„Nie
ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko.
Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy
marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla.
Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy
szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro?”
-
Phil Bosman
Kroniki Proroka Codziennego 011:
Hej kochani!
Za oknem zima! W tym roku przyszła wyjątkowo wcześnie i w chwili, gdy
pisze ten rozdział pada śnieg. W głowie mam szereg pomysłów. Głownie po
obejrzeniu fascynującego filmu „Infermo”. Jestem wielką miłośniczką książek
serii Dana Browna i gorąco wszystkim polecam. Tymczasem w głowie mi się
namieszało jak pociągnąć dalej to opowiadanie. Głównie nagły zwrot akcji z
pojawieniem się Wiktora. Czas pokaże jak wszystko się potoczy. To już półmetek,
więc będzie coraz więcej dziwnych wydarzeń. Zapraszam serdecznie na kolejny
rozdział.
*~*~*
-Myślisz, że to dobry pomysł?
Ginny Weasley przechadzała się korytarzami Hogwartu,
gdy usłyszała czyjś wystraszony głos. Przysunęła się w stronę drzwi i rzuciła
zaklęcie podsłuchujące. Rozpoznała głos należący do młodszej siostry Bleis’a.
brzmiał na przerażonego. Drugiego, męskiego głosu nie znała.
- Nie wiem –
pokręcił głową. – To miała być tylko niewinna zabawa, ale ta dziewczyna
naprawdę została zaatakowana. Cokolwiek zrobiliśmy musimy to cofnąć inaczej
ktoś naprawdę zostanie skrzywdzony. Trzeba zwołać dzisiaj spotkanie. Powiadomisz
pozostałych?
- Tak –
potwierdziła dziewczyna. Ginny wycofała się w ostatnim momencie nim znów
znalazły się na korytarzu. A więc
podejrzenia Zabiniego okazały się być słuszne. Jego siostra wplątała się w
jakieś kłopoty i potrzebowała pomocy. Postanowiła zadziałać. Corie była młodą i
zbuntowaną nastolatką. Potrzebowała wsparcia dorosłej osoby. Zamierzała jej to
dać i porozmawiać z Blaisem. Może
wspólnie podejmą jakąś decyzje.
- Corie,
zaczekaj! - zawołała za nią, gdy tylko
ją wyminęła. Corie z niechęcią spojrzała w stronę młodej kobiety. Sporo o niej
słyszała. Podobno kiedyś ona i jej brat mieli jakiś mały romans. Nigdy nie myślała
o tym. W ogóle wciąż miała żal do brata o to, że ich opuścił. Później było już
tylko gorzej. Ojciec zmarł, a matka rozpiła się. Wciąż przychodziła pijana i
robiła awantury. Tylko w Hogwarcie Corie mogła odpocząć od problemów. Jednak
ostatnio wciąż żyła w strachu. Z pozoru niewinna zabawa zaczynała się
przemieniać w coś bardzo niebezpiecznego. Kogo przyzwali i dlaczego? Nie miała
pojęcia. Jednak musieli to powstrzymać nim ktokolwiek się dowie.
- Co pani
chcę? – spytała dość chłodno. Bardzo polubiła nauczycielkę Katherine Salvatore,
ale ta kobieta tutaj była jej całkowicie obojętna. I nie zamierzała być miła
tylko dlatego, że ta dziennikarka pałęta się po szkole.
- Możemy porozmawiać? – poprosiła cicho. – Ja wiem o
twojej sytuacji. Może znalazłaby się pomoc dla ciebie? Nowy Minister pomyślał o
rozwiązaniach dla takich rodzin jak twoja. Być może mogłabyś zwrócić się o
pomoc do brata. To nie jest zły człowiek.
- Doprawdy? –
prychnęła z pogardą Corie. – Gdzie był kiedy najbardziej go potrzebowałyśmy?
Wyjechał i zostawił nas same. Zrobił karierę nawet nie myśląc o domu. Uciekł
jak zwykły tchórz, który nie myśli o rodzinie. Dlatego nie potrzebuje jego
pomocy. Niedługo skończę szkołę i będę mogła pójść na swoje. Reszta nie ma
znaczenia.
- Nie mów tak,
dziecko. – Ginny w pełni rozumiała jej podejście. Corie miała prawo być
wściekła. Ostatecznie została zawiedziona przez najbliższych. Czuła się
porzucona. Wcześniej jakoś sobie radziła, ale teraz było już coraz gorzej. Zwłaszcza
ostatnie kłopoty. Musieli coś zrobić nim będzie za późno. Mieli naprawdę bardzo
poważne kłopoty. – Nie jesteś sama. Blaise musiał wyjechać. Gdyby nie miał
wyjścia z pewnością nie zostawiłby ciebie.
- I pani go
broni? – pokręciła głową. Ginny sama była zaskoczona swoimi słowami. Dopiero po
odejściu Corie zaczynała rozumieć ich sens. Czy naprawdę Blaise miał powód do
odejścia? Między nim, a Potterem panowało jakieś dziwne napięcie. Musiała
rozwiązać tę tajemniczą zagadkę. Miała wrażenie, że chodzi nie tylko o nią, ale
i o coś więcej. Zamierzała rozgryźć tę tajemnicę.
Przechadzając się korytarzem usłyszała muzykę. Znała
tę piosenkę. „Secret my love” z zespołu Mrocznych Wiedźm. Ulubiona melodia jej
i Zabiniego. Przystanęła zafascynowana oddając się wspomnieniom. Po raz
pierwszy usłyszała ją tamtego wieczora w domu Zabiniego.
Właśnie
dochodziła do siebie po tym jak Zabini uratował jej życie. Minęły trzy tygodnie. Przez ten czas
pisała sporadyczne listy do rodziców. Chciała by wiedzieli o jej
bezpieczeństwie. Oczywiście Blaise uważał ten pomysł za zły. Jednak nie chciała
nikogo zostawić bez wieści. Harry wyruszył na niebezpieczną misję. Gdyby coś
jej groziło z pewnością by wrócił, a tego nie chciała. Musiał ratować świat.
Voldemorta należało pokonać. Panował chaos i coraz więcej śmierci. Ginny
zdawała sobie sprawę iż każdy dzień mógłby być ostatnim. Często rozmawiali o
tym z Blais’em. W ogóle polubiła ich wieczorne rozmowy. Zabini często
wychodził. Wciąż pozostawał człowiekiem Voldemorta, ale wiele się zmieniło.
Kiedy ją uratował długo rozmawiał z Dumbledor’em. Zgodził się dla niego
pracować. To był przełom w jego życiu. Ginny doskonale zdawała sobie z tego
sprawę. Jeszcze żaden mężczyzna nie wywarł na niej aż takiego wrażenia jak on.
Owszem kochała Harry’ego. Niemal od zawsze. Wciąż cierpiała po tym jak chciał
okazać się taki dobry i szlachetny zrywając z nią. Teraz kiedy ich świat znów
stanął na głowie zaczynała rozumieć jego intencje. I swoje uczucia. Bardzo się
gubiła przy tym mężczyźnie. Raz ją pocałował. Wczorajszego popołudnia w czasie
kolacji. Szybki pocałunek. Zupełnie jakby się go wstydził. A potem unikał jej
przez cały dzień. I dzisiaj ta muzyka. Najbardziej niezwykła piosenka jaką
słyszała. Opowiadała o utraconej miłości dwojga kochanków. Ona umarła, gdy
wyjechał, a kiedy wrócił prześladował go duch dziewczyny. Oboje połączyli się
dopiero po śmierci. Ten tekst zawsze ją wzruszał. Lekko uchyliła drzwi. Muzyka
leciała z głośników. Zobaczyła Zabiniego. Był bez koszulki i poruszał się
wyjątkowo zmysłowo. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Po prostu patrzyła.
- Długo tu stoisz? – spytał Blaise przerywając
swój taniec. Pokręciła głową i ostrożnie podeszła. Blaise ujął jej brodę. Wpatrywał
się z niezwykłym napięciem w oczach, by później pocałować. Długim, namiętnym
pocałunkiem. Później poszło już samo. Zawsze marzyła, że to właśnie Harry
będzie jej pierwszym facetem. Jednak nie mogła się powstrzymać. Ta noc należała
do najbardziej namiętnych i czułych. Blaise pokazał jak powinien wyglądać
prawdziwy kochanek. Kolejne noce były również takie same.
- Do diabła z tym! – jęknęła zła na siebie
odrywając się od wspomnień. Czemu powracały właśnie teraz? Przecież miała
poukładane życie. Kochała Harry’ego. Powinna odejść. Tak jak tamtego wieczoru
nim wcisnęła klamkę i weszła do środka. Nie umiała się powstrzymać. To
silniejsze od niej. Miłość, która nigdy nie umarła.
Zaskoczony widokiem Ginny Blaise odwrócił głowę.
Zupełnie jak wtedy podszedł i spojrzał głęboko w oczy. Zobaczył ciche
przyzwolenie. To wystarczyło by ta noc pokazała im zupełnie nową drogę.
*~*~*
Obudził
ją potworny ból w głowie i suchość ust.
Powoli i ostrożnie otworzyła oczy. Nie miała pojęcia
gdzie się znajduje. Wszystko jakby pozostawało za mgłą. Powoli rozpoznawała
kontury sztywnych drewnianych mebli, dziwnego zapachu. Samo łóżko miało twardy
i niewygodny materac. To z pewnością nie jej pokój. Musiała minąć chwila nim
dotarło do niej gdzie jest. Dwa tygodnie. Tyle czasu minęło od kiedy Wiktor
Krum ją uprowadził i uwięził w dziwnym domu. Próbowała uciec. Najpierw
zachowywała się grzecznie i potulnie. Chciała zmylić go swoim łagodnym
zachowaniem. Jednak Wiktor nie był głupi. Szybko odkrył jej plan i zrozumiała,
że musiała działać. Chciała znaleźć swoją różdżkę i uciec. Ponieważ Krum
zapieczętował wyjście nie mogła uciec. Musiała opracować jakieś zaklęcie. Coraz
gorzej się czuła. Powinna jak najszybciej trafić do szpitala. Próbowała
powiedzieć mu o chorobie, ale nie chciał jej w ogóle słuchać.
- Chcesz mnie
oszukać! – syknął gniewnie nie mogąc uwierzyć, że jest aż tak naiwna. –
Naprawdę myślisz, że jestem aż takim idiotą, Granger?
Owszem Krum zauważył jak były bardzo blada i osłabiona. Zwalał to, że chce
go oszukać by ją wypuścił. Już dawno powinna zrozumieć, że należała tylko
do niego. kiedy ją poznał zauroczyła go
swoją osobą. Jeszcze żadna kobieta nie zrobiła na nim takiego wrażenia.
Niezwykle inteligentna. Ta wiedza czasami go przerażała, gdyż dobrze wiedział
jaka bywa zła źle używana. I miał nadzieję, że Hermiona nigdy nie wykorzysta
tej wiedzy przeciw niemu.
- Nie mam
ochoty na obiad – mruknęła Hermiona kiedy domowa Skrzatka imieniem Rogatka
ponownie zaprosiła ją na posiłek. Nie miała ochoty. Już drugi dzień odmówiła
jedzenia. Wiedziała, że popełnia błąd. Pragnęła zobaczyć swojego synka. Bardzo
za nim tęskniła. Czy Draco odpowiednio o niego zadbał? Czy płakał? Był
bezpieczny? Każdego dnia myślała o nim popadając w coraz większą apatię. Nie
umiała sobie z tym poradzić. Owszem wiedziała, że powinna walczyć. Jeśli się
podda przegra wszystko. Niestety nie potrafiła. Wszystko wskazywało na to iż
tym razem Krum wygrał. Zniszczył ją całkowicie. Czuła wielki ból w sercu. Jak można kogoś porywać i zmuszać do życia z
dala od rodziny? Przecież nikomu nie zrobiła nic złego.
- Proszę tego
nie robić – poprosiła niemal szeptem Rogatka. – Pan jest w złym nastroju. Wiele
Skrzatów ucierpi jeśli panienka nie przyjdzie.
Hermiona westchnęła gniewnie. Krum wyżywał swoją
wściekłość na tych biednych stworkach. To nie dopuszczalne. Zaklęła pod nosem. Wciąż
myślała o Draco. Może zaangażuje Cienia w pomoc. Naprawdę wierzyła, że ją
uratują. Chociaż minęło tak wiele czasu. Coraz bardziej wątpiła w pomoc. Z westchnieniem włożyła najbardziej skromną
suknię jaką znalazła i zapięła się pod szyją. Wiktor czekał na nią w salonie.
Wyglądał bardzo elegancko w ciemnym garniturze, ale oczy mężczyzny zdradzały
wszystko. Hermiona wzdrygnęła się mimowolnie usiłując stłumić omdlenie. Na
drżących nogach podeszła do stolika i przywoławszy na twarzy uśmiech usiadła.
- Mam
nadzieję, że posiłek będzie ci smakował – odparł kurtuazyjnie mężczyzna.
Pokiwała głową. Talerz wyglądał obficie. Pierogi z kapustą i grzybami, oraz
dobrze doprawione mięso. Niechętnie sięgnęła po widelec. Chociaż była głodna jakoś
nie miała chęci na jedzenie. Z grzeczności udawała, że je nie czując smaku.
- Bardzo – powiedziała z udawanym zapałem. Oboje
wiedzieli, że nie zjadła prawie nic. Wiktor przez grzeczność nie skomentował
tego. – Jak długo zamierzasz mnie tu trzymać? – Odważyła się zapytać. – Tęsknie
za synem. Chciałabym go zobaczyć. Choć przez chwilę. – Miała nadzieję, że jakoś
zmiękczy mężczyznę. Niestety. Te pytanie sprawiło tylko iż Wiktor zmienił się
na twarzy. Odruchowo cofnęła się przed nim.
- Zapomnij o
tym bachorze! – krzyknął wściekle tracąc panowanie nad sobą. Do tej pory zachowywał
spokój kiedy wspominała syna. Teraz miał dość. Powoli tłumiona wściekłość
znalazła w końcu ujście. – Nigdy więcej go nie zobaczysz, rozumiesz? Zostaniesz
tu na zawsze. Będziemy prawdziwą i szczęśliwą rodziną.
- Jesteś potworem! – wykrzyknęła Hermiona i uciekła w
stronę swojego pokoju. Trzaskając drzwiami padła na łóżko. Musiała uciec. Nie
była przecież łkającą beksą, a dzielną i odważną Gryfonką. Zawsze sobie radziła
w trudnych sytuacjach i wychodziła z nich obronną ręką. Teraz też miała zamiar tak zrobić. Bez względu
na wszystko. Wzięła się w garść. Otarła łzy. Synek był dla niej najważniejszą
osobą jaką kiedykolwiek miała. Kochała go nad życie i zamierzała zrobić
wszystko, by odzyskać. Znów przytulić. Stłumiła chęć szlochu. Słyszała krzyki
Wiktora. Zawsze bywał brutalny, ale nigdy do tego stopnia. Gdyby chciał mógłby
wziąć ją siłą tak jak wcześniej Liam. Z pewnością nie miałby oporów. Na samą
myśl o przeżyciu ponownego gwałtu nie przeżyłaby tego. Otworzyła okno i
jęknęła. Dom miał ze dwa piętra, ale to jedyna szansa ucieczki. Nie miała przy
sobie różdżki. Musiała liczyć tylko na siebie. Zerwała pościel i prześcieradło.
Nie była gruba, więc istniała szansa, że to ją utrzyma. Zamknęła drzwi na
klucz. W ten sposób dawała sobie trochę Czasu. Na zewnątrz panowała głucha noc.
Ostrożnie przełożyła nogę i znalazła się na zewnątrz. Było dość chłodno. Jesień
przyszła bardzo szybko. Wkrótce zamieni się w zimę. Nie miała cieplejszego
odzienia, ale nie dbała o to. Chęć ucieczki była o wiele silniejsza. Musiała
tak postąpić. Dla swojego syna.
Miękko wylądowała na ziemi. Wiktor nie kłamał. Dom
znajdował się na prawdziwym odludziu. Dookoła nie było żywej duszy. Jak miała
znaleźć tu pomoc? Zaczynała dygotać z zimna, więc ruszyła do przodu. Ostrożnie rozglądając
się przemierzała wąską ścieżkę idąc w stronę lasu. Być może popełniała błąd,
ale wierzyła iż gdzieś tam znajdzie pomoc. Nie mogli być na całkowitym
odludziu. Wiktor musiał już odkryć jej ucieczkę, więc starała się omijać główną
ścieżkę, ale nie chciała też tracić jej z oczu. W pewnym momencie usłyszała tętent kopyt. Z
oddali rozpoznała wściekłą sylwetkę Kruma. Różdżką oświetlał sobie drogę.
Wyraźnie jej szukał. Nie mogła mu pozwolić by ją znalazł. Zawzięła się w sobie i nie zważając na deszcz pobiegła
dalej, by znaleźć schronienie w gęstych zaroślach. Tu Wiktor nie dotarł. Owszem
przechodził parę razy obok niej nawołując, grożąc, ale jej nie znalazł. Powoli
zaczynało zmierzchać. Mężczyzna tracił cierpliwość.
- A zdychaj sobie w tym lesie jak jesteś taka
głupia! – krzyknął donośnie by go usłyszała. Zadygotała słysząc te okrutne
słowa. Jednak wiedziała, że odpuścił. Przynajmniej tym razem. Być może sądził
iż się wystraszy i wróci. Nie miała takiego zamiaru. Zawsze walczyła o swoje.
Od początku do samego końca. Pierwsze krople deszczu spadły na nią całkiem
niespodziewanie. Jęknęła wyraźnie niezadowolona z takiego obrotu sprawy. Deszcz
jeszcze bardziej osłabiał jej organizm. Niestety nie miała wyjścia. Musiała iść
do przodu. Niechętnie podniosła się z kolan. Szła bardzo wolno. Każdy krok był
dla niej coraz bardziej trudniejszy. Nie miała pojęcia, czy to choroba, czy po
prostu zmęczenie. Jedynie myśl o Jammiem sprawiała, że szła dalej.
- Wrócę do
ciebie synku – szeptała z nadzieją. Pragnęła go przytulić, ukołysać do snu. Jamie
to jedyna osoba o której w tym momencie myślała. Kręciło się jej w głowie. Z
trudem stawiała dalsze kroki. Dopadał ją
coraz większy lęk. Nie poddawała się jednak nie miała sił. Powoli osunęła się
na ziemię.
- Pomocy –
wyszeptała tylko i pozwoliła by ogarnęła ją ciemność.
*~*~*
Katherine
miała obawy odnośnie całego planu.
Naprawdę chciała ukarać siostrę, ale czy musi być aż
tak drastyczna? Ostatecznie ucierpi nie tylko ona, ale i również ich najmłodsza
siostra Lucy. Jednak Selina zasłużyła sobie na karę. Ostatecznie zrobiła sporo
złego. Dzisiaj mieli wyjechać do Bath. Tam właśnie mieszkali przed jej
wyjazdem. Stamtąd pochodziła Kate. Do zawodów zostało trochę czasu, więc Blaise
przystał na warunki jakie mu zaproponowała. Sam miał własne kłopoty, więc go rozumiała.
Słyszała o atakach w Hogwarcie, które robiły się coraz bardziej drastyczne.
- Dziękuje, że
mi pomagasz – szepnęła do Scotta, którego nastawienie w stosunku do Katherine
uległo wielkiej zmianie. Zaczął ją podziwiać.
Przez ostatnie lata śledził jej karierę targany sprzecznymi uczuciami.
Raz nienawiścią, a raz nieskrywanym pożądaniem. Właściwie Katherine podobała mu
się od zawsze. Miała w sobie coś wyjątkowego. Seth miał wiele szczęścia, jednak
patrząc jak skończył czy aby na pewno?
- Ja też mam prawo do zemsty – przyznał cicho.
– W końcu jest odpowiedzialna za śmierć mojego brata. Zasługuje na to wszystko.
Powtórzmy jeszcze raz. Kiedy wypijemy eliksir wieloskokowy staniemy się panią i
panem Anderson. Ja mam na imię Sam, a ty Melania. Przyjechaliśmy do Bath
rozejrzeć się za kupnem nowego domu. Nasz syn Howard jest obecnie w Hogwarcie.
- Myślisz, że
Selina to kupi? – zapytała z mimowolnym lękiem. Jej siostra nie należała do
głupich istot. Wręcz przeciwnie. Była cwana i świetnie umiała udawać. W czasie
podróży samochodem z wynajętym szoferem sporo się dowiedziała na jej temat.
Rzeczy szczególnie okrutnych jakie mocno nią wstrząsnęły. Selina nie szanowała
ludzi. Tych którzy byli pod nią podlegli traktowała z góry, a każde
przewinienie dość okrutnie karała. Nie była sprawiedliwa i często wykazywała
się ze swoją władzą. Kiedy Katherine o tym słyszała czuła ciarki na plecach. W
ogóle tego nie rozumiała. Były siostrami, a różniło je wszystko. Dlaczego? Nie
miała pojęcia. Widać tak musiało być.
Jedna zostawała tą dobrą, a druga złą. Czuła irytacje, ale starała się być
bardzo silna. To będzie trudna przeprawa. Musiała temu podołać. Mimo całej
sytuacji miała wyrzuty sumienia i wątpliwości. Zawsze taka była.
- Mam taką
nadzieję – westchnął ciężko. – Z mojej rodziny nikogo już nie ma. Nie powinno
być zatem problemów. Trochę gorzej z tobą, ale sobie poradzisz. Musimy tak
zrobić. Selina powinna zapłacić nie tylko za śmierć Setha, ale i twoje
upokorzenie.
Scott uniósł jej brodę i delikatnie spojrzał w oczy
dziewczyny. Miała łzy w oczach. Delikatnie otarł łzę kciukiem.
- Nie rób
sobie wyrzutów. Próbowałaś jej pomóc, ale sama wiesz jak bywa. Niestety pewne
osoby same przynoszą na siebie zagładę.
Pokiwała głową. Mimo wszystko ciężko było znosić całą
sytuację. Matka i ojciec już nie żyli. Z siostrą mieszkała jedynie najmłodsza
Lucy. Nie znała zbyt dobrze małej. Całe szczęście iż przebywała w Hogwarcie.
Słyszała o niej różne historie. Podobno to dobra dziewczynka. Może jak będzie
po wszystkim da jej normalne dzieciństwo. Musiała dać radę. Bardzo tego
pragnęła. Tym razem zakończy swoją
historię w bardzo pozytywny sposób. – Jesteś gotowa? – zapytał pół godziny
później zatrzymując samochód przed eleganckim zajazdem. Wynajęli dwa pokoje.
Kiedyś przychodziła tu na pyszne pączki. Jednak teraz miała zostać
nierozpoznana.
-Zmieniłem trochę plany – przyznał ku zaskoczeniu
Katherine Scott. Zmienili już postacie. Oboje wyglądali na starszych niż w
rzeczywistości. – Będziemy się nazywać Howardowie. Alana i Matt Howard. Takie
zwyczajne nazwiska i imiona. Nie chcemy budzić specjalnego zainteresowania.
- Masz rację –
przytaknęła. Niechętnie się z nim zgadzała. Szczególnie gdy robił jej takie
niespodzianki. Zdołała jednak jakoś opanować swoją niechęć. Scott wiedział co
robi i wbrew pozorom ufała mu. – Jaki więc jest plan?
- Jutro o
siedemnastej rada spotyka się tutaj w zajeździe. Spróbuje rozeznać całą
sytuację. Z pewnością Seline ma paru wrogów więc to wykorzystam. Będę musiał
zagrać odpowiednio, ale to nie będzie problem. Już wcześniej poznałem parę
odpowiednich osób. Jest tu również dom publiczny. Muszę go odwiedzić i
porozmawiać z paroma dziewczynami. Może niektóre będą skore do pomocy.
Na samą myśl, że Scott miałby odwiedzić burdel
Katherine poczuła mimowolną zazdrość. Skąd te uczucie? Przecież nie powinna.
Scott był jej całkowicie obojętny. Już przeszła swoje w życiu z mężczyznami.
Nie zamierzała powtarzać tego błędu nigdy więcej. Owszem wciąż pozostawała
młoda, a swoim tańcem wzbudzała ogólny zachwyt. Zamierzała jednak ukrywać swoje
uczucia jak najgłębiej i nie pokazywać ich na wierzch. Niestety w ostatnim
czasie było coraz trudniej i ciężej.
- W porządku –
pokiwała głową. – Ja porozmawiam z gospodynią o miejscowych ploteczkach. Może
coś będą wiedzieć. Zrobię to bardzo dyskretnie. Przy okazji dowiem się jakie
mają zdanie na temat Seline.
- Dobry pomysł
– przytaknął. Czuł niepokój jednak wiedział, że nie mają wyjścia. Seline
musiała zapłacić za swoje. Już dość zła wyrządziła.
Gospoda w której wynajęli pokój była czysta i
zadbana. Z tego co wiedział popularna w tych okolicach. Tam najczęściej
organizowano różne wesela, imprezy firmowe. Głównie wśród mugoli, ale nie
tylko. Gospodarze byli charłakami i znali dobrze świat czarodziejów. Umieli
jednak się dostosować i w razie czego zaoferować swoją pomoc zagubionym
wędrowcom. Same pokoje również należały do przyzwoitych.
- Słyszeliśmy
o panience Seline – odparła zapytana pulchna gospodyni. – Nie jest to dobra
kobieta. Niszczy każdego za jakiekolwiek przewinienie. Została głównym
burmistrzem i ten wybór nie był najlepszy. Wiem sporo o świecie magii. Jestem
charłakiem, ale tu mieszkają również mugole. Nie rozumieją systemu naszych kar.
- Dlaczego
nikt nigdy jej nie powstrzymał? – Katherine była wstrząśnięta całą sytuacje.
Nie spodziewała się aż tak wielu okrucieństw ze strony siostry. Przyprawiało ją
to o mdłości.
- Na prawie
każdego ma tu haka – przyznała ze smutkiem gospodyni. – Dla mnie również źle by
się to skończyło gdyby poznała prawdę o naszej rozmowie. Ta kobieta jest
niebezpieczna. Nikt do tej pory z nią nie wygrał.
Katherine zacisnęła dłonie w pięści. Po raz ostatni
jej siostra kogoś skrzywdziła. Nie zamierzała dopuścić by takie sytuacje miały miejsce.
Nigdy więcej.
*~*~*
Wydawało się jej, że widzi cienie, które ją
przyzywały.
Jęknęła drżąc w gorączce. Miała dziwne uczucie jakby
całe ciało płonęło. Ktoś przemawiał do niej czule, ale ignorowała ten głos.
Chociaż wydawał się być bezpieczny to dochodził bardzo daleko. Próbowała
walczyć z cierpieniem, jednak własna słabość była o wiele silniejsza. W tym
momencie pragnęła zamknąć oczy i nigdy ich nie otworzyć. Musiała jednak wrócić.
Synek potrzebował matki. Powoli i ostrożnie budziła się do życia. Jęknęła, gdy
zbyt ostre światło ją poraziło.
- W końcu się
panienka obudziła – powiedział delikatnym głosem starszy mężczyzna. Powoli
odzyskiwała wzrok. Nie rozpoznawała starszego mężczyzny przed nią. Z początku
ogarniała ją panika. Szybko jednak odzyskała swoje nerwy. Uciekła od Wiktora.
Zyskała pewność, że jej nie znajdzie. Mogła być bezpieczna. Tylko czy na pewno?
Ostatecznie będzie chciał znów ją znaleźć. Na samą myśl robiło jej się słabo.
Musiała porozmawiać z Draconem. Powiedzieć mu prawdę. Tylko w ten sposób zdoła
ochronić siebie i chłopca. Tajemnice w niczym jej nie pomogły do tej pory.
Sprawiały tylko kłopoty. Przekonywała
się o tym na własnej skórze. Teraz płaciła wysoką cenę. Musiała jakoś się
uspokoić. Opanować całą sytuację. Tylko w ten sposób zdoła jakoś wrócić do
domu. Powoli i ostrożnie podniosła głowę. Czuła się lekko skołowana.
- Gdzie ja
jestem? – zapytała cicho. Starszy mężczyzna spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
Dziewczyna wyglądała o wiele lepiej niż wcześniej. Kiedy ją znalazł był pewien,
że nie żyła. O tej porze tutaj znaleźć martwą kobietę? Nie krył swego
przerażenia. Jednak jej jęk go uspokoił. Miała w sobie coś niewinnego i
kruchego. Dlatego postanowił ją uratować.
- W domu
starego Toma – wyjaśnił łagodnie mężczyzna. – Tom to ja. Mieszkam tu od bardzo
dawna. Daleko od ludzi i miasta. Mam ciszę i spokój. Staremu człowiekowi jak ja
niczego nie trzeba więcej do szczęścia. A ty kim jesteś? Jak znalazłaś się w
tak opłakanej sytuacji?
- Nazywam się
Hermiona Granger – wyjaśniła czując, że może być tu bezpieczna. Tom wyglądał na
kogoś komu można ufać. Jego łagodne oczy i ciepły uśmiech przemawiały do niej.
– Uciekłam z domu człowieka który mnie porwał i uwięził. Muszę wrócić do
przyjaciół i mojego synka. Tylko on ma dla mnie znaczenie. – Wciąż czuła się
słaba, ale zamierzała walczyć. Draco obiecał pomoc. Z pewnością znajdzie jakiś
sposób by jej pomóc. W krótkim czasie zdążyła mu zaufać. Miał w sobie wiele
dobra. Wcześniej nie myślała o nim w ten sposób, ale ludzie naprawdę się zmieniają.
Wielka szkoda, że nie wszyscy.
- Granger? –
Mężczyzna nie krył swojego zaskoczenia. Znał to nazwisko. Dawno temu poznał
grupkę młodych ludzi, którzy uratowali mu życie. Był wtedy sprzedawcą na ulicy
Pokątnej. Prowadził mały sklep z magicznymi pamiątkami dla turystów. Mieścił
się on niedaleko wytwórcy różdżek. Tamtego dramatycznego wieczoru napadnięto na
sklep przy okazji niszcząc i jego. Stracił przytomność i umarłby gdyby nie
dwoje odważnych ludzi. Wyciągnęli go ze sklepu i odstawili do św.Munga. Od
tamtej pory zaszył się w ukryciu porzucając swój świat. Opowiedział o wszystkim
Hermionie, która nie kryła swojego zaskoczenia.
- Niesamowity
przypadek – przyznała z westchnieniem. Siedzieli już przy stole, gdzie młoda
czarodziejka zajadała przepyszny rosół. Od dawna nie jadła czegoś tak pysznego.
W końcu Wiktor nie słynął z dobrego utrzymywania domu, a ona była tylko jego
więźniem. – Muszę wrócić do domu.
Mężczyzna pokiwał głową. Chociaż opuścił swój świat
jego kominek wciąż miał magiczne połączenie. Dzięki niemu mógł bez problemu
teleportować się na ulicę Pokątną i z powrotem. Zapewniało mu to dozę
bezpieczeństwa. Musiał jej pomóc. W ten sposób mógł się odwdzięczyć za życie.
- Dam ci
trochę proszku Fiuu – powiedział miękko podchodząc do kuchennej szafki.
Mieszkanie mężczyzny urządzone było dość biednie, ale przytulnie. – Jestem sam
od kiedy zmarła moja żona. Dzieci nie mieliśmy. Cieszę się, że mogłem ci pomóc.
- I to twoja
ostatnia rzecz jaką zrobiłeś! – Oboje drgnęli gdy usłyszeli wściekły głos
Wiktora. Hermiona zlękła się w duchu. A jednak ją znalazł. Jakimś dziwnym cudem
kiedy myślała, że w końcu jest
bezpieczna. Tom stanął naprzeciw niej i Wiktora z różdżką w ręku. Nie miał
żadnych szans. Wiktor został doskonale wyszkolony w walce. Każdy wiedział jak
bardzo był niebezpieczny. Szczególnie ona nie jeden raz miała okazje się o tym
przekonać.
- Wiktor,
proszę – wyszeptała cichutko. Chciała uratować tego człowieka. Odwdzięczyć mu
się za pomoc. Zdawała sobie sprawę, że Wiktor go zabije. Nie mogła do tego
dopuścić.
- Musisz dostać nauczkę, Hermiono – powiedział Krum
przeciągle. – Ode mnie się nie ucieka. Najwyższa pora byś się tego nauczyła, a
najlepiej to zrobisz przez śmierć tego człowieka.
- Nie –jęknęła głucho. – Błagam. Zrobię wszystko co
zechcesz. Nigdy więcej nie ucieknę. Tylko nie zabijaj tego człowieka.
- Za późno! – Wysoko uniósł różdżkę. – Avada…
- Kedavra… - Inny ostry głos dokończył zaklęcie.
Hermiona zamknęła oczy osuwając się na ziemię w momencie gdy ciało mężczyzny
również upadło.
Draco zdążył w ostatniej chwili. Wiedział, że Wiktor
nie skrzywdziłby Hermiony, ale z pewnością zabiłby tego mężczyznę. Po krótkich
wyjaśnieniach i wezwaniu Aurorów wiedział, że uratował on życie jego przyszłej
żonie.
- Naprawdę
bardzo panu dziękuje – powiedział miękko kiedy już Hermiona została bezpiecznie
teleportowana do szpitala. – Dzięki panu mogę spać spokojnie iż mojej kobiecie
nie będzie nic grozić. Teraz muszę tylko zadbać o jej zdrowie. Reszta sama
przyjdzie.
- To prawda –
przytaknął mężczyzna. Mógł odetchnąć z ulgą. Los niespodziewanie oszczędził go
po raz drugi. Chyba powinien lepiej przemyśleć swoje życie. Nie wyglądało ono
najlepiej. Zaprzepaścił je, ale jeszcze nie było za późno na zmiany. – Pozdrów
ode mnie pannę Granger i daj znać gdy wyzdrowieje.
- Oczywiście –
przytaknął wychodząc. Odetchnął z ulgą. Ron nie zadawał żadnych pytań. Szybko
domyślił się o co chodzi. Zabrano ciało Wiktoria i powiadomiono Bułgarskie
ministerstwo. Zatuszowano całą sprawę. Na całe szczęście. Draco mógł odetchnąć.
Musiał tylko znaleźć ojca Hermiony i namówić go do pomocy. Czuł, że to będzie
trudne zadanie. Miał jednak zamiar mu podołać. Od tego zależało jego przyszłe
szczęście. Coraz częściej wyobrażał je sobie u boku Hermiony i zaczynał się do
tej myśli przyzwyczajać. Ona również musiała się o tym przekonać. Zamierzał jej
pokazać, że będzie dobrym mężem, a ona idealną żoną. W dodatku będą mieli
wspaniałego syna. Chyba po raz pierwszy jego brat nieświadomie przyczynił się do
czegoś dobrego. I naprawdę w to wierzył.
*~*~*
Na zakończenie:
Ostatnio patrzę na statystyki i widzę, że całkiem sporo was wchodzi.
Wiem również, że niektórzy czytają.
Naprawdę tak trudno napisać parę słów o blogu? Niby komentarze nie mają
znaczenia. Nie piszę tej historii dla nich, ale będę wdzięczna by dzięki temu
wiedzieć, czy historia naprawdę wam się podoba. Powoli zbliżamy się do
półmetku. Miało być ok. 20 rozdziałów ale myślę, że całość śmiało zamknę na 15
i pierwszej miniaturce. Potem pomyślę, co mi przyjdzie do głowy. Pozdrawiam
serdecznie i do zobaczenia wkrótce.
Informacyjnie:
Tytuł oryginału: „Kaprys losu”
Tytuł rozdziału: 010 „dramatyczny zwrot akcji”
Ilość stron: 9
Ilość słów: 4 525
No i w końcu się doczekałam nowego rozdziału. Miałam wrażenie, że o mnie zapomniałaś.
OdpowiedzUsuń:'(
A mówiąc szczerze. Bardzo podoba mi się to opowiadanie. Zazdroszczę ci takiego luźnego stylu pisania. Długość rozdziału jak dla mnie perfeckt :D
Nie znosze Kruma jakbym mogła zabiła bym go. Jak on śmiał porwać Hermione. I nie pozwalać jej na spotkanie się z synkiem. To bez duszne.
I do tego chcąc zabić tego biednego człowieka tylko dlatego że wyciągną pomocną dłoń w stronę potrzebującej.
Dracko górą.
Życzę weny i powodzenia. Wiesz gdzie mnie w razie czego znaleźć.
Przepraszam, przepraszam.
UsuńByłam pewna, że powiadomiłam wszystkich i obiecuje poprawę.
Oczywiście ja również za Krumem niezbyt przepadam i uważam że zasługuje na miano najgorszego w tym opowiadaniu. No cóż w końcu każda historia musi mieć swoje mroczne cienie, prawda?
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na ciąg dalszy już wkrótce.
Oczywiście zajrzę. W końcu jako jeden z nie licznych wylądował w mojej biblioteczce :)
UsuńJestem ciekawa co będzie dalej. Czy Hermiona spotka się ze swoim synkiem.
Czytam i jak najbardziej komentuje!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobał ten rozdział. Nutka grozy przy ucieczce Hermiony i ponownym pojawieniu się Kruma.. Czytałam i zastanawiałam się ciągle czy aby napewno uda jej się uciec! Ufff, pojawienie się Draco rozwaiło moje wątpliwości, na szczęście! Ogólnie muszę przyznać, że naprawdę lubię czytać Twojego bloga, podobają mi się opisy, dialogi jak i cała historia!
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! :*
Pisz, pisz i jeszcze raz pisz!!! Pochłonęło mnie bez reszty zwłaszcza wątek Hermiony i Drakona ;-)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Pomimo wielu trudności i bólu tyle nadziei z niego tchnie, tyle miłości. Kocham <3
OdpowiedzUsuńA wątek Dracona i Hermiony zawsze najlepszy! ;)
Pozdrawiam i życzę miłego dnia :3
Masz ogromny talent i mam nadzieję że hiatoria zakończy się szczęśliwie. Planujesz wrócić do bloga dramione w klimacie Pięknej i Bestii?
OdpowiedzUsuńWiesz myślę, że z czasem tak, wrócę do tamtego opowiadania.
UsuńNa razie jednak planuje historie gdy są jeszcze w Hogwarcie. Dawno tego nie pisałam.
pozdrawiam serdecznie
Pisząc bloga o tej parze, teraz jeszcze bardziej kibicuję Ginny i Blaise'owi. Ich romans był krótki, ale namiętny. Z tego co widzę, dziewczyna zawsze miała dylemat, którego mężczyznę wybrać.
OdpowiedzUsuńWiktor to prawdziwy psychopata. Sceny w jego domu skojarzyły mi się nieco z Piękną i Bestią, tylko w tym wypadku Wiktor był prawdziwym potworem. Dobrze, że Hermiona uciekła, a ten koszmar się skończył. Ujęło mnie, że tak cały czas myślała o synku. I Draco nadszedł w ostatniej chwili... :)