„Medycyna nie zna tajemnicy wyleczenia,
ale zapewnia sobie umiejętność
przedłużania choroby.”
- Proust Marcel
Kroniki Proroka Codziennego 013:
Hej kochani!
Tak to ja, wracam z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że się cieszycie. To już dwunasty rozdział jaki oddaje w wasze wierne oczka. Ten rozdział szczególnie jest dla mnie wyjątkowy. Sami wiecie dlaczego. I nie tylko ze względu na sytuacje Hermiony, ale również i moją kolejną fascynację. A w ogóle czy w wasze łapki trafiła kolorowanka Harry’ego? I czy fascynujecie się nimi jak ja? Pozdrawiam serdecznie i zapraszam
Tak to ja, wracam z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że się cieszycie. To już dwunasty rozdział jaki oddaje w wasze wierne oczka. Ten rozdział szczególnie jest dla mnie wyjątkowy. Sami wiecie dlaczego. I nie tylko ze względu na sytuacje Hermiony, ale również i moją kolejną fascynację. A w ogóle czy w wasze łapki trafiła kolorowanka Harry’ego? I czy fascynujecie się nimi jak ja? Pozdrawiam serdecznie i zapraszam
. *~*~*
Jak
wiele czasu spędził w szpitalu?
Nie miał pojęcia. Stan Hermiony pogarszał się z dnia
na dzień. Wszystko wskazywało na to, że nie będzie szans ratunku. Usiłował odnaleźć
nową rzeczywistość. Znaleźć jakieś pozytywy w tej sytuacji. Jednak czy to w
ogóle możliwe? Hermiona Granger umierała. Jego przyszła narzeczona. Czy nie
może być szczęśliwy? Wciąż zadawał sobie te trudne pytanie. Przecież nie chciał
tak wiele. Mieć rodzinę. Kiedy parę lat temu oświadczał się Astorii właśnie o
tym myślał. Kochał ją. Nigdy jeszcze wcześniej nie czuł tego co przy niej.
Astoria była całym jego światem. Tak naprawdę zrozumiał to dopiero po jej
śmierci. Z Hermioną zrozumiał o wiele wcześniej. Noc która ich połączyła była
magiczna. Jeszcze z nikim nie kochał się tak cudownie. Owszem z Astorią
przeżywał niezwykłe chwile, ale miał wrażenie, że kobieta nie do końca podzielała
jego uczucia. Jakby myślami była gdzieś zupełnie indziej. Nie umiał tego
dokładnie określić. Z Hermioną wszystko miało inne emocje. Naprawdę się
kochali. A on? Każdego dnia odkrywał jak bardzo przywiązuje się do dziewczyny.
Zaczyna coś do niej czuć. Czy to możliwe? On, Ślizgon. Uczony by nienawidzić
szlamy. Nic dziwnego, że ojciec uważał go za pełnego pogardy człowieka. Sam
myślał o sobie w zupełnie inny sposób. Traktował siebie jako człowieka
nawróconego. Najpierw został Cieniem. Zaczął pomagać ludziom. Dumbledor’e
pokazał mu całkiem inną rzeczywistość. I pragnął tego każdego dnia coraz
bardziej. Czy był bohaterem? Nie uważał się za niego. Bohaterem z pewnością był
Harry Potter. Pokonał Voldemorta i uwolnił wszystkich. Kiedy zaproponowano mu
stanowisko ministra odmówił. Draco nie do końca pojmował dlaczego, ale nie
oceniał. Niestety to jemu wszystko odbierano. Najpierw zabito Astorie i syna.
Spóźnił się o zaledwie parę minut. Czy gdyby zdążył uratowałby ich? A może sam
zginąłby razem z nimi? Takie myślenie nie pomagało. Podobnie jak szukanie
pozytywnych sytuacji, gdy ich nie było. Astoria i jego synek nie żyli. Być może
wkrótce dołączy do nich Hermiona. Musiał dopuszczać do siebie te myśl. Podobnie
jak przygotować Jamiego na najgorsze. Pięcioletni chłopiec niewiele rozumiał z
tego co się działo. Wiedział jednak, że jego mama była bardzo chora. I wymagała
natychmiastowej opieki. Jak rozmawiać z dziesięciolatkiem o śmierci? Nie miał
pojęcia. Niania, która przy nim była również nie mogła wiele pomóc. Westchnął
cicho. Myślami zaczął powracać do wspomnień. Czy już w Hogwarcie myślał o
Hermionie? Jakby wyglądało ich życie gdyby drogi się nie rozeszły? Przypomniał
sobie jedną ważną scenkę.
Szkolny bal.
Draco był na siebie wściekły, że akurat wybrał się z Pansy. Dlaczego akurat z
nią? Właśnie pokłócił się z Astorią. Niby o głupstwo, ale mocno ugodziła go w
dumę. Dlatego właśnie poprosił Pansy, a przecież denerwowała go od zawsze.
Strasznie głupia i naiwna. Sądziła, że będzie go miała na własność, ale trochę
również w tym jego winy. Sam dał jej pretekst do takiego myślenia. Kiedy miał
już dość tego cholernego wieczoru postanowił wyjść. Miał dość balu, kłótni i
tej kiepskiej atmosfery dookoła. Właśnie kierował się w stronę lochów, gdy ją
zobaczył. Siedziała zalewając się zapłakana. Wyglądała tak niewinnie. Poczuł
coś dziwnego parząc na nią. Nie umiał powiedzieć co takiego.
- Czego chcesz, Malfoy? – zapytała gniewnie.
Parsknął śmiechem. Nigdy się go nie bała. Zawsze należała do odważnych czarodziejek
i podziwiał w niej to. On sam często zachowywał się jak tchórz. Zwłaszcza, gdy
chodziło o ojca. Nigdy nie potrafił powiedzieć mu nie.
- Wszystko
w porządku, Granger? – zapytał ku swojemu zaskoczeniu i podszedł bliżej.
Nie miał pojęcia co nim kierowało. Już wtedy przyciągała ich do siebie jakaś
dziwna siła. – Piękna kobieta nie powinna płakać w dniu swojego balu.
- Według ciebie jestem piękna? Piłeś coś? –
parsknęła śmiechem wyraźnie zaintrygowana jego słowami. On również się
roześmiał i odszedł w o wiele lepszym humorze.
Kolejne
wspomnienie było inne. Miało miejsce dwa lata później. Szósty rok nauki. Ten
który miał na zawsze zmienić oblicze świata czarodziejów. On miał już inny cel.
Od roku pracował dla Dumbledor’a. Cień powoli zaczynał dawać o sobie znać.
Granger znów siedziała zapłakana. Chyba
nigdy nie widział jej w tak kiepskim stanie. Zupełnie jakby cały świat
dziewczyny legł w gruzach.
-
Znowu ty? – warknęła na niego łagodniej niż zamierzała. Najwyraźniej była mocno
poruszona. – Czemu mnie prześladujesz? Najpierw twój brat, a teraz widzę
ciebie.
- Czy
Will coś ci zrobił? To przez niego płaczesz? – zapytał gniewnie. Sam nie był
święty, ale gdyby brat w jakiś sposób skrzywdziłby Hermionę chyba by go zabił.
Nienawidził przemocy wobec kobiet. Nawet takich, które były mugolkami.
-
Nie, nie on. Weasley. Dlaczego wszyscy faceci to dupki? – wychlipała cicho.
Musiał przyznać, że wyglądała pięknie z tymi zapłakanymi oczami. Wtedy zrobił
coś wbrew sobie. Zmusił ją by wstała i przyciągnął do siebie.
- Nie
wszyscy, Granger. Nie wszyscy – wyszeptał i pocałował ją po czym odszedł w
kompletnym zostawiając dziewczynę w kompletnym osłupieniu.
Gdy dzisiaj
wracał do tych wspomnień myślał, czy mieli kiedykolwiek szansę na wspólną
przyszłość. Może gdyby nie Astoria i inne zbieżne sytuacje kto wie co by ich
połączyło. Jednak los sprawił, że spotkali się ponownie i mogli mieć szansę na
szczęście. Pod warunkiem, że nie zostanie mu to odebrane. Znów powrócił do
wspomnień. Kolejne było mgliste, ale intensywne. Jako Cień pracował w dość
trudnych warunkach i został ranny. Wówczas los znów postawił przed nim
Hermionę. Ukrywała się wraz z Weasleyem i Potterem przed ludźmi Voldemorta, ale
nie zostawiła go na śmierć. Nie zdjęła mu również maski. Pozwoliła zachować
całkowitą anonimowość. Był jej naprawdę wdzięczny. Za wiele rzeczy. I to, że
znów mógł sobie pozwolić na jakikolwiek
uśmiech.
- Walcz, Granger – wyszeptał cicho czule
głaszcząc jej oczy. – Walcz bo inaczej przysięgam będę cię nawiedzał nawet w
zaświatach!
Nie miał
pojęcia jak długo siedział i czekał w napięciu. Nie odzyskała przytomności, ale
stan dziewczyny nie pogorszył się bardziej. To był plus, a zarazem minus.
Niestety mimo wszystko lekarze nie mieli najlepszych wieści. Rozpoczynała
największą ze wszystkich walk. Walkę o życie.
. *~*~*
- Nie mów, że chcesz się wycofać! -
Scott
sceptycznie spojrzał na swoją partnerkę. Katherine pokręciła głową. Oczywiście
nie chciała się wycofywać. Po tym wszystkim co usłyszała była pewna swoich
racji. Siostra zasługiwała na karę gdyż za bardzo podważała swoje stanowisko.
Ktoś musiał pokazać gdzie jej miejsce. Żałowała tylko iż nie może zrobić tego
osobiście. Stanąć z nią twarzą w twarz. Wiedziała jednak jak bardzo to
ryzykowne. Po za tym publiczne upokorzenie będzie dla niej idealną karą.
Doskonale o tym wiedziała, a jednak miała wątpliwości. Dlaczego? Przecież
siostra nie miała żadnych kiedy chciała ją wrobić.
- Nie chcę – pokręciła głową zdecydowanie. –
Już postanowiliśmy. A czy ty? Masz jakieś wątpliwości?
Scott
zaprzeczył zdecydowanie. Pragnął pomścić brata i tylko chęć zemsty miała dla
niego znaczenie. Jednak z początku myślał, że to ona doprowadziła jego rodzinę
do ruiny. Kiedy poznał prawdę nie wahał się ani chwili by w nią uwierzyć. Czuł,
że postąpił słusznie. Taka decyzja wymagała od niego sporo odwagi, ale uwierzył
jej. Ona naprawdę kochała Setha. Trochę zazdrościł bratu. Miał cudowną
dziewczynę i życie przed sobą. Niestety nie był dość silny by żyć. Poddał się i
przegrał. Długo nie mógł się z tym pogodzić. Jako bracia byli niemal
nierozłączni. Żałował, że nie sprawował większej pieczy nad swoim braciszkiem.
Teraz nadszedł czas na zemstę. W końcu odpowiednia osoba zapłaci za wszystko.
Nie mógł się tego doczekać. Dzisiejszy wieczór miał być wyjątkowy dla nich.
Pół godziny
później czekali w napięciu na przedstawienie. Uzgodnili z kilkoma osobami,
które miały im pomóc. Hazard, mężczyźni do towarzystwa. Nikt nie żałował nowej
przedstawicielki czarodziejskiego rządu. Każdy wiedział jak bardzo potrafiła
być okrutna dla wszystkich. Katherine siedziała w ukryciu. Obserwowała, chociaż
bardzo pragnęła działać. Oboje uznali, że tak będzie lepiej. Siostra nie mogła
wiedzieć, że brała w tym udział. Wmawiała to sobie, chociaż ciężko było
obserwować całą sytuację z boku. Koło dwudziestej pierwszej impreza nabrała
większego tępa. O resztę zadbał Scott. Widzowie przybyli bardzo dyskretnie
kilka minut później. Kiedy brutalna impreza rozegrała się już na dobre gapiów
nie brakowało. Selene była wściekła. Rzucała groźbami i przekleństwami.
Wiedziała jednak, że nie może wyciągać różdżki i atakować, gdyż większość gości
to mugole. Zdawała sobie sprawę jak bardzo została skompromitowana. Już sam
udział w tej orgii był źle świadczący, nie mówiąc o reszcie. Po za nią wpadło
kilkoro ważnych osobistości. Katherine czuła zachwyt, ale i również dziwne
ukłucie w sercu. Właśnie rozpadała się jej rodzina. Najmłodsza siostra sobie
poradzi. Miała jeszcze wujków do pomocy. A Seline? Z pewnością nie podniesie
się po tym wszystkim i trochę jej żałowała. Ostatecznie były siostrami i
łączyły ich więzy krwi.
- Seline będzie musiała wytłumaczyć swoje
zachowanie przed ministerstwem – mówił wyraźnie podnieconym głosem Scott. Od
dawna nie czuł tak wielkiego entuzjazmu. W końcu ta kobieta zapłaciła za
wszystkie swoje krzywdy. Zasłużyła na to. Oboje o tym wiedzieli.
- To dobrze – odpowiedziała jakimś nieswoim
głosem Katherine. Powoli pakowała swoje rzeczy. Wkrótce ponownie wróci do
Hogwartu. Dokończą kursy z Blaisem i wybiorą zwycięzców. Co będzie wówczas
robić? Nie wiedziała. Myślała o własnej szkole tanecznej. To będzie całkiem
niezły krok jeśli odpowiednio zadba o wszystko. Czemu jednak była smutna?
Niechętnie spojrzała w stronę Scotta. Najwyraźniej przez niego otworzyła swoje
serce i teraz pragnęła zniknąć. Zakochała się. Popełniła jeden z największych
życiowych błędów. Jak mogła być aż taka głupia? Pokręciła głową. – W końcu zapłaci za swoje zbrodnie.
- Co jest? – zapytał ściszonym głosem. Uważnie
obserwował młodą kobietę. Nie wyglądała na zbyt szczęśliwą. Nie rozumiał tego.
Przecież sama tego chciała. Pragnęła zniszczyć siostrę równie mocno jak on. –
Coś cię gryzie?
- Wszystko w porządku – skłamała zapewniając
go. Chciała by jej głos brzmiał pewnie i chyba się udało. Scott zmarszczył
brwi, ale nie zadawał pytań.
- Wymelduje nas i będziemy mogli ruszyć do drogi
– powiedział po czym wyszedł delikatnie zamykając drzwi. Z westchnieniem
rzuciła się na łóżko. Z jej oczu popłynęły łzy. Nie mogła dłużej ukrywać swoich
uczuć. Kochała go. Wiedziała jednak, że nigdy nie odwzajemni tych uczuć. Przez
większość czasu uważał ją za wroga. Nie dziwiła mu się wcale. Ona sama siebie
też by raczej nie pokochała. Zawsze miała niską samoocenę, a teraz w
szczególności. Westchnęła cicho i podniosła się z łóżka. Nie mogła dłużej
płakać. Miała przed sobą kilka misji i zamierzała je wykonać. Miłość do Scotta
nie przeszkodzi jej w tym.
Kiedy pół
godziny później zeszła na dół na twarzy miała przyklejony sztuczny uśmiech, a w
oczach nie było widać śladu łez. Musiała być silna. Rozklejanie się nie pozwoli
jej utrzymać swojej woli. Westchnęła cicho i spojrzała na Scotta. Wyglądał na
zadowolonego. Nic dziwnego. Dokonał aktu zemsty. W końcu mógł zapomnieć o
przeszłości, ruszyć w swoją drogę. Znów
miała ochotę zapłakać, ale się powstrzymała.
Nie czas było na łzy. Zacisnęła dłonie w pięści i ruszyła przodem
wymijając Scotta. Po drodze skinęła głową gospodyni na pożegnanie. Zdążyła
jeszcze zobaczyć najnowszy magazyn mówiący o plotkach. Pisano przede wszystkim
o upadku Seline. Wieści dość szybko się rozchodzą. Pod wieloma względami jej
prywatna rodzina została zrujnowana, ale ona nie przejmowała się tym. Ta
rodzina już dawno wykreśliła ją z życia. Oskarżyła, uznała za winną nie dbając
o dowody. Ona miała swoje życie, udaną karierę. Tylko to dla niej miało
znaczenie.
- Dziękuje za wszystko – powiedział Scott na
pożegnanie gdy dotarli do granic Hosmesgade. Scott ruszał do domu. Musiał
zobaczyć co z majątkiem. Rozumiała go. Sama później pomyśli co zrobić ze swoim.
Na pewno wkrótce dostanie jakieś wieści z Ministerstwa. – Gdyby nie ty nigdy
nie znalazłbym ukojenia.
- Ja również dziękuje – powiedziała cicho. Nie
chciała go jeszcze żegnać. Pragnęła by z nią został chociaż chwilę dłużej. Niestety.
Ich drogi rozchodziły się na zawsze.
- Żegnaj Kath – Jego głos brzmiał niezwykle
miękko. – Może w innym życiu wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej – dodał
jakby nieśmiało i zrobił coś czego nie oczekiwała. Przyciągnął i pocałował.
Długim namiętnym pocałunkiem. Miała w swoim życiu wielu partnerów, ale jeszcze
żaden nie zrobił na niej takiego wrażenie. Czuła motyle w brzuchu, a całe ciało
drżało. Uciekła nim zdążył powiedzieć coś jeszcze. Musiała to zrobić. Tak jest
najlepiej dla wszystkich. Szczególnie dla niej. W Hogwarcie długo nie mogła
znaleźć sobie miejsca. Obserwowała uczniów, śledziła ich poczynania. Wciąż
patrzyła na zegarek modląc się by ten dzień dobiegł końca.
- Słyszałem, że wróciłaś – Blaise podszedł do
niej w momencie gdy kończyła taniec. Lubiła ćwiczyć. To pomagało jej kiedy
miała ponury nastrój. Tak jak właśnie w tej chwili. – Czy jesteś gotowa na
wielki finał z uczniami?
Skinęła
głową zadowolona, że będzie miała zajęcie.
- Myślałam by urządzić wielki pokaz w
Hosmesgade. Tam jest stary teatr. Moglibyśmy go wykorzystać. To może być nawet
ciekawe.
- Tak –
przytaknął z zadowoleniem Blaise. Już miał coś powiedzieć, gdy do środka wpadł
jeden z uczniów. Howard Streett. Świetnie zapowiadający się tancerz. Jego mina
nie wróżyła nic dobrego.
- Panna Weasley miała wypadek. Jest w Skrzydle
Szpitalnym – poinformował ich. Zabini i Katherine wymienili wystraszone
spojrzenia. Po chwili oboje opuścili pokój kierując się w wskazanym kierunku.
. *~*~*
-Powinieneś chociaż się z nią
zobaczyć.
Próbowała
przemówić mu przemówić do rozsądku kobieta imieniem Alice. Znał ją niemal od
kiedy znalazł się na granicy. Zawsze przy nim była. Henry mógł myśleć, że jest
szczęściarzem. Alice nie miała łatwego życia. Nie skończyła Hogwartu. Nigdy nie
czuła się dobrze w szkole. Wylądowała na ulicy mając piętnaście lat. Podziwiał
ją gdyż świetnie sobie poradziła. Była od niego o wiele starsza. Doświadczenie
i życie na ulicy zrobiły swoje jednak delikatne rysy twarzy pokryte
zmarszczkami świadczył iż kiedyś była naprawdę piękną kobietą. Sam ją
podziwiał. Zawsze służyła mu radą i spokojem. Dzięki niej przetrwał niejedno.
Ostatnio dotarły do niego wieści o śmierci przyrodniego brata. Mieli różne
matki, ale łączył ich ojciec, którego nigdy tak naprawdę nie poznali. Ten człowiek
tworzył swoją własną historię metodą prób i błędów. A Henry szedł jego śladem.
– Słyszałam wieści. Ona jest bardzo chora. Umrze bez przeszczepu. Znasz zasady,
prawda? Magia nie pomoże w walce ze śmiercią.
Wiedział o
tym. Merlin mu świadkiem jak bardzo. Kiedy umierała matka próbował wszystkiego.
Chciał nawet błagać Severusa by mu pomógł. Niestety bezskutecznie. Matka nim
umarła długo cierpiała, a on mógł tylko obserwować wszystko. Dlatego postanowił
uciec. Zatapiał się w alkoholu, kobietach i przeszłości. Tak właśnie poznał
matkę Hermiony. Nie obiecywali sobie nic ponieważ była już mężatką. Zwykłą
mugolką zagubioną we własnej rzeczywistości. Zdradził przed nią swoją
tożsamość, ofiarował ciało wraz z cudownym seksem. Sam również spędził wspaniałe chwile. Jane
Granger robiła niesamowite wrażenie na ludziach. Swoją urodą umiała uwieść
niemal każdego. Nie sądził iż z tego związku zrodzi się dziecko. Los bywał
naprawdę zaskakujący.
- Nie mam nic co mógłbym jej dać – pokręcił
głową wyraźnie poirytowany. Bardzo pragnął ją poznać. Sporo słyszał o Hermionie
Granger. Brała udział w walce przeciw Sam Wiesz Komu, była przyjaciółką
Harry’ego Pottera. Na swoim koncie miała naprawdę wiele osiągnięć. Powinien być
z niej naprawdę dumny, a jednak cień niepokoju przeszedł przez jego twarz. – Jestem nikim. Nic nie osiągnąłem.
- Nie mów tak – pokręciła głową ze smutkiem.
Nie rozumiała jak tak wspaniały człowiek może mieć ponurą opinie na swój temat.
Kiedy była w kłopotach uratował jej życie. Naprawdę wiele mu zawdzięczała.
Dlatego chciała mu pomóc. Kilka razy śledziła jego córkę. Zdążyła ją poznać
lepiej niż on kiedykolwiek. I właśnie tracił swoją najlepszą szansę w życiu.
Dlaczego? Z powodu własnej głupoty i tchórzostwa. Nie mógł być przecież aż
takim idiotą. Nikt nie był. – Naprawdę chcesz się potem zastanawiać? Myśleć o
wszystkim co mógłbyś mieć, a co straciłeś? Hermiona zasługuje na ciebie.
Prawdziwego i cudownego. Musisz w to uwierzyć. Zaufaj mi.
Pokręcił
głową. A może miała rację? Naprawdę powinien ją zobaczyć? Długo się wahał nim
podjął ostateczną decyzję. Kiedy w końcu to zrobił było już późno. Najpierw
odwiedził dom Dracona. Z daleka obserwował swojego wnuka. Wyglądał ślicznie.
Wyrośnie z niego przystojny chłopak. Mimo tego co do tej pory słyszał o Malfoyu
uważał, że poświęcał mu naprawdę wiele czasu.
Będzie dobrym ojcem. Lepszym niż on kiedykolwiek. Na sam koniec swoje
kroki skierował do szpitala. Widok nieprzytomnej córki sprawił mu przykrość.
Leżała oddychając przez specjalną magiczną aparaturę. Była cała blada. Ciągle
ktoś u niej był. Miał szczęście iż na nikogo nie trafił. Nie chciałby się
tłumaczyć. Postanowił porozmawiać z lekarzem. Doktor Arnold Spencer szczegółowo
odpowiadał na jego pytania. Sytuacja wyglądała tragicznie. Hermionie zostało
niewiele czasu by ostatecznie odejść z tego świata. Zdecydowanie za wcześnie.
Zasługiwała na coś więcej. I te poczucie winy uderzające w serce. Jego
przyjaciółka ma racje. Powinien pomóc. Jeszcze tego samego wieczora odwiedził
grób Jane i położył kwiaty. Nie ułożyła sobie życia zbyt dobrze. Za to córka
wyszła im idealnie. Decyzję podjął w ciągu jednej chwili. Potrzebował pomocy i
zamierzał oddać szpik. Doktor Spencer był zadowolony z jego wyboru. Następnego
dnia przeprowadzono odpowiednie testy. Hermiona przez cały czas spała, więc
znów mógł ją odwiedzić. Tak jest lepiej. Pomoże jej, a później odejdzie w swoją
stronę. Nie potrzebowała ojca fajtłapy, którym w rzeczywistości był.
- Jednak przybyłeś. – Draco Malfoy wszedł do
szpitalnej Sali w której leżał. Poddano go różnym badaniom. Nie należały do
przyjemnych, ale nie były też zbyt bolesne. Nie okazywał zaskoczenia wizytą.
Spodziewał się, że prędzej czy później tu przyjdzie. Czuwał nad Hermioną bardzo
uważnie od samego początku kiedy trafiła do szpitala. – Nie jesteś taki zły jak
myślałem.
- Zbyt dobry też nie – pokręcił głową. –
Wiesz, że poszukuje mnie Azkaban? Nie jestem idealnym typem człowieka. Jeżeli
odkryją tu moją obecność z pewnością mnie aresztują.
- Zdążyłem sprawdzić te dane – przytaknął. –
Zabiłeś jednego ze Śmieciożerców Allana McGregora. – wyjaśnił mu spokojnie. – Można wymyślić ci
odpowiednie alibi jeśli chciałbyś zacząć nowe życie. To nie jest problem.
- Wy bogacze wszystko możecie załatwić,
prawda? – prychnął z lekką pogardą. W tym momencie przypominał Snep’a bardziej
niż mógłby się przyznać. Nie powiedział tego na głos. – Jednak teraz to nie
takie proste. Ja zniszczyłem swoje życie, ale Hermiona ma szansę rozpocząć nowe
życie. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Owszem żałował iż nie pozna małego
Jammiego. Dzieciak wyglądał na wspaniałego chłopaczka. Niestety los znów nie
obdarował go łaskawością.
- Zrobiliśmy wszystkie badania – Lekarz
przerwał im rozmowę podchodząc. Miał przy tym bardzo poważną minę. – Jeszcze
dzisiaj możemy przeprowadzić badania. Zaprosiliśmy jednego z najlepszych
lekarzy mugolskich. Zna sprawę i jest wprowadzony we wszystko. Użyjemy metody
naturalnej i magicznej. Jeszcze dzisiaj będzie mógł pan wrócić do domu.
- To wspaniale. – Mężczyzna wyraźnie się
ucieszył. Draco musiał wyjść. Dla niego to najdłuższe godziny oczekiwania.
Powiadomił Harry’ego i Rona. Cała trójka wraz z Luną zjawiła się niemal od
razu. Przyjaciele nie zawiedli. Rozmawiali, wspominali. Draco miał wiele
dobrych momentów. Był tym zaskoczony, gdyż we wspomnieniach nie robił wrażenia
takiego łajdaka. Owszem nie zawsze bywało korolowo. Popełniał błędy, źle
oceniał. Nie mówiąc już o własnym zachowaniu. Bywał okrutny. Może nie aż tak
bardzo jak jego brat. Kilka razy miał poważne bójki. Zwłaszcza z Potterem i
Weasleyem. Teraz wszystko najwyraźniej zostało zapomniane. Chyba jeszcze nigdy
nie był aż taki szczęśliwy. Dostał szansę i to nie jedną. Zamierzał wykorzystywać ją jak najlepiej.
Jeśli tylko jego kobieta również ją dostanie.
- Wciąż nie mogę uwierzyć jak daleko zaszła ta
cała sprawa – westchnęła cicho Luna. – Hermiona miała tak niewiele szczęścia w
życiu i jeszcze to. Wszystko jest
naprawdę niesprawiedliwe. Czemu jednemu człowiekowi daje szansę a drugiemu ją
zabiera?
- Chyba u nas już tak jest – przyznał niechętnie
Ron. – Życie nie zawsze nas rozpieszcza. Jednak w końcu wynagradza a czasami
zanadto. – Miał na myśli swoje własne szczęście u boku ukochanej kobiety i nie
zamierzał tego zmieniać. Życie uczy nas wielu rzeczy. Czasami nie zawsze
rozumiemy te lekcje, ale jesteśmy razem. Mimo wielu przecznic losu mamy siebie.
Dlatego jesteśmy tak wyjątkowi.
- Ron jak zwykle popadł w samo zachwyt –
zaśmiał się Harry. Wszyscy mu zawtórowali rozładowując napięcie. Czas
oczekiwania powoli dobiegał końca. Wkrótce mieli poznać prawdę jak wygląda
sytuacja.
. *~*~*
-Cholerna suka!
Zaklęła pod
nosem Dafne zła kiedy dotarły do niej najnowsze wieści. Casey przyjechał do
niej na umówione spotkanie. Ich romans kwitł. Mężczyzna powoli zaczynał
zapominać o przeszłości. Owszem kochał Astorię. Zależało mu na niej i w ogóle.
Dafne była całkowitym przeciwieństwem. Nigdy nie spotkał tak zawistnej kobiety
jak ona. Parę razy widział jak torturowała ludzi na zlecenie. Nie miała w sobie
cienia litości. Wszystko wykonywała niczym dobrze zaprogramowany automat.
Trochę go przerażała pod tym względem. – Wiesz, co poczułam kiedy zachorowała?
Nieskrywaną radość. Los jednak bywa sprawiedliwy. Z uśmiechem na ustach
obserwowałam jej cierpienie. To jak musiała godzić się z nią. Pożegnać z
bliskimi. Astoria nie miała takiej szansy. Została brutalnie zamordowana.
- Naprawdę chodzi ci o zemstę? – Casey nie
wyglądał na przekonanego. Kiedyś rozmawiał z Astorią o Dafne. Owszem były sobie
bliskie, ale łączyła je jakaś taka dziwna przepaść. Nie do końca rozumiał te
dziwne relacje. Chęć zemsty była tylko
jakimś dziwnym odruchem. Tak przynajmniej myślał i w końcu postanowił otwarcie
z nią o tym porozmawiać. Dafne spojrzała na niego dziwnym wzrokiem. – Nie masz
już dość?
Pokręciła głową wyraźnie zaskoczona jego
aluzją. Sądziła, że znalazła w nim sprzymierzeńca. Był również idealnym
kochankiem. Od dawna nie miała mężczyzny który by tak ją zaspokajał. Ból i seks
towarzyszyły im w ich wspólnych igraszkach. Jednak coś się zaczęło psuć. Miała wrażenie iż
mężczyzna oddala się od niej.
- O czym ty mówisz? – warknęła groźnie. Nie
lubiła gdy ktoś dyktował jej warunki i nią kierował. – Coś sugerujesz?
- Pasujemy do siebie – zaczął dość ostrożnie.
Nie miał pojęcia jak kobieta zareaguje na jego słowa. – Możemy odejść od tego
wszystkiego. Ułożyć sobie własne życie. Nie chciałabyś spróbować?
Podniosła
się gwałtownie skrywając swoją nagość. Była zaskoczona jego słowami. Sądziła iż
mężczyzna lepiej ją rozumie. Tymczasem pokazał w jak wielkim była błędzie. Czuła
się zawiedziona. Znów będzie musiała iść sama przez zemstę. Czasami to bywało
naprawdę męczące. Jednak obecnie nie miała wyjścia. Niezauważalnie sięgnęła po
różdżkę.
- Zawiodłeś mnie Caseyu – mruknęła cicho. W
głosie słyszał taką dezaprobatę, że aż się wzdrygnął. – Naprawdę poważnie
namawiasz mnie do rezygnacji z zemsty? Jeszcze nie zdążyłeś się nauczyć jakie
wielkie ma ona dla mnie znaczenie? Moja siostra umarła. Może nie umiałam
pokazać tego w szczególny sposób, ale naprawdę mi na niej zależało. Śmiesz
wątpić w moje uczucia? Ty, który mówiłeś o swojej wielkiej miłości do niej?
- Kochałem ją, do diabła! – warknął wściekły
Casey. Jak mogła podważać jego uczucia? Kiedy Astoria wychodziła za Dracona
prawie zapił się na śmierć. Nie mógł wybaczyć sobie iż nie znalazł sposobu by
ją powstrzymać. Musiałby ją chyba porwać i pokazać siebie z innej strony.
Niestety, ten pomysł nigdy nie przyszedł mu do głowy.
- Jakoś tego nie widzę – pokręciła głową. –
Wielka szkoda. Miałam co do ciebie plany. Naprawdę mógłbyś mi bardzo pomóc.
Zniszczyłabym Draco Malfoya do samego końca. Niestety tego nie doczekasz. Bardzo żałuje. Może w innym życiu.
- Co chcesz zrobić? – wydukał zdezorientowany.
W tym momencie bardzo żałował, że zostawił różdżkę w drugim pokoju. Nie miał
się czym obronić. -
Dafne, proszę. Potrzebujesz mojej pomocy. Beze mnie nie dasz sobie rady.
Zaśmiała
się wyraźnie rozbawiona. Naprawdę był aż taki naiwny? Jakie to słodkie.
Pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Mam innych przyjaciół, którzy zawsze staną
przy moim boku. Jeśli tylko będę tego potrzebowała – wyznała szczerze. – Zawsze
mi pomogą i nie będą opóźniać. Przykro mi mój drogi. Tak właśnie będzie
wyglądać koniec.
- Dafne – wykrztusił, ale strach za bardzo
ścisnął mu gardło. Nie umiał jej powstrzymać. Cicho, ale stanowczo
wypowiedziała zaklęcie. Błysk zielonego światła uderzył w jego ciało. Osunął
się bezwładnie na ziemię pozostawiając szeroko otwarte oczy. Serce zatrzymało
swój rytm. Casey Parker odszedł z tego świata.
Dafne
wstała z łóżka i powoli zbierała swoje ubrania. W kąciku oczu błysnęły łzy.
Mimo wszystko żałowała tego mężczyzny. Lubiła spędzać z nim czas. Jednak nie
miała wyjścia. Mógłby zdradzić jej plany. Próbować ją powstrzymać, spowalniać.
Musiała to zrobić. Wezwała byłych
Śmieciożerców na których mogła liczyć. Bellatriks Leastrange i Theodor Nott
pojawili się po chwili.
- Dobrze postąpiłaś – pochwaliła Bellatriks. –
Od dawna uważałam, że współpraca z nim jest niebezpieczna. Był za blisko
Malfoya. W każdej chwili mógłby coś powiedzieć.
- Tak, wiem – przyznała niechętnie. Mimo
wszystko miała dziwne uczucie w żołądku. Jakoś nie chciała go zabijać.
Towarzyszyło jej uczucie pustki jak przy śmierci. Nie umiała tego przeboleć. –
Co zrobimy z ciałem?
- Upozorujemy wypadek – wyjaśniła Bella. –
Nott się wszystkim zajmie. Ty jedź do domu. Odpocznij, zrelaksuj się. Zasługujesz
na to.
- To prawda – przytaknęła rozsądnie. Bella
miała racje. Podziwiała te kobietę. Umiała zachować zimną krew w każdej
sytuacji. Chciałaby być taka jak ona, ale jeszcze wiele jej brakuje. Jednak
Bella zawsze mawiała, że ćwiczenie czyni mistrza. Tego zamierzała się trzymać.
– Dziękuje za wszystko.
- Jesteśmy rodziną – powiedziała cicho. –
Musimy sobie nawzajem pomagać. Kiedy ciebie wezwę liczę, że będziesz przy mnie.
Dafne
poczuła ciarki na plecach. Mieć dług u Belli? Nie wyobrażała sobie takiego
rozwiązania, ale nie miała wyjścia. Potrzebowała pomocy, a działanie pod
wpływem chwili nie należy do zbyt rozsądnych. Jednak stało się. Zabiła Caseya.
Czy słusznie? Bywał przydatny. Przynosił jej sporo informacji z domu Malfoya.
Kto jej teraz będzie pomagał? Jak wykonać kolejny krok? Pokręciła głową i
niechętnie rozejrzała się po wynajmowanym pokoju. Było tu czysto i biednie. W
tym pomieszczeniu spędzała mało czasu. Kiedyś mieszkali w bogatej willi.
Niestety dzisiaj musieli wszystko zmienić. Stracili pozycje i majątek. Wszystko
za sprawą złych lokat ojca. Kiedy było jasne
że rodzina jest na granicy popełnił samobójstwo. Matka zmarła ze smutku
i ciężkiej pracy. Obie siostry zostały same. Astoria miała szczęście bo Draco
jej nie zostawił. Nawet prawda o pochodzeniu młodej kobiety go nie zraziła.
Westchnęła cicho. Wszystko należało do przeszłości. Teraz nadszedł czas na
zemstę. Skoro choroba nie zabije Hermiony Granger sama dokona tej zemsty.
Śmierć Astorii i Bena zostanie pomszczona, a ona znajdzie ukojenie. Czekała na
tę chwilę bardzo długo. I w końcu mogła spełnić swoją własną przysięgę.
. *~*~*
Na zakończenie:
Coraz bliżej pochodzimy ku końcowi. Ten rozdział bardzo mnie uwiódł.
Szczególnie śmierć Caseya. Planowałam ten moment i miałam parę różnych wersji.
W końcu uznałam, że lepiej jak zabije go Dafne. Sami oceńcie czy słusznie. I
jak w ogóle podobała wam się ta postać. A może chcecie trochę więcej wspomnień
Caseya i Astorii? W końcu wiele rzeczy jeszcze nie opowiedziałam.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam wkrótce na kolejny rozdział.
Informacyjnie:
Tytuł bloga: „Kaprys losu”
Tytuł rozdziału: 012 „Walka o życie”
Ilość słów: 4 535
Ilość stron: 9
Witam i czytam :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział. Uderzająca wnikliwość, głębokie analizy. Historia alternatywna w rękawie Dafne ? ;)
Pozdrawiam
I
dziękuje bardzo za miłe słowa.
UsuńTak, Dafne po części!
pozdrawiam!
Cudowne nawrócenie ojca na milosc do córki robi wrażenie... To chyba najmocniejszy przekaz w tym rozdziale. Podoba mi się taka gruntowna przemiana na przekór własnych myśli i odczuć o sobie... Lubię to i całą otoczkę :)
OdpowiedzUsuńTak. Głównie o to mi chodziło. By pokazać Henry'ego z tej dobrej strony.
UsuńCieszę się, że ktoś jednak czyta i odwiedza tego bloga.
Pozdrawiam.
Oczywiście że wciąż tu zaglądam. Chodz muszę przyznać że ostatnio trochę to zaniedbałam robiąc sobie zaległości. Z braku czasu. Z góry przepraszam.
OdpowiedzUsuńA wracając do rozdziału. Jak ja ci zazdroszczę tego stylu pisania. Kiedyś też bym chciała tak pisać :)
Przy tym rozdziale trudno było mi powstrzymać łzy.
Nie jestem tu pierwszy raz, wręcz przeciwnie! Jestem Twoją czytelniczką od kiedy pojawił się pierwszy rozdział "Pokochać Łotra", jednak z tamtym opowiadaniem też była niezła historia. Wiesz, powiem Ci coś, co Cię charakteryzuje w moich oczach. Do Twoich historii zabieram się po kilka razy i kończę na kilku rozdziałach, gdyż gdzieś zawsze mi coś wypada. W przypadku Kaprysu próbowałam już cztery razy i zawsze kończyłam na rozdziale trzecim. I najlepsze w tym wszystkim jest to, że gdy mobilizuję się i czytam całość.... zakochuję się. I tak było w przypadku Łotra,w przypadku Kaprysu i miniaturki. To jest bardzo dziwne, jednak nie żałuję, że przez tyle chwil czytałam Twojego bloga. Historia jest ciekawa, pełna zwrotów akcji, ciekawych rozwiązań i napięcia, co wręcz uwielbiam. Najbardziej o dziwo lubię historię Blaise'a i Ginny oraz sam wątek ducha, morderstw i tego całego mroku, który powoli nad nimi góruje. I jeszcze ta białaczka... No ciekawie, świeżo i zupełnie inaczej. Czytając zauważyłam kilka błędów logicznych np. imiona zamienione lub różne niż w poprzednich rozdziałach, ale to nie przeszkadzało aż tak. Co mogę jeszcze powiedzieć? Zemsta Dafne i jeszcze śmierć mężczyzny, cała zgraja Śmierciożerców to coś co wręcz uwielbiam. Mam nadzieję, że już niedługo pojawi się nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie i czekam na happy end! Ona nie może zginąć!
Endory
strzepy-swiata.blogspot.com
Przepraszam, że zjawiam się tutaj tak późno, ale ostatnio nie miałam głowy na blogowanie ;)
OdpowiedzUsuńRozdział faktycznie dobrze się czyta, a intrygi wplecione w fabułę niezmiennie mnie zaskakują.
Podobały mi się retrospekcje z Hermioną i Draco. Wygląda na to, że ta dwójka od dawna już krążyła wokół siebie, ale dopiero niedawno zaczęli czuć do siebie coś poważnego. Strasznie żal mi Miony i mam nadzieję, że jej nie zabijesz. Zasługuje na szczęśliwe małżeństwo i stworzenie prawdziwej rodziny.
Dafne faktycznie jest zawistna i bezwzględna. Szkoda, że zabiła Caseya, bo on tylko starał się jej przemówić do rozsądku i był ciekawą postacią. Niemniej sposób jego uśmiercenia przemówił do mnie. Był taki.... tragiczny.
Pozdrawiam :)
Widzę, że sprawy, nazwę to "poboczne" zaczynają się mocno komplikować. Wstrząsnęło mną to morderstwo, naprawdę. Co te łajzy dalej planują? Ciekawi mnie to i dobrze, że czeka mnie jeszcze jeden rozdział.
OdpowiedzUsuńHermiony tak cholernie mi szkoda... No po prostu nie mogę, jak ona biedna tak leży :( Mam nadzieję, że nie umrze w Twojej wizji tego opowiadania, bo bardzo bym tego nie chciała :( Chciałabym poznać więcej magii, a wiem i widzę, że to opowiadanie będzie obszerne w pomysłowość, więc jeszcze więcej niż tyle rozdziałów, ile mamy teraz, powinno się pojawić :D
Casino Tycoon Map & Floor Plans - Mapyro
OdpowiedzUsuńProperty Map 남원 출장마사지 of Casino Tycoon in Fort 공주 출장샵 Lauderdale, FL. View detailed floor plans, photos, 수원 출장샵 history, 서울특별 출장마사지 phone number, address, 양주 출장마사지 work history,