poniedziałek, 6 marca 2017

Rozdział 012 "Walka o życie"



„Medycyna nie zna tajemnicy wyleczenia,
ale zapewnia sobie umiejętność przedłużania choroby.”
- Proust Marcel

Kroniki Proroka Codziennego 013:
Hej kochani!
Tak to ja, wracam z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że się cieszycie. To już dwunasty rozdział jaki oddaje w wasze wierne oczka. Ten rozdział szczególnie jest dla mnie wyjątkowy. Sami wiecie dlaczego. I nie tylko ze względu na sytuacje Hermiony, ale również i moją kolejną fascynację. A w ogóle czy w wasze łapki trafiła kolorowanka Harry’ego? I czy fascynujecie się nimi jak ja? Pozdrawiam serdecznie i zapraszam

. *~*~*
                Jak wiele czasu spędził w szpitalu?
                Nie miał pojęcia. Stan Hermiony pogarszał się z dnia na dzień. Wszystko wskazywało na to, że nie będzie szans ratunku. Usiłował odnaleźć nową rzeczywistość. Znaleźć jakieś pozytywy w tej sytuacji. Jednak czy to w ogóle możliwe? Hermiona Granger umierała. Jego przyszła narzeczona. Czy nie może być szczęśliwy? Wciąż zadawał sobie te trudne pytanie. Przecież nie chciał tak wiele. Mieć rodzinę. Kiedy parę lat temu oświadczał się Astorii właśnie o tym myślał. Kochał ją. Nigdy jeszcze wcześniej nie czuł tego co przy niej. Astoria była całym jego światem. Tak naprawdę zrozumiał to dopiero po jej śmierci. Z Hermioną zrozumiał o wiele wcześniej. Noc która ich połączyła była magiczna. Jeszcze z nikim nie kochał się tak cudownie. Owszem z Astorią przeżywał niezwykłe chwile, ale miał wrażenie, że kobieta nie do końca podzielała jego uczucia. Jakby myślami była gdzieś zupełnie indziej. Nie umiał tego dokładnie określić. Z Hermioną wszystko miało inne emocje. Naprawdę się kochali. A on? Każdego dnia odkrywał jak bardzo przywiązuje się do dziewczyny. Zaczyna coś do niej czuć. Czy to możliwe? On, Ślizgon. Uczony by nienawidzić szlamy. Nic dziwnego, że ojciec uważał go za pełnego pogardy człowieka. Sam myślał o sobie w zupełnie inny sposób. Traktował siebie jako człowieka nawróconego. Najpierw został Cieniem. Zaczął pomagać ludziom. Dumbledor’e pokazał mu całkiem inną rzeczywistość. I pragnął tego każdego dnia coraz bardziej. Czy był bohaterem? Nie uważał się za niego. Bohaterem z pewnością był Harry Potter. Pokonał Voldemorta i uwolnił wszystkich. Kiedy zaproponowano mu stanowisko ministra odmówił. Draco nie do końca pojmował dlaczego, ale nie oceniał. Niestety to jemu wszystko odbierano. Najpierw zabito Astorie i syna. Spóźnił się o zaledwie parę minut. Czy gdyby zdążył uratowałby ich? A może sam zginąłby razem z nimi? Takie myślenie nie pomagało. Podobnie jak szukanie pozytywnych sytuacji, gdy ich nie było. Astoria i jego synek nie żyli. Być może wkrótce dołączy do nich Hermiona. Musiał dopuszczać do siebie te myśl. Podobnie jak przygotować Jamiego na najgorsze. Pięcioletni chłopiec niewiele rozumiał z tego co się działo. Wiedział jednak, że jego mama była bardzo chora. I wymagała natychmiastowej opieki. Jak rozmawiać z dziesięciolatkiem o śmierci? Nie miał pojęcia. Niania, która przy nim była również nie mogła wiele pomóc. Westchnął cicho. Myślami zaczął powracać do wspomnień. Czy już w Hogwarcie myślał o Hermionie? Jakby wyglądało ich życie gdyby drogi się nie rozeszły? Przypomniał sobie jedną ważną scenkę.

                Szkolny bal. Draco był na siebie wściekły, że akurat wybrał się z Pansy. Dlaczego akurat z nią? Właśnie pokłócił się z Astorią. Niby o głupstwo, ale mocno ugodziła go w dumę. Dlatego właśnie poprosił Pansy, a przecież denerwowała go od zawsze. Strasznie głupia i naiwna. Sądziła, że będzie go miała na własność, ale trochę również w tym jego winy. Sam dał jej pretekst do takiego myślenia. Kiedy miał już dość tego cholernego wieczoru postanowił wyjść. Miał dość balu, kłótni i tej kiepskiej atmosfery dookoła. Właśnie kierował się w stronę lochów, gdy ją zobaczył. Siedziała zalewając się zapłakana. Wyglądała tak niewinnie. Poczuł coś dziwnego parząc na nią. Nie umiał powiedzieć co takiego.

                 - Czego chcesz, Malfoy? – zapytała gniewnie. Parsknął śmiechem. Nigdy się go nie bała. Zawsze należała do odważnych czarodziejek i podziwiał w niej to. On sam często zachowywał się jak tchórz. Zwłaszcza, gdy chodziło o ojca. Nigdy nie potrafił powiedzieć mu nie.

                 - Wszystko  w porządku, Granger? – zapytał ku swojemu zaskoczeniu i podszedł bliżej. Nie miał pojęcia co nim kierowało. Już wtedy przyciągała ich do siebie jakaś dziwna siła. – Piękna kobieta nie powinna płakać w dniu swojego balu.

                 - Według ciebie jestem piękna? Piłeś coś? – parsknęła śmiechem wyraźnie zaintrygowana jego słowami. On również się roześmiał i odszedł w o wiele lepszym humorze.

Kolejne wspomnienie było inne. Miało miejsce dwa lata później. Szósty rok nauki. Ten który miał na zawsze zmienić oblicze świata czarodziejów. On miał już inny cel. Od roku pracował dla Dumbledor’a. Cień powoli zaczynał dawać o sobie znać.

Granger znów siedziała zapłakana. Chyba nigdy nie widział jej w tak kiepskim stanie. Zupełnie jakby cały świat dziewczyny legł w gruzach.

 - Znowu ty? – warknęła na niego łagodniej niż zamierzała. Najwyraźniej była mocno poruszona. – Czemu mnie prześladujesz? Najpierw twój brat, a teraz widzę ciebie.

 - Czy Will coś ci zrobił? To przez niego płaczesz? – zapytał gniewnie. Sam nie był święty, ale gdyby brat w jakiś sposób skrzywdziłby Hermionę chyba by go zabił. Nienawidził przemocy wobec kobiet. Nawet takich, które były mugolkami.

 - Nie, nie on. Weasley. Dlaczego wszyscy faceci to dupki? – wychlipała cicho. Musiał przyznać, że wyglądała pięknie z tymi zapłakanymi oczami. Wtedy zrobił coś wbrew sobie. Zmusił ją by wstała i przyciągnął do siebie.

 - Nie wszyscy, Granger. Nie wszyscy – wyszeptał i pocałował ją po czym odszedł w kompletnym zostawiając dziewczynę w kompletnym osłupieniu.

Gdy dzisiaj wracał do tych wspomnień myślał, czy mieli kiedykolwiek szansę na wspólną przyszłość. Może gdyby nie Astoria i inne zbieżne sytuacje kto wie co by ich połączyło. Jednak los sprawił, że spotkali się ponownie i mogli mieć szansę na szczęście. Pod warunkiem, że nie zostanie mu to odebrane. Znów powrócił do wspomnień. Kolejne było mgliste, ale intensywne. Jako Cień pracował w dość trudnych warunkach i został ranny. Wówczas los znów postawił przed nim Hermionę. Ukrywała się wraz z Weasleyem i Potterem przed ludźmi Voldemorta, ale nie zostawiła go na śmierć. Nie zdjęła mu również maski. Pozwoliła zachować całkowitą anonimowość. Był jej naprawdę wdzięczny. Za wiele rzeczy. I to, że znów  mógł sobie pozwolić na jakikolwiek uśmiech.

 - Walcz, Granger – wyszeptał cicho czule głaszcząc jej oczy. – Walcz bo inaczej przysięgam będę cię nawiedzał nawet w zaświatach!

Nie miał pojęcia jak długo siedział i czekał w napięciu. Nie odzyskała przytomności, ale stan dziewczyny nie pogorszył się bardziej. To był plus, a zarazem minus. Niestety mimo wszystko lekarze nie mieli najlepszych wieści. Rozpoczynała największą ze wszystkich walk. Walkę o życie.

. *~*~*
 - Nie mów, że chcesz się wycofać!  -
Scott sceptycznie spojrzał na swoją partnerkę. Katherine pokręciła głową. Oczywiście nie chciała się wycofywać. Po tym wszystkim co usłyszała była pewna swoich racji. Siostra zasługiwała na karę gdyż za bardzo podważała swoje stanowisko. Ktoś musiał pokazać gdzie jej miejsce. Żałowała tylko iż nie może zrobić tego osobiście. Stanąć z nią twarzą w twarz. Wiedziała jednak jak bardzo to ryzykowne. Po za tym publiczne upokorzenie będzie dla niej idealną karą. Doskonale o tym wiedziała, a jednak miała wątpliwości. Dlaczego? Przecież siostra nie miała żadnych kiedy chciała ją wrobić.

 - Nie chcę – pokręciła głową zdecydowanie. – Już postanowiliśmy. A czy ty? Masz jakieś wątpliwości?

Scott zaprzeczył zdecydowanie. Pragnął pomścić brata i tylko chęć zemsty miała dla niego znaczenie. Jednak z początku myślał, że to ona doprowadziła jego rodzinę do ruiny. Kiedy poznał prawdę nie wahał się ani chwili by w nią uwierzyć. Czuł, że postąpił słusznie. Taka decyzja wymagała od niego sporo odwagi, ale uwierzył jej. Ona naprawdę kochała Setha. Trochę zazdrościł bratu. Miał cudowną dziewczynę i życie przed sobą. Niestety nie był dość silny by żyć. Poddał się i przegrał. Długo nie mógł się z tym pogodzić. Jako bracia byli niemal nierozłączni. Żałował, że nie sprawował większej pieczy nad swoim braciszkiem. Teraz nadszedł czas na zemstę. W końcu odpowiednia osoba zapłaci za wszystko. Nie mógł się tego doczekać. Dzisiejszy wieczór miał być wyjątkowy dla nich.

Pół godziny później czekali w napięciu na przedstawienie. Uzgodnili z kilkoma osobami, które miały im pomóc. Hazard, mężczyźni do towarzystwa. Nikt nie żałował nowej przedstawicielki czarodziejskiego rządu. Każdy wiedział jak bardzo potrafiła być okrutna dla wszystkich. Katherine siedziała w ukryciu. Obserwowała, chociaż bardzo pragnęła działać. Oboje uznali, że tak będzie lepiej. Siostra nie mogła wiedzieć, że brała w tym udział. Wmawiała to sobie, chociaż ciężko było obserwować całą sytuację z boku. Koło dwudziestej pierwszej impreza nabrała większego tępa. O resztę zadbał Scott. Widzowie przybyli bardzo dyskretnie kilka minut później. Kiedy brutalna impreza rozegrała się już na dobre gapiów nie brakowało. Selene była wściekła. Rzucała groźbami i przekleństwami. Wiedziała jednak, że nie może wyciągać różdżki i atakować, gdyż większość gości to mugole. Zdawała sobie sprawę jak bardzo została skompromitowana. Już sam udział w tej orgii był źle świadczący, nie mówiąc o reszcie. Po za nią wpadło kilkoro ważnych osobistości. Katherine czuła zachwyt, ale i również dziwne ukłucie w sercu. Właśnie rozpadała się jej rodzina. Najmłodsza siostra sobie poradzi. Miała jeszcze wujków do pomocy. A Seline? Z pewnością nie podniesie się po tym wszystkim i trochę jej żałowała. Ostatecznie były siostrami i łączyły ich więzy krwi.

 - Seline będzie musiała wytłumaczyć swoje zachowanie przed ministerstwem – mówił wyraźnie podnieconym głosem Scott. Od dawna nie czuł tak wielkiego entuzjazmu. W końcu ta kobieta zapłaciła za wszystkie swoje krzywdy. Zasłużyła na to. Oboje o tym wiedzieli.

 - To dobrze – odpowiedziała jakimś nieswoim głosem Katherine. Powoli pakowała swoje rzeczy. Wkrótce ponownie wróci do Hogwartu. Dokończą kursy z Blaisem i wybiorą zwycięzców. Co będzie wówczas robić? Nie wiedziała. Myślała o własnej szkole tanecznej. To będzie całkiem niezły krok jeśli odpowiednio zadba o wszystko. Czemu jednak była smutna? Niechętnie spojrzała w stronę Scotta. Najwyraźniej przez niego otworzyła swoje serce i teraz pragnęła zniknąć. Zakochała się. Popełniła jeden z największych życiowych błędów. Jak mogła być aż taka głupia? Pokręciła głową.  – W końcu zapłaci za swoje zbrodnie.

 - Co jest? – zapytał ściszonym głosem. Uważnie obserwował młodą kobietę. Nie wyglądała na zbyt szczęśliwą. Nie rozumiał tego. Przecież sama tego chciała. Pragnęła zniszczyć siostrę równie mocno jak on. – Coś cię gryzie?

 - Wszystko w porządku – skłamała zapewniając go. Chciała by jej głos brzmiał pewnie i chyba się udało. Scott zmarszczył brwi, ale nie zadawał pytań.

 - Wymelduje nas i będziemy mogli ruszyć do drogi – powiedział po czym wyszedł delikatnie zamykając drzwi. Z westchnieniem rzuciła się na łóżko. Z jej oczu popłynęły łzy. Nie mogła dłużej ukrywać swoich uczuć. Kochała go. Wiedziała jednak, że nigdy nie odwzajemni tych uczuć. Przez większość czasu uważał ją za wroga. Nie dziwiła mu się wcale. Ona sama siebie też by raczej nie pokochała. Zawsze miała niską samoocenę, a teraz w szczególności. Westchnęła cicho i podniosła się z łóżka. Nie mogła dłużej płakać. Miała przed sobą kilka misji i zamierzała je wykonać. Miłość do Scotta nie przeszkodzi jej w tym.

Kiedy pół godziny później zeszła na dół na twarzy miała przyklejony sztuczny uśmiech, a w oczach nie było widać śladu łez. Musiała być silna. Rozklejanie się nie pozwoli jej utrzymać swojej woli. Westchnęła cicho i spojrzała na Scotta. Wyglądał na zadowolonego. Nic dziwnego. Dokonał aktu zemsty. W końcu mógł zapomnieć o przeszłości, ruszyć  w swoją drogę. Znów miała ochotę zapłakać, ale się powstrzymała.  Nie czas było na łzy. Zacisnęła dłonie w pięści i ruszyła przodem wymijając Scotta. Po drodze skinęła głową gospodyni na pożegnanie. Zdążyła jeszcze zobaczyć najnowszy magazyn mówiący o plotkach. Pisano przede wszystkim o upadku Seline. Wieści dość szybko się rozchodzą. Pod wieloma względami jej prywatna rodzina została zrujnowana, ale ona nie przejmowała się tym. Ta rodzina już dawno wykreśliła ją z życia. Oskarżyła, uznała za winną nie dbając o dowody. Ona miała swoje życie, udaną karierę. Tylko to dla niej miało znaczenie.

 - Dziękuje za wszystko – powiedział Scott na pożegnanie gdy dotarli do granic Hosmesgade. Scott ruszał do domu. Musiał zobaczyć co z majątkiem. Rozumiała go. Sama później pomyśli co zrobić ze swoim. Na pewno wkrótce dostanie jakieś wieści z Ministerstwa. – Gdyby nie ty nigdy nie znalazłbym ukojenia.

 - Ja również dziękuje – powiedziała cicho. Nie chciała go jeszcze żegnać. Pragnęła by z nią został chociaż chwilę dłużej. Niestety. Ich drogi rozchodziły się na zawsze.

 - Żegnaj Kath – Jego głos brzmiał niezwykle miękko. – Może w innym życiu wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej – dodał jakby nieśmiało i zrobił coś czego nie oczekiwała. Przyciągnął i pocałował. Długim namiętnym pocałunkiem. Miała w swoim życiu wielu partnerów, ale jeszcze żaden nie zrobił na niej takiego wrażenie. Czuła motyle w brzuchu, a całe ciało drżało. Uciekła nim zdążył powiedzieć coś jeszcze. Musiała to zrobić. Tak jest najlepiej dla wszystkich. Szczególnie dla niej. W Hogwarcie długo nie mogła znaleźć sobie miejsca. Obserwowała uczniów, śledziła ich poczynania. Wciąż patrzyła na zegarek modląc się by ten dzień dobiegł końca.

 - Słyszałem, że wróciłaś – Blaise podszedł do niej w momencie gdy kończyła taniec. Lubiła ćwiczyć. To pomagało jej kiedy miała ponury nastrój. Tak jak właśnie w tej chwili. – Czy jesteś gotowa na wielki finał z uczniami?

Skinęła głową zadowolona, że będzie miała zajęcie. 

 - Myślałam by urządzić wielki pokaz w Hosmesgade. Tam jest stary teatr. Moglibyśmy go wykorzystać. To może być nawet ciekawe.

- Tak – przytaknął z zadowoleniem Blaise. Już miał coś powiedzieć, gdy do środka wpadł jeden z uczniów. Howard Streett. Świetnie zapowiadający się tancerz. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.

 - Panna Weasley miała wypadek. Jest w Skrzydle Szpitalnym – poinformował ich. Zabini i Katherine wymienili wystraszone spojrzenia. Po chwili oboje opuścili pokój kierując się w wskazanym kierunku.

. *~*~*
 -Powinieneś chociaż się z nią zobaczyć.
Próbowała przemówić mu przemówić do rozsądku kobieta imieniem Alice. Znał ją niemal od kiedy znalazł się na granicy. Zawsze przy nim była. Henry mógł myśleć, że jest szczęściarzem. Alice nie miała łatwego życia. Nie skończyła Hogwartu. Nigdy nie czuła się dobrze w szkole. Wylądowała na ulicy mając piętnaście lat. Podziwiał ją gdyż świetnie sobie poradziła. Była od niego o wiele starsza. Doświadczenie i życie na ulicy zrobiły swoje jednak delikatne rysy twarzy pokryte zmarszczkami świadczył iż kiedyś była naprawdę piękną kobietą. Sam ją podziwiał. Zawsze służyła mu radą i spokojem. Dzięki niej przetrwał niejedno. Ostatnio dotarły do niego wieści o śmierci przyrodniego brata. Mieli różne matki, ale łączył ich ojciec, którego nigdy tak naprawdę nie poznali. Ten człowiek tworzył swoją własną historię metodą prób i błędów. A Henry szedł jego śladem. – Słyszałam wieści. Ona jest bardzo chora. Umrze bez przeszczepu. Znasz zasady, prawda? Magia nie pomoże w walce ze śmiercią.

Wiedział o tym. Merlin mu świadkiem jak bardzo. Kiedy umierała matka próbował wszystkiego. Chciał nawet błagać Severusa by mu pomógł. Niestety bezskutecznie. Matka nim umarła długo cierpiała, a on mógł tylko obserwować wszystko. Dlatego postanowił uciec. Zatapiał się w alkoholu, kobietach i przeszłości. Tak właśnie poznał matkę Hermiony. Nie obiecywali sobie nic ponieważ była już mężatką. Zwykłą mugolką zagubioną we własnej rzeczywistości. Zdradził przed nią swoją tożsamość, ofiarował ciało wraz z cudownym seksem.  Sam również spędził wspaniałe chwile. Jane Granger robiła niesamowite wrażenie na ludziach. Swoją urodą umiała uwieść niemal każdego. Nie sądził iż z tego związku zrodzi się dziecko. Los bywał naprawdę zaskakujący.

 - Nie mam nic co mógłbym jej dać – pokręcił głową wyraźnie poirytowany. Bardzo pragnął ją poznać. Sporo słyszał o Hermionie Granger. Brała udział w walce przeciw Sam Wiesz Komu, była przyjaciółką Harry’ego Pottera. Na swoim koncie miała naprawdę wiele osiągnięć. Powinien być z niej naprawdę dumny, a jednak cień niepokoju przeszedł przez jego twarz.  – Jestem nikim. Nic nie osiągnąłem.

 - Nie mów tak – pokręciła głową ze smutkiem. Nie rozumiała jak tak wspaniały człowiek może mieć ponurą opinie na swój temat. Kiedy była w kłopotach uratował jej życie. Naprawdę wiele mu zawdzięczała. Dlatego chciała mu pomóc. Kilka razy śledziła jego córkę. Zdążyła ją poznać lepiej niż on kiedykolwiek. I właśnie tracił swoją najlepszą szansę w życiu. Dlaczego? Z powodu własnej głupoty i tchórzostwa. Nie mógł być przecież aż takim idiotą. Nikt nie był. – Naprawdę chcesz się potem zastanawiać? Myśleć o wszystkim co mógłbyś mieć, a co straciłeś? Hermiona zasługuje na ciebie. Prawdziwego i cudownego. Musisz w to uwierzyć. Zaufaj mi.

Pokręcił głową. A może miała rację? Naprawdę powinien ją zobaczyć? Długo się wahał nim podjął ostateczną decyzję. Kiedy w końcu to zrobił było już późno. Najpierw odwiedził dom Dracona. Z daleka obserwował swojego wnuka. Wyglądał ślicznie. Wyrośnie z niego przystojny chłopak. Mimo tego co do tej pory słyszał o Malfoyu uważał, że poświęcał mu naprawdę wiele czasu.  Będzie dobrym ojcem. Lepszym niż on kiedykolwiek. Na sam koniec swoje kroki skierował do szpitala. Widok nieprzytomnej córki sprawił mu przykrość. Leżała oddychając przez specjalną magiczną aparaturę. Była cała blada. Ciągle ktoś u niej był. Miał szczęście iż na nikogo nie trafił. Nie chciałby się tłumaczyć. Postanowił porozmawiać z lekarzem. Doktor Arnold Spencer szczegółowo odpowiadał na jego pytania. Sytuacja wyglądała tragicznie. Hermionie zostało niewiele czasu by ostatecznie odejść z tego świata. Zdecydowanie za wcześnie. Zasługiwała na coś więcej. I te poczucie winy uderzające w serce. Jego przyjaciółka ma racje. Powinien pomóc. Jeszcze tego samego wieczora odwiedził grób Jane i położył kwiaty. Nie ułożyła sobie życia zbyt dobrze. Za to córka wyszła im idealnie. Decyzję podjął w ciągu jednej chwili. Potrzebował pomocy i zamierzał oddać szpik. Doktor Spencer był zadowolony z jego wyboru. Następnego dnia przeprowadzono odpowiednie testy. Hermiona przez cały czas spała, więc znów mógł ją odwiedzić. Tak jest lepiej. Pomoże jej, a później odejdzie w swoją stronę. Nie potrzebowała ojca fajtłapy, którym w rzeczywistości był.

 - Jednak przybyłeś. – Draco Malfoy wszedł do szpitalnej Sali w której leżał. Poddano go różnym badaniom. Nie należały do przyjemnych, ale nie były też zbyt bolesne. Nie okazywał zaskoczenia wizytą. Spodziewał się, że prędzej czy później tu przyjdzie. Czuwał nad Hermioną bardzo uważnie od samego początku kiedy trafiła do szpitala. – Nie jesteś taki zły jak myślałem.

 - Zbyt dobry też nie – pokręcił głową. – Wiesz, że poszukuje mnie Azkaban? Nie jestem idealnym typem człowieka. Jeżeli odkryją tu moją obecność z pewnością mnie aresztują.

  - Zdążyłem sprawdzić te dane – przytaknął. – Zabiłeś jednego ze Śmieciożerców Allana McGregora.  – wyjaśnił mu spokojnie. – Można wymyślić ci odpowiednie alibi jeśli chciałbyś zacząć nowe życie. To nie jest problem.

 - Wy bogacze wszystko możecie załatwić, prawda? – prychnął z lekką pogardą. W tym momencie przypominał Snep’a bardziej niż mógłby się przyznać. Nie powiedział tego na głos. – Jednak teraz to nie takie proste. Ja zniszczyłem swoje życie, ale Hermiona ma szansę rozpocząć nowe życie. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Owszem żałował iż nie pozna małego Jammiego. Dzieciak wyglądał na wspaniałego chłopaczka. Niestety los znów nie obdarował go łaskawością.

 - Zrobiliśmy wszystkie badania – Lekarz przerwał im rozmowę podchodząc. Miał przy tym bardzo poważną minę. – Jeszcze dzisiaj możemy przeprowadzić badania. Zaprosiliśmy jednego z najlepszych lekarzy mugolskich. Zna sprawę i jest wprowadzony we wszystko. Użyjemy metody naturalnej i magicznej. Jeszcze dzisiaj będzie mógł pan wrócić do domu.

 - To wspaniale. – Mężczyzna wyraźnie się ucieszył. Draco musiał wyjść. Dla niego to najdłuższe godziny oczekiwania. Powiadomił Harry’ego i Rona. Cała trójka wraz z Luną zjawiła się niemal od razu. Przyjaciele nie zawiedli. Rozmawiali, wspominali. Draco miał wiele dobrych momentów. Był tym zaskoczony, gdyż we wspomnieniach nie robił wrażenia takiego łajdaka. Owszem nie zawsze bywało korolowo. Popełniał błędy, źle oceniał. Nie mówiąc już o własnym zachowaniu. Bywał okrutny. Może nie aż tak bardzo jak jego brat. Kilka razy miał poważne bójki. Zwłaszcza z Potterem i Weasleyem. Teraz wszystko najwyraźniej zostało zapomniane. Chyba jeszcze nigdy nie był aż taki szczęśliwy. Dostał szansę i to nie jedną.  Zamierzał wykorzystywać ją jak najlepiej. Jeśli tylko jego kobieta również ją dostanie.

 - Wciąż nie mogę uwierzyć jak daleko zaszła ta cała sprawa – westchnęła cicho Luna. – Hermiona miała tak niewiele szczęścia w życiu i jeszcze to.  Wszystko jest naprawdę niesprawiedliwe. Czemu jednemu człowiekowi daje szansę a drugiemu ją zabiera?

 - Chyba u nas już tak jest – przyznał niechętnie Ron. – Życie nie zawsze nas rozpieszcza. Jednak w końcu wynagradza a czasami zanadto. – Miał na myśli swoje własne szczęście u boku ukochanej kobiety i nie zamierzał tego zmieniać. Życie uczy nas wielu rzeczy. Czasami nie zawsze rozumiemy te lekcje, ale jesteśmy razem. Mimo wielu przecznic losu mamy siebie. Dlatego jesteśmy tak wyjątkowi.

 - Ron jak zwykle popadł w samo zachwyt – zaśmiał się Harry. Wszyscy mu zawtórowali rozładowując napięcie. Czas oczekiwania powoli dobiegał końca. Wkrótce mieli poznać prawdę jak wygląda sytuacja.

. *~*~*
 -Cholerna suka!
Zaklęła pod nosem Dafne zła kiedy dotarły do niej najnowsze wieści. Casey przyjechał do niej na umówione spotkanie. Ich romans kwitł. Mężczyzna powoli zaczynał zapominać o przeszłości. Owszem kochał Astorię. Zależało mu na niej i w ogóle. Dafne była całkowitym przeciwieństwem. Nigdy nie spotkał tak zawistnej kobiety jak ona. Parę razy widział jak torturowała ludzi na zlecenie. Nie miała w sobie cienia litości. Wszystko wykonywała niczym dobrze zaprogramowany automat. Trochę go przerażała pod tym względem. – Wiesz, co poczułam kiedy zachorowała? Nieskrywaną radość. Los jednak bywa sprawiedliwy. Z uśmiechem na ustach obserwowałam jej cierpienie. To jak musiała godzić się z nią. Pożegnać z bliskimi. Astoria nie miała takiej szansy. Została brutalnie zamordowana.

 - Naprawdę chodzi ci o zemstę? – Casey nie wyglądał na przekonanego. Kiedyś rozmawiał z Astorią o Dafne. Owszem były sobie bliskie, ale łączyła je jakaś taka dziwna przepaść. Nie do końca rozumiał te dziwne relacje.  Chęć zemsty była tylko jakimś dziwnym odruchem. Tak przynajmniej myślał i w końcu postanowił otwarcie z nią o tym porozmawiać. Dafne spojrzała na niego dziwnym wzrokiem. – Nie masz już dość?

 Pokręciła głową wyraźnie zaskoczona jego aluzją. Sądziła, że znalazła w nim sprzymierzeńca. Był również idealnym kochankiem. Od dawna nie miała mężczyzny który by tak ją zaspokajał. Ból i seks towarzyszyły im w ich wspólnych igraszkach.  Jednak coś się zaczęło psuć. Miała wrażenie iż mężczyzna oddala się od niej.

 - O czym ty mówisz? – warknęła groźnie. Nie lubiła gdy ktoś dyktował jej warunki i nią kierował. – Coś sugerujesz?

 - Pasujemy do siebie – zaczął dość ostrożnie. Nie miał pojęcia jak kobieta zareaguje na jego słowa. – Możemy odejść od tego wszystkiego. Ułożyć sobie własne życie. Nie chciałabyś spróbować?

Podniosła się gwałtownie skrywając swoją nagość. Była zaskoczona jego słowami. Sądziła iż mężczyzna lepiej ją rozumie. Tymczasem pokazał w jak wielkim była błędzie. Czuła się zawiedziona. Znów będzie musiała iść sama przez zemstę. Czasami to bywało naprawdę męczące. Jednak obecnie nie miała wyjścia. Niezauważalnie sięgnęła po różdżkę.

 - Zawiodłeś mnie Caseyu – mruknęła cicho. W głosie słyszał taką dezaprobatę, że aż się wzdrygnął. – Naprawdę poważnie namawiasz mnie do rezygnacji z zemsty? Jeszcze nie zdążyłeś się nauczyć jakie wielkie ma ona dla mnie znaczenie? Moja siostra umarła. Może nie umiałam pokazać tego w szczególny sposób, ale naprawdę mi na niej zależało. Śmiesz wątpić w moje uczucia? Ty, który mówiłeś o swojej wielkiej miłości do niej?

 - Kochałem ją, do diabła! – warknął wściekły Casey. Jak mogła podważać jego uczucia? Kiedy Astoria wychodziła za Dracona prawie zapił się na śmierć. Nie mógł wybaczyć sobie iż nie znalazł sposobu by ją powstrzymać. Musiałby ją chyba porwać i pokazać siebie z innej strony. Niestety, ten pomysł nigdy nie przyszedł mu do głowy.

 - Jakoś tego nie widzę – pokręciła głową. – Wielka szkoda. Miałam co do ciebie plany. Naprawdę mógłbyś mi bardzo pomóc. Zniszczyłabym Draco Malfoya do samego końca. Niestety tego nie doczekasz.  Bardzo żałuje. Może w innym życiu.

 - Co chcesz zrobić? – wydukał zdezorientowany. W tym momencie bardzo żałował, że zostawił różdżkę w drugim pokoju. Nie miał się czym obronić. -                                                                                                            Dafne, proszę. Potrzebujesz mojej pomocy.  Beze mnie nie dasz sobie rady.

Zaśmiała się wyraźnie rozbawiona. Naprawdę był aż taki naiwny? Jakie to słodkie. Pokręciła głową z niedowierzaniem.

 - Mam innych przyjaciół, którzy zawsze staną przy moim boku. Jeśli tylko będę tego potrzebowała – wyznała szczerze. – Zawsze mi pomogą i nie będą opóźniać. Przykro mi mój drogi. Tak właśnie będzie wyglądać koniec.

 - Dafne – wykrztusił, ale strach za bardzo ścisnął mu gardło. Nie umiał jej powstrzymać. Cicho, ale stanowczo wypowiedziała zaklęcie. Błysk zielonego światła uderzył w jego ciało. Osunął się bezwładnie na ziemię pozostawiając szeroko otwarte oczy. Serce zatrzymało swój rytm. Casey Parker odszedł z tego świata.

Dafne wstała z łóżka i powoli zbierała swoje ubrania. W kąciku oczu błysnęły łzy. Mimo wszystko żałowała tego mężczyzny. Lubiła spędzać z nim czas. Jednak nie miała wyjścia. Mógłby zdradzić jej plany. Próbować ją powstrzymać, spowalniać. Musiała to zrobić. Wezwała  byłych Śmieciożerców na których mogła liczyć. Bellatriks Leastrange i Theodor Nott pojawili się po chwili.

 - Dobrze postąpiłaś – pochwaliła Bellatriks. – Od dawna uważałam, że współpraca z nim jest niebezpieczna. Był za blisko Malfoya. W każdej chwili mógłby coś powiedzieć.

 - Tak, wiem – przyznała niechętnie. Mimo wszystko miała dziwne uczucie w żołądku. Jakoś nie chciała go zabijać. Towarzyszyło jej uczucie pustki jak przy śmierci. Nie umiała tego przeboleć. – Co zrobimy z ciałem?

 - Upozorujemy wypadek – wyjaśniła Bella. – Nott się wszystkim zajmie. Ty jedź do domu. Odpocznij, zrelaksuj się. Zasługujesz na to.

 - To prawda – przytaknęła rozsądnie. Bella miała racje. Podziwiała te kobietę. Umiała zachować zimną krew w każdej sytuacji. Chciałaby być taka jak ona, ale jeszcze wiele jej brakuje. Jednak Bella zawsze mawiała, że ćwiczenie czyni mistrza. Tego zamierzała się trzymać. – Dziękuje za wszystko.

 - Jesteśmy rodziną – powiedziała cicho. – Musimy sobie nawzajem pomagać. Kiedy ciebie wezwę liczę, że będziesz przy mnie.

Dafne poczuła ciarki na plecach. Mieć dług u Belli? Nie wyobrażała sobie takiego rozwiązania, ale nie miała wyjścia. Potrzebowała pomocy, a działanie pod wpływem chwili nie należy do zbyt rozsądnych. Jednak stało się. Zabiła Caseya. Czy słusznie? Bywał przydatny. Przynosił jej sporo informacji z domu Malfoya. Kto jej teraz będzie pomagał? Jak wykonać kolejny krok? Pokręciła głową i niechętnie rozejrzała się po wynajmowanym pokoju. Było tu czysto i biednie. W tym pomieszczeniu spędzała mało czasu. Kiedyś mieszkali w bogatej willi. Niestety dzisiaj musieli wszystko zmienić. Stracili pozycje i majątek. Wszystko za sprawą złych lokat ojca. Kiedy było jasne  że rodzina jest na granicy popełnił samobójstwo. Matka zmarła ze smutku i ciężkiej pracy. Obie siostry zostały same. Astoria miała szczęście bo Draco jej nie zostawił. Nawet prawda o pochodzeniu młodej kobiety go nie zraziła. Westchnęła cicho. Wszystko należało do przeszłości. Teraz nadszedł czas na zemstę. Skoro choroba nie zabije Hermiony Granger sama dokona tej zemsty. Śmierć Astorii i Bena zostanie pomszczona, a ona znajdzie ukojenie. Czekała na tę chwilę bardzo długo. I w końcu mogła spełnić swoją własną przysięgę.


. *~*~*
Na zakończenie:
Coraz bliżej pochodzimy ku końcowi. Ten rozdział bardzo mnie uwiódł. Szczególnie śmierć Caseya. Planowałam ten moment i miałam parę różnych wersji. W końcu uznałam, że lepiej jak zabije go Dafne. Sami oceńcie czy słusznie. I jak w ogóle podobała wam się ta postać. A może chcecie trochę więcej wspomnień Caseya i Astorii? W końcu wiele rzeczy jeszcze nie opowiedziałam.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam wkrótce na kolejny rozdział.

Informacyjnie:
Tytuł bloga:  „Kaprys losu”
Tytuł rozdziału: 012 „Walka o życie”
Ilość słów: 4 535
Ilość stron: 9

9 komentarzy:

  1. Witam i czytam :)

    Bardzo ciekawy rozdział. Uderzająca wnikliwość, głębokie analizy. Historia alternatywna w rękawie Dafne ? ;)

    Pozdrawiam
    I

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuje bardzo za miłe słowa.
      Tak, Dafne po części!
      pozdrawiam!

      Usuń
  2. Cudowne nawrócenie ojca na milosc do córki robi wrażenie... To chyba najmocniejszy przekaz w tym rozdziale. Podoba mi się taka gruntowna przemiana na przekór własnych myśli i odczuć o sobie... Lubię to i całą otoczkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Głównie o to mi chodziło. By pokazać Henry'ego z tej dobrej strony.
      Cieszę się, że ktoś jednak czyta i odwiedza tego bloga.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Oczywiście że wciąż tu zaglądam. Chodz muszę przyznać że ostatnio trochę to zaniedbałam robiąc sobie zaległości. Z braku czasu. Z góry przepraszam.

    A wracając do rozdziału. Jak ja ci zazdroszczę tego stylu pisania. Kiedyś też bym chciała tak pisać :)
    Przy tym rozdziale trudno było mi powstrzymać łzy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jestem tu pierwszy raz, wręcz przeciwnie! Jestem Twoją czytelniczką od kiedy pojawił się pierwszy rozdział "Pokochać Łotra", jednak z tamtym opowiadaniem też była niezła historia. Wiesz, powiem Ci coś, co Cię charakteryzuje w moich oczach. Do Twoich historii zabieram się po kilka razy i kończę na kilku rozdziałach, gdyż gdzieś zawsze mi coś wypada. W przypadku Kaprysu próbowałam już cztery razy i zawsze kończyłam na rozdziale trzecim. I najlepsze w tym wszystkim jest to, że gdy mobilizuję się i czytam całość.... zakochuję się. I tak było w przypadku Łotra,w przypadku Kaprysu i miniaturki. To jest bardzo dziwne, jednak nie żałuję, że przez tyle chwil czytałam Twojego bloga. Historia jest ciekawa, pełna zwrotów akcji, ciekawych rozwiązań i napięcia, co wręcz uwielbiam. Najbardziej o dziwo lubię historię Blaise'a i Ginny oraz sam wątek ducha, morderstw i tego całego mroku, który powoli nad nimi góruje. I jeszcze ta białaczka... No ciekawie, świeżo i zupełnie inaczej. Czytając zauważyłam kilka błędów logicznych np. imiona zamienione lub różne niż w poprzednich rozdziałach, ale to nie przeszkadzało aż tak. Co mogę jeszcze powiedzieć? Zemsta Dafne i jeszcze śmierć mężczyzny, cała zgraja Śmierciożerców to coś co wręcz uwielbiam. Mam nadzieję, że już niedługo pojawi się nowy rozdział!
    Pozdrawiam bardzo serdecznie i czekam na happy end! Ona nie może zginąć!
    Endory

    strzepy-swiata.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że zjawiam się tutaj tak późno, ale ostatnio nie miałam głowy na blogowanie ;)
    Rozdział faktycznie dobrze się czyta, a intrygi wplecione w fabułę niezmiennie mnie zaskakują.
    Podobały mi się retrospekcje z Hermioną i Draco. Wygląda na to, że ta dwójka od dawna już krążyła wokół siebie, ale dopiero niedawno zaczęli czuć do siebie coś poważnego. Strasznie żal mi Miony i mam nadzieję, że jej nie zabijesz. Zasługuje na szczęśliwe małżeństwo i stworzenie prawdziwej rodziny.
    Dafne faktycznie jest zawistna i bezwzględna. Szkoda, że zabiła Caseya, bo on tylko starał się jej przemówić do rozsądku i był ciekawą postacią. Niemniej sposób jego uśmiercenia przemówił do mnie. Był taki.... tragiczny.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, że sprawy, nazwę to "poboczne" zaczynają się mocno komplikować. Wstrząsnęło mną to morderstwo, naprawdę. Co te łajzy dalej planują? Ciekawi mnie to i dobrze, że czeka mnie jeszcze jeden rozdział.
    Hermiony tak cholernie mi szkoda... No po prostu nie mogę, jak ona biedna tak leży :( Mam nadzieję, że nie umrze w Twojej wizji tego opowiadania, bo bardzo bym tego nie chciała :( Chciałabym poznać więcej magii, a wiem i widzę, że to opowiadanie będzie obszerne w pomysłowość, więc jeszcze więcej niż tyle rozdziałów, ile mamy teraz, powinno się pojawić :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Casino Tycoon Map & Floor Plans - Mapyro
    Property Map 남원 출장마사지 of Casino Tycoon in Fort 공주 출장샵 Lauderdale, FL. View detailed floor plans, photos, 수원 출장샵 history, 서울특별 출장마사지 phone number, address, 양주 출장마사지 work history,

    OdpowiedzUsuń