. Draco poczuł jak robi mu się niedobrze. Następne dni
miały być najtrudniejszymi w jego życiu, a los nie zamierzał go oszczędzać.
*~*~*
Nim przeprowadzą trudny plan Ginny musiała
najpierw porozmawiać z Harr’ym.
Nie mogła wiecznie odwlekać tej trudnej rozmowy.
Mieli przed sobą wiele różnych chwil. Nie zawsze było kolorowo. Czasami ciężkie
sytuacje ich przytłaczały, ale zawsze mogli na siebie liczyć. Kiedy zaszła w
ciąże to Harry pierwszy poznał prawdę. Kiedy straciła dziecko również przy niej
był. Dlatego musiała powiedzieć mu prawdę. Porozmawiać z nim i zakończyć ten związek. Tak będzie
uczciwie. Owszem wiele dla niej zrobił, ale nie kochała go. Kochała kogoś
innego i musiała otwarcie to przyznać. Żadnych kłamstw. Tylko prawda. Dlaczego
jednak była taka zdenerwowana? Nie mogła się opanować, ale i wycofać. Harry
czekał w kawiarni. Wyglądał na zgnębionego. Nic dziwnego. Ostatnie dni dały mu
naprawdę w kość. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wciąż był wzywany do
Ministerstwa. Atvood za wszelką cenę domagał się szybszego procesu. Wiedziała,
że nie odpuści. Zginął jego jedyny syn. Nie powinna teraz odchodzić, ale nie
umiała kłamać. Musiała powiedzieć prawdę prosto w oczy. Bez względu na
wszystko.
- Cześć –
szepnęła cicho. Harry podniósł głowę. Lekko uśmiechnął się na jej widok. Nie
miał pojęcia, że w ogóle się do niego odezwie. Na szczęście w końcu odpisała
sowę. I postanowiła z nim porozmawiać. Nie była to łatwa rozmowa. Harry
kompletnie się na to nie przygotował. Ginny zasypywała słowami, które ledwo co
niego docierały. Ginny go zdradziła. Kobieta, którą kochał do szaleństwa
przespała się z jego największym wrogiem. Nie mógł w to uwierzyć. Twarz
przybrała bladą maskę. Przez chwilę spoglądał na nią z niedowierzaniem.
- Dlaczego? – zapytał cicho z niedowierzaniem.
Podejrzewał, że kiedyś coś takiego się stanie. Blaise musiał wrócić. Wrócić i
zniszczyć cały świat jaki zbudował. Zaklął pod nosem. Miał ochotę wyć z
wściekłości, ale wiedział iż niewiele to da. Musiał opanować emocje.
- Kocham go
Harry – wyznała cicho. – Pokochałam kiedy ty musiałeś zbawiać świat. Nie miałeś
czasu dla mnie. Odciąłeś od siebie, gdy wraz z Ronem i Hermioną wciąż
pakowaliście się w kłopoty. Spokojnie nie mam żalu. Doskonale rozumiem. Jednak
czułam się samotna. Ja wiem głupie tłumaczenie dla zdrady, ale Blaise był tuż
obok. Bardzo mi pomógł, uratował życie. Nie umiem powiedzieć kiedy staliśmy się
sobie bliscy. Po prostu wyszło. Bez obwiniania kogokolwiek. Miłość lubi plątać
figle. Mi właśnie tak zrobiła.
- Ja wiem –
wyznał cicho. Chyba nadszedł moment by powiedział prawdę. Ginny go znienawidzi.
Na pewno tak będzie, ale Blaise miał rację pod jedną rzeczą. I tak dobrze, że
sam nie powiedział jej prawdy. Mógł przecież to zrobić. On by się nie wahał. Czy
przez to był bardziej podobny do Czarnego Pana niż myślał? Nie miał pojęcia.
Jednak w ostatnim czasie zrobił więcej złego niż dobrego. Dlatego wziął głęboki
oddech i opowiedział Ginn o całej sytuacji z Blaisem. O tym jak odkrył, że z
nim była. Jak bardzo zżerała go zazdrość. Prosił nawet Rona o pomoc by pozbyć
się rywala, ale ten odmówił pomocy. Musiał działać sam co nie było łatwym
zadaniem. Westchnął i kontynuował dalej. Wraz z każdym słowem Ginny robiła się
coraz bardziej blada. Nie mogła uwierzyć, że mógł to zrobić. Harry. Kochany
Harry na którego zawsze mogła liczyć. Zdradził ją i oszukał. Owszem ona zrobiła
coś o wiele gorszego. Jednak zniszczył ich szczęście. Gdyby nie zabiegi
Harry’ego być może nigdy by nie poroniła. Owszem ciąża od początku była
zagrożeniem ale miałaby przy sobie Zabiniego. Nie zostawiłby jej. Poczuła
dławienie w gardle. Nie mogła z nim dłużej przebywać. Musiała uciec. Zostać
sama i przemyśleć wszystko. Podniosła się gwałtownie. Miała wiele do
przemyślenia.
- Nie rozumiem
jak mogłeś to zrobić – powiedziała ściszonym głosem. – Zniszczyłeś życie wielu
ludziom Harry z powodu swoich egoistycznych pobudek. Nie sądziłem, że jesteś do
tego zdolny. Nie jesteś już tym samym chłopcem, którego poznałam.
- A co miałem
zrobić? – warknął wściekle. Zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo ją zranił.
Jednak sam też miał coś na swoją obronę. W tym momencie stawiał wszystko na
jedną kartę. Nie miał już wybory. I tak wiele stracił. Stracił ją. Jedyną
najważniejszą rzecz jaką posiadał. – Odchodziłaś Ginn. Pragnąłem cię zatrzymać.
Chyba każdy by tak zrobił na moim miejscu. Walczył o swoje wszelkimi sposobami.
- Naprawdę tak
mówisz? – spytała cicho. – Widać nie znałam cię dobrze jak myślałam. Żegnaj
Harry Potterze. Myślę, ze najlepiej będzie jeśli przez jakiś czas unikniemy
swojego towarzystwie.
- Nie chcesz
mnie widzieć? - szepnął. Emocje powoli
zaczęły opadać. Docierało do niego co zrobił. Wiedział, że nie ma już odwrotu.
W oczach dawnej ukochanej widział tylko pogardę. Ginny odeszła nie
zatrzymywana. Czuła łzy wzbierające się do oczu. Musiała spotkać się z Blaisem.
Powiedzieć mu, że zna prawdę. Musiał ją zrozumieć i uwierzyć. Mogli zacząć od
początku jeśli tylko tego chciał. Miała taką nadzieję, że chciał. Pełna euforii wbiegała po schodach do lochów.
Zabini musiał być w swoim pokoju i ćwiczyć. Nie wyczuła iż jest śledzona.
Obserwowano ją od dłuższego czasu.
- Usłysz mój głos Ginny Weasley! – dotarł
do niej czyjś słaby głos. Nerwowo rozglądała się dookoła, ale nikogo nie
widziała. – Idź za mną. Idź za moim
głosem. Pokażę ci przyszłość, która nadejdzie.
Ginny
zatrzymała się gwałtownie na schodach. Głos zdawał się być blisko. Sięgnęła po
różdżkę. Właśnie trwały lekcje, więc nikogo nie było w pobliżu. Kto zatem
przemawiał? Skądś znała jego dźwięk. Kim on był?
- Gdzie
jesteś? – zawołała. Ludzie z obrazów zerkali na nią dziwnie szeptają między
sobą. Pewnie uważali ją za wariatkę. Nie przejmowała się tym w tej chwili.
Słyszała wyraźny głos i zamierzała go zlokalizować. Skądś z pewnością dobiegał.
W pewnym momencie poczuła coś dziwnego. Nie umiała tego określić. Jakby jakieś
zimno przeminęło ją do szpiku kości. Zupełnie jak tamtego mrocznego dnia w
czasie bitwy o Hogwart, gdy zaatakowali ją dementorzy. Jednak tym razem było
inaczej. Zimno przeniknęło ją i sprawiło, że zachwiała się równowaga. Upadła
półprzytomna na podłogę kilka razy obijając się o schodki. Jęknęła z bólem. Z
kącików ust i nosa pociekła krew.
-
Szukaj w Zakazanym Lesie, Weasley! Znajdź
mnie. Znajdź i poznaj moją historię. – Sens słów zjawy docierał do niej
jakby z oddali. Ktoś wezwał pomocy, ktoś krzyczał. Pozwoliła opaść głowie na
ziemię. Wszystko dookoła osunęło się mgłą. Ginny Weasley zawsze harda i odważna
straciła przytomność.
Informacyjnie:
Tytuł opowiadania: „Kaprys
losu”
Tytuł rozdziału: 011 „Igraszki losu”
Ilość stron: 8
Ilość słów: 4 458
Na zakończenie;
Tak, wiem rozdział krótszy niż zwykle. Tylko osiem stron. Niestety
powodem jest brak zapasowych rozdziałów jak wspominałam wcześniej. Praca
zmianowa i inne projekty sprawiają, że jest mało czasu na pisanie a nie chcę
byście zbyt długo czekali. Już wkrótce
kolejny rozdział! Zapraszam serdecznie.
Dla mnie ten rozdział to bomba, dobrze mi się go czytało i wydarzyło się tutaj wiele dramatycznych rzeczy.
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się scena miłości między Draco a Hermioną. Zgrabnie, zmysłowo opisana i pokazywała, ile dla kobiety znaczy kochający, czuły partner, którego wcześniej nie miała.
Jestem też zaskoczona działaniem Harry'ego. Trudno ocenić czyny osoby zdradzonej, ale to już przesada. I jeszcze ten głos, który Ginny usłyszała...
Pozdrawiam :)
O dziewczyno! Jak Ty piszesz! Wciągające, nietypowe i interesujące. Malfoy przyznający się do skrywanych uczuć, Hermiona walcząca z własnymi. Mieszanka przyciągająca uwagę. Motyw "Cienia" jest czymś nowym, jak dobrze, że tworzysz coś własnego i nietypowego. Mogę liczyć na info o nowym rozdziale? :)
OdpowiedzUsuńCzytałam scenę seksu po tysiąckroć razy, tak mnie urzekła! Niesamowicie pięknie to opisałaś, na co ja nigdy bym z tym swoim pół mózgiem nie wpadła, nadal nie mogę przestać się zachwycać! Wiedziałam, że Hermiona się odważy, wiedziałam, ja po prosu jestem wyrocznią, hah!
OdpowiedzUsuńHermiona i Draco w szkole się spotkali.... XDDD
Ginny, oj Ginny... Jak mogłaś zdradzić Harry'ego? No cholera, tego to ja nie wybaczę. Zawsze wyobrażałam sobie ich razem, więc na jaką cholerę... No dobra, poniosły mnie emocje, po prostu przeżywam, wybacz ;-;
Harry rzeczywiście zdrajca? Tego też nie przeboleję, za Chiny i jednorożce, nie. Załamałam się ;-; Ale z drugiej strony ciagle jestem zaciekawiona i chcę czytać *.*
Ps. Poprzedni szablon podobał mi się bardziej :<
Usuń